Jarosław Kowal: Zacznę od nawiązania do jednego z twoich ostatnich wpisów na Facebooku - o tym, że po lockdownie zacząłeś do przesady dopracowywać swoją muzykę i przez to uważasz, że brzmi gorzej. Co się dzieje?
Młody Dzban: Nie wiem... Szczerze mówiąc, to chyba jest już choroba psychiczna. Wcześniej robiłem muzykę bez specjalnego zastanawiania się nad tym, zajmowałem się nią dla funu, wrzucałem do neta, ludziom się podobało i tak to się kręciło. Przez lockdown miałem chyba za dużo wolnego czasu, za dużo siedziałem nad muzyką i ostatnio kiedy jej słucham, myślę: Przecież to jest, kurwa, słabe. Trzeba coś tutaj poprawić, zrobić krok do przodu. Obecnie pracuję nad pięcioma różnymi projektami i mam jeden wielki chaos.
Młody Dzban wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.
To wszystko są w miarę nowe projekty?
I nowe, i takie nad którymi pracuję od jakiegoś czasu. Problem jest taki, że od początku robiłem tematyczne EP-ki, a teraz nie jestem w stanie czemuś podobnemu podołać. Nie wiem, o co chodzi. Wcześniej robiłem to w chwilę - w tydzień, maksymalnie dwa. Teraz po dwóch tygodniach zaczynam myśleć, że to jest za słabe, że trzeba to i tamto poprawić albo nawet zastanawiam się, dlaczego w ogóle coś takiego nagrałem.
Może to kwestia trudności w znalezieniu inspiracji? Lockdown i pandemia zamknęły nas w domach, a w domu trudno doświadczyć czegoś nowego, co mogłoby w niewymuszony sposób zainspirować do stworzenia tematycznej EP-ki.
Zdecydowanie tak było i uderzyło to w całą moją karierę. Miało już być grubo, sold outy koncertów, propozycje ze strony festiwali - myślałem: Ale teraz zabłysnę. No i nagle pstryk, wszystko się skończyło. Większość moich dochodów została poucinana, pojawiły się problemy, żeby znaleźć pracę - wszystko pod górkę. Skończył się czas beztroskiego palenia blantów i picia browarków, trzeba było zacząć kminić na poważnie. Wjechał przy tym ostry nawrót depresji, ale jakość trzeba sobie z tym radzić. Zauważyłem to też po innych osobach. Zawsze miałem wrażenie, że to ja mam mocno namieszane w głowie, ale kiedy zobaczyłem ilu moich znajomych, którzy zawsze wszystko mieli poukładane teraz nie daje sobie rady, zaczynają brać antydepresanty, to jestem tym przerażony. To ciężkie również dlatego, bo istnieje ten etos Dzbana, muszę trochę pożartować i powygłupiać się, a wcale nie mam myśli, które skłaniałyby do śmieszkowania.
Coraz częściej mówi się, że jesteśmy już na etapie post-pandemii, ale faktycznie masz wrażenie, że to już koniec i będzie tylko lepiej?
Mam wrażenie, że wszystkie te polityczne wydarzenia, które zaczęły się w trakcie lockdownu rozpętały piekło. Dalej w tym siedzimy i nieprędko to zgaśnie. Nie chodzi już nawet o maseczki czy zagrożenie chorobą, ale o zło, jakie wychodzi z ludzi, kiedy słyszą, że muszą zasłonić usta i nos. Świat zwariował.
A jaki wpływ i na twoja twórczość, i na twoje samopoczucie ma Polska? W tekstach jasno dajesz do zrozumienia, że ani polityczna, ani społeczna sytuacja nie nastraja pozytywnie, ale czy jest druga strona medalu? Czy jest coś, co sprawia, że mimo wszystko chcesz tutaj żyć?
To raczej kwestia tego, że jestem już uziemiony w tym życiu. Nie jestem typem człowieka, który mógłby z dnia na dzień rzucić wszystko i wyjechać za granicę. Mam znajomych, jakieś swoje zajawy, w których cały czas tkwię i to daje mi napęd do życia. Trudno szukać motywacji w tym wszystkim, co dzieje się dookoła, a już na pewno w okolicy, w której mieszkam, gdzie zaczynają pojawiać się swastyki na ścianach jak w latach 90. Nie wiem, skąd ci ludzie powypełzali, czuję się tak, jakbym cofnął się w czasie. Mam nadzieję, że prędzej czy później uda się to wszystko ponaprawiać.
Kiedy w październiku ubiegłego roku opublikowałeś post ze wsparciem dla społeczności LGBT, pomyślałem, że pewnie zaraz posypią się gromy, ale nie było nawet jednej negatywnej reakcji, co sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy ta najbardziej radykalna publiczność rapowa to w ogóle są twoi odbiorcy? Właśnie wśród niej najwięcej jest skrajnie konserwatywnych słuchaczy.
Jej brak widzę zwłaszcza na koncertach, gdzie nie ma żadnych wykrętów. Z tego, co widziałem i słyszałem wynika, że ani razu nie było nawet bójki. Raz tylko jakiś gościu wypił za dużo piwa i ochrona go wyniosła, a później leżał pod klubem i rzygał [śmiech]. Wydaje mi się zresztą, że w kwestii LGBT przygotowywałem ludzi od dłuższego czasu, że mogę coś takiego napisać. Moje przekazy już wcześniej szły w radykalnie lewicowym kierunku, ale sęk w tym, że nie jestem jakoś szczególnie lewicowy. Na każdą sprawę staram się spoglądać z osobna, a nie przez pryzmat jakiegoś schematu. Fani rapu - szczególnie tego bardziej hardcore'owego - potrafią być radykałami, ale sami raperzy rzadko są uprzedzeni. Kosi z JWP, Łajzol czy Donguralesko wypowiadali się w bardzo podobnym tonie. Może nie tak oficjalnie jak ja, ale na pewno nie mają żadnych jazd z zaglądaniem obcym ludziom do łóżka i terroryzowaniem jakichkolwiek mniejszości.
Wydaje mi się to jednak dość zaskakujące w kontekście twojej muzyki, że nie masz truskulowej publiczności, bo przecież nie używasz trapowych bitów, nie używasz auto-tune'a, wydawać by się mogło, że stara gwardia powinna w tobie widzieć wybawiciela.
Na początku tak było, zwłaszcza po kawałku "Policję należy pierdolić". Niektórzy mieli mnie za jakiegoś nowego Rogala DDL, Belmondo czy kto tam się akurat wtedy kojarzył z ulicą, ale bardzo szybko dementowałem to. Nie chcę być kojarzony z negatywnym vibem. Z każdym potrafię pogadać, nie mam fazy na robienie sobie ciśnienia.
Jednym z twoich głównych narzędzi pracy jest sampling, ale sięgasz nie tylko po klasyki R&B czy soulu pokroju Mary Jane Girls, również po tak nieoczywiste kawałki jak jeden z największych przebojów synthpopu - "Take on Me" A-ha czy "Song for Dead Time" Swans. To obrazuje jak szerokie jest spektrum twojego gustu muzycznego?
Chyba tak, ale nie oszukujmy się - sampling to totalne pójście na łatwiznę. Zresztą rap pod tym względem często może zaskoczyć. Na przykład J Dilla samplował Franka Zappę czy nowofalowe rzeczy.
Ale nie zawsze idzie to w parze ze słuchaniem muzyki, którą się sampluje. Na przykład Run-D.M.C długo korzystało z hooka z "Walk This Way" Aerosmith, ale nie słuchali całego utworu, a kiedy już to zrobili, byli zażenowani tekstem.
U mnie tak na pewno nie jest. Słucham tej muzyki, bardzo lubię "White Light from the Mouth of Infinity" Swans, ale większość z tego, po co na co dzień sięgam nie nadawałoby się do samplowania. Byłyby zbyt mocne jak na to, co chcę w swojej muzyce przekazywać. Wyobraź sobie, jakby to zabrzmiało, gdybym zsamplował na przykład Filth [śmiech]. Wszystko na końcu sprowadza się do nastroju.
Byłbyś skory zarapować gościnnie w kawałku stylistycznie skrajnie odmiennego projektu? W przypadku metalu pewnie rezultat mógłby być bliski nu metalowi, ale może na klubowym bicie albo z jazzowym zespołem?
Jak najbardziej i już miałem kilka takich propozycji, ale gdzieś się to po drodze rozsypało. W dwóch przypadkach nie byłem w stanie podołać, stwierdziłem, że to jest zbyt skomplikowane jak na moje obecne umiejętności, ale myślę, że w przyszłości wszystko jest możliwe.
A jakie trendy we współczesnym rapie uważasz za najmniej interesujące albo tak często używane, że straciły moc?
