Obraz artykułu Yumi Zouma: Obcowanie z muzyką w odpowiednich momentach potrafi zdziałać cuda

Yumi Zouma: Obcowanie z muzyką w odpowiednich momentach potrafi zdziałać cuda

Najnowszy album Yumi Zouma powstawał w trudnych okolicznościach, a w dodatku zespół napotkał na swojej drodze wiele przeszkód. Na szczęście przeciwności losu okazały się mobilizujące, bo eteryczny dream pop z "Present Tense" otula i brzmi tak przyjemnie, jak nic innego w tym roku. Przy okazji premiery albumu, gitarzysta (Charlie Ryder) opowiada o tworzeniu na dystans, spełnieniu i ogrodnictwie.

Łukasz Brzozowski: Wolisz podejmować życiowe wyzwania czy zadowala cię bezpieczny porządek?

Charlie Ryder: Jestem dosyć wygodnicki, wolę robić wszystko w zgodzie z przewidywalnymi schematami, ale gra w zespole to nie rurki z kremem, dlatego Yumi Zouma kojarzy mi się przede wszystkim z wyzwaniami. Nigdy wcześniej nie musieliśmy przeskoczyć tylu różnych barier, co przy "Present Tense", ale ich pokonywanie na szczęście nie okazywało się mordęgą, tylko bardzo mobilizującą pracą. Ilekroć udawało nam się osiągnąć wyznaczony cel, czuliśmy, że robimy coś naprawdę dużego i żadne przeszkody nie są w stanie nas powstrzymać.

 

Skoro wolisz wygodne rozwiązania, to co ułatwiłoby ci pracę przy Yumi Zouma?

Gdybyśmy wszyscy żyli w jednym kraju, na pewno byłoby znacznie prościej. Niestety jesteśmy rozsiani po całym globie. Pisanie muzyki w zespole nie przebiega łatwo. Ze względu na odległość, musimy wysyłać szkice numerów mailami albo dzwonić do siebie na Zoomie, a wiadomo, że takie metody są znacznie mniej skuteczne niż kontakt twarzą w twarz. Chciałbym mieć możliwość spotykania się z resztą kapeli na salce prób i swobodniejszego tworzenia, ale nie zamierzam narzekać. Przyzwyczaiłem się do obecnego stanu rzeczy. Poziom albumów Yumi Zouma pokazuje, że mimo trudności, nagrywamy bardzo fajną muzykę, a do tego jesteśmy usatysfakcjonowani z przepływu pomysłów pomiędzy nami.

 

Może to właśnie niestandardowe położenie geograficzne dodaje nam wyjątkowości? Każde z nas żyje gdzie indziej, chłonie inną kulturę oraz wpływy, więc do piosenek trafiają odmienne inspiracje i poziomy wrażliwości. Poza tym kiedy mamy okazję, by spotkać się - do czego dochodzi przy trasach koncertowych - jesteśmy tym bardzo podekscytowani. Zwłaszcza ostatnie występy były na swój sposób magiczne. Widzieliśmy siebie na żywo pierwszy raz od czasów sprzed pandemii. Mało kto może powiedzieć, że nie spotkał kolegi czy koleżanki z zespołu przez dwa lata.

Podejrzewam, że po tylu latach pewnie czułbyś się nieswojo, gdyby cały skład Yumi Zouma mieszkał w jednym mieście i spotykałby się co tydzień na sali prób.

Byłoby fajnie, ale z pewnością dziwnie. Nie przyzwyczaiłem się do takiego systemu pracy, a przecież dla dziewięćdziesięciu procent kapel jest zupełnie normalny. Akceptujemy obecną rzeczywistość, ale w początkowych okresach działalności przechodziliśmy przez wiele kryzysów. Odczuwaliśmy frustrację wynikającą z dzielących nas kilometrów, nie mieliśmy opanowanych sposobów komunikacji, które pozwalałyby na sprawne komponowanie poprzez internet. Inne państwa to także inne strefy czasowe, dlatego musieliśmy stworzyć odpowiedni system zarządzania kapelą, by wszystko miało ręce i nogi. Kiedy tworzyłem nowe utwory, reszta składu najczęściej spała i na odwrót. Musieliśmy odpowiednio docierać się, a przede wszystkim iść na wiele kompromisów, ale pchamy ten wózek i nic nie zapowiada, żebyśmy mieli przestać.

 

Skoro dajecie sobie radę ze wszystkimi utrudnieniami, które stają na drodze Yumi Zouma, to z pewnością drobne życiowe komplikacje nie stanowią dla was żadnego problemu.

Nigdy nie próbowałem porównywać działalności zespołowej do zwykłych życiowych spraw, ale może masz rację. Z drugiej strony wiem, że trudno się do tego odnieść, ponieważ to, co robię w Yumi Zouma jest skrajnie odmienne od wszystkich innych moich zajęć. Za sprawą kapeli obrzydły mi wielogodzinne rozmowy na Zoomie, ale jednocześnie nauczyłem się sprawnie zarządzać czasem. Teraz nie boję się, że jedna czynność będzie kolidowała z drugą, bo wiem, jak ułożyć harmonogram dnia, by wszystko znalazło się na swoim miejscu. W odleglejszej przeszłości nie posiadałem tej umiejętności.

 

Brzmisz też na cierpliwą osobę.

Może sprawiam wrażenie cierpliwego, ale gdybyś obserwował moje zachowania w trakcie procesu twórczego, szybko zmieniłbyś zdanie - to dotyczy nie tylko mnie, ale całego zespołu. Zawsze gdy któreś z nas wpadnie na jakiś pomysł i przekaże go reszcie, wysyłamy sobie setki ponaglających wiadomości. Może mamy nieco infantylne podejście, ale w ten sposób udowadniamy, że Yumi Zouma jest najważniejszą rzeczą w naszych życiach. Nie robimy niczego na pół gwizdka - gdybyśmy zaczęli olewać muzykę, w jednej chwili rozwiązalibyśmy kapelę. Charakteryzujemy się bardzo dynamicznym stylem pracy. Kiedy tworzymy nowy materiał, idzie nam to wyjątkowo szybko. Zamiast stać w miejscu i ślęczeć nad jednym motywem przez pół dnia, podejmujemy proste decyzje. Nie rozczulamy się nad drobnostkami, choć oczywiście cechuje nas pieczołowitość oraz dokładność.

Zespół to nie tylko wspólne tworzenie muzyki, ale również zażyłe przyjaźnie - bywasz smutny, kiedy chcesz spędzić czas z całą kapelą, ale odległość na to nie pozwala?

Oczywiście, że tak. Uwielbiam tych ludzi i chciałbym widywać ich częściej - nie tylko po to, by sprawniej pracować nad piosenkami. Mamy odmienne charaktery, ale bardzo wiele nas łączy, chciałbym, żebyśmy mogli spędzać więcej czasu razem. Odczuwam to dosyć mocno zwłaszcza w ostatnim czasie, bo kiedyś co chwilę byliśmy w trasie, więc odległość nie bolała aż tak mocno. Obecnie jest jak jest - odczuwamy skutki nowej rzeczywistości. Podczas pandemii mieliśmy możliwość kontaktu wyłącznie za pośrednictwem telefonu czy komunikatorów internetowych, przez co czuliśmy, że nasza relacja nieco wyblakła. Prawdopodobnie to stanowiło największe wyzwanie przy tworzeniu "Present Tense" - w pewnym sensie musieliśmy poznawać siebie na nowo i odzyskać pierwotną chemię. Nie było łatwo.

 

Nie jesteś w stu procentach usatysfakcjonowany kształtem nowego albumu?

Jestem nim bardzo usatysfakcjonowany. Wszystkie trudy, które jakimś cudem przezwyciężyliśmy, tylko mnie w tym utwierdzają. Mieliśmy w dodatku luksus dużej ilości czasu, mogliśmy robić wszystko w swoim tempie i nie spieszyć się za bardzo. Wcześniej zawsze wyznaczano nam deadline'y, poganiano nas, a płyty powstawały w atmosferze presji i napięcia. Teraz w ogóle tego nie doświadczyliśmy. Mogliśmy wszystko cyzelować tak długo, jak zapragnęliśmy, co było dobre, bo czasami komponowanie szło jak po grudzie. Brak stresu dodał mnóstwo pewności siebie i mobilizował do dalszych działań. Szczerze mówiąc, chciałbym, aby od teraz wszystko przebiegało w takim tempie [śmiech]. Pewnie każdy muzyk mówi, że jego ostatni materiał jest najlepszym, jaki kiedykolwiek nagrał, ale naprawdę uważam tak samo, pozostali zresztą podobnie. Każdy utwór wyszedł zgodnie z planem i nie żałujemy żadnej z podjętych decyzji.

 

Pewnie nigdy nie czułeś większej ulgi, skoro po drodze pokonaliście tak wiele przeszkód.

Żebyś wiedział! Zadawałem sobie mnóstwo pytań i nie wiedziałem, czy wyjdzie z tego cokolwiek sensownego albo wartego publikacji, a jednak efekty okazały się wyjątkowo zadowalające. Nie mieliśmy mnóstwa obowiązków ani żadnej trasy na głowach, czuliśmy się bardzo frywolnie, trochę jakbyśmy znowu zaczynali karierę. Bez oczekiwań, bez zastanawiania się, czy ktoś nas polubi, czy nie.

 

Wasz perkusista, Josh Burgess, stwierdził, że komponowanie muzyki można porównać do ogrodnictwa, ale czy ogrodnictwo nie jest bardziej przewidywalne i schematyczne?

Trudno powiedzieć, choć uważam, że Josh ma rację - widzę wiele wspólnych odnośników między graniem a pielęgnowaniem roślin. Do jednego i drugiego trzeba włożyć sporo serca, nie można robić czegoś bez zaangażowania i należy spodziewać się nieoczekiwanych zwrotów akcji. Obydwa zajęcia wydają się z pozoru łatwe i przyjemne, ale dopiero wejście w któryś z tych światów udowadnia, że nie zawsze jest kolorowo. W dodatku wszyscy w zespole charakteryzujemy się perfekcjonistycznym podejściem do tworzenia, co bywa utrudnieniem, zamiast ułatwieniem.

Na pewno miewacie momenty, kiedy plujecie sobie w brody, że odpuszczacie prostsze rozwiązania kosztem idealistycznego nastawienia.

Raczej na to nie narzekamy, ale nasz wydawca czasami kręci głową, kiedy słyszy o różnych dziwnych pomysłach [śmiech]. To nic nadzwyczajnego, wytwórnie lubią mieć dopięte sprawy i wszystkie zadania wykonane na czas, a my nieustannie balansujemy na krawędzi i zdarza nam się olewać deadline'y. Łatwo stracić do nas cierpliwość, ale wierzymy, że jesteśmy w stanie odkupić winy świetną muzyką. Pewnego razu - tuż przed premierą jednej z płyt Yumi Zouma - uznaliśmy, że kilka piosenek brzmi inaczej niż byśmy chcieli, dlatego w ostatniej chwili dokonaliśmy szeregu zmian, przez co cały management był niezbyt zadowolony [śmiech].

 

Zgodziłbyś się z tezą, że niektórych gatunków muzycznych słucha się najlepiej w konkretnych porach roku?

Bez wątpienia - to potwierdzone, że nastroje niektórych osób są uzależnione od pory roku czy pogody, więc powinna towarzyszyć temu dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa. Niemniej sam wyznaję trochę inną zasadę - moja playlista zmienia się w zależności od momentu doby. Uwielbiam po nocach słuchać jazzu, ale nie wiem, czy byłbym w stanie cieszyć się nim w środku dnia. Moje poranki stoją pod znakiem alternatywy, indie czy popu, bo te nurty mają w sobie coś budującego i rozbudzającego. Nie jestem sztywno przywiązany do tych szablonów, ale nie da się ukryć, że często z nich korzystam. Obcowanie z muzyką w odpowiednich momentach potrafi zdziałać cuda. Mieszkam w Londynie, gdzie słońce w pełni jest dosyć rzadkim widokiem, więc jeśli chcę umilić sobie kilka chwil, sięgam po odpowiednie utwory.

 

Zapytałem o to dlatego, ponieważ "Present Tense" brzmi dla mnie jak końcówka wiosny, czyli brak trosk, słoneczne dni i wręcz infantylna radość - to dobry trop?

W jakiś sposób tak, choć nie czuję w niej tylko wiosny, dodałbym do tego jesień. Yumi Zouma to przede wszystkim ciągłe balansowanie pomiędzy wesołymi a melancholijnymi utworami, stoimy w rozkroku między tymi porami roku. Jesteśmy dość sentymentalnymi osobami, często uciekamy do przyjemnych wspomnień, ale nie popadamy w absolutny marazm, cechuje nas raczej optymistyczne podejście. Lubimy łączyć ze sobą te nastroje, wnoszą ciekawy kontrast i czynią muzykę ciekawszą, choć chaos stojący za "Present Tense" jest bardziej wiosenny niż jesienny, więc chyba masz rację.

 

Kiedyś wspominaliście, że Yumi Zouma wielokrotnie znajdowało się na granicy rozpadu - czy te czasy są za wami, czy wciąż zdarza się, że myślicie o rozwiązaniu kapeli?

Nie zauważyłem tego, o czym mówisz, więc te czasy są chyba jeszcze przed nami [śmiech]. Wszyscy jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, uwielbiamy swoje towarzystwo i wspólną pracę, dlatego nie porzucimy Yumi Zouma. Nawet jeśli w zespole powstawały różne napięcia, nigdy nie padła deklaracja w stylu: Musimy zrobić przerwę albo pora rozwiązać zespół. Zbyt mocno za sobą przepadamy, by mogło do tego dojść. Jeśli dochodzi między nami do sprzeczek, załatwiamy je i po chwili wszystko wraca do porządku. Znamy się od czasów nastoletnich, wiemy, jak powinniśmy ze sobą rozmawiać. Każdemu życzę takich ludzi w zespole, doskonale wiem, że lepiej nie mogłem trafić.

 

fot. Aaron Lee & Alex Evans


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce