Barbara Skrodzka: Muszę przyznać, że minęło trochę czasu odkąd ostatni raz słuchałam waszej muzyki, więc miałam trochę do nadrobienia. W pamięci zapadł mi najbardziej wasz pierwszy album, który ukazał się niemal dziesięć lat temu. Co w tym okresie było dla was najważniejsze?
Steve Garrigan: Z gitarzystą i perkusistą Kodaline znam się od dziecka. Zaczęliśmy grać, gdy byliśmy nastolatkami - to już niemal osiemnaście lat, czas szybko mija. Gdybym miał jednak wybierać, to najważniejszym wydarzeniem w okresie ostatnich dziesięciu lat było dla mnie wydanie naszej pierwszej EP-ki w 2012 roku. Spełniliśmy wtedy nasze marzenie, ale jest wiele innych sytuacji, które mógłbym oprócz tego wymienić, na przkład niektóre z koncertów w Azji.
Vinny May: Wiele się wydarzyło od momentu wydania tamtego albumu, trudno wybrać jedno wydarzenie. Cieszę się, że po dziesięciu latach wciąż jesteśmy w stanie robić to, co tak bardzo kochamy - jeździć po całym świecie i grać przed tysiącami osób każdej nocy.
SG: Jest to dla nas wciąż ekscytujące. Nawet na tej trasie było kilka miejsc, w których wcześniej nie byliśmy na przykład Poznań. Cieszymy się, że wciąż możemy odkrywać nowe miasta i grać dla osób, które lubią naszą muzykę. Niewiele zespołów dociera do tego miejsca...
W ubiegłym roku wydałeś książkę "High Hopes: Making Music, Losing My Way, Learning to Live". Podzielenie się swoimi przeżyciami z czytelnikami przyniosło ulgę?
SG: Jeszcze zanim zacząłem grać w zespole, miałem ataki paniki, potem pojawiła się depresja, ale nigdy wcześniej nie mówiłem o tym otwarcie, siedziałem cicho. Muzyka zawsze pozwalała mi inaczej spojrzeć na świat i nadal tak jest, wiele zmieniła w moim życiu. To wspaniałe, że w ciągu ostatnich kilku lat tak wiele osób zaczęło mówić o swoich problemach otwarcie, w tym muzyków, bo kiedy przechodzisz przez coś trudnego, to bardzo łatwo można poczuć się osamotnionym.
VM: Steve jest bardzo otwarty w mówieniu o tym, z czym się mierzył. Im więcej osób porusza temat zdrowia psychicznego, tym mniej innych odczuwa z tego powodu napiętnowanie. To podnosi na duchu, ponieważ - jak to się mówi - wspólny problem to problem o połowę mniejszy. Im więcej osób dzieli się swoimi trudnymi doświadczeniami, tym lepiej. Sam nigdy nie doświadczyłem depresji, ale jestem w stanie lepiej zrozumieć osoby, które się z tym mierzą. Przechodził przez to Steve, przechodziła też moja żona - miała depresję po urodzeniu naszego pierwszego dziecka.
Wydaliście już cztery albumy, rozstaliście się z Sony Music, wydaliście album live z Universal Music, trochę przystopowaliście. Co dalej?
SG: Nasze albumy zazwyczaj pojawiały się w regularnych, dwuletnich odstępach, ale pandemia zmusiła nas do zwolnienia tempa. Ostatnie dziesięć lat, a może i więcej, dzieliliśmy pomiędzy pracę nad kolejnymi albumami a trasy koncertowe i tak w kółko. Teraz prawdopodobnie zrobimy kolejny album, który zostanie wydany pod koniec przyszłego roku.
VM: Jesteśmy już trochę starsi i bardziej dojrzali, wiemy, czego chcemy. Kiedy zaczynaliśmy, nie wiedzieliśmy, o co chodzi w przemyśle muzycznym, teraz nie musimy tak bardzo pędzić. Możemy skupić się na własnym życiu. Nie czujemy presji ani pośpiechu do tego, by co kilka miesięcy wypuszczać nową piosenkę.
Nie obawiacie się, że część publiczności może o was z tego powodu zapomnieć?
SG: Uwaga publiczności faktycznie utrzymuje się znacznie krócej niż kiedyś, ale to nie znaczy, że nasi fani odejdą. Nie musimy wydawać muzyki co miesiąc, bo nie ciąży już na nas tak duża presja, z jaką spotykają się młode zespoły. Młodzi artyści myślą, że muszą być nieustannie obecni na TikToku i w mediach społecznościowych, ale nam zależy na komponowaniu piosenek. Wolę skupiać się na jakości niż iść na ilości, wolę mieć kilka utworów, w które naprawdę wierzę i z którymi utożsamiam się. To powód, dla którego nie mamy TikToka. Mam nadzieję, że gdy wydamy kolejny album, ludzie tak łatwo o nim nie zapomną.
Macie już pomysły na to, jak będzie wyglądał ten album?
SG: Wiele z naszych utworów można uznać za banalne, bo dotyczą związków, pozytywnego myślenia i woli do przezwyciężania niepokoju. Pod tym względem kolejny album prawdopodobnie nie będzie się znacznie różnił od wcześniejszych. Jeżeli chodzi o brzmienie, nie wiem jeszcze, w jakim kierunku pójdziemy.
Muzyka wypełnia wam cały wolny czas czy macie inne zainteresowania?
VM: Zawsze chciałem być w zespole, występować, jeździć w trasy koncertowe - możliwość zajmowania się tym jest czymś niesamowitym. Moja tożsamość w dużej mierze oparta jest na graniu w zespole i na muzyce, dlatego trudno byłoby mi wyobrazić sobie siebie robiącego cokolwiek innego na poważnie. Mam różne zainteresowania, ale żadne z nich nie jest w stanie przebić muzyki. To coś, co chciałem robić od dziecka.
SG: Muzyka pochłania większość mojego czasu. Samo pisanie, granie poza zespołem lub z zespołem to dziewięćdziesiąt dziewięć procent mojego życia. Prywatnie jestem wielkim nerdem, kocham filmy i gry.
Jest jeszcze coś, co chcielibyście osiągnąć jako zespół? Macie jakieś marzenia?
SG: Zawsze chcieliśmy zostać zespołem stadionowym. Chyba każdy zespół o tym marzy. Gramy koncerty zarówno przed tysiącami osób, jak i mniejsze - przed setkami w małych klubach. Jesteśmy gdzieś pośrodku. Nigdy tak naprawdę nie mieliśmy naprawdę wielkiego hitu, który byłby grany we wszystkich radiostacjach, ale nasze piosenki podobają się ludziom.
A co z "All I Want"?
SG: Jest znany, ale nie na tak dużą skalę. W radiu raczej go nie usłyszysz.