To, że nagrywam bardziej w staroszkolnym stylu - choć uważam, że bardzo często z nim eksperymentuję - wynika z poczucia, że za dużo jest wszędzie trapu, a teraz doszły do tego drille. Bardzo wiele z tych rzeczy tworzonych jest na jedno kopyto. Nie wiem, czy z nowszych, idących mainstreamową drogą, słyszałem kogoś, kto byłby oryginalny. Może poza Guziorem, Pro8l3mem, Zdechłym Osą, Ćpaj Stajl albo Kazem Bałagane, gdzie faktycznie jest jakiś pomysł, jest własny flow i własny styl. Poza nimi to wszystko jest same shit. Lecenie na tych samych patentach zapożyczonych czy to z Niemiec, czy z Francji, czy ze Stanów. Mam wrażenie, że cała ta nowa szkoła posługuje się generatorem hitów ukrytym w podziemiach SBM - wchodzą tam, klikają "generate" i nowy przebój gotowy [śmiech].
Do gościnnych występów w takich utworach też dostawałeś zaproszenia?
Na początku było ich bardzo dużo. Zresztą SBM chciał mnie wziąć do Startera, ale nawet im nie odpisałem, bo to totalnie nie mój vibe. Nie czuję do tego żadnego hejtu, ale dla mnie muzyka to coś więcej, traktuję ją jak sztukę i nie odpowiada mi patrzenie na nią wyłącznie jak na biznes. To całe konkurowanie ze sobą, przekonywanie, że jest się najlepszym - w ogóle tego nie czuję.
Jak na dzisiejsze standardy masz dosyć nietypowe podejście i to nie tylko w tej jednej kwestii - prowadzisz też samodzielnie media społecznościowe, sam zajmujesz się bookingiem swoich koncertów. Podejrzewam jednak, że co jakiś czas dostajesz propozycje od agencji czy potencjalnych managerów.
Miałem ze dwie-trzy takie sytuacje, ale ostatecznie zawsze w pewnym momencie coś nie pykało. Kiedy przyjeżdżam zagrać koncert, jestem przygotowany w stu procentach, więc oczekuję od osób, z którymi współpracuję kompetencji i uczciwości, a często tego brakowało. Między innymi z tego powodu nabawiłem się covida, były też różne niefajne sytuacje finansowe, więc ostatecznie zajmuję się wszystkim sam. Gdybym jednak trafił na kogoś spoko, z kim nawiązałbym nić porozumienia, to myślę, że bez problemu powierzyłbym mu te obowiązki. Trzeba tylko od razu ugadać się, wszystko sobie na początku wyjaśnić, żeby później nie było żadnych wątpliwości. Najlepiej znaleźć kogoś z wizją, bo spotykałem się z takim podejściem, że fajną robisz muzę, to zrobimy ci koncert z Sową czy z jakimś innym internetowym freakiem. Nie o to przecież mi chodzi, żeby biegać po scenie bez spodni, bo Młody Dzban jest taki śmieszny i świrnięty. Musiałby się trafić ktoś, kto kuma, jakie są moje założenia.
Odnosisz wrażenie, że ze względu na żartobliwą otoczkę wokół ciebie albo żarty w tekstach bywasz traktowany niepoważnie?
Oczywiście, nawet moja ksywa do tego prowokuje. Moja terapeutka twierdzi, że sabotuję w ten sposób własną karierę [śmiech]. Może coś w tym jest, ale z drugiej strony granie takimi znaczeniami - nie tylko w kontekście muzycznym - wydaje mi się bardzo zabawne. Sama ksywa coś już mówi. Podobnie tytuły płyt albo to, co wrzucam na Instagrama, który cały czas rośnie i coraz więcej się na nim dzieje - powiedziałbym, że to wszystko składa się na swojego rodzaju performance.
Nadal wydajesz często, ale po raz pierwszy masz tak długą przerwę pomiędzy albumami - to dlatego, że ten format jest coraz mniej popularny?
Ostatnio o tym myślałem i stwierdziłem, że tyle się czasami nad tymi albumami napracuję, a może wystarczyłoby wrzucić trzy najpopularniejsze kawałki. Tylko teraz pytanie, czy stały się popularne dzięki albumowi i dodatkowemu kontekstowi, czy zaskoczyłyby niezależnie od niego? Albumy są spoko, kiedy chcesz wydawać muzykę w postaci fizycznej, kiedy chcesz zrobić do tego dodatkową otoczkę, ale jeżeli nie ma za tym jakiejś większej idei, to najlepiej po prostu wrzucać single z klipami i tyle. Myślę, że w przyszłości będę wrzucał i to, i to, tylko muszę teraz trochę popracować, żeby podnieść swój status społeczny [śmiech].