Obraz artykułu Małe Miasta: Nikomu nie wskazujemy, co jest dobre, a co złe

Małe Miasta: Nikomu nie wskazujemy, co jest dobre, a co złe

Mijają cztery lata od ciepło przyjętych "Pleców pomników", a Małe Miasta wreszcie wracają, z nowym albumem - "Wesele". Nie ma tutaj zapędów do nawracania ojczyzny na wzór filmu Wojtka Smarzowskiego o tym samym tytule, jest wyjątkowo przebojowy hip-hop i branie pod lupę tematyki wesela. Więcej szczegółów przybliżają poniżej Mateusz Gudel i Mateusz Holak.

Łukasz Brzozowski: Z czym kojarzą się wam wesela?

Mateusz Gudel: Kojarzą mi się przede wszystkim z imprezą, która z godziny na godzinę przeistacza się z formalnej w bardzo nieformalną. Co więcej, mam raczej pozytywne odczucia na temat wesel. Kiedyś wyjątkowo za nimi nie przepadałem i traktowałem uczęszczanie na nie jako formę kary, a dziś lubię wpaść na tego typu wydarzenie, pogadać, spędzić czas z mniej lub bardziej bliskimi osobami i nieźle się wybawić. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat byłem na wielu weselach i wszystkie wspominam wyjątkowo fajnie.

 

To kwestia starzenia się?

MG: Chyba tak. Potrafię obecnie bez problemu odnaleźć się na imprezie weselnej, a kiedyś było to wręcz nie do pomyślenia. Zaskoczę cię - teraz gdy wpadam na wesela, nie odmawiam, kiedy pojawia się okazja na taniec.

Czyli z wiekiem wąsato-przaśny klimat wesel jest łatwiejszy do przełknięcia?

Mateusz Holak: Dla mnie to sytuacja dosyć pokrewna do small-talku. Im starszy jesteś, tym mniej trudu musisz włożyć, żeby zamienić z kimś kilka bezsensownych zdań, bo chcesz dobrej atmosfery. Dbasz o klimat, nie patrzysz na to egoistycznie. Wesele jest na tyle ważną sprawą dla bohaterów wydarzenia, że robisz, co możesz, by podtrzymać pozytywne wrażenie. W jakiś sposób wklejasz się w panujący tam nastrój. Przychodzi mi to bez trudu. Zwłaszcza, jeśli dobrze znam ludzi celebrujących ten moment w życiu. Oczywiście z drugiej strony pojawiają się też tematy rodzinne, które bywają różne, ale i tak wypada bez dramatu.

 

MG: Fajnie jest postawić się w sytuacji osób organizujących wesele, to pomaga dostroić się do klimatu i schować własne uprzedzenia do kieszeni. Przecież dla pana i pani młodych taka sytuacja to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu - na pewno jarają się w opór i na pewno są potwornie zestresowani, więc nie ma co rzucać im kłód pod nogi.

 

Czy dzięki weselom można niejako przejrzeć się w lustrze i zobaczyć, jak dojrzało się społecznie w ciągu ostatnich lat?

MG: Wydaje mi się, że jak najbardziej.

 

MH: Chyba tak, bo o to chodzi w weselu - jest to swojego rodzaju moment przełomowy, nowy rozdział w życiu i wydarzenie graniczne. Można podejść do tego swobodnie, może na lekkiej wyjebce, zakładając, że będzie się miało w życiu jeszcze kilka wesel, ale chyba nikt z nas nie ma docelowo takich zamiarów.

Zapytałem o pulę skojarzeń dlatego, bo sam kojarzę wesela przede wszystkim z radością i mam wrażenie, że robicie wszystko, co tylko możecie, by za pośrednictwem nowego albumu oddać radość związania się z kimś na całe życie.

MG: To dobry trop, ale połowicznie. Uważam "Wesele" za pozytywną płytę, z optymistycznym klimatem, ale są na niej też gorzkie momenty, które niekoniecznie uznałbym za wesołe. Wspomniałeś o przaśno-wąsatym klimacie i między innymi w tę stronę kierujemy gorycz. Wiadomo, że wesela z założenia mają być fajne, ale bywa różnie, pojawiają się konflikty, a w dodatku nie każdy musi dźwignąć ich specyficzną atmosferę. Często bywa wręcz hardcore'owo [śmiech]. Jeśli chodzi natomiast o komentarz dotyczący połączenia się dwojga zakochanych osób na całe życie, jest on raczej pozytywny i mam nadzieję, że jasno to komunikujemy.

 

Jak najbardziej - gorycz nie przesłania radości.

MG: Z mojego doświadczenia wynika, że nawet przy hardcore'owych weselach - robionych z rozmachem, na pełnej spinie i stresie - wszystko ostatecznie wychodziło na plus, a zmartwienia okazywały się niepotrzebne. Jeśli pojawiały się łzy, to tylko i wyłącznie w dobrym kontekście.

 

Wielu artystów korzystając z tematu wesela, miałoby pokusę, by wejść na ambonę i moralizować polskie społeczeństwo, wy nie idziecie w tym kierunku. Czujecie, że zbyt wielu rodzimych muzyków pod płaszczykiem pewnej symboliki chce rozliczać ludzi z ich błędów?

MH: Dobre pytanie, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy o naszej płycie ktoś powie coś podobnego. Zdaję sobie sprawę z tego, że tworzenie czegoś na bazie motywu, który krąży od lat w kulturze - jak to zrobiliśmy przy "Weselu" - nosi znamiona czegoś pretensjonalnego. Na naszej płycie nie znajdziesz jednak polityki, opowiadania o światopoglądzie czy wskazywania ludziom, co jest dobre, a co jest złe. Mówimy o weselu czy ślubie, ale nie natrafisz tutaj na kierunkowskazy dotyczące naszych wyznań czy innych takich. Myślę, że na bazie starego motywu stworzyliśmy inne uniwersum niż wcześniejsi autorzy.

 

Skupiacie się na samym wydarzeniu, a nie na metaforach, w które można by to wydarzenie ubrać.

MH: To ciekawa obserwacja, bo chyba każdy z nas ma odrębne podejście do tej kwestii i różnie odbiera to, co może być metaforą lub nie. Powiedziałbym, że w Małych Miastach zajmujemy się przede wszystkim połączeniem muzyki gitarowej z rapem, a w rapie zawsze interesowały mnie bezpośrednie teksty. Nie uciekamy w poetyckie terytoria. Na tym też polega przewrotność płyty - przedstawiamy inną narrację na temat wesela, czyli tematu, który każdy z nas dobrze zna.

 

MG: Dla mnie moralizatorski ton eksperta byłby absolutnie nie do przyjęcia. Często łapię się na tym, że ilekroć odpalam obcą mi muzykę i już w pierwszych wersach słyszę kazania z ambony, automatycznie to wyłączam. Jest to dla mnie bardzo trudne w odbiorze. Nie widzę siebie w roli jakiegokolwiek autorytetu, który mógłby dawać innym recepty na dobre życie. Oczywiście czasami można sobie pożartować, pobawić się w rapowy stand-up, ale należy rozgraniczyć dowcip od śmiertelnej powagi.

Jak myślicie, skąd u Polaków ciągła potrzeba kierowania innymi do tego stopnia, że muzycy brzmią jak samozwańczy filozofowie?

MH: Rap jest pełen populizmu, najmniej lubię właśnie tę cechę gatunku.

 

MG: Wydaje mi się, że bardzo łatwo jest wytknąć komuś innemu jakąś rzecz albo wskazać mu odpowiednią drogę. Jeśli w dodatku twoje wypowiedzi są nacechowane czymś negatywnym, przychodzi to z jeszcze większą lekkością. Często gdy słucham rozmów różnych osób, dostrzegam, że skupiają się na komentowaniu cudzych spraw, a najlepiej krytykowania danej osoby. Rzadko kiedy bywa to pozytywne. Jest to chyba jakaś reguła w polskim społeczeństwie, dlatego w muzyce unikam tego jak ognia.

 

Często towarzyszą wam trudności?

MG: Wydaje mi się, że wszystko jest kwestią podejścia. Największą trudnością, jaka mnie ostatnio spotyka jest odległość pomiędzy nami, ale tak naprawdę nie ma w tym żadnej trudności. Łatwo pokonać takie komplikacje.

 

MH: Musiałbyś doprecyzować pytanie, bo to dosyć szeroka kwestia. Generalnie dobrze nam się współpracuje, wszystko idzie bez większych problemów, ale pojawiają się różne nieciekawe kwestie. Rynek dla takiego zespołu jak nasz nie jest zbyt łaskawy. Dzisiaj nawet zabookowanie koncertu to trudniejsza sprawa niż kiedykolwiek wcześniej.

 

Dlaczego?

MH: Kluby, w których jeszcze przed kilkoma laty graliśmy koncerty, są obecnie zamknięte albo mają taką politykę, że nie jest to korzystne tak naprawdę dla żadnego artysty. Ale nie narzekamy. Większość materiału piszemy we dwóch, a dzielące odległości nie są wielkim problemem. Dajemy sobie radę bez większych problemów. W kwestiach artystycznych dogadujemy się na luzie, tematy wydawnicze ogarnia PIAS, a koncertami zajmuje się nasz świetny manager.

 

Pytając o trudności, miałem na myśli problemy natury organizacyjnej związane z udziałem gości na nowej płycie. Udało się to zażegnać?

MH: Nie wiem, jak dużą masz wiedzę w temacie udziału gości na naszej płycie, ale należy pamiętać jedno - na gościnne udziały innych artystów zawsze trzeba zarezerwować sporo czasu i długo czekać. To pięta achillesowa każdego materiału wypełnionego innymi artystami niż ci, którzy go tworzą, a na "Weselu" tych postaci jest naprawdę sporo. Zakładam, że do tego pijesz.

Tak i jestem przekonany, że myśleliście o porzuceniu pomysłu na zapraszanie dodatkowych osób, skoro wiązało się to z tak dużym zamieszaniem.

MH: Oczywiście, że mieliśmy takie rozkminy i w kryzysowych momentach zaczęliśmy myśleć o wcielaniu w życie trzystu innych planów awaryjnych, ale ostatecznie na album trafiło wszystko, co nas naprawdę satysfakcjonuje. Nie zaprosilibyśmy przypadkowych osób z łapanki, bo to nie w naszym stylu. Co więcej, "Wesele" bez gości średnio by się sprawdziło - rozmijałoby się z konceptem, który obraliśmy na samym początku.

 

MG: To jak wesele bez gości. Bardzo cieszę się z kształtu wydawnictwa i wszystkiego dookoła, a postaci, które pojawiły się na płycie, zrobiły kawał dobrej roboty. Nie chodzi tylko o wokalistów czy raperów, ale też o instrumentalistów. Każdy dorzucił swoją cegiełkę i każdy wypadł wybornie.

 

MH: Muszę przyznać, że też jaram się tym albumem [śmiech].

 

Jeszcze parę lat temu mówiliście, że nie gracie dla wszystkich, ale na "Weselu" wasz hip-hop brzmi ładnie i wpada w ucho. Zmieniliście perspektywę czy tak po prostu wyszło?

MG: Nie spotkaliśmy się i nie ugadaliśmy zmian dotyczących zespołu, ale na pewno w ciągu ostatnich paru lat doszło u nas do wielu przemeblowań. Oczywiście są to zmiany pozytywne, z których jesteśmy bardzo zadowoleni.

 

O jakie zmiany chodzi?

MG: Na przykład dziś nie powiedziałbym już, że nie zagramy muzyki dla wszystkich. Może mamy określone grono słuchaczy, ale chciałbym z całego serca, żebyśmy docierali do jak największej grupy osób. Niech słuchają tego wszyscy.

Zamykanie się na wąskie grono odbiorców ma w sobie coś ze snobizmu.

MG: Trochę tak, dlatego podchodzimy do Małych Miast z dużym luzem. Oczywiście cały czas staramy się i piszemy piosenki na maksimum naszych możliwości, ale nie próbujemy selekcjonować, kto będzie naszym słuchaczem. Kto ma ochotę, niech sięgnie po "Wesele" - niezależnie od tego, czy jest to fan death metalu, czy stały bywalec najróżniejszych wesel.

 

W numerze "Z miłości" pada: Możesz rozśmieszyć boga, mówiąc, że masz plan - w ten sposób chcecie przekazać, że wszystko, co sobie założymy, nie ma żadnego sensu w obliczu nieprzewidywalnego losu?

MH: Niezła rozkmina [śmiech]. Nigdy nie myślałem nad tym fragmentem aż tak, ale wydaje mi się, że kiedy go pisałem, chciałem nadać mu w pewnym sensie ostateczny wydźwięk - dobrze oddający napiętą sytuację w naszym społeczeństwie. Odnoszę również wrażenie, że Andrzej Piaseczny - który śpiewa tę zwrotkę - wprowadza to w jeszcze poważniejsze tony. W końcu mówimy o człowieku kojarzonym przez prawie każdego w tym kraju.

 

MG: Odczytuję ten wers w taki sam sposób jak Łukasz. Trzeba mieć jakiś moment zaczepienia i rezerwę, kiedy planuje się cokolwiek w życiu. Większość ludzi, których znam tak ma, ale wiadomo, jak to jest - plany jedno, a los drugie.

 

W otwierającym "Kiedy moje wesele" zaczynacie pytaniem: Ty, Mati, a ty w ogóle chcesz wziąć ślub? Mateusz Gudel jest już po ślubie, a ty, Holak, jakbyś na to odpowiedział?

MH: Myślę, że twierdząco. Jest to dla mnie zupełnie naturalnie zaobserwowany tryb życia człowieka, który mi odpowiada. Co ciekawe, gdy nagrywaliśmy ten numer, Mati nie miał jeszcze ślubu.

 

MG: Wtedy nawet nie myślałem jeszcze o ślubie.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce