Łukasz Brzozowski: Poczułeś ulgę, kiedy skończyłeś szkołę?
Saul Kane: Zgadza się. Kiedy założyliśmy zespół, wszyscy byliśmy uczniami i nie wyglądało to zbyt różowo. Graliśmy, rozwijaliśmy się, ale musieliśmy przeskakiwać naprawdę wiele przeszkód i nagimnastykować się, by połączyć edukację z muzyką. Cały ten proces był dosyć trudny i wyjątkowo męczący, ale w końcu mamy go za sobą i możemy myśleć wyłącznie o komponowaniu, a nie o trzydziestu innych rzeczach. Przynajmniej na razie...
Możliwość skupienia się na jednym temacie na pewno wiele ułatwia, ale czy nie czujesz z tego powodu pustki? Zakładam, że obecnie masz dużo wolnego czasu.
Trafiłeś w punkt z tą pustką, bo dokładnie tak się teraz czuję. Oczywiście nie narzekam, bo bardzo dobrze mieć czas na regenerację i nawet trochę się ponudzić, zamiast wiecznie zapieprzać, ale faktem jest, że zupełnie nagle, z dnia na dzień, odcięto mi kawałek życia, który pochłaniał większość mojej energii. Znajduję się w ciekawym punkcie - robię to, co chcę, a jednocześnie nie narzucam sobie presji, bo nigdy nie należałem do osób rozkminiających, jak zarządzać wolnym czasem. Mówiąc oględnie, obecnie wszystko wygląda całkiem fajnie, ale mam nadzieję, że L'objectif wkrótce zacznie działać znacznie intensywniej niż teraz, dzięki czemu nie będę miał czasu na lenistwo.
Jesteś w o tyle trudniejszym położeniu, że skoro poświęcisz się zespołowi, trudno będzie znaleźć "normalną" pracę.
Tak, ale w najbliższej przyszłości nie myślę o poszukiwaniu pracy. Planuję dalszą edukację, nie chcę zakończyć jej tak szybko, i póki co nie zajmuje mnie kwestia zwyczajnego zajęcia zarobkowego. Skupiam się na graniu, to jest teraz najistotniejsze. Inne rzeczy poczekają - na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce.
Łączenie sztuki z pracą bywa trudne, ale połączenie jej ze szkołą to dramat - czy nauczyciele w jakiś sposób pomagali wam?
W żaden, bo nie zrobiliśmy niczego, żeby ktoś udzielił nam pomocy. Kiedy założyliśmy zespół, nie mówiliśmy o tym właściwie nikomu, działaliśmy w dosyć tajemniczej atmosferze, więc przychodziliśmy do szkoły jak gdyby nigdy nic, a ewentualne nieobecności usprawiedliwialiśmy na różne sposoby. Przez długi czas o istnieniu L'objectif wiedziało tylko ścisłe grono najbliższych znajomych, nauczyciele nie mieli o tym bladego pojęcia.
A gdyby mieli?
Pewnie nic nie uległoby zmianie, ale naprawdę nie chciałem o tym gadać, bo czułem się zakłopotany. Nie jestem typem, który używa zespołu do wymigiwania się od różnych spraw, więc starałbym się być tak samo sumienny, jak byłem przez ostatnich parę lat.
Dlaczego czułeś zakłopotanie przez to, że grasz w zespole?
Kiedy jesteś zwyczajnym uczniem w zwyczajnej angielskiej szkole, członkostwo w zespole nie uchodzi za coś szczególnie fajnego. Zwłaszcza jeżeli chodzi o taki zespół, jak nasz. Im starszy jesteś, tym bardziej twoje podejście ulega zmianie, a kolejne sukcesy na pewno temu sprzyjają. Dziś mogę opowiadać o tym z dumą, ale wcześniej czułem nieludzkie pokłady nieśmiałości. Nawet nie jestem w stanie sensownie uzasadnić, dlaczego tak się działo. Zależało mi na tym, by możliwie jak najmniej osób ze szkoły wiedziało o L'objectif.
