Obraz artykułu Spell: Heavy metal umrze, jeżeli pozostaniemy wierni żelaznym zasadom

Spell: Heavy metal umrze, jeżeli pozostaniemy wierni żelaznym zasadom

Na "Tragic Magic" Spell udowadnia, że heavy metal jest znacznie bardziej plastyczny niż mogłyby sugerować setki zespołów odwzorowujących brzmienia z lat 80. Równie dobrze co wzniosłe riffy, sprawdzają się tutaj wpływy prog rocka czy rocka gotyckiego, a Cam Mesmer tłumaczy, dlaczego tak jest.

Łukasz Brzozowski: Pamiętasz, jaki byłeś jako dziecko?

Cam Mesmer: Bardzo dobrze pamiętam swoje dzieciństwo, to nie było aż tak dawno temu. Uchodziłem raczej za pozytywnego i pogodnego dzieciaka. W czasie podstawówki uczęszczałem na różne zajęcia sportowe, cały czas byłem zajęty, głowę pochłaniały mi różne pasje. Co ciekawe, z początku muzyka nie była jedną z nich. Musiałem dotrzeć do niej sam, moi rodzice nie grali na niczym i nie byli tym specjalnie zainteresowani. Nie było to coś, co wyciągnąłem z domu.

 

Chyba w piątej klasie prowadziłem auto kolegi, który włączył piosenkę Dire Straits. W jednej chwili przestałem myśleć o czymkolwiek, tak zahipnotyzował mnie ten numer. Byłem w szoku, że muzyka potrafi dostarczyć tylu doznań, a jednocześnie czułem pewien rodzaj wstydu z tego powodu. Jak łatwo się domyślić, nie potrzebowałem wiele czasu od tamtego wydarzenia, by zająć się tworzeniem utworów.

Zakładam, że w latach nastoletnich poszukiwałeś tam, gdzie nie poszukiwała większość znajomych i byłeś ciekaw świata?

Tamta sytuacja przypada na lata szkoły podstawowej. W liceum wyglądało to kompletnie inaczej. Byłem outsiderem, nie miałem zbyt wielu znajomych. Poza lekcjami spędzałem czas głównie na samotnych wędrówkach ze słuchawkami na uszach, nie socjalizowałem się za bardzo z innymi. Wspominam ten etap życia z dużym smutkiem, bo mój ogólniak kojarzył się przede wszystkim z brutalnością. Wielokrotnie bito mnie, czasami nawet do krwi, więc dla odreagowania słuchałem Iron Maiden [śmiech].

 

Takie doświadczenia potrafią zostawić zadrę na całe życie.

Na pewno te sytuacje miały i mają wpływ na to, jaki obecnie jestem, ale bez przesady. Chyba nie doszło do sytuacji, w której traumy czasów nastoletnich przygniatałyby mnie do ziemi. Dałem radę zaciskać zęby do samego końca i obecnie nie mam na co narzekać. Poza tym na studiach przeżyłem coś w stylu rehabilitacji. Wróciła mi pewność siebie, spotkałem wiele fajnych osób, które nie chciały mnie wykorzystać, nie chciały wytropić moich słabości - życie z powrotem znalazło się na właściwym torze.

 

Jak odnaleźć zagubioną pewność siebie? Każdy muzyk musi mieć jej chociaż trochę.

Trudno powiedzieć, tym bardziej, że w liceum byłem outsiderem przez duże "O". Nikt prócz mnie i paru bliskich kolegów nie słuchał wtedy heavy metalu, uznawano nas za największych lamusów w okolicy, bo kochaliśmy - z perspektywy tamtych lat - totalnie wieśniacką i archaiczną muzykę. Dziś gdy robi się film o licealnej rzeczywistości w Kanadzie czy w Stanach Zjednoczonych ze wczesnych lat dwutysięcznych, dostajesz w nim cały przekrój ludzi w klasie. Jest trochę metalowców, kilka gotek, fani rocka... ale to bujda. Wszyscy słuchali głównie pop-punka albo gangsta rapu, z największym naciskiem na szkolnych dryblasów. Heavy metal właściwie nie istniał. Dzięki temu czułem, że mam coś tylko dla siebie, że w jakiś sposób doświadczam czegoś wyjątkowego. Z tą świadomością wracałem do domu i próbowałem tworzyć piosenki, co dostarczało mnóstwa frajdy. Zawsze staram się odtwarzać to uczucie, gdy piszę nowy materiał. Może z tego powodu znowu stałem się pewny siebie.

