Wyatt E. to jeden z tych zespołów, które podczas koncertu potrafią albo zapewnić doznania godne psychodelicznego szamańskiego rytuału, albo roztrzaskać się o ścianę ze swoimi dronowymi pomrukami i pohukiwaniami. Twórczość utrzymana w estetyce dalekiej od piosenkowości, w której bardziej liczy się prowadzenie dźwiękiem w nieznane niż ładna melodia, to zawsze dobry sprawdzian umiejętności na żywo.
![](/assets/front/images/content/Xxcg7voPGgpBHIlQPmvcabiimaku280UKjCABYc6te54Bqy3kSKsv0UFEDz7_relacja-messa2jpg-image(660x_-grayscale).jpg)
Na szczęście zamaskowany tercet z Belgii sprawnie poradził sobie z przetłumaczeniem frapujących utworów na język koncertowy. W przypadku grup tego pokroju najbardziej liczy się umiejętność utrzymania uwagi słuchacza i wprowadzenia w niekończący się tras, a muzycy Wyatt E. wiedzieli, jak utrzymywać odpowiedni poziom dramaturgii. Było to tym ciekawsze, że przez cały występ nie pojawił się żaden punkt kulminacyjny czy spektakularny wybuch - najzwyczajniej w świecie doomowa masa dźwiękowa unosiła się i opadała, a napięcie wzrastało do pewnego stopnia wraz z pojedynczymi zmianami tematów. Trudno powiedzieć, czy publika podzielała to zdanie, stojąca obok mnie osoba w pewnym momencie westchnęła: Kurwa, długo jeszcze? Czy długo, czy nie, z taką propozycją artystyczną mogę spędzać całe dni.
![](/assets/front/images/content/bIhv3MIuGRbAlo0LxXaFDqfHRIB8Hs9uapswelfl3qiYXwpdetKHgsttR4Uh_relacja-messajpg-image(660x_-grayscale).jpg)
Wyatt E. było jednak wyłącznie przystawką, ich niepokojący trans miał za zadanie rozbudzić apetyty na Messę. Tegoroczne "Close" już teraz jest mocnym kandydatem do albumu roku w kategorii "metal", udowadnia, że doomowi można nadać niekonwencjonalny sznyt bez ucieczek w przesadne eksperymentowanie. Twórczość włoskiego kwartetu składa się z wielu różnorodnych elementów, a bliskowschodnie wtręty czy solówki o jazzowym rodowodzie udowadniają, że ktoś tu odrobił lekcje z niezliczonych wcieleń muzycznego mroku. Najważniejsze są jednak świetnie skonstruowane numery, w których nośność splata się z filmowym patosem i nawet przez moment nie czuć, by ta mieszanka przestała działać.
![](/assets/front/images/content/yz7SjsuPo5mMq0pVxT1SIvTrK8ayrRdhAhfHJQ5gyoKekk4xoJ8jKPcI0f3p_relacja-messa-3jpg-image(660x_-grayscale).jpg)
Wyzwanie, jakiemu Messa musiała sprostać to nadanie utworom jeszcze większej intensywności na scenie, czemu udało się sprostać bez wysiłku. Sara Bianchin - jako konferansjerka skromna, lekko zawstydzona - z nonszalancją wyśpiewywała swoje zawiłe partie, a reszta grupy brzmiała bezbłędnie. Takie utwory jak chociażby najbardziej dynamiczny w menu "Dark Horse" zyskały dodatkową dawkę wigoru w porównaniu do wersji studyjnej, a doomowo-sludge'owe walce miały tak wiele rozjazdów aranżacyjnych i melodycznych, że bez przerwy utrzymywały skupienie. Chyba każdy z uczestników wydarzenia mógłby podpisać się pod tymi słowami - zwłaszcza sympatyczny blondyn, który bez ustanku tańczył, skakał i machał głową pod barierkami.
![](/assets/front/images/content/qEZy62nIGnFnhmdPS9H1ZISr8t1u2b391ZrDWlZzjcFJc5h23LOucGygm8cQ_relacja-messa4jpg-image(660x_-grayscale).jpg)
Ten niezwykły wieczór na pewno na długo pozostanie w pamięci słuchaczy, dwie świeże i niekonwencjonalne metody grania metalu bardzo dobrze sprawdziły się w surowych, scenicznych wersjach. Wyatt E. i Messa dały do zrozumienia, że zasada "wszystko wolno" oddaje esencję ich podejścia do muzyki - zarówno w kontekście tempa utworów, jak i podejścia do ich komponowania oraz wykonywania.
Messa: Funkcjonujemy we własnej rzeczywistości i nie chcemy tego zmieniać (wywiad)
Messa: Doom metal z dark jazzowym sznytem (Q&A)
Rysunki: Edyta Krzyżanowska