Jarosław Kowal: Znajdujesz się w bardzo ciekawym położeniu, bo z jednej strony nie tylko nie jesteś obecna w mediach głównego nurtu, ale nawet te niezależne nie poświęcają twojej twórczości wiele miejsca, a z drugiej strony w pewnych kręgach masz oddaną grupę fanów i fanek, twoje klipy liczą po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń, jeden z utworów na Spotify przekroczył już półtora miliona odtworzeń... To wygląda trochę tak, jakbyś funkcjonowała w alternatywnej rzeczywistości.
Nosgov: Faktycznie tak jest, ale nie wiem, dlaczego tak to wygląda. Jest w Polsce fanpage Random Boys, który często postuje coś na mój temat i w zasadzie na tym koniec. Jestem po dwóch koncertach w Polsce i po dziesięciu łącznie, ale jak na liczbę moich odbiorców czy wyświetleń rzeczywiście jest w tym coś dziwnego, że zainteresowanie mediów jest znikome. Zresztą udzielam właśnie mojego pierwszego wywiadu.
Wydaje mi się, że słucha mnie wiele osób, które się tego wstydzą, nie dzielą się tym otwarcie. Przez długi czas na pewno trudno było robić na mój temat jakieś artykuły czy posty, które wspierałyby moją działalność. Z mojej perspektywy zawsze bardziej komfortowo czułam się, kiedy ktoś sam do mnie docierał. Nigdy nie zależało mi na promowaniu siebie, ale teraz trochę się to zmienia. Robię się minimalnie bardziej medialną osobą, było nawet coś na mój temat w gazecie papierowej w Słowenii. Pojawiają się jakieś pojedyncze publikacje albo na przykład oficjalne konto na Soundcloudzie postowało na mój temat i dodało mnie do swoich redakcyjnych playlist, co jest bardzo rzadkie. Nikt tam nie zajmuje się tym aż tak często, jak na przykład Spotify.
Nosgov wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.
A dlaczego myślisz, że ktoś może się wstydzić słuchania twojej muzyki?
Są takie społeczności czy grupy w internecie, gdzie wiele osób może cieszy się z tej muzyki, ale kiedy na przykład wsiadają do samochodu i ktoś im podaje aux, to zastanawiają się, czy puścić coś bardziej popularnego, łatwego do słuchania, czy puszczać coś, co trzeba trochę wytłumaczyć przed przesłuchaniem. Można to określić jako przybrany gust. Wiem to zresztą z własnego doświadczenia - muzyka, którą robię teraz kompletnie nie podobałaby mi się pięć lat temu.
Często jesteś zestawiana z 100 Gecs, bo są w twoim brzmieniu elementy hyperpopu, a dla wielu osób Gecs to pierwsze skojarzenie z tą estetyką, ale i ty, i Dylan z Laurą zaczynaliście w 2015 roku, więc przynajmniej na tym najwcześniejszym etapie nie mogło być mowy o bezpośredniej inspiracji.
Laura Les z 100 Gecs - znana też jako Osno1, po czym pozostałością jest już chyba tylko jej URL na Soundcloudzie - tworzyła kiedyś rzeczy z bardzo dużą ilością dystorsji, bardziej zahaczających o crunkcore niż to, co robi teraz, o muzykę emo z okolic 2010 roku z uwspółcześnioną otoczką. W tym samym okresie coraz popularniejszy robił się Discord i złapałyśmy się tam. Uczyła mnie podstaw produkcji na zasadzie podsyłania różnych poradników i tłumaczenia ich. Nadal mamy kontakt, choć nie stworzyłyśmy niczego razem. W każdym razie gdzieś ta inspiracja faktycznie może być i mogą być przytaczane podobieństwa w tym, co robimy, choć działam na zdecydowanie mniejszą skalę. Wciąż korzystam z metod czy wtyczek, które poznałam dzięki niej.
Coraz więcej osób próbuje odciąć się od hyperpopu, negatywnie reagują na określanie ich tym mianem.
Hyperpop to umbrella term, który działa na podobnej zasadzie, jak wiele osób wybijających się na TikToku. Są tam bardzo ciekawi artyści, ale są też rzeczy trendowe, których estetyka i sposób promowania ich już się nie podobają - to samo stało się z hyperpopem. Kiedy powstało to ogólne pojęcie, wiele osób zaczęło tworzyć jakąkolwiek muzykę, nazywać ją w ten sposób i w końcu stało się to denerwujące dla ludzi internetu. Stało się zbyt mainstreamowym określeniem, a do tego popularność zyskały inne osoby niż te, które stworzyły to brzmienie i najbardziej zasługiwały na uwagę. Sama nie mam z tym większego problemu. Fajnie, kiedy moja piosenka dostaje się na playlistę "Hyperpop" Spotify. Rozumiem, dlaczego ktoś chce się od tego odciąć, ale wydaje mi się to jedynie próbą pokazania, że jest się fajnym, że nie chce się mieć niczego wspólnego z czymś, co zahacza o mainstream. Wielu artystów nie chce działać w społeczności, w której będą na samym dole, wolą działać w czymś mniejszym, gdzie będą zauważeni.
Udało się nam zaprosić na Soundrive Festival kilka osób, które z tego hyperpopowego korzenia wyrosły, ale teraz każda idzie we własnym kierunku - Mylittlethumbie, Ksiaze700, Partycja czy właśnie ty. Można tutaj mówić o jakiejś spójnej scenie i współpracy czy każde ze was działa niezależnie od pozostałych?
Na Soundrive będzie też Coals, a z Kasią z Coals wszyscy regularnie robimy wspólnie tracki. Mieszamy muzykę, którą robiliśmy dawniej i tę obecną w spójną całość, odwiedzamy siebie często i mamy jakąś mini społeczność. Z Partycją robimy muzykę przez neta, ale w gronie wszystkich pozostałych często się widujemy i współpracujemy ze sobą na różnych płaszczyznach. Na pewno jednak osobą, którą na Soundrivie najbardziej można pod hyperpop podciągnąć jest Oklou i mega mnie to jara, że będę mogła występować obok kogoś takiego.
Utwory z Kachą zostały już opublikowane? Żadnego z nich nie kojarzę.
Jeden jedyny został opublikowany kilka dni temu. Jestem w nim ja, jest Kacha i jest Ksiaze - to pierwszy efekt naszej współpracy, który wypuściliśmy.
Pod którymś z twoich utworów natrafiłem na komentarz z pytaniem: Po co śpiewać, skoro większości nie da się zrozumieć? Dla mnie sytuacja jest oczywista - głos może być traktowany również jak instrument, same dźwięki mogą wywoływać emocje, nie musi za nimi stać konkretna treść, ale chyba zwłaszcza dla publiki wyrastającej ze środowiska hip-hopowego takie podejście jest nie do zaakceptowania.
Zanim zrobiłam jakąkolwiek piosenkę po polsku, nikt nigdy mi nie mówił, że coś jest niewyraźne. Przejrzałam większość moich utworów - raczej tych anglojęzycznych - i uważam, że są bardzo liryczne. Sam miks, to specyficzne brzmienie, powinien sprawiać, że wchodzimy w zupełnie inny nastrój; powinno wywoływać dodatkowe odczucia, a kiedy do tego śledzisz wzrokiem tekst dodany w opisie, słowa stają się łatwiejsze do zrozumienia. Wszystkie te niewyraźne tracki, przy których padają zarzuty, że niczego nie da się zrozumieć, są razem ze mną odśpiewywane na koncertach. Myślę, że to kwestia osłuchania się. Grupa moich stałych odbiorców rozumie już, że tę muzykę konsumuje się właśnie w taki sposób; że najpierw obywasz się z tekstem i wtedy ten miks, ten niewyraźny szelest stają się zrozumiałe. Brzmienie jest wtedy wartością dodatkową, a te utwory stają się nagle wyraźne.
Spojrzałem na to z tej strony, że dzisiaj ogromną popularnością cieszy się K-Pop, a pewnie zdecydowana większość jego odbiorców to osoby, które nie znają języka koreańskiego, więc nie rozumieją ani słowa, mimo że wszystko jest odśpiewane czysto, bez zniekształceń. Wydaje mi się, że działa to na zasadzie przekazywania emocji w niewerbalny sposób i twoja muzyka też jest pod tym względem bardzo emocjonalna.
To prawda, na pewno znajdą się takie utwory, które samym brzmieniem - bez zrozumienia choćby jednego słowa - będą w stanie wywołać emocje. Na koncertach zagranicznych często jestem pytana, czy zagram "To spłonie", czyli piosenkę w języku polskim i tak naprawdę siedemdziesiąt procent wyświetleń tego kawałka pochodzi spoza Polski. Śmiało można założyć, że mniej więcej połowa osób słuchających mojej polskojęzycznej muzy w ogóle nie mówi w tym języku. Nie rozumieją tego, a jednak są stałymi odbiorcami, więc coś w samych tych dźwiękach musi być.
O ile czegoś nie pominąłem, tylko w pierwszej połowie 2022 roku wydałaś dwadzieścia singli i album z dziewięcioma utworami. To bardzo dużo, ale czy to znaczy, że masz wyjątkowo produktywny okres w życiu, czy towarzyszy ci wyjątkowo wiele emocji, które musisz przetworzyć?
Moja sytuacja z wydawaniem muzyki jest trochę pokręcona. Od zawsze robię bardzo dużo muzyki, mam nawet przede mną FL Studio, gdzie jest jakiś projekt odpalony, przy którym jeszcze godzinę temu coś robiłam. Nagrywam codziennie. Na jednym komputerze mam siedemset zapisanych projektów, na drugim tysiąc dwieście. Niektóre to oczywiście tylko załadowany bit z jedną linią tekstu, ale pewnie z nazbierałoby się pięćset ukończonych piosenek tworzonych mniej więcej od połowy 2019 roku. Rynek muzyczny niestety nie działa jednak w taki sposób, że mogę wydawać sobie albumy po trzydzieści piosenek, choć chciałabym tego. Nie chcą rozgrzebywać tej sytuacji, ale przez pewien czas z pewnego powodu miałam trudności, żeby wypuścić jakiś track.
Od początku tego roku zaczęłam testować, czy jeżeli zacznę wydawać po singlu co pięć dni, to po jakimś czasie będzie to miało korzystny wpływ na odbiór. Traktuję to jak zabawę i sprawdzanie możliwości, ale robię naprawdę dużo muzyki i bardzo bym chciała żyć w idealnym świecie, w którym mogłabym wypuszczać muzykę, kiedy tylko zechcę. W którym nie musiałabym kierować się żadnym release planem. Czasami chciałabym wrócić do czasów, kiedy nie było jeszcze monetyzacji na Soundcloudzie i nie miałam profilu na Spotify, a jak chciałam coś wypuścić, to po prostu wrzucałam te rzeczy do internetu... Tylko, że te rzeczy były bardzo słabe. Teraz wszystko co wypuszczam ma na sobie już jakąś datę i bardzo mnie to dręczy. Często mam ochotę wypuścić coś nowego, ale muszę przeplatać te bardzo świeże rzeczy z takimi sprzed sześciu miesięcy czy nawet roku, żeby jakoś to wszystko upchać. To bardzo trudne, żeby nie popaść w manię ciągłego wypuszczania czegoś. Codziennie coś robię i codziennie myślę, że chcę, żeby ludzie już to usłyszeli. Kiedy wybieram, jaką piosenkę w następnej kolejności wypuścić, czuję mega zakłopotanie. Chcę wypuścić wszystko naraz, ale nie chcę też mieć po pięć wyświetleń pod każdym kawałkiem.
Domyślam się, że środowiskiem, w którym najpierw kształtował się twój gust, a później twoja muzyka był SoundCloud, gdzie pięć-dziesięć lat temu można było znaleźć wielu wykraczających poza schematy twórców, ale czy dzisiaj ta platforma pełni jeszcze podobną funkcję?
To bardzo dziwna platforma. W ogóle nie poszła do przodu i tak naprawdę jest kompletnie nieopłacalna. Używam Soundclouda tylko do piracenia swojej muzyki dla ludzi. To platforma, która nie zawsze pozwala na monetyzację; platforma, gdzie każdy może zgłosić twój utwór, przekonując, że należy do niego i nie musi przedstawiać żadnego dowodu; nie ma tam dwuetapowej weryfikacji, przez co wiele osób traci konta; a z kolei weryfikowanie autentyczności kont wygląda tak, jakby zajmował się tym jakiś robot albo jakby ktoś losowo to zatwierdzał, bo mnóstwo fałszywych kont ma oznaczenie "verified". Co chwila mam nowych obserwujących, ale szybko okazuje się, że większość to konta z botami, często atakujące masowo na przykład z Tajlandii. To bardzo niestabilna platforma, a w dodatku w ogóle nie daje szans na pokazanie się mniejszym artystom. Nie ma redakcyjnych playlist; żeby algorytm brał cie pod uwagę, musisz dodawać do każdego kawałka z pięćdziesiąt tagów. Kiedyś Soundcloud był ciekawszy, bo było na nim znacznie mniej osób i można było znaleźć kogoś ciekawego. Teraz tak wiele osób robi muzykę, że zaczyna to wyglądać absurdalnie. Nigdzie indziej nie możesz ot tak stworzyć konta i wrzucać, co tylko zechcesz. Niby nowoczesna platforma, ale od strony technicznej jest bardzo archaiczna, ma kiepsko działający algorytm, coś poszło w złym kierunku.
Znając realia życia w Polsce, pewnie niejednokrotnie miałaś do czynienia z transfobicznymi uwagami i komentarzami. W uporaniu się z nimi, odreagowaniu również pomaga działalność artystyczna?
Jeżeli chodzi o polskie realia, to na pewno bardzo pomaga mi to, że mam teraz pieniądze [śmiech]. Zmiana dokumentów, bez której nie możesz wykonywać dużego zakresu różnych operacji na terenie Polski, wymaga przejścia bardzo rozszerzonych badań, a za każde spotkanie trzeba zapłacić z własnej kieszeni, później trzeba jeszcze zapłacić za prawnika i tak dalej. Na pewno osobom podobnym do mnie jest tutaj trudno bez pieniędzy. Nie mogę jednak powiedzieć, że spotkało mnie tutaj wiele transfobicznych, przykrych sytuacji. Czasami ktoś coś rzuci na ulicy, ale czuję się tutaj całkiem bezpiecznie. Szczególnie w Krakowie, gdzie życie upływa w szybkim tempie. Na ulicy można natrafić na różnych ludzi, co chwila kogoś się mija i gdyby ktoś miał w centrum Krakowa obrażać wszystkie transpłciowe osoby czy po prostu wyróżniające się, musiałby to robić na pełen etat. Chodzę z głową w miarę podniesioną do góry i staram się dużo o tym nie myśleć.