Pozwoliłem sobie na powrót do przeszłości, bo nowy album Spell ma w sobie coś z dziecięcej energii i naiwności. Nie trzymacie się kurczowo prawideł heavy metalu, poszukujecie dalej. Odczuwacie potrzebę, by zaznaczyć się na tej scenie jako w pełni samodzielny i osobny organizm?

Uwielbiam wszystkie klasyczne kapele w heavy metalu - od Iron Maiden przez Running Wild aż po Judas Priest. Ta muzyka mnie ukształtowała i zawsze będę ją szanował. Niemniej moje ulubione albumy orbitują bardziej dookoła osobistych, często skrajnie emocjonalnych historii. Dzisiejsze grupy heavymetalowe opowiadają o walkach rycerskich, muskularnych wojownikach czy Conanie Barbarzyńcy i innych przerysowanych rzeczach - zupełnie nie tego szukam w muzyce. Chodzi przede wszystkim o szczerość oraz dopuszczenie słuchaczy do siebie. Na płytach Black Sabbath Ozzy bardzo często opowiadał o tym, co go trapiło i bardzo to doceniam.

 

Oczywiście nie próbuję zachęcać artystów do urządzania igrzysk w cierpieniu czy smutku. Po prostu każdy z nas ma problemy, każdemu z nas kiedyś powinęła się noga, dlatego poruszanie takich treści w tekstach potrafi przynieść ulgę albo uzmysłowić sobie, że świat jest pełen bratnich dusz. Między innymi dlatego śpiewam o prawdziwych rzeczach, a nie o latających smokach. Na "Tragic Magic" znajdziesz numer "Hades Embrace" napisany pod wpływem niepokoju związanego z chorobą Alzheimera, która dopadła wiele osób w mojej rodzinie. Jak wiadomo, to genetyczna przypadłość - najpewniej też umrę z jej powodu. Ale nie śmierć przeraża mnie najbardziej, a przebieg choroby. Boję się tego, że będę stopniowo tracił pamięć, a w ostatecznym stadium przestanę rozpoznawać najbliższych i będę posiłkować się wyłącznie wspomnieniami z dzieciństwa.

 

Przelanie największego życiowego lęku na tekst utworu pewnie pomogło w walce ze strachem.

Z całą pewnością, czuję się trochę spokojniejszy, ale wciąż bardzo się tego boję i mam nadzieję, że może jednak los będzie łaskawy i uda mi się przeżyć bez tej choroby. Trzymaj za mnie kciuki.

Od lat śpiewanie o własnych emocjach w heavy metalu jest uznawane za coś godnego politowania, a przecież w szczytowych latach gatunku osobiste teksty były normą. Dlaczego dziś fantasy i rycerze są ważniejsi od uczuć?

Często o tym myślę, ale wciąż nie uzyskałem odpowiedzi [śmiech]. Wydaje mi się, że wynika to z charakterystyki gatunku i podejścia fanów. Wielu heavymetalowców to potworni gatekeeperzy, którzy wymyślili sobie dziwny kodeks niepisanych gatunkowych reguł, oczekując, że wszyscy będą się do niego stosować. Dziś ludzie pragną definiować wszystko, co zobaczą, więc jeśli heavy metal to skórzane kurtki, śpiewanie w wysokim rejestrze, harmoniczne solówki i teksty na temat rycerzy, to nie ma w nim miejsca na emocje. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Z całą pewnością można by zlepić niegłupi zespół z tych elementów, ale czy będzie czymś więcej niż kolejnym stereotypowym klonem tego, co działo się dekady temu? Raczej nie. Gatunek umrze, jeśli pozostaniemy wierni żelaznym zasadom. Muzycy muszą poszukiwać i choć trochę przesuwać granice. Fani mogą kręcić nosami, ale trudno - lepsze to niż dreptanie w miejscu.

 

To kwestia strachu przed nieznanym?

Tak mi się wydaje. Heavy metal jest dosyć wąską, ortodoksyjną szufladką, a do tego dochodzi strach przed tym, jak zostanie odebrany. Nawet jeśli masz w głowie fajne pomysły, boisz się ich użyć, bo w internecie może to znaleźć dosłownie każdy, a wolałbyś uniknąć nieprzychylnych głosów. Kiedyś pewnie było łatwiej, komunikacja na linii artysta-odbiorca nie wyglądała tak jak dziś. Niemniej strach jest najgorszy, prowadzi do okopywania się w strefie komfortu.

 

Heavy metal mógłby działać na podobnych zasadach, na jakich działa black metal - jako platforma dla artystów poszukujących, tworzących wbrew definicjom i przesuwających granice?

Wydaje mi się, że heavy metal ma ku temu potencjał. Bardzo chciałbym rozwoju w tym kierunku, dzięki temu pojawiłoby się mnóstwo świeżego podejścia na dosyć skostniałej scenie. Spójrz na Reveal! - powiedziałbym, że to wręcz awangardowe obrzeża muzyki. Brzmią dziwnie, trudno ich do kogoś porównać - uwielbiam takie projekty. Dobrze, że wspomniałeś o black metalu, bo sposób funkcjonowania tego gatunku powinno być w jakiś sposób odniesieniem dla całego metalu. W jego ramach możesz eksperymentować i próbować, czego chcesz, a jednocześnie istnieje cienka granica dzieląca cię od śmieszności. Przecież nie zagrasz dzikiego riffu w tremolo, by uzupełnić go jakimś ska czy funkiem - to się nie godzi. Na takiej zasadzie podchodzę do heavy metalu i nie zawodzę. Próbuje stale definiować na nowo gatunkowe standardy, ale emocjonalnie czy muzycznie mam pewne granice, poza które nie wychodzę.

 

Czyli?

Ostatnio mam straszną fazę na girlsbandy z lat 70. albo rzeczy z Motown Records. Czy kiedykolwiek napiszę piosenkę brzmiącą jak coś z tych dwóch? Nie, ale czy poszukam w nich rozwiązań melodycznych albo struktur, które mogą sprawdzić się w muzyce Spell? Jak najbardziej. Chodzi o ciągłe podejmowanie wyzwań i trenowanie umysłu nowymi rozwiązaniami. Chcę pisać zupełnie inne piosenki niż większość zespołów nurtu.

Wasza paleta inspiracji jest bardzo szeroka - fascynujecie się heavy metalem, rockiem gotyckim, a nawet muzyką elektroniczną, ale czy uważacie, by nie zabrzmieć zbyt eklektycznie?

Nigdy o tym nie myślałem, ale chyba nie. Raczej nie stawiamy sobie żadnych celów, zanim zaczynamy pisać utwory albo przed wejściem do studia. Obydwaj wiemy, jaki ładunek emocjonalny powinien stać za tym zespołem i pozostajemy mu wierni, a na poziomie riffów, melodii czy konstrukcji utworów nie mamy zbyt wielu ograniczeń. Jeśli coś nam się nie podoba lub brzmi głupio, szukamy innych pomysłów, a w przeciwnej sytuacji nie mamy żadnych obaw przed nowościami.

 

Jakie konkretnie emocje masz na myśli?

Spell to bardzo melancholijny zespół, zaduma lub pewne formy smutku to jego nieodłączna część. Nie chciałbym tworzyć wesołych piosenek, bo niesamowicie mnie wkurwiają i brzmią irytująco [śmiech]. Spójrz na Helloween - uwielbiam ten zespół, ale kiedy idzie w rejony jakiegoś happy metalu, jestem z reguły załamany. Nie powiedziałbym więc, że mamy przed sobą jakieś granice, ale biorąc pod uwagę treści, które poruszamy i nastroje które lubimy, nie chcemy przemycać do naszych numerów absolutnie wszystkiego, co jest pod ręką.

 

Czyli kierunek Spell dyktowany jest przez wasze serca, a nie chłodną kalkulację?

Owszem. Jesteśmy zespołem, który może zmieniać się z każdą płytą, ale pozostanie wierny pewnym elementom i to się nie zmieni. Moje ulubione kapele w najlepszych latach nie nagrywały dwóch takich samych albumów - staram się działać podobnie do nich.

 

"Tragic Magic" to nie tylko emocjonalna, ale miejscami wręcz uduchowiona płyta - chcecie w ten sposób przekazać, że słuchanie heavy metalu może być katartycznym przeżyciem?

Wydaje mi się, że każda muzyka może być źródłem katharsis.

 

Nawet Manowar?

Oczywiście, wszystko zależy od twojej wyobraźni i możliwości dobrania muzyki odpowiednio do sytuacji [śmiech]. Jestem pewien, że kiedy wylewasz siódme poty na siłowni, "Gloves of Metal" potrafi wynieść twoją siłę na zupełnie nowy poziom.

 

Spell rośnie w siłę, ale oprócz tego masz pracę na pełen etat i pracę magisterską do napisania. Czy przy natłoku tylu obowiązków zespół często spada na sam dół listy priorytetów?

Czasami zdarza mi się o tym myśleć, ale rzadko. Kilka lat temu rodziło to we mnie znacznie więcej stresu. Jeśli dobrze zarządzam swoim czasem, jestem w stanie pogodzić wszystkie obowiązki.

 

fot. David P. Ball


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce