Łukasz Brzozowski: Wasza muzyka to wulkan emocji i intensywności, koncerty podobnie - co robić, by nie zwariować w takim zespole jak Guantanamo Party Program?
Dariusz Liboski: Wydaje mi się, że ten zespół jest taki, jaki jest, bo traktujemy go jako przestrzeń, w którą wsiąkają nasze emocje. Chcemy, by za pośrednictwem tworzenia muzyki czy grania koncertów wychodziło z nas jak najwięcej negatywów i coś mi podpowiada, że zespół stanowi świetny bufor ku temu. Każdego członka kapeli na co dzień dotykają różne rzeczy, więc gdy uzbiera się ich odpowiednia liczba, przekładamy to na gotowy materiał. Tak mógłbym wytłumaczyć genezę twórczości, ale jak nie zwariować? Trudno powiedzieć, sam fakt istnienia Guantanamo Party Program, które wchłania wszelkie nieprzyjemne sprawy, ogromnie w tym pomaga. To forma artystyczno-ekspresyjna - pozwala się wyżyć i wyrazić wszystko, co chcemy. Dzięki temu dajemy sobie furtkę na ucieczkę od życia i zapomnienie o problemach, choćby tylko na chwilę.
Gdyby zespołu nie było, zniknęłaby przestrzeń do wyrażania emocji?
W moim przypadku pojawiłaby się ogromna pustka. Jestem absolutnie pewien, że brak zespołu na jakiś czas mógłby wytrącić mnie z życiowego rytmu. Nie mam lepszego sposobu na wykrzyczenie się i zakomunikowanie, co mi nie leży. Utracenie go wyjątkowo by mnie zasmuciło. Siłą rzeczy odczuwałbym spory problem z wyrażaniem emocji, bo bardzo przyzwyczaiłem się do robienia tego w formie znanej z Guantanamo Party Program. Myślę, że to może być główny powód trzymający mnie w tym od szesnastu lat. Czas mija, niektóre rzeczy nie zawsze wyglądają tak, jakbym tego chciał, ale wciąż tutaj jestem, wciąż to robię i nie rezygnuję z niczego.
Nie wszystko jest takie, jak chcesz, ale czy z biegiem czasu tego typu wnioski stopniowo znikają czy nasilają się?
Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś dramatycznie, bo nie mamy jako zespół zbyt wielu powodów do narzekań. Wspominałem o tym nie w kontekście poważnej blokady, a raczej standardowych sytuacji, które pojawiają się na drodze bardzo wielu zespołów o podobnym statusie do naszego. Czasami na koncert przychodzi mniej ludzi niż zakładasz, że może się pojawić, czasami płyta sprzedaje się niezbyt satysfakcjonująco, a zainteresowanie kapelą bywa trochę za małe, ale to proza życia i normalne sprawy, nic więcej. Bywają chwile, gdy nastawienie jest maksymalnie pozytywne, ale jedna rzecz potrafi zgasić entuzjazm w ułamku sekundy - trudno to kontrolować. Zwłaszcza w ramach działalności artystycznej. Jednak należy pamiętać, że takie momenty są dosyć jednostkowe i niezbyt częste.
Ale przez lata działalności można nauczyć się temperować entuzjazm i nie wpadać w huśtawki nastroju.
Każdy ma inaczej, choć wiadomo, że najlepiej byłoby nie mieć żadnych oczekiwań, ale gdyby to było takie proste, nikt by na nic nie narzekał. Czasami trzeba się chyba zastanowić, po co podejmujesz się jakichś działań - profilaktycznie, celem poukładania sobie w głowie niektórych myśli. Jeśli działasz na własny rachunek i nie zwracasz uwagi na nic innego, trudno o wygórowane, niemożliwe do zrealizowania ambicje. Z drugiej strony wychodzisz z materiałem do ludzi, tworzysz coś nowego, zasuwasz na koncerty, więc nawet podświadomie liczysz na pozytywny odbiór i mniejsze lub większe zainteresowanie. To absolutnie normalne uczucie i najpewniej wielu innych muzyków mogłoby się pod tym podpisać.
Guantanamo Party Program: Nie widzimy w przyszłości niczego dobrego (wywiad)
Odpowiednie zdystansowanie do działalności kapeli potrafi pomóc? Wydaliście nową płytę w listopadzie, ale nie wrzucacie niezliczonych postów, nie udzielacie wielu wywiadów - zupełnie, jakbyście wykonali zadanie i szli dalej, bez oglądania się za siebie.
Dobrze to interpretujesz. Nie oszukujmy się - jesteśmy dosyć małym zespołem, a nie gwiazdą z wielkich hal.
Ale małe zespoły też potrafią nieustannie wyskakiwać z lodówki, kiedy coś wydadzą.
Zgadzam się, ale to już chyba kwestia indywidualnego podejścia. Sami nigdy nie zabiegaliśmy o wielką uwagę i nie podporządkowaliśmy wszystkiego zespołowi, pozostajemy realistami. Nie musimy wpraszać się na koncerty czy inne tego typu imprezy, nie wpłacamy frycowego, by móc pojeździć za darmo z większymi kapelami i podpromować się. To oczywiście może być dobre posunięcie, więc jeśli jakieś kapele tak robią, na pewno mają w tym konkretny cel, ale my z pewnością do nich nie należymy. Po prostu gramy jak lubimy i funkcjonujemy po swojemu. Jeśli mamy ochotę ruszyć w trasę, organizujemy ją, a jak najdzie nas chęć na nagranie splita czy innego materiału, to go nagrywamy. Postrzegamy takie rzeczy jak coś naturalnego i wrośniętego w nas. Nie żyjemy wielkimi marzeniami. Fajnie będzie, gdy dzięki nadchodzącej trasie koncertowej uda nam się dotrzeć do trochę szerszego grona słuchaczy, ale jeżeli tak się nie stanie, to nie będziemy narzekać. Zamierzamy grać bez większej presji aż do momentu, kiedy poczujemy, że pasja z nas wyparowuje.
Brak pasji - nawet chwilowy - nigdy dotąd nie doskwierał wam?
W żadnym wypadku. Gdyby choć raz doszło do takiego momentu, od razu zrobilibyśmy sobię przerwę albo zakończyli działalność - w takich sytuacjach nie ma miejsca na kalkulację. Jeśli od kapeli nie zależy nic, warto sobie ją dawkować tak, aby była czymś fajnym i wnoszącym. Hobby ma cieszyć, a nie być formą dodatkowego życiowego balastu. Zespół jest dla nas bardzo ważny, to się w ogóle nie zmienia, ale skończyliśmy dwadzieścia lat już dawno temu, dlatego podchodzimy do niego z odpowiednim rozsądkiem. Nie porzucamy spraw rodzinnych na rzecz działalności Guantanamo Party Program, nie odpuszczamy normalnej pracy ani tym bardziej nie jeździmy kilkaset kilometrów, by zagrać koncert za trzysta złotych. Są w życiu inne priorytety, ale możliwość grania w zespole wciąż wywiera na nas ogromny wpływ. Nie narzucamy sobie żadnej presji, choć jednocześnie nie roztaczamy negatywnych wizji związanych z brakiem zainteresowania. Sprawia nam to radość, a póki tak jest, wszystko działa tak, jak powinno.
Wasz post-hardcore'owy sludge to rzecz na swój sposób unikatowa, ale działacie od ponad piętnastu lat. Czy w tak jasno określonej stylistyce łatwo jest wymyślać siebie na nowo?
Zdecydowanie nie, wiele tuzów tak zwanego post-metalu ma z tym problem. Słuchasz premierowych materiałów Amenry czy Cult of Luna i od strony poziomu wykonawczego nie możesz do niczego się przyczepić, ale potrafisz przewidzieć każdy dźwięk. Trudno tu o odkrywczość. W naszym kontekście należy jednak pamiętać o tym, że wcale nie mamy parcia, by z każdą płytą rozwijać się w zupełnie innym kierunku. Wiem, do czego zmierzasz z tym pytaniem, ale najzwyczajniej w świecie ta stylistyka wciąż nam pasuje, czujemy się w niej dobrze, a chyba to pozostaje najistotniejsze. Nie widzimy powodu, by wprowadzać zmiany tylko po to, by udowodnić komuś, że potrafimy podejść do czegoś inaczej. Mówiąc szczerze, nie wiemy nawet, w jaką stronę moglibyśmy pójść, dlatego robimy to, co czujemy. Jeśli uznamy, że potrzebujemy poszerzenia formuły, z pewnością zadziałamy w tym kierunku, ale to chyba dosyć odległa wizja. Może zjadamy własny ogon, nie wiem tego, ale nie potrzebujemy wymyślanie koła na nowo.
Bardzo zdrowe podejście.
Chyba tak. Jeśli jeszcze nagramy jakieś płyty, najpewniej będą utrzymane w zbliżonej stylistyce, czyli gdzieś pomiędzy metalem, hardcorem a noisem czy screamo.
Tryb przypuszczający w kontekście nagrywania kolejnych płyt to ukryty komunikat o potencjalnym zwijaniu żagli?
Raczej nie. Chciałem po prostu zaznaczyć, że staramy się nie wybiegać myślami zbyt daleko na przód. Ostatnimi czasy świat jest bardzo nieprzewidywalny. Niedługo minie rok od wybuchu wojny w Ukrainie i tak naprawdę nikt nie wie, czy nie rozszerzy się to jeszcze dodatkowo, na przykład o Polskę. Być może niedługo nie będzie żadnej teraźniejszości i przyszłości. W związku z tymi wydarzeniami planowanie czegokolwiek zahacza o skrajną abstrakcję, dlatego większość ludzi żyje bardziej tu i teraz.
"IV" została otagowana na Bandcampie jako post-hardcore, ale i "experimental". Można powiedzieć, że eksperymentujecie na jakiejkolwiek płaszczyźnie jako zespół? Nie musi to być nawet muzyka.
Nie wydaje mi się, żebyśmy jakkolwiek eksperymentowali. Ani lirycznie, ani muzycznie, ani na jakimkolwiek innym polu nie jesteśmy specjalnie innowacyjni. Podchodzimy do zespołu dosyć staroświecko - regularnie spotykamy się na próbach, ogrywamy świeże riffy lub pomysły, a gdy już istnieje jakaś baza, dorzucam do niej tekst i tak to działa. Na pewno wraz z premierą "IV" wszystko jest dużo bardziej wypielęgnowane niż wcześniej. Chciałem nadać znacznie większą wartość słowom i przyłożyć większą wagę do ich mocy. A poza tym, bez rewolucji. Oczywiście jesteśmy otwarci na różne zmiany, mieliśmy nawet w planach pewne kooperacje, które nie powiodły się ze względu na pandemię, ale nie załamujemy się. Może w przyszłości jeszcze coś zdziałamy w tym temacie.
W wywiadzie sprzed prawie trzynastu lat stwierdziłeś, że bardzo łatwo przychodzi nam zadawanie bólu innym. Zauważasz to u siebie? A jeżeli tak, to konsekwentnie z tym walczysz?
Obecnie jestem raczej na takim etapie życia, że staram się kontrolować swoje emocje i nie chcę nikogo ranić. Kiedy patrzę jednak na to, co dzieje się na mieście albo słucham rozmów ludzi na ulicach, w tramwajach albo nawet gadam z dalszymi znajomymi, bywam nieco przerażony. Sposób wypowiadania się o innych i traktowanie drugiego człowieka są straszne. Łatwo to zauważyć w kontekście chociażby wojny w Ukrainie, za sprawą której bardzo wielu mieszkańców tego kraju trafiło do Polski. Wiele osób nie ma problemu, by nazwać kogoś brudasem, wskazać palcem lub wyszydzać odmienność bez żadnego powodu. Kilkanaście lat temu dostrzegałem inne rzeczy, dziś tym bardziej, ale wniosek pozostaje identyczny - wyżywanie się na innych przychodzi ludziom zbyt łatwo. Jesteśmy bezrefleksyjni pod tym względem.
Potrafiłbyś zdiagnozować, dlaczego tak jest? Wszystko wskazywałoby na to, że Polska z roku na rok robi się coraz bardziej tolerancyjnym i otwartym krajem.
Nie jestem politologiem, więc trudno mi przedstawić jakąkolwiek fachową ekspertyzę. Niemniej ostatnio rozmawiałem na ten temat ze swoją partnerką i doszliśmy do wniosku, że ludzie bardziej kreatywni i otwarci na nowe żyją głównie w dosyć hermetycznych bańkach, siłą rzeczy są odcięci od ogółu społeczeństwa. W związku z tym kiedy tylko wyciągniemy głowę z bezpiecznej strefy, jesteśmy przerażeni liczbą porąbańców dookoła, ale ci porąbańcy nie są żadnym marginesem czy garstką ludzi w naszym kraju, a wręcz przeciwnie. Nie dostrzegamy tego na co dzień. Zmiana, o której wspominasz oczywiście zachodzi, ale nie na tak dużą skalę, jak byśmy tego chcieli.
Prześledziłem historię waszych splitów i prawie każdy zespół, z którym kooperowaliście albo nie istnieje, albo zapadł w długi sen zimowy, a wy wciąż pozostajecie aktywni. Waszym kolegom zabrakło uporu?
Trudno odpowiadać za naszych kolegów, bo pewnie każdy z tych zespołów miał zupełnie inną historię i inne przeżycia na karku, choć takie We Are Idols powoli się przebudza - życzę im wszystkiego dobrego. W kwestii pozostałych niestety nie mam pojęcia, ale wiesz, jak jest. Życie, rozjazdy, obowiązki... Pewne rzeczy bardzo trudno przeskoczyć.
fot. Katarzyna Musiał