Jarosław Kowal: Długo zastanawiałem się, od czego zacząć naszą rozmowę i ostatecznie zacznę od banału - jak się czujesz?
Alina Pash: Tak się składa, że mam dzisiaj bardzo ważny dzień - zaczynam nowy etap mojej działalności. Właśnie ukazuje się nowy singiel, "Heaven", który jest pierwszym stworzonym wespół z nową ekipą, z wieloma nowymi obowiązkami na moich ramionach, co bardzo mi odpowiada. Lubię zajmować się moimi sprawami osobiście, przy wsparciu osób, które sama wybieram, z którymi dobrze się czuję i z którymi nadaję na tych samych falach.
Celem nowego utworu jest dotarcie do światowej społeczności i przekazanie jej tego, co naprawdę dzieje się obecnie w Ukrainie. Śpiewam w nim o dzieciach, które zostały ranne albo zamordowane, co jest bardzo trudnym tematem, ale nie da się go przemilczeć. Cała muzyka, jaką teraz tworzę to odbicie sytuacji, z jaką mierzą się ludzie w Ukrainie. Odbicie tego, co dzieje się z naszą ziemią. Może przez to jest w niej więcej smutku czy mroku, ale jestem Ukrainką i nie mogę udawać, że nie widzę tego, co dzieje się w moim domu. Traktuję to jak misję.
Komponowanie z tą misją z tyłu głowy to trudniejszy proces od tego, w jaki sposób tworzyłaś przed wojną?
Teraz nie jest już trudno, ale początki były dosyć ciężkie. W drugim tygodniu rosyjskiej inwazji mój ojciec - były policjant i podpułkownik - wyruszył na front, co oczywiście było bolesną chwilą. Ostatnia kolacja przed jego wyjazdem była bardzo trudna. Powiedział wtedy: Wybrałaś życie artystki. Masz świadomość, że taka jest twoja misja i praca, więc rób swoje. Opowiadaj o tym, co się tutaj dzieje poprzez swoją sztukę. Twój kraj potrzebujecie ciebie w tej trudnej próbie, bądź jego głosem. To była wyjątkowa chwila, wtedy zrozumiałam, że muszę włożyć wszystkie emocje i cały mój ból w muzykę. Robię to na każdy możliwy sposób - po ukraińsku, po angielsku, wydając te moje dziwne dźwięki, które nazywam zoik. To coś jak krótki wydech, kiedy coś cię nagle zaboli. Kiedy próbuję odzwierciedlić to, jak czujemy się z powodu wojny, takich bolesnych dźwięków pojawia się bardzo wiele. Muzyka pozwala mi dotrzeć z tym przekazem bardzo daleko.
Wcześniej marzyłam o tym, że będę dziewczyną z Ukrainy, która podbije świat. Chciałam, żeby ludzie dostrzegli, jak ciekawym miejscem jest Ukraina i jej kultura oraz tradycje. Jak pięknym i melodyjnym posługujemy się językiem. Wierzyłam, że dzięki temu ukraińskiej muzyce przybędzie wielu fanów. Teraz nie chcę tylko pokazywać naszej kultury, chcę, żeby ludzie wiedzieli, jak bardzo odważni jesteśmy, jak bardzo kochamy wolność, jak bardzo chcemy sami o sobie stanowić i pokazać światu prawdę chociażby o tym, że jesteśmy odrębnym narodem. Związek Radziecki zatarł tę świadomość, ale jeżeli zagłębić się w przeszłość Ukrainy, to jesteśmy naprawdę inni. Nie ma w tym prawdy, kiedy Rosjanie przekonują, że jesteśmy braćmi i siostrami. Ukraińcy i Ukrainki są braćmi i siostrami każdego, kto żyje w demokratycznym świecie. Braterstwem możemy nazwać, to jak jesteśmy traktowani przez Polaków i Polki, a nie rosyjską agresję.
Wspomniałaś, że ojciec umacniał cię w kontynuowaniu działalności artystycznej, ale wiele osób w obliczu wojny zadaje sobie pytanie, czy to dobry czas na zajmowanie się sztuką. Kiedy giną ludzie, a miasta są bombardowane, sztuka wydaje się znaczyć niewiele, ale pamiętam też historie ludzi ukrywających się w kanałach w trakcie II wojny światowej, którzy śpiewali, żeby dodać sobie sił do przetrwania kolejnego dnia. Może więc potrzeba nam sztuki nawet bardziej?
Jestem tego pewna, a muzyka potrafi dodać wiele sił. Ukraińcy na ogół lubią śpiewać, a dzisiaj jeszcze bardziej widzimy, że poprzez muzykę można znaleźć jedność. Coraz więcej artystów zaczyna ze sobą współpracować, chcą zrobić coś większego wspólnymi siłami i tak naprawdę od dawna liczyłam na to, że w końcu dojdzie do takiego pojednania. Opadły wszystkie maski, wszyscy pokazujemy się takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, bo łączy nas jedno - stoimy po stronie Ukrainy. To naprawdę piękne uczucie.
Od samego początku jest w twojej muzyce wiele z ukraińskiego czy zakarpackiego folku wymieszanego z hip-hopem i r&b, ale od czego się ta fascynacja zaczęła? W moim przypadku trwało to wiele lat, zanim doceniłem lokalny folk. W wieku nastoletnim wydawał mi się nudny czy wręcz żałosny.
To było dla mnie dość naturalne, bo przez pierwsze osiemnaście lat mieszkałam w górach i wydawało mi się, że każdy ma podobne podejście. Dopiero kiedy przeprowadziłam się do Kijowa, zaczęłam dostrzegać różne drobne zmiany. Na przykład nie było już tak bardzo świeżego powietrza, nie było tych pięknych krajobrazów, wszędzie dookoła wznosiły się wysokie budynki. Wtedy zaczęłam sobie uświadamiać, że powinnam zgłębić moje pochodzenie, bo czerpię z tego wielką moc. Góry, natura, to wszystko dawało mi coś wyjątkowego nie tylko w sztuce, ale po prostu w życiu. Nie każdy tak ma. Na przykład DJ, z którym występuję to dziecko wielkiego miasta i kompletnie nie interesuje go natura [śmiech].
Folk był obecny w mojej muzyce od samego początku. Jako dziecko tak po prostu śpiewałam, tak śpiewała też moja babcia i tak śpiewali wszyscy dookoła. Pamiętam, że kiedy w nastoletnim wieku podczas konkursów piosenek pojawiały się do wyboru piosenki folkowe, byłam pierwszą chętną do ich odśpiewania. To było dla mnie naturalne, było łatwe, ale oczywiście marzyłam o tym, by śpiewać jak Céline Dion [śmiech] - te wysokie dźwięki i amerykański styl... Próbowałam iść w tym kierunku i na początku było całkiem nieźle. Skończyłam też Akademię Muzyczną, gdzie śpiewałam w różnych stylach, ale za każdym razem, kiedy wracałam do tego tajemniczego folku, reakcje publiczności były najintensywniejsze. Wszyscy mówili, że to coś innego, coś własnego, więc w końcu zrozumiałam, że nie muszę nikogo naśladować. Zrozumiałam, że mogę być sobą, pokazywać miłość do hip-hopu, r&b i łączyć ją z tym, co towarzyszy mi przez całe życie. Tworzyć nowy, uwspółcześniony folk.
W moim pierwszym utworze używam nawet dialektu z rodzimej wioski, który u większości osób wywołuje rekcje pokroju: Jesteś wieśniaczką, pewnie niezbyt rozgarniętą [śmiech]. Kiedy jednak zestawiłam muzykę z teledyskiem, gdzie nałożyłam stare ciuchy, ale połączone z bardzo wyrazistym, własnym stylem, reakcje były zupełnie inne. W klipie do "Bitangi" jest wiele mody. Mody zaczerpniętej ze wsi, co nie jest stereotypowym podejściem. Wydałam na to wszystkie oszczędności, jakie wtedy miałam i niemal wszystko zrobiłam zupełnie sama [śmiech]. Ludzie byli zszokowani. Pamiętam, jak wrzuciłam ten klip na YouTube'a - natychmiast został podchwycony. To był prawdziwy wiral, bez pompowania zainteresowania pieniędzmi. Dostawałam powiadomienie za powiadomieniem, mój telefon nie milknął ani na chwilę. Myślę, że udało mi się dzięki temu zapoczątkować falę nowego folku. Trochę się wtedy wstydziłam o tym mówić, byłam aż do przesady skromna, ale teraz nie wypieram się niczego - naprawdę zdołałam rozpocząć coś nowego.
Pamiętam, jak sam odkryłem twoją muzykę - przesłuchiwałem hip-hopowe nowości i przy okazji robiłem coś innego, ale kiedy usłyszałem twój głos, twój język i całą tę tajemniczą, ludową otoczkę, od razu musiałem przerwać, podejść do komputera i sprawdzić, jak nazywa się osoba, która za tym wszystkim stoi. Myślę, że nie ja jeden tak mam, co oznacza, że śpiewanie w innym języku niż angielski przestało być utrudnieniem, a wręcz potrafi przykuć uwagę.
Dokładnie tak jest, choć czasami sięgam również po angielski. Na przykład "Heaven" jest w połowie po angielsku i w połowie po ukraińsku. Z początku ludzie dziwili się, dlaczego to robię, wydawało się nienaturalne, ale to kwestia występów na żywo. Kiedy wczuwasz się w chwilę i w tkwiące w niej emocje, nie chcesz nagle robić przerwy i tłumaczyć, o czym był ten kawałek albo o czym będzie następny. Wolę dodać do samego utworu kilka słów, które zrozumie każdy, żeby treść szła w parze z vibem. Oczywiście jakieś osiemdziesiąt procent słuchaczy w ogóle nie przejmuje się tekstami, nastawiają się na wczucie w melodie i rytm, ale nie mogę nie myśleć o pozostałych dwudziestu procentach [śmiech]. Ja też zaliczam się do tej grupy, ważne jest dla mnie rozumienie, o czym ktoś śpiewa. Nawet kiedy jednak pojawia się angielski, zawsze lubię dodać jakieś smaczki, na przykład chórki po ukraińsku, ad-liby, samplowane instrumenty. Często pierwszym skojarzeniem z ukraińskim folkiem jest flet, ale to stereotyp, który podtrzymywały chociażby niektóre piosenki wykonywane podczas Eurowizji. My wybraliśmy inną drogę.
Myślę, że niedługo znowu udam się w góry. Kiedy kończy się sezon, muszę wziąć przynajmniej tydzień wolnego i zaszyć się gdzieś daleko od świata z tymi wszystkimi ludźmi z gór. Uwielbiam sposób, w jaki wiodą życie, ich tradycje, głębokie przemyślenia, których można by się nie spodziewać po osobach przez zamieszkujących maleńką wioskę... Niektórzy z nich maja ogromną życiową mądrość. Wielu gra również na instrumentach, a jednym z moich marzeń jak nagranie mistycznego utworu przy użyciu liry korbowej. Nie słyszałam żadnego współczesnego kawałka z użyciem jej. Zresztą zeszłoroczny album "rozMowa" ["розМова"] w całości nagrałam w górach. To było błogosławieństwo pracować nie tylko w studiu, ale także w tak pięknym otoczeniu. Teraz mam ze sobą studio zawsze w moim plecaku [śmiech].
Nadal na wielu festiwalach można usłyszeć chociażby Ninę Kraviz. Jutro występuję w Madrycie na naprawdę dużym festiwalu ze świetnym line-upem - Mad Cool - ale Nina Kraviz też tam będzie. Dziewczyna, która otwarcie wspiera Putina, o czym wszyscy wiedzą, i absolutnie nie potępia wojny. To przykre, że dla kogoś takiego jest miejsce na festiwalach muzycznych.
Kiedy zdecydowaliśmy się odwołać występy wszystkich rosyjskich artystów i artystek na naszym festiwalu - nawet jeżeli sprzeciwiali się wojnie - większość osób poparła tę decyzję, ale były też takie, które widziały niesprawiedliwość w karaniu mieszkańców kraju za działania polityków. To nie jest łatwy temat, długo można by nad nim dyskutować, ale jaka jest twoja perspektywa?
Przede wszystkim uważam, że to, co zrobiliście jest naprawdę fajne, odważne i słuszne. Walczymy o to z całych sił i to nie dlatego, że nienawidzimy Rosjan. Nie dlatego, że ich naród morduje nasz naród i dopuszcza się ludobójstwa, ale żeby pokazać światu, że wszyscy Rosjanie są winni tego, co się obecnie dzieje. To oni muszą zmienić swój kraj, nie my. My nie jesteśmy w stanie wystrzelić rakiet w kierunku Kremla. Próbujemy doprowadzić tę wojnę do końca na normalnych zasadach, chcemy wyjść z tego z twarzą przed całą światową społecznością. Nie chcemy być tacy, jak oni i właśnie dlatego maksymalnie naciskamy na wszystkich Rosjan. Muszą wiedzieć, że oni także są temu winni. Sprawili, że ten potwór stał się jeszcze większy. Stoicie za tym i waszym obowiązkiem jest zmienienie tego. Dopiero wtedy możemy spróbować znowu ze sobą rozmawiać, ale nie teraz, kiedy ludzie umierają, szkoły i szpitale są niszczone, a my wciąż słyszymy głosy typu: Sami na siebie zrzucacie bomby. Nawet moi krewni, których brałam za mądrych ludzi, którzy podróżowali po Ukrainie i po Europie - widzieli, jak żyje się w innych krajach - mówią teraz: Wy macie swoją prawdę, a my mamy swoją. Dla mnie tacy krewni już nie istnieją i jest mi z tym dobrze.
Myślę, że powinniśmy blokować wszystkich rosyjskich artystów na każdym możliwym festiwalu. Mocno o to zabiegamy, ale z różnymi rezultatami. Na przykład sytuacja Sziget Festival jest dość skomplikowana - mają w programie pięcioro wykonawców z Rosji, z którymi podpisali umowy jeszcze przed pandemią, a postawa niektórych z nich jest bardzo podejrzana. Niektórzy jeszcze w kwietniu - kiedy trwała inwazja - wrócili do Rosji, żeby wystąpić na jakiejś imprezie, a później tłumaczyli się tym, że są przeciwko całej polityce. To nie jest w porządku. Dzisiaj jeśli jesteś osobą publiczną, musisz dokonać wyboru. Albo mówisz wprost, że jesteś przeciwko wojnie i przeciwko reżimowi Putina, albo jesteś po jego stronie. Nie możesz być jak Nina Kraviz, która do milionów odbiorców wypowiada puste, obrzydliwe słowa. Myślimy o nagraniu filmiku, w którym zwrócę się do artystów z Ukrainy, by już teraz ze wszystkich sił blokowali działalność rosyjskich twórców. To nie jest normalna sytuacja, kiedy na nasze dachy spadają bomby, a ktoś podczas koncertu mówi ze sceny o prowadzeniu dwóch różnych narracji. Takie osoby muszą poczuć presję już teraz, bo tylko tak możemy coś zmienić.
Branża muzyczna i cała muzyczna społeczność zachowuje się według ciebie we właściwy sposób?
Nadal na wielu festiwalach można usłyszeć chociażby Ninę Kraviz. Jutro występuję w Madrycie na naprawdę dużym festiwalu ze świetnym line-upem - Mad Cool - ale Nina Kraviz też tam będzie. Dziewczyna, która otwarcie wspiera Putina, o czym wszyscy wiedzą, i absolutnie nie potępia wojny. To przykre, że dla kogoś takiego jest miejsce na festiwalach muzycznych. Dlatego musimy walczyć. To nie ma znaczenia, że ktoś jest uznanym, utytułowanym artystą - dopóki trwa wojna, nie może być żadnej pobłażliwości. Nie można próbować tworzyć muzyki z głębszym przesłaniem, a jednocześnie być przeciwko podejmowaniu tematów politycznych czy po prostu związanych z człowieczeństwem. Tak się po prostu nie da, próby unikania opowiadania o tym, co się okół nas dzieje są głupie. Skoro już trzymasz ten mikrofon i wiesz, że ludzie ciebie słyszą, postaraj się z całych sił szerzyć prawdę.
Nie chcę wchodzić w temat kontrowersji wokół twojego występu na Eurowizji - wydaje mi się, że wszystko, co powinno być w tym temacie powiedziane zostało już powiedziane - ale to przykre, a nawet straszne, jak wiele osób natychmiast przybrało agresywną postawę wobec ciebie. Jak niewiele trzeba, by pojawiła się nienawiść.
Cała ta sytuacja to ważne doświadczenie dla mnie i myślę, że dla tutejszej branży muzycznej. Na pewno wiele osób pomyślało, że porzucę życie w Ukrainie, bo przecież mamy wielu artystów, którzy zabiegają o zarabianie ogromnych pieniędzy na rosyjskim rynku. Moja sytuacja jest jednak dość wyjątkowa, bo nienawiść i próby unieważniania pojawiły się w stosunku do proukraińskiej dziewczyny, która całą działalność poświęciła rozpowszechnianiu ukraińskiej kultury w swojej muzyce, w swoim wyglądzie i we wszystkim, o czym mówi.
Eurowizja to komercyjne wydarzenie, a mojej muzyce daleko jest do komercji. Kiedy lata temu przyjaciel powiedział mi, że powinnam spróbować dostać się do konkursu, od razu odmówiłam. Wolałam dostać się na Coachellę [śmiech]. Z drugiej strony Eurowizja to ogromna scena, na której można pokazać swoje przekonania. Pomyślałam więc, że spróbuję swoich sił, jeżeli będę czuła, że mam do powiedzenia coś naprawdę ważnego. W okolicach października dostałam wstępne zaproszenie, ale nie byłam przekonana, czy warto się tego podjąć. W grudniu poczułam jednak, że coś wisi w powietrzu. Coraz więcej osób mówiło o wojnie i to nie tylko na wschodzie. We wszystkich wiadomościach, wśród moich przyjaciół, na ulicy - wszędzie ten temat powracał. Dopuściłam więc myśl, że może to jednak prawdopodobne, by w XXI wieku zrezygnowano z drogi dyplomacji, by odważono się na tak niegodziwe działania, jak zrzucenie rakiet na szkoły. To uczucie przekształciło się w utwór "Shadows of Forgotten Ancestors", który opowiada o ukraińskiej kulturze.
Zdecydowałam się na to dlatego, bo kiedy tylko Rosja zaczyna okupować jakiś obszar, pozbywa się wszystkich ukraińskich książek i rozstawia wielkie billboardy ze swoja propagandą. Robią, co tylko mogą, żeby pozbyć się naszego języka i naszego dorobku. To oczywiście objaw strachu przed naszą zjednoczoną siłą. Od dekad czujemy presję, jesteśmy w centrum Europy, żyjemy na bardzo bogatym, dużym terenie i mamy długą, silną historię. O tym jest "Shadows of Forgotten Ancestors". O pamięci o naszej przeszłości i pisaniu przyszłości właśnie teraz. To bardzo patriotyczny utwór i na szczęście udało mi się dotrzeć z nim do bardzo wielu osób. Przez głupi błąd i bardzo specyficzne przepisy nie mogłam pokazać go na Eurowizji, ale może jeszcze kiedyś spróbuję, a może uda mi się przekazać to przesłanie na Coachelli [śmiech]. Tak czy inaczej, w każdej sytuacji będę mówić o Ukrainie, bo jestem wielką fanką Ukrainy [śmiech].
A my w Gdańsku, podczas Soundrive Festival, chętnie posłuchamy.
Nie mogę się doczekać tego występu. Patrzę teraz na Polskę z zupełnie innej perspektywy i naprawdę ją uwielbiam. Chciałabym spędzić u was więcej czasu, poznać trochę waszego folku, z którym łączą nas pewne podobieństwa. Zresztą poproszę ciebie, żebyś podesłał mi trochę polskiej muzyki, czegoś w podobnym stylu do mojego, bo bardzo chciałabym nagrać w przyszłości utwór z kimś z Polski.
Alina Pash wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.