To zaskakujące, bo zawsze myślałem, że uczeń grający w zespole z ambicjami powinien robić furorę na szkolnych korytarzach.
Prawda? Zastanawiałem się nad tym wiele lat i do tej pory nie znam odpowiedzi. Może chodzi o dziwną brytyjską mentalność albo o moje niczym nieuzasadnione lęki? Dzisiaj aż trudno pomyśleć, że stresowało mnie to. Zwłaszcza przy premierze ostatniej EP-ki otrzymaliśmy mnóstwo pochwał, co pokazało, jak wiele pozytywów wiąże się z graniem w kapeli. Czasami ciekawie jest skonfrontować swoje przemyślenia na dany temat sprzed kilku lat z tymi obecnymi, można się nieźle zdziwić.
Często porównuje się was i inne młode brytyjskie kapele alternatywne do Talking Heads, Gang of Four czy innych klasyków post-punka, ale czy to nie jest męczące? Wolałabyś, żeby o L'objectif mówiono wyłącznie jako o L'objectif?
Oczywiście, że chciałbym, ale musimy być realistami. Jesteśmy bardzo młodzi, nasza kariera dopiero co zaczęła się, nie wydaliśmy zbyt wiele, więc naturalnym jest porównywanie naszej muzyki do innych, bardziej znanych zespołów. Poza tym jeśli obok twojego zespołu stawia się takich tuzów jak Talking Heads czy Gang of Four, trudno się obrażać. To wielki honor - uwielbiam te grupy.
Trudno nazwać brzmienie L'objectif w pełni zdefiniowanym czy wykrystalizowanym. Jak już rozkręcimy się na dobre i w pełni ukształtujemy własną markę, wszelkie porównania pewnie znikną albo będą rzadsze, ale na razie nie nastawiamy się na to. Wszystko jest subiektywne, nie chcę odbierać ludziom prawa do opinii. Byłbym strasznym snobem, gdybym narzekał, że ktoś postrzega moją twórczość inaczej niż sobie wymyśliłem.
Zakładam, że porównania do tak zasłużonych grup dają w dodatku kopa, by tworzyć tak oryginalnie, jak tylko potraficie.
Nawet bez tego próbujemy robić oryginalną muzykę, ale jeśli w tak młodym wieku zestawia się nas z tak fajnymi artystami, to robimy, co możemy, by wspiąć się na ich poziom. Poza tym nie boimy się czerpania inspiracji od innych, to chyba oczywiste, że właśnie w taki sposób zlepiliśmy nasze brzmienie. Każdy zespół rozwija się i modyfikuje swój styl krok po kroku. Nas też to czeka i wiem, że będzie super.
W gronie najważniejszych inspiracji wymieniacie między innymi Pixies, Portishead czy Interpol, co nie jest typowym zestawem dla zespołu post-punkowego i sugeruje, że idziecie w kierunku melodii, a nie abstrakcji.
Też tak sądzę, choć nie wiem, czy nazwałbym L'objectif zespołem post-punkowym. Mamy na stanie parę numerów bardzo mocno utrzymanych w tej estetyce, ale szukamy znacznie dalej i nie potrzebujemy na siłę szufladkować własnej muzyki. Jeśli ktoś nazwie nas zespołem alternatywnym, będziemy tym w pełni usatysfakcjonowani. Chcemy być czymś wyjątkowym, dlatego nie określamy siebie jako post-punk, to byłoby pójście na łatwiznę. Co do melodii, to są dla nas absolutnie najważniejsze. Bez nich trudno o dobry numer, dlatego staramy się być kreatywni i wpadać na ciekawe pomysły. Jakiś element abstrakcji czy dziwactwa też jest u nas słyszalny, ale melodie zawsze będą na pierwszym miejscu.
Słuchacze docenili was bardzo szybko, zagraliście całkiem sporo koncertów jak na grupę z zaledwie rocznym stażem. To rodzi dodatkową presję?
Póki co nie rodzi, ale wolałbym, żeby uległo zmianie, bo chcemy ruszyć z tym wózkiem tak daleko, jak tylko się da. Obecnie podchodzimy do zespołu raczej na luzie, jesteśmy na bardzo wczesnym etapie kariery i wszystko przebiega dosyć gładko. Na szczęście - jak zauważyłeś - gramy już całkiem sporo koncertów, co napawa mnie ogromną radością, bo to najlepsze uczucie na świecie i właśnie z tego powodu mamy nadzieję na jeszcze większą liczbę występów. Chcemy, żeby zespół zajmował znaczący procent naszego życia. Przez ostatni rok zrobiliśmy naprawdę wiele i coś mi mówi, że z upływem czasu będziemy radzili sobie jeszcze lepiej.
Robi się o was coraz głośniej, "We Aren't Getting Out But Tonight We Might" spotkała się z bardzo dobrym odbiorem, ale czy coś zdążyło już was zaskoczyć albo rozczarować w branży muzycznym? Zespół rozwijający się tak szybko jak wasz na pewno doświadczył więcej niż tylko występowanie na scenie i pobyt w studiu nagraniowym.
Nie wiem jak reszta chłopaków, ale ja nie przeżyłem niczego rozczarowującego. Odnoszę wrażenie, że ludzie, na których trafiamy podchodzą do nas bardzo entuzjastycznie i traktują nas jak równych sobie, a nie paru szczyli z piwnicy. To na pewno daje poczucie spokoju. Czasami zdarza mi się pomyśleć, że odkąd o L'objectif zrobiło się głośniej, właściwie nieustannie pędzimy naprzód i wszystko wychodzi zupełnie znikąd, ale to raczej pozytywny stres czy adrenalina, a nie przeszkoda. Na początku trudno do tego przywyknąć - zwłaszcza jeżeli jesteś perfekcjonistą i lubisz robić wszystko we własnym tempie - ale to kwestia czasu.
Wiele kapel musi wam zazdrościć - nagraliście ledwie dwie EP-ki, dopiero skończyliście szkołę, a już działacie na dużą skalę i nie musicie rozbijać się po piwnicach jak większość młodych grup.
Zdążyliśmy zaliczyć ten etap. Nie gramy muzyki od wczoraj, każdy z nas zajmuje się tym od dawna i wchodziliśmy już w skład różnych kapel. Zagraliśmy mnóstwo małych koncertów w bardzo dziwnym otoczeniu. Zaczynaliśmy jako dwunastolatkowie, więc nie wpuszczano nas do klubów. Przeszliśmy podziemną ścieżkę jak wszyscy, ale zrobiliśmy to wcześniej, dzięki czemu teraz jest nam znacznie łatwiej.
Czy już jako dwunastolatek czułeś, że będziesz miał tak dobrze prosperujący zespół?
Miałem wiele marzeń związanych z muzyką i już teraz większość z nich zdążyła się spełnić. Moje życie znajduje się obecnie w bardzo dobrym miejscu.
Pozytywy wynikające z grania w zespole są dla ciebie teraz czymś normalnym?
Absolutnie nie. Nie biorę niczego za pewnik i stale nad sobą pracuję - gdybym teraz myślał o sobie w kategoriach gwiazdy, bardzo szybko zacząłbym się dziwacznie zachowywać, a przez to przyszłość zespołu mogłaby stanąć pod znakiem zapytania. Wciąż czuję ekscytację, gdy dowiaduję się, że zagramy fajny koncert, wciąż jara mnie pisanie piosenek, więc chyba moje podejście nie uległo zmianie i całe szczęście.
W trakcie waszej krótkiej kariery byliście chwaleni chociażby przez Iggy'ego Popa - czy takie komplementy prowokują myśli w stylu: Chyba wszystko idzie w dobrym kierunku?
Oj tak, nigdy nie zapomnę, jakie zdziwienie poczułem, gdy Iggy Pop wspomniał o nas w radiu. Z początku trochę w to nie dowierzałem - świetne uczucie.