Obraz artykułu Fontaines D.C.: Podświadomie skupiamy się na zwyczajności, żeby uciec od problemów

Fontaines D.C.: Podświadomie skupiamy się na zwyczajności, żeby uciec od problemów

Kariery Fontaines D.C. budzi podziw. Przed premierą debiutanckiego albumu zespół uchodził za nadzieję wyspiarskiego post-punka, a ich nowy album ("Skinty Fia") uplasował się na pierwszym miejscu brytyjskich i irlandzkich list przebojów. Co jest najważniejsze w festiwalach muzycznych? Jak zmienia się zespół? Czy los Irlandczyka w Anglii bywa trudny? Na te pytania odpowiada perkusista, Tom Coll.

Łukasz Brzozowski: Brzmisz na dosyć zmęczonego.

Tom Coll: Zgadza się, właśnie jesteśmy w trasie, a taki tryb życia potrafi wymiąć człowieka jak gąbkę. Dopiero co wylecieliśmy z Hiszpanii, po trzech dniach spędzonych na Primaverze i wreszcie jesteśmy w Lyonie. Niedługo zagramy następny koncert, a w innym mieście jeszcze następny i tak już do końca... [śmiech]

 

Primavera uchodzi za największe skupisko ważnych zespołów w świecie dzisiejszej alternatywy - myślisz, że pasujecie do tego festiwalu?

Wydaje mi się, że tak. Odwiedziliśmy Barcelonę po raz pierwszy w okolicach Primavery 2018, kiedy graliśmy mały klubowy koncert w centrum miasta. Kiedy zrobiliśmy, co do nas należało, w jednej chwili pobiegliśmy na resztę festiwalu i chłonęliśmy go każdym porem ciała. Było świetnie, czuliśmy, że to nasze miejsce, a możliwość bujania się w takim towarzystwie i z tyloma ciekawymi zespołami przez trzy dni dała nam bardzo wiele. Właściwie co chwilę występował ktoś, kogo musieliśmy zobaczyć, dlatego poruszaliśmy się po terenie wydarzenia z rozdziawionymi gębami [śmiech]. Może brzmię zabawnie, ale kiedy w ciągu kilkudziesięciu godzin widzisz, jak scenę podbijają Nick Cave czy DIIV, nie możesz udawać obojętnego.

Liznąłeś już trochę światka muzycznego po hiszpańsku, bardzo różni się od brytyjskiego, gdzie promowanie artystów wygląda nieco inaczej niż gdziekolwiek indziej w Europie?

Wszystko zależy od tego, na jakim etapie działalności się znajdujesz. Obecnie cały nasz zespół stacjonuje w Londynie, gdzie mamy kilku przyjaciół zajmujących się organizacją różnego rodzaju wydarzeń i czujemy wielki szacunek do zaangażowania, z jakim się tego podejmują. Niemniej Brytyjczycy bywają lekko zblazowani, na co dzień mają w zasięgu przeróżne odmiany muzyki alternatywnej, nie emocjonują się tym aż tak bardzo. W innych częściach Europy ewidentnie czuć nieposkromioną fascynację tego typu zjawiskami, większy nacisk kładzie się na dobre nazwy w line-upie, a nie na sprzedaż biletów. Prawda, że to najlepszy układ? Co więcej, dzięki letnim festiwalom na Starym Kontynencie mam szansę zobaczyć swoje ulubione kapele, których nie zobaczyłbym nigdzie indziej.

 

Ale dobra sprzedaż biletów jest konieczna, żeby festiwal mógł odbywać się co roku.

Tak, ale europejskie festiwale są skupione w stu procentach na muzyce. Gdzie indziej artystów traktuje się jako dodatek, jeden z bardzo wielu elementów pompujących atmosferę wydarzenia. Nie znajdują się w centrum uwagi. Naszym zdaniem zespoły powinny być na pierwszym miejscu. Lubimy wydarzenia, gdzie istnieje duże prawdopodobieństwo, że znasz pokaźną część line-upu, więc chcesz zobaczyć jak najwięcej kapel, a nie wylegiwać się na leżaku. Co do świetnych doświadczeń w tym stylu, w pamięci bardzo mocno utkwił mi katowicki Off Festival. Daliśmy tam naprawdę fajny występ przed czterema laty, a to, co obserwowaliśmy przez resztę dnia - już jako widzowie - wbiło nas w podłogę. Oby w Polsce było jak najwięcej inicjatyw tego typu.

 

Często bywasz zaskoczony?

Tak, ale ciągłe zaskoczenie towarzyszy mi właściwie od momentu powstania Fontaines D.C. [śmiech]. Kiedy pierwszy raz wystąpiliśmy na Primaverze, nie mieliśmy nawet pełnoprawnego albumu na koncie, a oglądało nas tyle osób, że byłem zszokowany. Musiałem upewnić się, czy nie jestem w jakimś dziwnym śnie, bo wszystko wydawało się nierealne. Takie momenty szybko uświadomiły każdemu członkowi kapeli, że to, co robimy ma sens.

Kolejne sukcesy Fontaines D.C. również cię zaskakiwały? Bardzo szybko osiągnęliście wysoki stopień popularności.

W pewnym sensie tak. Kiedy obserwowaliśmy, w jakim kierunku rozwija się zespół, czuliśmy ogromne zdziwienie i oczywiście także radość. Wiadomo, że przy zakładaniu kapeli myśli się o ewentualnej popularności, więc mieliśmy pewne marzenia, ale ich realizacja w tak krótkim czasie była co najmniej niespodziewana. Nawet w czasach pandemicznych, zamknięci w całkowitym potrzasku, szybowaliśmy coraz wyżej, dlatego tym bardziej nie mogliśmy doczekać się powrotu do koncertowania. Wszystko wychodziło świetnie i na szczęście wciąż wychodzi. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni każdemu, kto pomógł nam dotrzeć do punktu, w którym obecnie się znajdujemy.

 

Można powiedzieć, że od początku jesteście szczęściarzami.

Jesteśmy, ale nie staliśmy się rozpoznawalni przez przypadek, wiemy, dlaczego do tego doszło. Już w początkowych etapach kariery Fontaines D.C. mieliśmy określone plany i wiedzieliśmy, jaką ścieżkę powinniśmy obrać. Osiągnęliśmy założone cele znacznie szybciej niż przypuszczaliśmy, ale mamy stuprocentową świadomość, jak funkcjonuje ten zespół. Nawet w szczycie pandemii musieliśmy bardzo się napracować, co chyba nie dziwi - w końcu nasz drugi album ukazał się pod koniec lipca 2020 roku. Czuliśmy się nietypowo, wiedzieliśmy, że słuchacze lubią płytę, ale nie mogliśmy tego zweryfikować, bo siedzieliśmy w domach. W ogóle nie chciałbym wracać do tych czasów, ale dzięki nim nauczyłem się podwójnie doceniać to, co mam.

 

Od premiery "Skinty Fia" nie minęły nawet dwa miesiące, a już wypromowaliście ten album z większym hukiem niż "A Hero's Death".

Zgadza się. Jeśli pamięć mnie nie myli, to do teraz zagraliśmy więcej koncertów promujących "Skinty Fia" niż w czasie cyklu wydawniczego "A Hero's Death", który zaczął się mniej więcej dwa lata temu. Przyznam, że to dosyć dziwne uczucie, ale idziemy dalej, nie myślimy o przeszłości.

Wiele zespołów z okolic wyspiarskiego post-punka skupia się na krytykowaniu zagadnień społecznych, chociażby Brexitu, ale wy zawsze poruszaliście osobiste tematy, a z płyty na płytę robicie się coraz bardziej pesymistyczni. Czy źródłem waszej goryczy jest brytyjska rzeczywistość, czy własne przeżycia?

Ciężko powiedzieć, choć muszę zgodzić się z tym, że teksty Griana są bardzo intymne i na pewno skupione bardziej dookoła osobistych refleksji niż zagadnień obejmujących całe społeczeństwo. Dzięki temu łatwo się z nimi utożsamiać, wiele osób ma dosyć tego, co dzieje się na świecie i chce rozwikłać własne bolączki, a nie walczyć o dobro narodu. Zresztą warstwa liryczna "Skinty Fia" jest bardzo uniwersalna, możesz interpretować ją na wiele sposobów. Jeśli odnajdujesz w niej coś na wzór komentarza społecznego, możesz mieć rację. Każdy powinien podchodzić do tego po swojemu. Nie ma jednego sposobu na odczytywanie tekstów, każdy czuje inaczej.

 

Jesteście bardzo zmęczeni sprawami dookoła Brexitu, które od lat są częścią codzienności w Wielkiej Brytanii?

Tak, choć nie zawsze tak było. Pochodzimy z Irlandii, więc gdy jeszcze tam mieszkaliśmy, nie przykładaliśmy do tego większej wagi. Brexit jest problemem skupiającym się w dużej mierze dookoła Anglii, dlatego czuliśmy, że wszystkie zmiany zachodzą obok nas. Stan rzeczy uległ diametralnej zmianie, kiedy przeprowadziliśmy się do Londynu - wtedy ta sytuacja odbiła się na nas wszystkich. Zamieszkaliśmy w państwie, w którym polityczne debaty prowadzone z ogromnym napięciem to norma. Ludzie stanowią naturalną część tego wszystkiego, bo od dalszych poczynań polityków zależy ich przyszłość. Nic dziwnego, że budzi to tak wiele emocji. Staramy się jednak zachowywać trzeźwość umysłu i nie dać ponieść się emocjom, choć bywa trudno.

 

Fontaines D.C.: W tym biznesie na początku zawsze tracisz pieniądze (wywiad)

 

Czy w związku z tym żałujesz przeprowadzki do Anglii?

Nie żałuję. Komplikacje potrafią dać w kość, ale nie są na tyle wielkie, żebym rozważał powrót w rodzinne strony. Jestem otwarty na różne możliwości, nie mam silnej więzi emocjonalnej z Anglią. Spędziłem wiele lat w Dublinie i wiem, że właśnie tam czuję się jak w domu, że to tam odnajduję spokój i największą swobodę. Funkcjonowanie w tym miejscu wpłynęło na ogromną część mojego charakteru w formatywnym okresie życia, ale w pewnym momencie nadszedł czas, by ruszyć dalej. Chciałem rozwijać się, a przeprowadzka umożliwiła realizację wielu celów. Londyn jest znacznie bardziej kosmopolitycznym miastem - z powodzeniem działają w nim ludzie z zupełnie odmiennych kręgów kulturowych i chyba ten argument był kluczowym w decyzji o przeniesieniu zespołu. Odnajdziesz się wszędzie, jeśli będziesz miał otwartą głowę i nie dasz się zaplątać w polityczne gierki, które są klątwą dzisiejszego społeczeństwa. Oczywiście nie można od tego uciec, ale trzeba unikać frustracji.

Londyn jest kosmopolityczny, ale relacje pomiędzy Anglikami a Irlandczykami nigdy nie należały do najłatwiejszych.

To prawda, ale do największych napięć dochodziło przede wszystkim w latach 60., 70., i 80. Wtedy wszyscy szli na noże, a Irlandczycy mieszkający w Anglii nie mieli łatwo. Z biegiem czasu wiele uległo zmianie. Tym, co obecnie irytuje mnie najbardziej w Anglikach jest duża ignorancja w kwestiach historycznych. Obydwaj wiemy, jak okrutny dla świata bywał ten naród w przeszłości, ale oni sami pomijają to, obracają temat w żart albo udają, że nic złego nigdy się nie wydarzyło.

 

Pewnie to celowe działanie - brzmi jak klasyczny mechanizm wyparcia.

W jakiś sposób rozumiem tego typu podejście, ale wkurza mnie ta ignorancja - zwłaszcza w sytuacji, kiedy ktoś próbuje wybielać się i przekonywać cały świat, że jest nieskazitelnie czysty.

 

Jonas Renkse z Katatonii zatytułował jeden z albumów zespołu "Viva Emptiness", co należy interpretować jako pragnienie zmiany świata i jednocześnie świadomość, że w pojedynkę nie da się tego zrobić, więc pozostaje jedynie pustka. Nie uważasz, że podobne podejście łączy dziś coraz więcej młodych osób?

Tak mi się wydaje. To ciekawe, bo odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach podświadomie chcemy skupić się na zwyczajnych, wręcz nudnych aspektach życia. Nie ma w tym niczego dziwnego, w ten sposób możemy uciec od problemów. Wielu młodych ludzi pragnie zostawić za sobą wszelkie trudne sprawy i zająć się czymś innym, być może znacznie mniej interesującym. Nie brzmi to ciekawie, ale żyjemy w dość dziwnej epoce.

 

Myślę, że wszystkim byłoby lepiej, gdybyśmy żyli w pozornie nudnych i spokojnych czasach.

Owszem, ale niestety nic nie wskazuje na to, że w najbliższych latach ludzkość osiągnie taki stan - świat jest w rozsypce. Może ta wizja nie nastraja optymistycznie, ale jeszcze gorsze byłoby oszukiwanie siebie.

Na początku kariery byliście wyjątkowo żywiołowym zespołem, ale od premiery "A Hero's Death" brzmicie znacznie bardziej introwertycznie czy intymnie.

Zawsze mieliśmy introwertyczną naturę, ale kiedy zaczynaliśmy działalność zespołu, górę nad nami wzięła młodzieńcza energia. Rozpierały nas impulsy, chcieliśmy udowodnić sobie, że potrafimy być głośni, agresywni i żywiołowi - zamiast pukać do drzwi, wyważaliśmy je kopniakiem. Dzięki temu zyskaliśmy dużo pewności siebie, dlatego do głosu zaczęła dochodzić ta wyważona część naszych osobowości. Z każdym albumem rozwijamy się jako zespół, oprócz pielęgnowania pewnej formuły chcemy też próbować nowych rzeczy. Nasz debiut i "Skinty Fia" są diametralnie różnymi płytami, ale obydwie mają wspólny pierwiastek, dzięki któremu wiesz, jakiej kapeli słuchasz. Nie chcemy w kółko grać tego samego, tylko przelewać do muzyki uczucia, które towarzyszą nam w danej chwili.

 

Dziennikarze z całego świata usilnie przypinają wam plakietkę głosu pokolenia, ale skutecznie odżegnujecie się od tego miana. Boicie się związanej z tym odpowiedzialności czy po prostu nie widzicie siebie w takiej roli?

Najzwyczajniej w świecie nie przepadamy za tym określeniem, brzmi zbyt podniośle i zupełnie nie pasuje do Fontaines D.C. Piszemy muzykę po to, by zaspokoić siebie, zmienianie świata nie ma tu nic do rzeczy. Poza tym jeśli wierzysz w tego typu głosy zbyt mocno, ego zaczyna rosnąć ponad wszelkie normy. Wolelibyśmy uniknąć takiej sytuacji.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce