Jarosław Kowal: Wspomniałeś w mediach społecznościowych, że kilka lat temu postanowiłeś nagrać utwór i że wybór rapu mógł być zaskoczeniem, bo nie byłeś z taką muzyka kojarzony. Z jaką w takim razie byłeś i dlaczego postanowiłeś jednak rapować?
Przemysław Ustymowicz: Mogłem być bardziej kojarzony z muzyką rockową czy alternatywną, od nich zaczynałem. Najpierw - w szkole podstawowej - grałem na gitarze, później miałem dłuższą przerwę, ale w okolicach gimnazjum nagle zrobił się boom na zakładanie zespołów. W moim rodzimym Sławkowie było ich wiele, w niektórych grali znajomi, więc pomyślałem, że też mógłbym coś w tym kierunku zacząć robić. Przewinąłem się przez kilka kapel i dlatego raczej z taką muzyką można było mnie wcześniej kojarzyć.
Inspiracje gitarowe na pewno nadal są wyraźne. Wciąż z nich czerpię, lubię brzmienie "żywych" instrumentów, a rap pojawił się z czasem dlatego, bo po jakimś czasie trudniej było znaleźć osoby chętne do gry w zespole. Zresztą w zespołach zawsze prędzej czy później zaczynają pojawiać się różnego rodzaju napięcia, na co nie miałem już siły. Stwierdziłem, że mogę robić to sam, jako pierwszy rapowany kawałek nagrałem "Letni traczek" i tak to się dalej kręci.
A czy wybór rapu to także kwestia dosyć łatwego dostępu do różnorodnych narzędzi potrzebnych do jego tworzenia w takim zakresie, który pozwala na rozpoczęcie działalności w stu procentach solowej?
Na pewno tak. Dostępność urządzeń, programów umożliwiających tworzenie muzyki czy różnego rodzaju wtyczek jest dzisiaj ogromna. Nie potrzebuję chwytać za gitarę, wystarczy, że odpalę jakiś plug-in i mogę zrobić tę samą melodię czy te same akordy. Jeżeli z kolei to nie wystarczy, można podpiąć instrument pod interface i dograć to, czego potrzeba. Nigdy nie potrafiłem też śpiewać, choć zawsze było to moim największym marzeniem, a w rapie najważniejsze jest poczucie rytmu, w czym znacznie łatwiej potrafiłem się odnaleźć.
Jako osoba niewywodząca się z rapu, ale próbująca w nim sił, czujesz, że masz utrudnioną drogę do koncertów albo wspólnych nagrań, bo jesteś w tym środowisku nowy?
Można tak powiedzieć, bo rzeczywiście nie obracałem się w tym środowisku, ale to nie jest tak, że wcześniej nie znałem tej muzyki. Był taki moment, że wszyscy słuchali Paktofoniki i ja też miałem wtedy z rapem często do czynienia. Wchodzenie w ten świat od innej strony niż od strony słuchacza faktycznie może być jednak utrudnione. Trzeba poznać osoby zajmujące się produkowaniem beatów, trzeba też znaleźć kogoś, kto pomoże z organizacją koncertu - kompletnie nie wiem, jak się za ogarnięcie występów na scenie zabrać. Cały czas poznaję ciekawych, siedzących w tych tematach ludzi i na pewno poznam ich jeszcze więcej. Zajmuję się rapem dopiero od dwóch lat, jestem na samym początku drogi.
Spotkałeś się z gatekeepingiem? Z bardziej doświadczonymi osobami zajmującymi się rapem, które próbowały uczyć cię, co wolno, a co jest zabronione?
Póki co nie spotkałem się z tym. Nikt mi jeszcze nie powiedział, że skoro zaczynałem od robienia muzyki rockowej, to co ja mogę wiedzieć. Może w sieci zdarzają się jakieś nieprzychylne komentarze, ale to internet - każdy może napisać wszystko. Nie zwracam na to uwagi, robię swoje i nie przejmuję się reakcjami. Gdybym miał się nad nimi zastanawiać, pewnie nigdy niczego nie zacząłbym robić. Zresztą we wszystkim, co w życiu robimy nie powinniśmy zwracać uwagi na to, czy się to komuś spodoba - jak chcemy coś zrobić, to po prostu to róbmy.
Zależy ci na tym, żeby stać się częścią tego wszystkiego? Chciałbyś grać na festiwalach hip-hopowych, nagrywać z Młodym Dzbanem albo Pezetem i tak dalej czy bliżej ci do obszerniejszego zjawiska "muzyki alternatywnej"?
Bardzo chciałbym w tym być. Hip-hop jest dzisiaj bardzo różnorodny, weźmy chociażby braci Kacperczyk, którzy robią rap, ale mocno pomieszany z muzyką alternatywną i trafiają na naprawdę duże sceny. Wydają zresztą muzykę pod szyldem SBM-u - jednej z największych rapowych wytwórni w Polsce - więc mieszanie rożnych stylów i różnej publiczności na pewno nie przeszkadza. Dlatego nie ograniczam siebie do brzmień gitary, myślę, że w numerach, które dotąd wypuściłem można znaleźć znacznie więcej. Jest coś dla osób preferujących chillowe brzmienia i coś dla osób, które lubią mocniejsze, trapowe kawałki.
Czego najbardziej nie lubisz we współczesnym polskim rapie? Czego na pewno nie chciałbyś powielać w swojej działalności?
Bardzo nie lubię, kiedy ktoś mówi, że jest fresh, a w muzyce pokazuje, że wcale tak nie jest. Wielu raperów ma dzisiaj mnóstwo wyświetleń, ale na jakość muzyki w ogóle się to nie przekłada. Denerwująca jest też ciągła gonitwa za tym, żeby być bardziej influencerem niż raperem. Świat mediów społecznościowych pokazuje, że muzyka sama już się nie obroni. Trzeba być obecnym w internecie, a to wiąże się z wykonywaniem dodatkowej pracy, co bywa uciążliwe.
W ostatnich latach ukształtował się nowy typ influencera, czyli kogoś, kto nie tylko ma tysiące obserwujących na Instagramie czy YouTubie, ale streamuje rozgrywki w przeróżnych grach wideo na Twitchu, czasami walczy w klatce, czasami też rapuje. Rap jest w tym nie tyle pasją, co po prostu kolejnym elementem układanki.
Tak, wiele osób, które już wcześniej były influencerami nagle weszło w tę muzykę, chociażby Ekipa. Rap stał się bardzo popularny, jest muzyką mainstreamową i nie brakuje osób, które chcą się za jego pomocą pokazać. Kiedy ma się dostęp do dobrego studia, dobrych realizatorów i do dobrych ghostwritterów, nie trzeba nawet wielkich umiejętności, żeby zrobić zdatną do słuchania muzykę. Nie mam z tego powodu bólu dupy, ale trochę boli mnie to, że spędziłem wiele czasu na tworzeniu muzyki, a nie mogę liczyć na podobne zasięgi, jak ludzie, którzy tak naprawdę nie są z nią związani i traktują ją jako dodatek do innych czynności.
Niczego nie ujmując twoim wcześniejszym utworom, singiel "Monika Brodka" z końcówki października ubiegłego roku to wyraźny skok jakościowy i przede wszystkim bardziej autorskie podejście do muzyki. Czujesz, że wiąże się z nim zmiana w twoim podejściu do tworzenia?
Tak, od strony technicznej to na pewno najlepszy z moich singli. Jest to też zapowiedź subtelnej zmiany w kierunku trochę bardziej nowoczesnego brzmienia, o ile można tak powiedzieć. Chcę dać tej muzyce więcej od siebie i jak najmniej powielać różnego rodzaju schematy. Wszystkie możliwe linie melodyczne zostały już napisane, ale myślę, że wciąż da się bawić dźwiękami w takim stopniu, żeby stawały się w miarę oryginalne. "Monika Brodka" jest do tego wstępem.
Dlaczego wybrałeś Monikę Brodkę na bohaterkę utworu? A przynajmniej bohaterkę tytułową, bo w tekście raczej nie pełni takiej roli.
Długo zastanawiałem się nad tytułem i chociaż Moniki Brodki nie ma w tekście wiele - po prostu pasowała mi do rymu - stwierdziłem, że byłoby to ciekawe rozwiązanie. Bardzo szanuję Monikę Brodkę jako artystkę, za dzieciaka często jej słuchałem i nawet teraz wracam do jej utworów, ale nie powiedziałbym, że to jest gest w jej kierunku. Nie będę ukrywał, że spojrzałem na to także od strony marketingowej i wybrałem tytuł, który mogłyby podchwycić algorytmy.
W Stanach to dosyć popularny zabieg - był już szereg utworów zatytułowanych "Kurt Cobain", "Kobe Bryant" albo utworów z imionami wrestlerów.
Takie postacie są częścią popkultury, więc pojawiają się w rapowych tekstach czy tytułach, nawet jeżeli nie są z rapem związane. Nie śledzę zagranicznej sceny rapowej, ale w Polsce też stosuje się ten zabieg i na pewno zawsze w jakimś stopniu wpływa to na zasięgi.
Twórczość innych osób często jest dla ciebie inspiracją albo motywacją do działania?
Kiedy grałem jeszcze w zespołach, największą inspiracją było dla mnie Happysad - to mój ulubiony zespół i słucham go od dziecka. Wpłynął na mnie w znaczącym stopniu zarówno pod względem brzmieniowym, jak i tekstowym, a Kubę Kawalca postrzegam wręcz jako mentora. Uważam go za jednego z najlepszych tekściarzy w Polsce. Nadal szukam różnego rodzaju inspiracji, słucham dużo różnorodnej muzyki, choć akurat ostatnio mam od tego przerwę - od dwóch miesięcy właściwie w ogóle nie słucham muzyki. Zazwyczaj obserwuję jednak scenę chociażby po to, żeby być na bieżąco z trendami. Może się na przykład pojawić nowy, modny typ beatu, do którego warto będzie nawinąć. Z drugiej strony, szukam również w sobie. Często piszę, zajmuję się też copywritingiem i odnajduję inspiracje poza muzyką - w życiu, w różnych sytuacjach i emocjach. Emocje można zresztą odzwierciedlać nie tylko za pomocą tekstu, ale także w samej muzyce. Kiedy tworzę beaty, zawsze staram się, żeby były w nich choćby cząstki emocji, które akurat mi towarzyszą.
Wspomniałeś o copywritingu, wyczytałem też, że w kręgu twoich zainteresowań znajdują się media społecznościowe - zajmowanie się nimi daje ci satysfakcję czy to po prostu coś, co w dzisiejszym świecie jest niezbędne i konieczne do opanowania, by docierać jak najdalej ze swoją muzyką?
Jest to niezbędne, ale zajmuję się mediami społecznościowymi dlatego, bo wiąże się to z kierunkiem studiów związanych z reklamą, jaki ukończyłem i jakie teraz kończę na stopniu magisterskim. Zaczęło się od tego, że poszedłem na praktyki do Instytutu Roździeńskiego w Katowicach, gdzie zająłem się mediami społecznościowymi i stwierdziłem, że mógłbym to robić zarobkowo. Takie doświadczenie na pewno pomaga w zajmowaniu się własnymi kanałami, ale nie jest to łatwe, bo influencerów czy ludzie po prostu tworzących swój content jest na Instagramie bardzo wielu.
Na ile jesteś gotów pokazywać w internecie Przemka Ustymowicza, a na ile wolisz funkcjonować jako Pepe?
W jednym z kawałków nawinąłem, że mam sto jeden twarzy jak Casio, więc tak naprawdę nigdy nie wiadomo, jakiego Przemka widzi się na Instagramie. Poza tym stworzyłem konto jeszcze w gimnazjum i mam tam wielu znajomych z tego okresu, więc długo funkcjonowałem raczej jako Przemek, ale nie rozdzielałbym aż tak bardzo tych dwóch oblicz. Człowiek zawsze ma wiele twarzy. Teraz publikuję więcej materiałów związanych z moją twórczością, ale mówię też często o tym, co czuję, przygotowuję ankiety, żeby dowiedzieć się, co myślą moi znajomi i osoby, które zaczęło mnie obserwować ze względu na muzykę. Lubię dawać możliwość wypowiedzenia się osobom, które mnie słuchają. Lubię pytać o zdanie w kwestii muzyki, w kwestii okładek czy po prostu kolejnych ruchów.
Nie obawiasz się, że gdyby któryś z twoich utworów stał się dużym przebojem i przybyłoby ci kilka tysięcy obserwujących, to utrzymanie tak bliskiej relacji przestanie być możliwe?
Nie obawiam się tego. Niektórzy raperzy mają bardzo wielu obserwujących na Instagramie, a potrafią utrzymać dobry kontakt z publicznością, chociażby Bedoes czy Gruby Mielzky. Wydaje mi się, że im lepszy jest odbiór, im więcej jest reakcji, tym bardziej napędza to do działania i tworzenia pozamuzycznych materiałów.
Planujesz już album albo EP-kę czy na razie skupiasz się na singlach?
Zacząłem nad tym prace, ale nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeżeli trzeba wszystko robić samodzielnie - sam robię beaty, sam wszystko nagrywam, sam wszystko miksuję, robię okładki, dbam o promocję. Wycofałem się z pomysłu nagrania płyty, ale mam pomysł na EP-kę z nieco bardziej gitarowym brzmieniem, luźniejsza, z bardziej chillowymi kawałkami.
Pytanie też, na ile nagrywanie albumu jest dzisiaj konieczne. Chociażby Chance the Rapper dopiero po ośmiu latach obecności na scenie, już jako postać bardzo popularna, wydał debiutancki materiał długogrający.
Nie ma takiej konieczności, bo wszyscy mamy Spotify albo YouTube'a - muzyka jest dostępna na wyciągnięcie ręki. Dawniej wydanie muzyki na fizycznym nośniku było dla artysty osiągnięciem i można było na tym dużo zarobić, dzisiaj niekoniecznie. Wydaje mi się też, że wydanie albumu nie jest tak bardzo potrzebne na tym najwcześniejszym etapie, kiedy dopiero zaczyna się działalność. Więcej może wtedy dawać wypuszczanie singli. Sam jestem bardzo niecierpliwy, najchętniej udostępniałbym coś nowego co tydzień, ale wiem, że nie powinno się tak robić. Codziennie robię coś nowego - albo beaty, albo teksty - i jestem w gorącej wodzie kąpany, ale może wydanie EP-ki w końcu mnie na trochę uspokoi.