Obraz artykułu Licho: W życiu i w umieraniu jesteśmy bardzo uniwersalni

Licho: W życiu i w umieraniu jesteśmy bardzo uniwersalni

"Ciuciubabka" to trzecia płyta Licha i kolejny powód, by wkurzyć blackmetalowych purystów oraz zaskoczyć resztę słuchaczy, bo nieobliczalne jest tutaj wszystko - tytuł, teksty, muzyka. Więcej dowiecie się od wokalisty, Dominika Gaca, który odpowiedzieć na pytania o to, czy unika śmieszności, czy polski metal jest nudny i o to, czy czasami warto być uniwersalnym.

Łukasz Brzozowski: Istnieje granica pomiędzy imponowaniem bardzo zaangażowaną emocjonalnie sztuką a śmiesznością?

Dominik Gac: Jestem w kropce, bo o ile stykam się z własną śmiesznością, o tyle nie czuję, żebym mógł imponować. Ta granica jest dla mnie gdzieś bardzo daleko. Śmieszność jest dużo bliżej, staram się w nią nie popadać, ale oczywiście ktoś powie, że tkwię w niej po uszy - kwestia wrażliwości.

 

Co robisz, by unikać śmieszności?

Na to chyba nie ma wielu recept. Staram się jej unikać - po prostu. Niekiedy mam poczucie grząskiego gruntu, ale to normalne, gdy sięgasz po groteskę.

 

Zacząłem od tego wątku, ponieważ twoje teksty od dawna są źródłem kontrowersji na polskiej scenie blackmetalowej. Nie będę przytaczał opinii, ale przyznam, że niektóre wątki liryczne, w które się zapuszczasz, bywają nieczytelne. Zgodzisz się?

Że dla niektórych bywają nieczytelne - tak, pewnie, zgadzam się. Nie wiem tylko, na czym polega ich kontrowersyjność?

Momentami można przypuścić, że nie traktujesz słuchacza poważnie, że to nieuporządkowany strumień świadomości.

Nigdy nie robię sobie jaj z odbiorcy, co nie znaczy, że jestem śmiertelnie poważny. Humor to fajna sprawa, ale ludzie mają różne jego poczucie - na to nie ma rady. W przypadku polskiej sceny metalowej nie zaistniała póki co żadna poważna rozmowa o tekstach, nie ma rozmowy o tym, czy tekst jest literacko dobry, czy nieudany. To byłoby ciekawe - czy strumień świadomości jest wykorzystany dobrze, czy źle. Rozumiem ten stan rzeczy, tu się gada o muzyce, a nie o pisaniu. Zwłaszcza, że w przypadku tekstów najczęściej nie ma o czym gadać. Polski metal jest lirycznie nudny jak flaki z olejem. Jeśli ktoś słuchając moich tekstów, poczuje jakiekolwiek emocje, to już wygrałem.

 

Na jakiej podstawie możemy oceniać czy tekst jest dobry, czy nie? W tej materii wszystko rozbija się o subiektywne opinie.

Możemy poprzestać na podoba się/nie podoba się, ale możemy też zastanowić się, czy coś jest dobre, czy złe i dlaczego. Mam poczucie, że ta druga opcja jest bardziej wartościowa. Zapomnijmy na chwilę o funkcji tekstu w muzyce - bo to osobna opowieść - i spójrzmy na same litery. Można je oceniać tak, jak ocenia się poezję czy prozę. Oczywiście - jak w przypadku każdej krytyki - trzeba mieć do tego narzędzia. Ja nie jestem krytykiem literackim, ale też nie trzeba nim być, żeby rozpoznać, czy coś jest zrobione dobrze, czy źle. Na podobnej zasadzie słyszysz piosenkę i potrafisz docenić, że ktoś ją dobrze skomponował i dobrze wykonał, nawet jeśli ci się nie podoba.

Czasami muzyka niesie słabe teksty, ale powstaje transfer emocji, który sprawia, że wszystko się ostatecznie u odbiorcy zgadza

Ale nawet "źle" skomponowane piosenki często są dobre, zwłaszcza w metalu. Mógłbym przytoczyć mnóstwo przykładów, ale pozwól, że ograniczę się tylko do Blasphemy. Czy z tekstami nie jest tak samo?

To druga strona medalu. Słyszysz, że jest źle, a jednak podoba ci się podoba. Czasami muzyka niesie słabe teksty, ale powstaje transfer emocji, który sprawia, że wszystko się ostatecznie u odbiorcy zgadza, co nie znaczy, że wtórny i chujowo zagrany riff jest dobry albo że kulawa metafora jest wyrafinowana. Jest bardzo dużo okropnych tekstów, które podśpiewuję z upodobaniem. Są dla mnie ważne, uruchamiają emocje i tak dalej, ale pozostają złe.

 

Dlaczego teksty w polskim metalu są nudne jak flaki z olejem?

Z tego samego powodu, który sprawia, że muzycznie jest nudny jak flaki z olejem - zadowala się gatunkowym odtwórstwem, nie ma pomysłu na nic więcej. Bezrefleksyjnie operuje kliszami. Ujmując to najprościej, nie mówi własnym głosem, a to dlatego, że nie ma tak naprawdę niczego do powiedzenia.

Mężczyzna stoi przed samochodem.

Moim zdaniem to nie jest tak bardzo czarno-białe. Pamiętam, że przy premierze "Lawy" zarzucałeś In Twilight's Embrace zbyt mocne zapatrzenie w Furię, ale czy to jednak nie Licho ma najbliżej do Nihila i spółki ze wszystkich polskich kapel?

Generalizuję - to jasne. Licho siedzi na swojej gałęzi, Furia na swojej - pień bez wątpienia jest wspólny, ale jak blisko te gałęzie są obok siebie, tego nie umiem powiedzieć. Ale skoro stoisz pod drzewem i widzisz wyraźnie, to pomóż - dlaczego mamy najbliżej?

 

Mam na myśli przede wszystkim bardzo luźno rzucane refleksje w tekstach, które i ty, i Nihil podajecie w podobny sposób oraz wokale - gdy słucham twoich partii, zwłaszcza tych melodeklamowanych, mam nieodparte wrażenie, że ktoś włączył właśnie utwór Furii.

Czyli to nie Licho jest podobne do Furii, tylko mój wokal do wokalu Nihila?

 

Wychwytuję też podobieństwa na niwie muzycznej, przede wszystkim w warstwie melodycznej "Ciuciubabki", którą można umiejscowić w jednym szeregu z nowszymi płytami Furii.

No pewnie, są podobieństwa - gramy podobną muzykę, na pograniczach tych samych gatunków - ale istnieje też na polskiej scenie zjawisko furiopozytywności, które polega na tym, że głosy w rodzaju o Jezu, następna furia słyszy większość kapel decydujących się na około blackmetalowe granie z tekstami po polsku. Wynika to z tego, że Furia jest popularnym i ważnym zespołem - pionierskim. Bardzo ich muzykę lubię, ich samych też bardzo lubię i po przemyśleniu, chętnie przystanę na tę konstatację, że mamy do nich najbliżej ze wszystkich polskich kapel. Ale nie w sensie odtwórstwa i kopiowania czegokolwiek. Na "Ciuciubabce" znajdziesz mnóstwo elementów - zarówno muzycznych jak i wokalnych - które nas od Furii oddalają.

 

Przyznam, że twoja teatralna ekspresja potrafi strzelić w serce, zwłaszcza w "Wyjaśnijmy coś sobie", ale kiedy słucham tekstu do "Tup, tup", czuję się jak w szkole podstawowej, kiedy nauczycielka czytała całej klasie bajkę o Jasiu i Małgosi. Celowo dryfujesz w kierunku przesady?

W bajce o Jasiu i Małgosi jest wielka mądrość - jak w każdej dobrej bajce. Byłbym przeszczęśliwy, gdyby w moich tekstach znalazł się choć ułamek tej mądrości. Rozumiem, że ten element, który cię przenosi do szkoły to powtarzany wers: Tup, tup, trup. Tak?

 

Przede wszystkim.

To jedna z najlepszych linijek, jakie kiedykolwiek napisałem.

 

Dlaczego jedna z najlepszych? Przecież powstała już piosenka o tytule bardzo zbliżonym do tej linijki, czyli "Tupu tup po śniegu" Misia i Margolci oraz Agnieszki, która opowiada o początku zimy w wersji przeznaczonej dla przedszkolaków.

Nie znam tej piosenki, może dlatego, że nie chodziłem do przedszkola. A najlepsza dlatego, że najbliżej celu, którym jest minimum słów i maksimum treści. Tup, tup, no i trup. To jest twoja biografia. Moja też.

To jest biografia każdego, trudno w niej o jakikolwiek rys indywidualny.

W życiu i w umieraniu jesteśmy bardzo uniwersalni. Może nie zaszkodzi od czasu do czasu sprowadzić się do wspólnego mianownika? Nie wiem, ale sądząc po historii sztuki, często to robimy. Chyba mamy jakiś powód, jak myślisz?

 

A macie?

My - ludzkość? No mamy, mamy. Od tysięcy lat zajmujemy się tym, że się rodzimy, żyjemy i umieramy. I jakoś nam się to nie nudzi. Dziwna sprawa.

 

Nie, wy - zespół.

Mamy taki sam powód jak wszyscy, którzy poruszają ten temat od takiej strony. Ale, jeśli pozwolisz, pytanie - o czym dla ciebie jest ta płyta?

 

Na poziomie czysto emocjonalnym - nie wiem, nie zagłębiłem się w nią aż tak. Na poziomie czysto analitycznym - kwintesencją tego, czym Licho jest jako zespół.

Dla mnie jest o stracie.

 

O jakiej dokładnie stracie?

O każdej, o stracie jako zjawisku. O śmierci też. O tym, że tup, tup a potem trup. Mam wrażenie, że dążysz do wprowadzenia perspektywy indywidualnej, że uniwersalna ci nie wystarcza. Zapewniam, że ta indywidualna istnieje tak czy inaczej, nie można jej usunąć, ale nie zawsze trzeba wyciągać ją na pierwszy plan.

 

W materiałach prasowych można przeczytać, że pozostajecie w otwartym związku z blackmetalową przeszłością. Oznacza to, że trochę uważacie się za część tego nurtu, a trochę nie?

Trochę w naszej muzyce jest black metalu, a trochę go nie ma. Wywodzimy się z tego nurtu, nie wstydzimy się tego ani nie ukrywamy, ale bogiem a prawdą - Licho zawsze było w otwartym związku z black metalem. Już pierwsze, solowe materiały Szturpaka są skrajnie osobliwe. Ten sznyt czegoś osobnego, wiśniowego, sanockiego, bieszczadzkiego - jakkolwiek to nazwać - to coś, co daje silne poczucie autonomii.

Członkowie zespołu "Licho".

Poczucie autonomii daje wam jako zespołowi, ale też jako ludziom, przeświadczenie, że robicie coś własnego, niemożliwego do porównania z czymkolwiek innym?

Tak, przy czym chyba wszyscy mają takie poczucie i wydaje im się, że są wyjątkowi. Nam też się tak wydaje, ale jak wiadomo - wszyscy robimy podobne tup, tup.

 

Nie wszyscy są wyjątkowi?

Na pewnym poziomie wszyscy jesteśmy osobni i wyjątkowi, na innym wszyscy jesteśmy tacy sami. Żyjemy w takim momencie historii, że hołubi się pierwszą z tych perspektyw, ale przecież nie zawsze tak było. Właściwie jest tak od niedawna.

 

Za pomocą "Ciuciubabki" wędrujecie do światła, co robiliście zresztą przy poprzednich albumach. Jak daleko zaszliście w ciągu tej podróży? To połowa drogi, początek czy jej koniec?

To jest bardzo trudne pytanie. Ze światłem jest taki kłopot, że trudno określić dystans, a do tego - mam takie podejrzenie - nie tylko my się przemieszczamy, ono też się rusza.

 

Można powiedzieć, że biegniecie w miejscu.

To możliwe, ale żadnych wiążących ustaleń nie przedstawię.

 

Jesteś znany nie tylko jako wokalista Licha, ale także tekściarz między innymi Gruzji, Wędrowców~Tułaczy~Zbiegów czy Glitchangel. To projekty dosyć zbliżone pod kątem podejścia do muzyki, ale odmienne tematycznie. Jak w takiej sytuacji pisać na tyle zróżnicowane i osobne teksty, by nie można było im zarzucić zbyt wielu podobieństw?

Każdy z tych zespołów to trochę inna opowieść. Gruzja przypomina zabawę w piaskownicy, gdzie pod ręką masz nie tylko to, co przyniosłeś z domu, ale również rzeczy, które przynieśli inni. Możesz się nimi grzecznie bawić, a możesz je rozwalić i komuś wydłubać oko - wszystkie chwyty dozwolone. Jak sobie ustawisz w głowie taką wolność, to już leci. Część tekstów piszemy wspólnie. Niekiedy wystarczy, że ktoś rzuci słowo lub zdanie i z tego wyrasta cały numer. Słowem - bywa rozmaicie. WTZ to jeszcze inna historia - tam też nie piszę wszystkiego, ale na przykład "Berliner Vulkan" i "Futurista" to były prace na konkretne tematy. Nowe dla mnie w momencie pisania, więc wymagający odpowiedniej formy. Ale szukałem jej już w boju, nie miałem przepisu. Glitchangel powstaje w bardzo bliskim kontakcie z Patrykiem - nawet jeśli fizycznie więcej jest tam moich słów, to uważam, że piszemy te teksty wspólnie. Ale skoro taka wyliczanka się zrobiła, to rzuć kiedyś uchem na Koniec Pola - to zespół, w którym gra ten sam skład, co w Lichu, ale w tekstach jest dużo więcej indywidualnej perspektywy, której szukałeś wcześniej.

 

Lubiłeś bawić się w ciuciubabkę jako dziecko?

Cholera, nie pamiętam. Straciłem to wspomnienie. Teraz lubię.

fot. Patryk Oberc


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce