Obraz artykułu Zguba: Najpiękniejsze rzeczy muszą rodzić się w cierpieniu

Zguba: Najpiękniejsze rzeczy muszą rodzić się w cierpieniu

Podniosły i przeładowany szczerym smutkiem ambient, którym naładowany jest Zguba na albumie "Znój" potrafi uzależnić. Niewiele tegorocznych polskich wydawnictw równie intensywnie przytłacza ciężarem frustracji i braku nadziei. Dlaczego ojciec-założyciel projektu nie mieszka już w Polsce? Jakie ma plany na przyszłość? Gdzie szuka właściwej atmosfery dla nowego albumu? Odpowiedź na te i inne pytania znajdziecie poniżej.

Łukasz Brzozowski: Co spowodowało, że jesteś na wygnaniu z rodzimego Pomorza?

Zguba: Powodów jest wiele, ale najprostsza odpowiedź jest taka, że duchem nie czułem się już powiązany z pomorską rzeczywistością. Poniósł mnie bałkański zew i była to dobra decyzja. Tutejszy ajliak - słowo, które nie ma swojego odpowiednika w naszym języku, a oznacza po prostu spokój ducha i bardzo niespieszne podejście do życia - sprawia, że czuję się bardziej na swoim miejscu.

 

W którym momencie życia na Pomorzu zabrakło ci ajliaku? Doszło do konkretnej sytuacji, która przekonała cię, że przeprowadzka do Bułgarii jest właściwą decyzją?

Decyzja była owocem pewnego wielce potrzebnego przewartościowania, ale przede wszystkim narastającego przemęczenia spowodowanego życiem w Polsce. W stęchliźnie, która wówczas trawiła zarówno mój umysł i trzewia, nie było szansy na oczyszczenie - musiałem ratować się ucieczką. Głęboko wierzę, że najpiękniejsze rzeczy muszą rodzić się w cierpieniu, a najgorszymi są marazm i stagnacja. Stąd też moja decyzja.

Bałkany są wolne od stęchlizny i uczucia beznadziei?

Jak się przekonałem na własnej skórze, nie do końca, ale tutaj nikt nie zwraca na to uwagi, ran nie jątrzy się bez celu. Gawiedź opuszcza szare blokowiska i udaje się do wciąż nieskalanej i nieskażonej okropną turystyką przyrody, na puste szlaki górskie, dzikie polany, ukryte hiże, gdzie można w końcu normalnie pooddychać. No ale mogę mówić tylko ze swojej perspektywy.

 

Dlaczego Bułgaria, a nie Niemcy, Anglia czy inny typowy kierunek emigrujących Polaków?

Nie interesuje mnie emigracja zarobkowa, jeśli miałbym się gdzieś osiedlić, to tylko w poszukiwaniu jakiejś mistyki, a takowej w Bułgarii nie brakuje. Poza tym Zguba ma już tutaj przygotowany nagrobek. Wystarczy chociaż raz udać się w Rodopy czy posłuchać tutejszego folku. W tym stosunkowo niewielkim kraju kryje się przepotężna siła, która mówi do mnie znacznie silniejszym głosem niż wymienione przez ciebie kraje.

 

Skąd bierze się ta siła?

Trudno powiedzieć. To coś pradawnego, co siedzi w tych lasach i gąszczach, coś, co przejąć może całe jestestwo, sprawić, że duch uspokoi się i zrzuci jarzmo przygniatającej powtarzalności bez wyjścia codzienności.

 

Powiedziałeś, że najpiękniejsze rzeczy muszą rodzić się w cierpieniu, ale co zrobić, kiedy cierpienie się wyczerpie? Nie stępi to ostrza Zguby?

Zguba dokonała żywota wraz z płytą Znój. Przemawiam więc teraz zaledwie jako gnijący zezwłok. Cała trylogia cierpienia - "Pomór", "Potwarz" i "Znój" - rodziła się w ogromnych bólach i raczej była raczona ostrzem niż nim władała. Bardzo bym pragnął, żeby ta muzyka tępiła jakikolwiek oręż, zmusiła do refleksji nad rozdzierającą, niepożądaną przemocą, której jest wokół nas pod dostatkiem. Na świecie mamy już dość zguby.

Postać stoi w lesie.

Skoro od dawna na świecie mamy dość zguby, to po co powołałeś do życia Zgubę?

Nic, co powstało pod szyldem Zguby nie powstawało w sposób świadomy. To amalgamat, koncentracja, synteza wszelkich lęków, upadków, słabości, ale też podskórnych chęci przezwyciężania tych słabości. Nic by mnie bardziej nie uradowało, niż to, gdyby czyjś mozół stał się dzięki mojej twórczości lżejszy.

 

Ale proces publikacji tej muzyki i dołączenia do oficyny wydawniczej musiał być świadomy.

Oficyna Loża działa trochę na zasadzie artystycznej bohemy. Współpracuje z muzykami, rzeźbiarzami, fotografami, artystami wizualnymi, myślicielami. To samonapędzająca się inspiracjami i wzajemną pomocą ekipa błędnych rycerzy. Staramy się najpierw raczej poszukiwać, dopiero później wydawać i przekuwać te starania w bardziej przyswajalną formę. Wydanie "Znoju" było więc tylko kropką nad i.

 

"Znój" powstał w stanie całkowitego zmęczenia mentalnego i fizycznego, w którym sen mieszał się z rzeczywistością - skąd wynikał ten ciążący na tobie dyskomfort?

Dotyczy to zarówno deprywacji snu ("Chłodnia" i "Czeluść"), ciężkiej pracy umysłowej prowadzącej do nadmiernego stresu ("Niezgoda"), jak i fizycznego przemęczenia. Zdrętwiałe dłonie tworzące kompozycje na "Znoju" wielokrotnie były z tej racji opuchnięte i pokryte obrzękami, stąd utwory "Obrzęk" i "Moja krew". Ta muzyka powstawała w niedookreślonej sferze, gdzie moc niedogodności i cierpienia pozwoliła na wyjście poza nią. Na tym albumie pragnę wyrwać słuchacza z gehenny i przemęczenia, żeby choćby na chwilę zdjąć z jego ramion brzemię znoju.

 

Na pewno udobruchałeś słuchaczy, ale czy dałeś radę ściągnąć ciężar ze swoich ramion?

Miło mi to słyszeć. Ciężar z moich ramion spadł wraz ze "Znojem". To muzyczny pogrzeb, definitywny koniec, katartyczny, soniczny finał. Więcej już nie wykrzesam z materii, którą żyłem tak długo. Zmartwychwstania nie przewiduję.

 

We wcześniejszych etapach funkcjonowania Zguby proces twórczy nie dawał ci życiowego wytchnienia?

To taki zgubny paradoks. Działam w niemocy, by niemoc pokonać, słabnę, by się wzmocnić, konam, by zacząć żyć. Kiedyś wierzyłem - trywialnie to ujmując - że tworzy się dla uwielbienia piękna, nawet jeśli ukazuje się brzydotę. Po latach często wracam do tej myśli i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, żeby coś, co tak głęboko w człowieku siedzi można w jakikolwiek sposób skomercjalizować. Wytchnienie dojrzewa przez lata, w gnuśności można o nim czasami zapomnieć, ale w pełni odpocząć się nie da.

Czarno-biała grafika.

To oznacza, że już nigdy nie wrócisz do tworzenia? Nie tylko jako Zguba.

Mam w planach jeszcze dwa projekty, które przy dobrych wiatrach uda się sfinalizować w tym roku. Jeden z nich może zaskoczyć wiele osób, będzie to stylistyczna wolta - podszyty zimnowojennymi nastrojami, czerpiący z belgijskiej i niemieckiej EBM/new-beatowej sceny album nagrany z perspektywy "nowego człowieka" - bioskanera. Rzecz dużo bardziej agresywna, przesiąknięta post- i antyhumanizmem, gorzkim komentarzem na nieludzkie czasy. Od czterech lat pracujemy też z Foghornem nad czymś, co żartobliwie nazywany naszym "Spirit of Eden". Więcej szczegółów na razie nie zdradzę, ale nagrywaliśmy już razem na wcześniejsze wydawnictwa Zguby, odbywaliśmy również wspólne kosmiczne podróże w blackmetalowym Widziadle.

 

Co to znaczy, że płyta została nagrana z perspektywy "nowego człowieka" - bioskanera?

Warstwa muzyczna - i przede wszystkim tekstowa - ociekać będzie tematyką postczłowieczeństwa, do którego powoli cywilizacyjnie zmierzamy. Staram się, żeby topos płyty dotyczył właśnie tego. Z jednej strony retrofuturystyczna fascynacja cyborgizacją, z drugiej potępienie dotychczasowej destruktywnej działalności "starego człowieka".

 

Moment przekroczenia granicy postczłowieczeństwa będzie czymś dobrym czy złym?

Z perspektywy Bioskanera to jedyna słuszna droga rozwoju. Eradykacja zakorzenionych atawizmów, progres kosztem degradacji "duszy" człowieczej, cybernetyczny radykalizm. Zguba i Bioskaner stanowią byty zupełnie przeciwstawne i jest to w pełni zamierzone.

 

Zguba, mimo że ambientowa, od początku korzystała z kanonu estetycznego bliskiego black metalowi. To celowe zagranie, by przyciągnąć słuchaczy z różnych światów?

Widziadło, o którym wspomniałem, to właśnie mariaż moich loopów taśmowych i gitary Foghorna. Nie ukrywam, że niegdyś wsłuchiwałem się w płyty z nurtu atmospheric black metal, ale dzisiaj wolę bardziej dosadny death metal. Aczkolwiek zdarzy mi się wrócić do Paysage d'Hiver czy Deathspell Omega.

 

Skoro wolisz death metal, to dlaczego w Widziadle grasz black metal?

"Void" powstawał przez pięć lat, wiele razy traciliśmy materiał, a następnie nagrywaliśmy od nowa. Gra w zespole zawsze jest kompromisem, z Foghornem rozumiemy się pod tym względem podświadomie i w 2017 roku było to dokładnie to, co chcieliśmy osiągnąć. Zresztą ten projekt też już nie istnieje, Foghorn szykuje za to wybitny materiał w zbliżonej stylistyce - mam nadzieję, że w tym roku będzie go można posłuchać.

 

"Znój" brzmi jak jeden długi utwór z mglistym początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Żaden numer nie wyróżnia się specjalnie na tle innych, ale który z nich poleciłbyś niewtajemniczonemu słuchaczowi chcącemu bliżej poznać Zgubę?

Wszystkie moje płyty, ale ta w szczególności, powinny być odbierane jako jeden utwór i w ten sposób poznawane. Bardzo trudno wybrać konkretny kawałek, każda osoba ma własne preferencje. Wybór mogę oprzeć jedynie o opinie słuchaczy - niektórzy stawiają na melancholijną "Łaskę", inni na smyczkową "Niezgodę", jeszcze inni preferują tape-loopową "Gehennę". Wydaje mi się, że taka muzyka wymaga czasu, odpowiedniego nastroju, w którym trudno zanurzyć się ad hoc.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce