Łukasz Brzozowski: Na facebookowym profilu ostrzegliście, że podczas tegorocznej edycji festiwalu Soundrive zobaczymy VVelur w zupełnie innej formie niż dotychczas. Jak rozumieć tę deklarację w przypadku projektu z bardzo krótką historią?
Adrian Ugowski: Żeby doprecyzować - chodziło o to, że zobaczycie nas w zupełnie innej formie niż w przypadku festiwalu inProgress 2021, gdzie daliśmy jedyny do tej pory koncert. Wtedy moja rola ograniczała się wyłącznie do DJ-owania i okazjonalnych przejść w kawałkach. Teraz nasz występ będzie zdecydowanie bardziej przemyślany. Poza tym, że pojawi się także mój rap, zagram na padach perkusyjnych, klawiszach i innych gadżetach. Chcemy postawić na aranżację, którą odwzorujemy w pełni na żywo.
Chcecie nałożyć na swoje utwory większą liczbę warstw?
Julia Pszczółkowska: To potrzebne, tym bardziej że klimat naszej muzyki uległ zmianom. Może nie radykalnym, bo podstawa VVeluru pozostaje mniej więcej podobna, ale nastrój z pewnością będzie nieco inny. Zabrzmimy znacznie mroczniej, nawet podnioślej. Co prawda od początku tacy byliśmy, ale obecnie podnieść poprzeczkę i wzmocnić elementy składowe.
Adrian Ugowski: Udało się nam zaprezentować w skrócie jedną z gałęzi tej nowej formuły na inProgress, graliśmy wtedy jeszcze nieopublikowany "Kwaśny deszcz", który zdecydowanie jest naszym najbardziej podniosłym, filmowym i "ciarogennym" utworem. Ale poza tym, pojawi się też dużo eksperymentów z takimi gatunkami, jak footwork, future garage, cloud rap, trap, UK bass, no i oczywiście art pop.
Nie macie obaw, że staniecie się zbyt karykaturalni w swojej podniosłości? W końcu już teraz jest to wyraźny element VVeluru.
JP: Nie boimy się karykaturalności, bo wiemy, co robić, żeby nie brzmieć żenująco, ale mamy lekkie obawy odnośnie tego, jak muzyka zostanie przyjęta i czy znajdziemy odbiorców. Wierzymy w siebie, jesteśmy dumni z naszych utworów, ale czy dla ludzi nie będzie to przesadnie pompatyczne i poetyckie? Oby nie, ale muszę przyznać, że ta myśl co jakiś czas wraca mi do głowy. Mimo wszystko i tak rozbudowaliśmy się - jedną z oznak tego rozwoju są rymy pojawiające się w moich tekstach, czego wcześniej nie było.
Rymy w tekstach sugerują, że chcecie być łatwiejsi dla zwykłego odbiorcy, ale przecież specyficzne teksty to jeden z największych atutów VVeluru. Nie macie wrażenia, że przez to staniecie się podobniejsi do innych polskich artystów?
JP: Tak i nie. Chcemy zachować równowagę, a rymy w tym pomagają. Gdybyśmy poszli jeszcze dalej w konwencji tekstowej obranej na początku działalności VVeluru, moglibyśmy rozbić się o ścianę "białowierszowania" i układania wersów, które niekoniecznie byłyby dobre. Teraz możemy pracować nad chwytliwymi refrenami oraz wyraźnie wyróżniającymi się fragmentami utworów, wpadającymi w ucho. Wcześniej tego nie mieliśmy właśnie ze względu na to, jak zawartość liryczna wpływała na muzykę.
AU: Sam trochę naciskałem na te zmiany, bo to były dobre teksty, ale momentami nawet mi wydawały się zbyt abstrakcyjne i niezrozumiałe. Chcieliśmy wyciągnąć rękę w kierunku słuchacza i poza wymagającymi fragmentami, dać parę bardziej wpadających w ucho. Dzięki temu możemy postawić na większą eksperymentalność w innych rejonach, na przykład w samym brzmieniu.
Wiele rzeczy dookoła kolektywu Korozja cieszyło się uznaniem wśród niszowych środowisk artystycznych z Trójmiasta, ale żadna z nich nie osiągnęła popularności na większą skalę. Czujecie, że subtelny i ambitny VVelur może przełamać ten schemat?
JP: Mam taką nadzieję.
AU: Tak, ponieważ tym razem włożyliśmy w to znacznie więcej pracy niż kiedykolwiek wcześniej.
Czyli wcześniej podchodziliście do muzyki na pół gwizdka?
AU: Od strony jej tworzenia - w żadnym wypadku. Od tej czysto promocyjnej - po czasie dochodzę do takiego wniosku. Oczywiście w przeszłości myślałem, że wkładamy w to maksimum pracy i nie możemy zrobić więcej, niż robiliśmy do tej pory, ale musieliśmy przedefiniować sobie pewne sprawy. Chcemy położyć duży nacisk na kampanię marketingową, zrobić własną stronę internetową, urządzić listening party przed premierą EP-ki, poszukać patronów medialnych, czyli znacznie intensywniej pchać tę twórczość do ludzi. Stworzyliśmy nawet pewną checklistę, na której zaznaczyliśmy wszystkie punkty konieczne do odhaczenia. Opracowaliśmy konkretny plan działania, a teraz pozostało trzymać się go. Wcześniej podchodziliśmy do tego bardziej po łebkach, zwłaszcza ja, bo na głowie miałem dystrybucję i promocję wszystkich pozostałych artystów z Korozji. W 2022 roku skupiamy się w największym procencie na VVelurze.
Twoim głównym zajęciem zarobkowym jest praca w mediach społecznościowych - pomoże to wam w jakiś sposób z realizacją planów promocyjnych VVeluru?
AU: Jestem pewien, że wszystko będzie zrobione na wysokim poziomie i bez wpadek. Chcemy maksymalnie wykorzystać nasze obecne możliwości i dostępny budżet, by docierać z tą muzyką jak najdalej potrafimy.
Wyliczyliście, jaki mniej więcej poziom rozpoznawalności chcecie z VVelurem osiągnąć?
JP: Szkoda byłoby robić coś, w co wkłada się mnóstwo pracy i zaangażowania, by potem olać to i nie zastanawiać się, czy można iść z tym dalej, czy można zdobyć słuchaczy. Nie mając celu - którym jest osiągnięcie pewnego poziomu rozgłosu oraz przypuszczalnej liczby wyświetleń - nie mielibyśmy motywacji do działania.
Nie macie idealistycznego podejścia, w którym sam proces twórczy i czerpana z niego radość stanowią największą motywację do działania?
JP: Mamy, ale nie ograniczamy się do samej radości z tworzenia. Nie chodzi tylko o to, by mieć z tyłu głowy wyłącznie "komercyjny" aspekt działalności, ale jeśli zdobędziemy jakąś grupę odbiorców, a VVelur zacznie zarabiać na siebie, będziemy mogli grać więcej koncertów. W ostateczności projekt będzie napędzał się sam, przez co poczujemy, że wszystko rozwija się w oczekiwanym kierunku. Każde z nas ma swoją regularną pracę i nie możemy włożyć stu procent siebie w muzykę.
AU: Od strony tekstowej nowa EP-ka będzie poruszać kwestie związane między innymi z utrzymywaniem trudnej równowagi pomiędzy samorealizacją i potrzebami emocjonalnymi a codziennością i rutyną. Jak przeżyć i być szczęśliwym.
Co drugi artysta w Polsce doświadcza tej trudności.
AU: Zdaję sobie sprawę z tego, że to oklepany temat, dlatego chcemy go obronić tekstami w naszej indywidualnej formie. To pokaże, że stoimy za tym my, a nie przypadkowy artysta. Sama idea nie jest kompletnie odkrywcza, czego jestem świadomy, ale w obecnej chwili jest to jedna z rzeczy, która leży nam na sercu.
JP: Dziś prawie każdy temat, który można poruszyć w tekście utworu, poniekąd jest oklepany, bo przecież w sztuce opowiedziano już niemal o wszystkim. Słuchacze są zasypywani kawałkami o miłości, o przemęczeniu, o trudach życia, ale jeżeli spersonalizuje się te wątki, jeżeli bazuje się na własnych odczuciach i doświadczeniach, to powtarzalność nie stanowi problemu.
Polska muzyka z okolic popu od lat zdradza wysokie ambicje twórców, ale u was te ambicje wydają się być czymś zupełnie naturalnym i niewymuszonym. Dobrze myślę, czy jednak proces kompozytorski wymaga od was znacznie większych wyrzeczeń i żmudnej pracy nad szczegółami?
AU: Na pewno nie działamy na zasadzie chłodnej kalkulacji i bezdusznego przemycania pomysłów. Mamy określony gust muzyczny, wiemy, czego lubimy słuchać, dlatego praca kompozytorska nad VVelurem nie sprawia wielkich problemów. Szczególnie, że od jakiegoś czasu biorę dodatkowe lekcje teorii muzyki i kompozycji - pozdrawiam Michała Wilka-Krzemińskiego. Chcemy osiągnąć konkretny efekt, a łatwość w kierowaniu się intuicją czy pojedynczymi impulsami na pewno są bardzo pomocne w tym temacie. Każdy z naszych kawałków zaczyna się od stworzenia podkładu mającego utrzymać całość w ryzach, a dopiero później, gdy mamy pewien szkic, dopisujemy do niego tekst i stopniowo dokładamy resztę elementów.
JP: Wiele projektów zostaje zapomnianych właśnie przez pewne usterki - niby początkowo wszystko brzmi dobrze i fajnie, ale później coś przestaje "klikać" i cały pomysł idzie do kosza. Mamy wypracowany schemat działania i dobrze rozumiemy się na stopie personalnej, więc nie dochodzi u nas do problematycznych sytuacji czy porzucania pomysłów z dnia na dzień.
Czy zimną muzykę VVelur można uznać za próbę opowiedzenia o szarej rzeczywistości życia w jednym z tysięcy bloków, które spotykamy w każdym wielkim mieście?
JP: W pewien sposób tak, zresztą częściowo o tym była "Hipotermia", czyli nasz pierwszy utwór.
AU: Na nowej EP-ce, jak i we wcześniejszych utworach, poruszamy inne tematy, ale zgadzam się, że ta konwencja pasuje do naszej muzyki.
Julia, twoje teksty są bardzo ascetyczne, unikasz przesady, ale miewasz frapujące zrywy jak na przykład wstawka alkoholizm braku tempa w "Braku dostępu". Masz w głowie czerwone lampki, które sygnalizują, że idziesz zbyt daleko w tekstach i musisz przystopować?
JP: Tak, bo mam tendencje do zbytniej pompatyczności. Muszę się czasami przytemperować, chociaż fraza alkoholizm braku tempa wyszła akurat zupełnie naturalnie. Dość dobrze opisywała stan emocjonalny w momencie tworzenia tekstu do "Braku dostępu", ale poza tym jak najbardziej, stawiam sobie pewne ograniczenia.
Jakie to ograniczenia? Gdzie znajdujesz punkty alarmowe przy pisaniu?
JP: Jeśli zauważam, że tekst zaczyna być przekombinowany, najczęściej zwracam się do Adriana po opinię albo zaczynam pisać równolegle coś innego. Chcę mieszać poetycką wrażliwość z przyziemnymi elementami, staram się balansować na pograniczu, ale wiem, że łatwo popaść w skrajności. Słuchacz musi wiedzieć, o co chodzi. Czasami to, co robię bywa pozbawione sensu, przesadzone, przez co - mimo że sama znam znaczenie danej linijki - muszę tłumaczyć niektóre rzeczy nawet Adrianowi. Są zbyt zagmatwane i skomplikowane.
AU: Dlatego fajnie, że oboje piszemy teksty, mamy do nich nieco inne podejścia, więc możemy dawać sobie wzajemne sugestie, zmieniać pewne rzeczy - po prostu zapewnić drugiej osobie spojrzenie z innej perspektywy. W ten sposób odbijamy piłeczkę, oddziałujemy na własną kreatywność i temperujemy swoje nieprzemyślane zapędy.
JP: Tutaj wracamy do tematu intuicji, bo jeszcze przed ukończeniem kawałka analizujemy tekst i jeśli coś jest nie tak, dokonujemy zmian, by całość nie była cringy czy przeintelektualizowana.
Trudno przypisać wam dokładną przynależność gatunkową, z jakim rodzajem artystów u boku czulibyście się najlepiej na scenie?
JP: W Polsce nie ma ich zbyt wielu. Kiedyś próbowaliśmy zrobić listę artystów z naszego kraju, z którymi w jakiś sposób utożsamiamy się na płaszczyźnie muzyczno-tekstowej i stanęło wyłącznie na Coals. Ale teraz i tak poszliśmy w innym kierunku, więc znowu pozostajemy trochę wyobcowani.
AU: Znacznie więcej inspiracji dostarczają nam zagraniczni artyści - Eartheater, Bon Iver, FKA Twigs czy Sega Bodega. Mówiąc najogólniej, muzyka z okolic art-popu, której w naszym kraju nie ma zbyt wiele.
Czyli Polska jest dla was zbyt wąska i najchętniej wyszlibyście ze swoją muzyką poza granice kraju.
JP: Teraz chyba nie chciałabym wybiegać poza Polskę, może kiedyś, ale na ten moment jest mi wygodniej w aktualnym położeniu.
Dlaczego?
JP: Głównie ze względu na teksty. Świetnie mi się pisze po polsku, uwielbiam gry słowne i zawiłość naszego języka. Nie wiem, czy w przypadku angielskiego pracowałoby mi się równie gładko. Brak języka polskiego w VVelurze mógłby zabrać nam ważną część tożsamości.
AU: Poza tym na poziomie czysto technicznym nie mamy pojęcia, jak rozprowadzać naszą muzykę poza granicami Polski.
Jesteście szczęśliwą parą, ale co gdybyście rozstali się? Czy wtedy VVelur zostałby ostatecznie pogrzebany?
AU: Najpewniej tak [śmiech].
JP: Wszystko zależy od tego, na jakich warunkach doszłoby do rozstania. Jeśli relacja po rozejściu się byłaby wciąż pokojowa, a VVelur osiągnąłby ciekawy status, wtedy pewnie pogodzilibyśmy różnice personalne z tworzeniem. Jesteśmy dosyć spokojnymi ludźmi, więc moglibyśmy działać na przyjacielskich zasadach, ale to już tylko gdybanie.
AU: Moglibyśmy też odbić w kariery solowe, ale jak wspomniała Julia - to gdybanie.
VVelur wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.
fot. Paulina Litaniuk (1, 2), mat. własne (3)