Obraz artykułu Celeste: Nigdy nie uważaliśmy siebie za zespół blackmetalowy

Celeste: Nigdy nie uważaliśmy siebie za zespół blackmetalowy

Na nowym albumie Celeste skutecznie wymyka się ramom black metalu, a wpływy post-hardcore'u i sludge'u są w muzyce zespołu jeszcze bardziej widoczne niż wcześniej. Przy okazji premiery "Assassine(s)", Johan, Guillaume i Royer wyjaśniają, czy da się zdefiniować ich twórczość i czy grają black metal, a do tego zapewniają, że nie ma niczego fajnego w kradzieży tożsamości.

Łukasz Brzozowski: Wasza muzyka często jest opisywana jako eksperymentalny metal, ale jak rozumieć eksperymentowanie w gatunku, w którym wszystko zrobiono i powiedziano lata temu? Dzisiejsza ekstrema oferuje dużo ciekawych rzeczy, ale niewiele rewolucji.

Johan Girardeau: Sami nie opisujemy w taki sposób naszej muzyki - to definicja słuchaczy. Może wynika z tego, że trudno zamknąć nas tylko w jednej szufladce? Trudno powiedzieć. Nie słucham zbyt wiele metalu, dlatego nie pomogę w wyciąganiu wniosków dotyczących całego gatunku. Próbujemy wplatać do twórczości Celeste tak wiele nowych elementów, jak tylko potrafimy, a nowa płyta jest sporym skokiem naprzód w porównaniu do poprzedniej. Sporo mieszaliśmy w kwestiach patentów perkusyjnych, aranżacjach, partiach prowadzących gitary, a ponadto drastycznie zmieniliśmy metody pisania kawałków. Zmieniamy się z wydawnictwa na wydawnictwo... Ale po krótkim namyślę mogę jednak stwierdzić, że uznawanie nas za zespół parający się eksperymentalnym metalem jest trafne.

Trendy na scenie pojawiają się i znikają, was charakteryzuje wierność pierwotnym założeniom - bez gwałtownych skoków na boki i nieoczekiwanych hybryd stylistycznych. Ta jednorodność wyróżnia was wśród innych ekstremalnych zespołów?

Guillaume Rieth: Masz rację, ale jednocześnie jesteś w błędzie. Zawsze proponujemy wyjątkową muzykę, która przełamuje bariery gatunkowe i uchodzi za rozpoznawalną w gąszczu innych ekstremalnych kapel - udało się nam to osiągnąć już na wysokości debiutanckiego "Nihiliste(s)". Z drugiej jednak strony nie uznałbym Celeste za jednorodny zespół, który ucieka w bezpieczne i sprawdzone rozwiązania. Kreatywność nakazuje nam zmierzać w coraz mroczniejsze, cięższe i trudniejsze rejony, ale bez utraty wypracowanego stylu. Nowy album to wyraźny zwrot w innym kierunku. Eksplorujemy na nim zupełnie inny odcień ciemności, uwypuklony za pomocą bardzo gęstej melancholii podbitej przez nowoczesną produkcję. Poszukujemy czegoś dla siebie w zupełnie odmiennych terytoriach. Nigdy dotąd nie zwracaliśmy tak dużej uwagi na harmonie gitarowe, aranżacje albo nawet rytmikę utworów, dlatego ten materiał zdecydowanie wyróżnia się na tle wcześniejszych. "Assassine(s)" to płyta, po której wciąż będziesz wiedział, kto za nią stoi, a jednak wszystko podaliśmy w zupełnie inny sposób.

 

A można was nazwać zespołem blackmetalowym? Odnoszę wrażenie, że stopniowo odchodzicie od tego nurtu.

GR: Nigdy nie uważaliśmy Celeste za zespół blackmetalowy. Wychodzę z założenia, że żaden prawdziwy fan tego gatunku w życiu nie traktował nas jako jego część. Powodem, dla którego tak często próbuje przypisać się nam blackmetalowe konotacje jest wieczna potrzeba kategoryzowania wszystkiego. Czy w naszych kawałkach można odnaleźć inspiracje tą estetyką bądź subtelne nawiązania do niej? Jak najbardziej, ale tylko tyle. Zawartość "Assassine(s)" jest zresztą ostatecznym tego dowodem.

Członkowie zespołu "Celeste".

Wasza muzyka kipi również od wpływów post-hardcore'owych czy nawet sludge'owych. Operujecie dużą liczbą inspiracji z odmiennych światów, do którego z nich jest wam najbliżej?

Antoine Royer: Nasza muzyka zawiera tak wiele różnych wpływów i odniesień, że trudno jednoznacznie stwierdzić. Nasz przeciętny słuchacz nie jest kimś prostym i łatwym do opisania. Każdy, kto lubi zespoły emanujące złem, mrokiem, ale jednocześnie pozbawione szufladkowego myślenia o tworzeniu polubi również nas. Możemy trafić do fanów klasycznego metalu, black metalu, post-hardcore'u albo czegoś na przecięciu doomu i sludge'u. Doceniasz emocjonalno-dźwiękowy ciężar? Posłuchaj Celeste, a nie pożałujesz.

 

Na "Assassine(s)" melodia odgrywa znacznie większą rolę, niż na wcześniejszych krążkach. Dostrzegam w tej płycie dominujący ładunek melancholii, generowany przede wszystkim przez wysunięte na front partie gitar, ale jednocześnie tworzony bez przesady i rozhisteryzowania.

GR: Mamy taką zasadę, że zanim przystąpimy do komponowania, dyskutujemy o kierunkach, w jakich powinniśmy pójść na nowym albumie. W przypadku "Assassine(s)" doszliśmy do wniosku, że powinniśmy dokonać drastycznej zmiany brzmienia. Chcieliśmy nagrać muzykę pełną mroku, tak jak w poprzednich latach, ale znacznie bardziej melancholijną i dojrzalszą niż kiedyś. Skupiliśmy się na tych aspektach, więc miło, że je dostrzegłeś.

 

Kiedyś podkreśliliście, że dzisiaj bycie ekstremalnym nie równa się byciu brutalnym, co jest prawdą, ale jak zdefiniować muzyczną ekstremę w 2022 roku?

AR: Zgadzam się, że trudno jest dziś zdefiniować muzyczną ekstremę, bo - przykładowo - oldschoolowy black metal obecnie nie uchodzi za coś specjalnie radykalnego. Czasami wręcz rozczula mnie swoją nieporadnością, a w warstwie instrumentalnej brzmi dosyć archaicznie - zupełnie, jakby wymyślono go tysiąc lat temu. Nie jestem jednak w stanie podać hasła albo jakiejś kombinacji elementów składających się na współczesne pojmowanie ekstremalnej muzyki. Wszystko zależy chyba od rodzaju melodii w utworach, należytego poziomu surowizny i oczywiście atmosfery, ale to tylko ja - każdy ma własne podejście.

Ilekroć analizuję wasze okładki albo teksty, czuję, że od strony atmosferyczno-wizualnej daleko wam do metalu. Jesteście bliżej wrażliwości post-rocka albo hardcore punka.

JG: Mogę się z tym zgodzić. Tworzenie metalu nie oznacza, że w każdym możliwym aspekcie musisz podpierać się całą tą gatunkową otoczką, konotacjami, kontekstami i innymi takimi rzeczami. Część z nas czuje miętę do - jak to nazwałeś - post-rockowej wrażliwości, a na początku naszej działalności siedzieliśmy po uszy w scenie hardcore'owej, więc nic dziwnego, że pojawiają się u nas wpływy tych stylistyk. Musisz pamiętać, że naszym celem od zawsze jest robienie muzyki, która przynosi każdemu członkowi kapeli satysfakcję. To, do jakiej ze scen przynależymy w oczach słuchaczy jest najmniej istotne. Po prostu do metalu chyba nam najbliżej.

 

Podoba mi się wasze poczucie estetyki, zwłaszcza w klipach, które wyglądają jak arthouse'owe filmy krótkometrażowe, a nie typowo śmieszno-straszne teledyski. Skąd macie w sobie to przywiązanie do subtelności stanowiącej antytezę metalu?

JG: Odkąd pamiętam, chciałem, by ten zespół miał w zanadrzu coś więcej niż tylko i wyłącznie fajne kawałki. Zawsze interesowała mnie wizualna strona muzyki, a że w przeszłości zwykłem rysować czy robić zdjęcia, musiałem trochę z tych pasji przelać na Celeste. Podczas prac nad każdym kolejnym albumem obserwuję różne rzeczy i chcę zadbać o odpowiednio dopracowany koncept wizualny, który przykuje oko, ale będzie też spajał się całościowo z kontekstem. To podejście potrafi napsuć krwi, jest żmudne, pełne wyrzeczeń i zżera nieludzkie pokłady czasu, ale gdy masz w ręku fizyczną wersję albumu, cały gniew odchodzi w niepamięć. Jeśli pomaga to ludziom w obcowaniu z naszą twórczością i satysfakcjonuje ich, bardzo się z tego powodu cieszę. Wszystko musi mieć swoje miejsce w szeregu - muzyka, teksty, okładki... Niedawno do zestawu dorzuciliśmy też klipy. Zrobiliśmy kilka teledysków w przeszłości, ale teraz włożyliśmy w nie naprawdę mnóstwo zaangażowania, dzięki czemu stanowią integralną część "Assassine(s)".

Gitarzysta zespołu "Celeste".

Czy aspekt emocjonalny jest najważniejszą częścią muzyki Celeste? Gdy słucham "Assassine(s)", aura sumująca pesymizm i beznadzieję przygniata jak mało co w tym roku.

JG: Ten emocjonalny ciężar zawsze był istotną częścią naszej muzyki, ale na "Assassine(s)" uwydatniliśmy go tak mocno, że mocniej chyba już nie potrafimy. To zabawne, bo wielu słuchaczy ma podobną opinię. W końcu wszyscy zrozumieli, o co nam chodzi, co jest zupełnie nową sytuacją, musimy się do niej przyzwyczaić.

 

Co sądzicie o brytyjskiej wokalistce, która działa pod pseudonimem Celeste?

AR: Jesteśmy nią nieco rozczarowani. Kiedy zaczynała, istnieliśmy od ponad dekady, mieliśmy na koncie pięć albumów i setki zagranych koncertów. Kiedy zakładasz kapelę, zawsze pamiętaj, by sprawdzić, czy twoja nazwa na pewno należy do ciebie. Kiedyś napisaliśmy do niej z sugestią zmiany ksywki, ale nigdy nie odpisała i z tego powodu nie należymy do grona jej fanów. Czujemy się trochę tak, jakby odebrała nam tożsamość, ale jest teraz niesamowicie popularna, więc nic z tym nie zrobimy.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce