Obraz artykułu Conan: Moją motywacją do grania muzyki jest uszczęśliwianie innych

Conan: Moją motywacją do grania muzyki jest uszczęśliwianie innych

Na "Evidence of Immortality" Conan wprowadził parę zmian, ale to cały czas ten sam jaskiniowy i nieludzko ciężki sludge/doom o brzmieniu przypominającym tonę cegieł zrzuconych na głowę. Jak podkreśla Jon Davis, stabilność to jego nadrzędny cel - gra po to, by uszczęśliwiać fanów. Dlaczego? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.

Łukasz Brzozowski: Nazwałbyś siebie poważnym człowiekiem?

Jon Davis: W wielu sytuacjach jak najbardziej. Staram się podchodzić do wielu kwestii na serio i nie traktować ich powierzchownie. Tak zostałem nauczony.

 

W wielu sytuacjach, ale nie zawsze? Czasami łapiesz dystans do pewnych spraw?

Nie da się zachowywać kamiennej twarzy i śmiertelnej powagi przez całe życie, to byłoby strasznie. Często łapię luz. Jest mi potrzebny na przykład podczas zabawy z dziećmi. Biegamy po domu, wygłupiamy się i spędzamy miło czas - w takich sytuacjach jestem odprężony, a w dodatku robię, co mogę, by uśmiech nie schodził im z twarzy. Sytuacja w Conan wygląda całkiem podobnie. Nie należymy do kategorii grup, w których skład wchodzą macho-twardziele patrzący na wszystkich spod byka i odgrywający jakieś dziwne role.

Musiałem o to zapytać, bo od strony muzycznej - a tym bardziej promocyjnej - Conan wręcz onieśmiela powagą. Jesteście prawie jak reprezentanci black metalu w szczytowym okresie drugiej fali gatunku. Ile w tym kreacji, a ile was?

Strona promocyjna naszej działalności wygląda w ten sposób dlatego, bo jesteśmy profesjonalistami i lubimy zwracać uwagę na detale. Nie chcemy, by nasz wizerunek czy cokolwiek związanego z działalnością zespołu było realizowane na pół gwizdka. Mamy nad tym maksymalną kontrolę, zawsze realizujemy koncept, na jaki faktycznie mamy ochotę. Ale czy nazwałbym to kreacją? W żadnym wypadku - to jak najbardziej my. Wkładamy w Conan indywidualny charakter, ta kapela została zbudowana w oparciu o nasze osobowości, które zresztą przebijają się w każdym z utworów.

 

W jaki sposób rozumiesz "profesjonalizm", poza cyzelowaniem pomysłów na zespół i dopracowywaniem ich?

Wydaje mi się, że profesjonalizm to przede wszystkim trzymanie się obranej ścieżki i konsekwentność w przedstawianych treściach - czy to muzycznych, czy czysto wizerunkowych. Gdybyśmy co roku nagrywalibyśmy płytę o sto osiemdziesiąt stopni odmienną od poprzedniej i zmienialibyśmy się na każdym kroku, można by uznać, że traktujemy kapelę jako formę żartu, jako coś, czym można się pobawić jak plastikowym samochodzikiem. Unikamy tej drogi, interesuje nas przede wszystkim spójność i jedność w działaniach, których się podejmujemy. Dlatego też Conan przeszedł całkiem długą drogę. Chcemy wzbudzać pozytywne wrażenie wśród słuchaczy, a taka postawa na pewno nam w tym pomaga. Co nie oznacza, że musimy być nadętymi poważniakami. Potrafimy zachować równowagę.

 

Czyli profesjonalizm to prowadzenie kapeli z rozsądkiem i ewolucja zamiast rewolucji?

Chyba można tak powiedzieć. Granie w zespole - zwłaszcza takim, który coś już znaczy - to spora odpowiedzialność i traktuję ją bardzo poważnie. Conan nagrał parę albumów i zdobył pewne grono słuchaczy na przestrzeni lat, a w konsekwencji ludzie na nas polegają, mają pewne oczekiwania, a do tego wiążą z nami duże nadzieje. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ich uszczęśliwić i zrealizować wyznaczone cele. Oczekiwania wobec nas są bardzo konkretne i staramy się im sprostać. Radość fanów to nasza radość. Działamy w ten sposób od samego początku i nie przejechaliśmy się na tym.

A nie uważasz, że to dobro artysty powinno stać na pierwszym miejscu?

Zupełnie nie, przynajmniej nie u mnie. Dobro fanów to podstawa. Bez nich Conan nie pociągnąłby zbyt długo, a ja rozbijałbym się pomiędzy innymi projektami. Odkąd pamiętam, moją motywacją do grania muzyki było uszczęśliwianie innych i robienie wszystkiego, by poznawanie kapeli, w której gram wiązało się z dużą satysfakcją. Przeżyłem różne rzeczy w ciągu tych kilkunastu lat, zmieniłem zdanie na niektóre tematy, ale w tym przypadku obstaję przy swoim.

 

Dokładnie zaplanowałeś działalność Conana, ale czy w twoim rygorystycznym podejściu istnieje miejsce na spontaniczne ruchy?

Obecnie niekoniecznie, ale w przeszłości owszem. Początkowe stadium twórczości Conan to same spontaniczne ruchy. Nie mieliśmy planu na siebie, próbowaliśmy różnych rzeczy, a w dodatku działaliśmy totalnie po omacku. W wielu sytuacjach nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co robimy. Wrzucaliśmy do numerów losowe pomysły, ale z biegiem czasu nasz styl zaczął się krystalizować, a my w końcu przemyśleliśmy, jak powinna wyglądać ścieżka kapeli. Wspomniałem o odpowiedzialności - jej macki sięgają znacznie dalej niż tylko ku fanom. Im większy staje się zespół, tym bardziej przypomina coś w stylu działalności gospodarczej albo spółki. Pojawiają się umowy, nowy sprzęt, spora wytwórnia, a ty stopniowo jesteś wrzucany w kolejne tryby pędzącej machiny, więc dostosowujesz się do nich. Pracowaliśmy na to wiele lat, głupio byłoby zaprzepaścić ogrom włożonego w rozwój grupy czasu przez jakąś durnotę.

 

Nie tęsknisz za czasami, kiedy mogłeś działać swobodniej i nie miałeś nad sobą oczekiwań słuchaczy czy wydawcy?

Wszystko zależy od tego, jak definiujesz wolność. Uważam, że teraz mamy jej więcej niż kiedykolwiek wcześniej, a to bardzo ważne dla zespołu. Mamy więcej fanów, co oznacza stabilność w kwestii prowadzenia kapeli i zwiększone zainteresowanie. Te elementy przekładają się z kolei na znacznie więcej propozycji bookingowych. Coraz więcej agencji albo klubów chce nas ugościć, podobnie sprawa wygląda z festiwalami. Dzięki temu nie musimy sztucznie zapełniać trasowego kalendarza albo martwić się o to, czy na występ przyjdzie więcej niż dziesięć osób. To wszystko pomaga rozwijać się. Dzięki uzyskanym środkom możemy przygotować ciekawą linię merchu, wzbogacić nasz sceniczny anturaż i inne rzeczy. Same plusy.

A jeżeli chodzi o muzykę, a nie sposób prowadzenia zespołu?

Muzycznie też nie stoimy w miejscu. Może nie improwizujemy i nie uciekamy w nieznane, ale na pewno nie gramy w kółko tych samych rzeczy. Jeśli porównasz nową płytę z "Existential Void Guardian", od razu wychwycisz spore zmiany. Nasze kawałki są teraz znacznie dłuższe, bardziej złożone i skomplikowane, a w ostatnim pojawia się nawet syntezator. Próbujemy rozwijać formułę Conan, korzystając z różnych możliwości. Niemniej - powtórzę się - należy zachować rozwagę. Ludzie wiedzą, czego się można po nas spodziewać, dlatego osiągamy coraz większa rozpoznawalność. Jeśli przyjdziesz na nasz koncert, dostaniesz stuprocentowe, porządne metalowe show. Bez niepotrzebnych niespodzianek czy eksperymentów na siłę.

 

Brzmisz na bardzo usatysfakcjonowanego obecnym stanem rzeczy. Czy jest cokolwiek, co zostało do osiągnięcia pod szyldem Conan?

Na pewno jestem spełnionym człowiekiem, nie mam na co narzekać. Mam kochaną żonę, równie kochane dzieciaki, jestem zdrowy, problemy z kasą mnie nie dotyczą, a w dodatku zespół radzi sobie naprawdę dobrze. Jak tu marudzić? Stawiam na powolny, ale stabilny rozwój w każdej dziedzinie życia, wydaje mi się, że w przyszłości będzie tylko lepiej. Czy z Conan osiągniemy coś więcej? Oczywiście chciałbym, ale niczego nie forsuję.

 

Kilka miesięcy po premierze "Revengeance" powiedziałeś, że nie masz innych pasji poza muzyką, bo to ona pomaga ci zachować spokój, ale przez tych sześć lat świat zmienił się na gorsze.

Żyjemy w ciężkich czasach, ale potrafię zachować spokój i rozsądek. Tak już mam i nie potrafię powiedzieć, skąd wzięło się to podejście. Od lat gdy muszę zmierzyć się z trudnymi sytuacjami, patrzę przede wszystkim na pozytywy. Obecny stan świata nie wygląda najlepiej, ale priorytetem zawsze pozostaje dla mnie moje życie prywatne, a jeśli mam nad nim pełną kontrolę, jestem w pełni szczęśliwy.

 

A co jeśli nie masz go pod kontrolą?

To nie zdarza się prawie w ogóle. Rzecz w tym, że sam jestem zbyt mały, by móc zmienić cokolwiek w temacie problemów trawiących cały świat. Nie zwalczę inflacji, nie pokonam covidu, nie zlikwiduję biedy - pewne rzeczy należy zaakceptować, bo nie mamy na nie żadnego wpływu. Może dzięki temu potrafię zachować zimną krew, nigdy nie daję ponieść się emocjom. Jestem urodzonym zadaniowcem, zawsze szukam praktycznych możliwości poradzenia sobie z konkretnymi sytuacjami.

Chyba trudno trzymać emocje na wodzy przez cały czas.

Nie mam z tym problemu, choć absolutnie nie zamierzam mierzyć innych swoją miarą. Wykształciłem ten mechanizm lata temu i wiem, kiedy go używać. Nie należę do specjalnie sentymentalnych osób, nie spoglądam w przeszłość i nie wspominam przykrych sytuacji z różnych etapów życia. Na pewno pomaga mi w tym fakt, że nigdy nie zostałem brutalnie przeczołgany przez los, dlatego moja psychika trzyma się bez większych komplikacji. Niemniej moja metoda nie jest czymś uniwersalnym. Każdy ma swoje doświadczenia i własne sposoby radzenia sobie z nimi. Jeśli coś ci pomaga, to znaczy, że jest dobre. Na przykład na mnie świetnie działa znalezienie jakiegoś zajęcia i dokładanie kolejnych zadań.

 

Na wczesnym etapie działalności Conan byłeś nie tylko muzykiem, ale także zespołowym tour-managerem. Brzmi to jak najbardziej czasochłonne połączenie na świecie.

Nie było tak trudno, bo na początku graliśmy relatywnie niewiele koncertów. Jeśli musiałem coś ogarnąć, zajmowało mi to niewiele czasu, nie czułem presji czy przygniecenia odpowiedzialnością. Kiedy zainteresowanie nami zaczynało wzrastać, od razu znaleźliśmy osobę, na którą zrzuciłem to zadanie.

 

Wydaje ci się, że jesteś istotną postacią na sludge/doomowej scenie?

Nie wydaje mi się i nie chciałbym być tak postrzegany, mimo że czasami docierają do mnie takie głosy. Conan zapracował sobie na pewien status, mamy na koncie fajne osiągnięcia, więc miło mi, gdy mówi się o nas w samych superlatywach. Daje to poczucie spokoju i należycie wykonanego zadania, ale nie odbija mi od tego, nie zmieniam swojego zachowania czy stylu bycia. Wciąż jestem tym samym kolesiem.

 

Dlaczego nie chcesz być postrzegany jako ktoś istotny?

Po prostu chcę być kolesiem z zespołu, a nie figurą woskową, którą ludzie niepotrzebnie idolizują. Nigdy nie walczyłem o popularność czy rozpoznawalność, robię swoje.

 

"Evidence of Immortality" ma bardzo apokaliptyczny wydźwięk, chyba bardziej niż jakikolwiek inny album Conan. Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że w ciągu doby dojdzie do końca świata?

Najpewniej zjadłbym pizzę, spędził czas z rodziną i odprężyłbym się. Jeśli wiedziałbym, że nie zostało mi dużo czasu, nie lamentowałbym, bo przecież nie odmienię losu. Wycisnąłbym z ostatnich chwil wszystko, co dobre.

 

fot. Charley Shillabeer


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce