Zacznę od najbardziej oczywistego pytania - skąd ta zmiana? Obydwaj graliście w The Dead Goats i w Neuropathii, obecnie gracie także w Meat Spreader - wszystko wskazywałoby na to, że kolejny projekt duetu Pierściński-Jaworski ponownie będzie piwnicznym wyziewem z blastami, a jednak zaskoczyliście i wypuściliście materiał, który spokojnie mógłby trafić na soundtrack do gier z Tonym Hawkiem.
RP: Już podczas grania w Neuropathii nie ograniczyliśmy się tylko i wyłącznie do łojenia ekstremy. Mieliśmy dużo z punk rocka, z rock'n'rolla plus grindcore na brzmieniu szwedzkiego death metalu albo na odwrót. Lubię sprawdzać swoje umiejętności w gatunkach muzycznych, które są mi bliskie i stąd się wziął The Tombs.
MJ: No bo ile można tak drzeć mordę? No ile?
Jakie są dalsze plany związane z The Tombs? Wiem, że postrzegacie rynek muzyczny jako coś, co się nieodwracanie zmieniło się wraz z popularyzacją streamingu - jak widzicie siebie w tej sytuacji?
MJ: Plany... Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że udało się nam nagrać już kilka płyt, odwiedzić parę fajnych miejsc, dalej powolutku dłubiemy, czy to MxSx, czy The Tombs i podchodzimy do tego w kategorii "my naprawdę nic nie musimy, a tylko możemy". Wydaje mi się, że będziemy w dalszym ciągu robić to, co sprawia nam przyjemność. Spotykać się, wymyślać numery, śmiać się z braku umiejętności wokalnych, spędzać miło czas albo po prostu go tracić. Streaming takiemu zespołowi jak The Tombs może tak naprawdę tylko pomóc, ale całego pomysłu nie mogę zdradzić, bo jeszcze ktoś go podkradnie.
Pamiętam, jak wiele lat temu - jeszcze w czasach The Dead Goats - wrzuciliście do mediów społecznościowych zdjęcie z podpisem The Tombs. Od jak dawna mieliście zamysł stworzenia tego zespołu?
MJ: Naprawdę dużo nie trzeba, żebym zaangażował się muzycznie w coś, co nie jest mi totalnie obce, a przy tym wymaga innego spojrzenia, trochę szerszego, ale dającego mnóstwo radości. Aczkolwiek - wystawiając samemu sobie laurkę - nigdy mi takiego nie brakowało. Nie urodziłem się jako typ zakochanym w grindcorze czy death metalu, wręcz przeciwnie - słuchałem na przykład smutnych piosenek z Seattle, ale też grania po linii "Ixnay on the Hombre", "Enema of the State". Bo czy nie jest tak, że muzyka w pierwszej kolejności powinna sprawiać radość? Mi daje. Przez kilkanaście godzin dziennie. Kiedy tylko mogę. Poza tym - teraz wystawiam laurkę Radkowi - czekam na pomysł grania d'n'b albo Youth Code tribute. Bo dlaczego nie?
RP: Gdzieś kiedyś chodziło mi po głowie stworzenie kapeli grającej punk rocka, ale na brzmieniu Boss HM-2, wyszło jednak inaczej. Nazwa została, a muzyka poszła totalnie w innym kierunku. Sam zamysł grania pop punka zrodził się dosłownie w kilka minut. Strzałka do Marcina: Hej, robimy nową kapelę, gramy pop punk - i tyle.
Czy jest jakaś szansa, że The Dead Goats i/lub Neuropathia jeszcze powrócą, czy traktujecie to jako bezpowrotnie zamknięte rozdziały?
MJ: Był pomysł na wskrzeszenie Neuropathii, nawet w dość zaawansowanej formie. Z tego, co pamiętam, zrobiliśmy nawet praktycznie cały materiał na "powrotną" płytę - przy czym nigdy formalnie nie zdechliśmy... gdzieś się to po prostu rozmyło - ale zapał ostygł i zajęliśmy się innymi rzeczami. Czy coś z tego będzie? Sami nie wiemy.
Z The Dead Goats sprawa jest o tyle prostsza, że nigdy nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Musieliśmy odpocząć. Nie od siebie i w sumie nie wiem od czego. Sytuacja jest podobna do wcześniejszej - przygotowaliśmy już sporo materiału. Cztery numery nagraliśmy w większym składzie, jeden wyszedł w Selfmadegod jako siedmiocalowy split z kochanymi chłopakami z Hellisheaven; kolejny znalazł się na składance "Metal Collectors Polska dla Zosi" - historia zatacza koło, bo kiedyś ja potrzebowałem pomocy innych w podobnej sprawie, teraz nie zastanawiałem się nawet jednej sekundy, aby stać się częścią inicjatywy niesienia pomocy chorej, małej dziewczynce - a pozostałe dwa kawałki leżą w szufladzie. Dodatkowe trzy-cztery ogarnęliśmy już w duecie i tak sobie to wszystko czeka aż wyjedziemy i przeprowadzimy się na trochę do Kalifornii, później wrócimy i się zobaczy. A jeśli nigdzie się nie ruszymy, to się po prostu zobaczy.
RP: Neuropathia i The Dead Goats w sumie nigdy się nie rozpadły. Po prostu zrobiliśmy przerwę, przestaliśmy grać i wydawać. Nowe numery obydwu kapel mamy gotowe, ale myślę, że to nie jest jeszcze czas, żeby wchodzić do studia i je nagrywać. Dlaczego? dlatego, że mi się po prostu nie chce.
Co w piosenkowym, kalifornijskim punku tak bardzo was urzekło? Bądź co bądź jest to na zdominowanej przez hardcore i crust punka scenie stylistyczna nisza.
MJ: Właśnie może to nas urzekło, że jest to stylistyczna nisza. Wyobraź sobie, że startujesz w teleturnieju. Kategoria "Aktywne polskie zespoły pop punkowe" i siedem odpowiedzi - założę się, że nie wymienisz nawet czterech. Już to kiedyś mówiłem - wydaje mi się, że próba przetransferowania do Polski luzu "Jackass", muzyki Blink-182 czy radości z grania New Found Glory jest na starcie skazana na porażkę. Mamy jako naród, państwo, grupa społeczna prowadząca życie w określonych uwarunkowaniach geograficznych, ale też mentalnych skłonność do bycia zdecydowanie bardziej smutnymi aniżeli ludzie na zachodnim wybrzeżu Stanów. Ja sam taki jestem. Ale próbuję coś zmienić.
RP: Brakowało mi takiej kapeli w Polsce, więc sobie taką zrobiliśmy.
Od kilku lat rozwijasz się również jako grafik i tatuażysta - skąd wzięły się te pasje? Z tego, co wiem zacząłeś stosunkowo późno.
RP: Może wynika to z tego, że wszystko zostawiam na później, a te później zawsze kiedyś przychodzi. Rysunkiem interesowałem się od zawsze, w międzyczasie mój umysł zajęła perkusja i malunki poszły na bok. Kilka lat temu potrzebowaliśmy na szybko okładki do płyty The Dead Goats - zbliżał się deadline, a grafik przestał się odzywać. Złapałem wtedy za ołówek i machnąłem okładkę do "All of Them Witches" - reszta poszła z górki.
Zawsze byłem pod wrażeniem tego, jak Bad Religion jednocześnie wbija się mocno w mainstream i jednocześnie cały czas bardzo mocno głosi w tekstach punkowe ideały, zachowuje ducha buntu. Myślisz, że z The Tombs może być podobnie za kilka lat?
MJ: Nie widzę nas w roli Bad Religion ani żadnej innej podobnej kapeli. Ani ja się nie nadaję na nauczyciela, ani nie piszę mądrych tekstów. Kiedy gadam do ludzi ze sceny, to nie potrafię patrzeć im w oczy. Nawet gdy ich o coś proszę. Zostawmy to lepszym. Takim, którzy chcą i się w tym odnajdują.
Czy tak gwałtowny zwrot stylistyczny był wyzwaniem? Przejście z death metalu i grindu na "przyjemniejszą" muzykę na pewno wymaga zmian w podejściu do komponowania muzyki.
MJ: Wyzwaniem było śpiewanie - tak to nazwijmy na potrzeby rozmowy. I przestrojenie gitary z B na E. Chociaż i z tym sobie poradziliśmy.
RP: W moim przypadku wyzwaniem było przerzucenie się na gitarę basową i również śpiewanie. Co do komponowania, to lżejsza muzyka otworzyła mi trochę oczy na to, jak powinno się pewne rzeczy robić i jak można to też w przyszłości przenieść na poletko muzyki ekstremalnej.
Lata temu Białystok postrzegany był jako stolica rodzimego grindcore'u. Na ile to jest aktualne obecnie?
MJ: Scena? Jaka scena? Nie zamierzam jęczeć, bo przecież sam mogę wziąć się za organizację imprez i chwała Adamowi, Bartkowi oraz reszcie gagatków, że im się ciągle chce szukać nowych kapel czy klubów, w których można zorganizować koncert. Wysoka piątka należy się też Bomblowi z Hoggod - w sumie chyba jedyny aktywny reprezentant grindcore'u w Białymstoku - za upór w okazjonalnej, ale jednak, zabawie.
RP: Sceny grind w Białymstoku niestety już nie ma.
Jakich albumów ostatnimi czasy najczęściej słuchacie?
MJ: Wsiąkłem w polską scenę rap, odkryłem Spotify - wiedziałem, że to mnie zgubi - i w sumie nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Pociłem się nad odpowiedziami przy "Evil Things" Guziora, ale i tak pewnie nikogo to nie obchodzi. Dzięki za możliwość zatrucia Soundrive moim pesymizmem.
RP: U mnie jest dość monotonnie, niemiłosiernie katuje jedynkę Fall Out Boy, dużo Neck Deep, Man Overboard i tym podobne. Satan save pop punk!