Obraz artykułu Restrick: Zamknięcie na emocje i uczucia to akt przemocy wobec siebie samego

Restrick: Zamknięcie na emocje i uczucia to akt przemocy wobec siebie samego

Pete Restrick znany jest między innymi z zespołu Stereo Honey, który w ubiegłych latach zdobył rozpoznawalność nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także poza jej granicami. Ta przygoda zakończyła się jednak rok temu, dając początek nowemu, o wiele bardziej swobodnemu i pozbawionemu strachu procesowi twórczemu.

Barbara Skrodzka: Twój solowy projekt narodził się w 2021, rok po zakończeniu działalności Stereo Honey. Co działo się w twoim życiu w czasie tej przerwy i dlaczego zdecydowałeś się na granie solo?

Pete Restrick: Decyzja o zakończeniu Stereo Honey zbiegła się z pandemią. Coraz trudniej było nam tworzyć razem muzykę, przestaliśmy dogadywać się jako zespół, a później wprowadzono lockdown... Wpadłem w pewnego rodzaju hibernację, podczas której cały czas pisałem. Pandemia miała zły wpływ na moje zdrowie psychiczne. Zacząłem odczuwać naprawdę silny niepokój i depresję. Wyjście z domu było dla mnie wyzwaniem.

 

Zdrowie psychiczne można porównać do podróży. Wynikło z niej wiele dobrej muzyki, z której jestem naprawdę dumny. Z tego narodził się też Restrick. Pandemia była dla mnie okazją do zamknięcia się w sobie i zbadania, o czym chcę pisać, o czym chcę mówić i co przekazywać. Wiele poruszanych przeze mnie tematów odnosi się do polityki, mojej tożsamości, pogodzenia się z tym, kim jestem. Nie jestem w tym projekcie tak nieśmiały, jak byłem wcześniej. To, co robię teraz jest zwięzłe, jasne i bardzo mi się podoba.

Miło słyszeć, że odnalazłeś siebie.

Nowy materiał jest o wiele bardziej osobisty, pisanie go było dla mnie jak terapia. Jestem z niego naprawdę dumny.

 

Jako artysta solowy masz też większą swobodę tworzenia, nie musisz godzić się na kompromisy, sam wyznaczasz kierunek, w którym chcesz podążać.

Współpraca z innymi osobami nie zawsze musi przebiegać gładko, ale jest częścią tego zawodu. Jako artysta solowy wiem, że moje pomysły nie będą odrzucane i mam je na własność. Czuję się całkowicie wyzwolony.

 

Wydałeś do tej pory pięć utworów, jakie stoją za nimi inspiracje?

Pierwszy singiel - "Feed the Beast" - opowiada o wyzwoleniu i poddaniu się pragnieniom. Drugi - "Care" - był związany z moimi okropnymi przeżyciami psychicznymi podczas lockdownu. "In Dreams" to cover, oryginał Roya Orbisona został użyty w filmie "Blue Velvet". Studiowałem film, wiem jak wielką czcią David Lynch jest otaczany przez studentów szkół filmowych, dlatego nie mogłem się oprzeć sięgnięciu po kawałek z jego filmu. Lynch wykorzystał tę bardzo słodką piosenkę o miłości i uczynił ją przerażającą. Pomyślałem sobie: Czy mogę zrobić z tego coś seksownego? Chyba się udało [śmiech].

 

"Alexander", to utwór o obsesji. Opowiada o chłopaku, który poszedł do muzeum i zakochał się w rzeźbie Aleksandra Wielkiego. Bardzo spodobał mi się ten obraz. Wydaje mi się, że jest podobny do "Feed the Beast" w tym sensie, że opowiada o akceptowaniu swoich pragnień.

W twojej muzyce pojawia się też wiele wątków queerowych. Skąd wypływa ta potrzeba?

Nigdy wcześniej nie czułem się na tyle pewnie i komfortowo, by poruszać tę tematykę. Wydanie nowej muzyki zbiegło się u mnie w czasie z pierwszym publicznym ujawnieniem się. Wcześniej miałem w sobie wiele powściągliwości. To było trudne, czułem, że identyfikuję się jako osoba panseksualna. Wydaje mi się, że czasami, w momencie pogorszenia się mojego zdrowia psychicznego, mówiłem sobie rzeczy w stylu: Nie musisz się ujawniać i wyjaśniać czegoś, co jest tak mało istotne. Ale to jest moja tożsamość.

 

Czujesz ulgę?

Tak, czuję się o wiele szczęśliwszy. Po prostu jestem bardziej sobą. Od dawna identyfikowałem się jako osoba queer, ale dorastanie w środowisku silnie związanym z kościołem uniemożliwiało publiczne przyznanie się do tego. Wszystkie moje eksperymenty i nastoletnie zabawy odbywały się z poczuciem wstydu, za zamkniętymi drzwiami. Nie chciałem o tym z nikim rozmawiać. Prowadziłem heteroseksualne życie, w którym spotykałem się z wieloma heteroseksualnymi przyjaciółmi płci męskiej, z którymi rozmawiałem o dziewczynach, a potem jechałem do Leeds, na queer night i całowałem się z chłopakami. Miło jest uznać to za część tego, kim jestem, a także móc to odzwierciedlić w muzyce.

 

Przelanie uczuć na papier przyniosło ci wytchnienie. Myślisz, że twoja muzyka może komuś pomóc w równie dużym stopniu?

Biorąc pod uwagę obecną sytuację polityczną, trudniej jest się publicznie identyfikować jako odmieniec w takich krajach jak na przykład Polska czy Węgry, gdzie panują naprawdę godne potępienia nastroje anty-LGBTQ. Taka polityka jest naprawdę niepokojącą. Podzielam pilną potrzebę, by osoby queer mogły otwarcie i publicznie mówić o tym, kim są, by czuły się bezpiecznie. Mam nadzieję, że muzyka, którą tworzę oraz to, co mówię niesie ze sobą pozytywne przesłanie. Nie chcę przez to powiedzieć, że moja muzyka zmieni czyjeś życie, ale dla mnie była bardzo istotna w procesie godzenia się z tym, kim jestem.

Jakiej muzyki słuchasz, kiedy jesteś w złym nastroju, co ci pomaga?

Obecnie słucham dużo ambientu i takich artystek jak Julia Holter. Mam absolutną obsesję na punkcie Julianny Barwick, na jej najnowszym albumie - "Healing Is A Miracle" - znajduje się utwór "In Spirit" - uratował mi życie. Kiedyś słuchałam jej codziennie, żeby powstrzymać się przed atakami paniki. Muzyka może być uzdrawiająca.

 

Odnoszę wrażenie, że przez te dwa lata bardzo się zmieniłeś jako Pete i jako artysta.

Świat się zmienił. Lockdown i zamknięcie w domu miało duży wpływ na wiele osób, ujawniło jak wiele jest w nas niepewności, pomogło zacząć poruszać kwestie zdrowia psychicznego. Ale też przypomniało nam, że jesteśmy istotami społecznymi i dobrze się czujemy, gdy jesteśmy razem. Zrozumiałem to, gdy po pandemii poszedłem na koncert mojego przyjaciela, który grał w maleńkiej, wypełnionej po brzegi sali we wschodnim Londynie. W środku było około stu osób. Byłem na skraju łez, gdy zobaczyłem klaszczących, śpiewających, tańczących i rozmawiających ze sobą ludzi. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi tego brakowało. Te pierwsze doświadczenie, powrót do normalnego życia po dwóch latach, było dla mnie całkowicie wstrząsające.

 

Kiedyś byłem bardzo dobry w ukrywaniu się przed innymi osobami i nauczyłem się, jak bardzo jest to szkodliwe. Zamknięcie na własne emocje i uczucia to akt przemocy wobec siebie samego. To przemoc wobec własnej wartości, samopoczucia. Powoli uczę się słuchać swojego ciała i umysłu. Poczyniłem spore postępy, ale cały czas nad sobą pracuję. Czuję się o wiele zdrowszy i szczęśliwszy niż dwa czy trzy lata temu.

Bardzo poruszył mnie teledysk nagrany do "Care" - jest szczery, przejmujący i niezwykle emocjonalny.

Uwielbiam ten teledysk. Zaczęło się od pomysłu jeszcze w czasach Stereo Honey. Chciałem nagrać klip, w którym ludzie śpiewaliby do kamery tekst piosenki i wygłaszali go z ciężarem, emocjonalną intensywnością i troską. O pomoc w nagraniu poprosiłem kilkoro przyjaciół. Niektórzy z nich byli całkowicie poddani ostracyzmowi ze strony swoich rodzin z powodu ujawnienia się jako osoby transseksualne. Zaangażowanie ich wszystkich okazało się bardzo emocjonalnym zadaniem, każdy uczynił tekst tej piosenki swoim własnym. Większość występów nagraliśmy w pierwszym ujęciu i każda łza jest prawdziwa. Ten teledysk jest naprawdę potężny, angażuje w czyste emocje. Cieszę się, że dał ludziom możliwość zmierzenia się ze swoimi traumami.

 

Udało się wam stworzyć coś naprawdę pięknego i chwytającego za serce. Czy sam utwór ma dla ciebie szczególne znaczenie?

Tematyka tej piosenki w dużej mierze dotyczy męskości w kontekście zdrowia psychicznego. Chciałem jednak, żeby klip odzwierciedlał różne rodzaje męskości, dlatego pojawiają się w nim mężczyźni niepełnosprawni, o różnych kolorach skóry, transseksualiści, starsi i młodzi. Wszystkim powiedziałem, że zawsze wyobrażam sobie, że ta piosenka jest rozmową z osobą, która jest zagubiona we własnej nienawiści do siebie i zbudowała wokół siebie klatkę, której ściany są tak grube, że nie da się ich przebić. Ten utwór jest niemal wołaniem do tej osoby, do tego toksycznego człowieka. Na przykład: Chcę, żebyś opuścił swoje bariery i porozmawiał ze mną. Chcę się tobą zaopiekować.

Zawsze wyobrażam sobie, że jest to rozmowa z moim tatą, który jest neocharyzmatycznym ewangelickim pastorem i z którym tak naprawdę nie utrzymuję relacji. Dorastanie z nim było dość trudne. W pewnym momencie zaczęliśmy się od siebie oddalać i przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Nie zgadzamy się w wielu kwestiach. Dla mnie ta piosenka jest rozmową z nim, o bólu i cierpieniu, którego doświadczył jako produkt wykorzystywania i zaniedbania ze strony rodziny. Przypomina mi to wiersz Philipa Larkina: Spieprzyli cię rodzice, nie ma rady. Może nie chcieli, ale tak to jest ["Oto i wiersz" Philip Larkin] Rodzice nas traumatyzują, ale nic na to nie poradzą, bo sami też byli straumatyzowani. Odpowiedź Larkina na to brzmi: Nie zostawaj rodzicem [śmiech].

 

Myślę, że w "Care" chodziło przede wszystkim o rozmowę z ukochaną osobą, która jest całkowicie zdruzgotana, o to, by pozwolić jej na wrażliwość i pomóc się otworzyć. Niektórzy ludzie są naprawdę świetni w opiece nad innymi, ale nie potrafią rozpoznać swoich okropnych cech, które uniemożliwiają im bycie naprawdę wspaniałą wersją samych siebie.

Wysłałeś to nagranie swojemu ojcu?

Nie. Nie wiem, czy je widział. Może wie, że ten teledysk istnieje i jeszcze go nie obejrzał, a może obejrzał i zamierza zadzwonić... Nie wiem. Mam wrażenie, że ostatnie dwa lata spędziłem na zajmowaniu się swoimi wadami i toksycznymi cechami. To ciężka praca, ale myślę, że naprawdę warto. Bardzo się cieszę, że jestem w stanie tworzyć na ten temat muzykę. Lęk i depresja są straszne. Nie chciałbym, żeby problemy ze zdrowiem psychicznym były moimi najgorszymi wrogami. Niezwykłe jest to, gdy ludzie potrafią zmienić tkwiący w nich mrok w coś pięknego. Właśnie tego próbowałem w tej piosence i w tym teledysku - zebrania prawdopodobnie najmroczniejszych momentów w moim życiu i powiedzenie: Dobra, spróbuję zrobić z tego coś, co trafi do ludzi.

 

Mam nadzieję, że niedługo będę miała okazję usłyszeć te utwory na żywo.

Wciąż pracuję nad występami na żywo. Restrick to projekt pandemiczny, zaczął się ode mnie i od mojego producenta, który jest najbardziej cierpliwą, miłą i niesamowitą osobą, jaką znam. Wyciągnął mnie z wielu intensywnych momentów i otworzył studio, które stało się fajną przestrzenią do eksplorowania. Razem zaaranżowaliśmy piosenki. Pomaga mi także inny przyjaciel - Michael, niesamowity gitarzysta, który jest w trasie z Louisem Tomlinsonem. Ekscytuje mnie myśl o wyjściu na scenę.

 

Masz już materiał na płytę?

Dużo pisałem i jestem prawdopodobnie bliski ukończenia pierwszego albumu. W tym momencie dużą przyjemność sprawia mi komponowanie. Czuję, że jest to dla mnie bardzo zdrowe miejsce.

 

fot. Phoebe Fox


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce