Obraz artykułu Alone At Home: Po powrocie do Polski zasmucił mnie brak otwartości na to, co nowe

Alone At Home: Po powrocie do Polski zasmucił mnie brak otwartości na to, co nowe

Trójmiejskie Alone At Home działa od dwóch lat, ale debiutancką EP-kę wydało stosunkowo niedawno. Jej zawartość - eteryczny, muśnięty senną aurą indie rock - potwierdza jednak, że warto było czekać. O tekstach, Stanach Zjednoczonych oraz wiecznym zabieganiu opowiada śpiewająca gitarzystka, Gabriela Wasilewska.

Łukasz Brzozowski: Nazwałabyś siebie osobą radosną?

Gabriela Wasilewska: Z grubsza mogę powiedzieć, że jestem radosna.

 

Zapytałem, ponieważ ilekroć słucham waszej debiutanckiej EP-ki, dostrzegam w niej przyjemny spokój. Próbujecie przekazać słuchaczom, że można na tym okrutnym świecie odnaleźć odrobinę nadziei?

Jasne, myślę, że można to nazwać naszym celem. Chcemy, żeby dało się odczuć ten spokój, kiedy jest się samemu w domu. Konfrontujesz się wtedy z przeróżnymi uczuciami i przemyśleniami, co nie zawsze jest przyjemne, ale cisza potrafi okazać się otulająca. Naszą muzyką też chcemy otulać.

Można powiedzieć, że Alone at Home narodziło się w wyniku kumulacji nieprzyjemnych wspomnień?

Owszem, w większości są to moje wspomnienia, ale niektóre teksty zainspirowały również wątkami zapożyczone z biografii ludzi wokół mnie.

 

Jakie to dokładnie wątki?

Przede wszystkim wątki miłosne, najczęściej znajomych, których sercowe niesnaski bardzo wyraźnie pokrywały się z moimi. Tworzenie to całkiem skuteczna metoda radzenia sobie ze smutkami. Dzięki przelewaniu tych tematów na teksty, czuję dużą ulgę i obniżenie ciężaru emocjonalnego.

 

Nie jesteście kurczowo przywiązani do indie rocka, sięgacie po wpływy shoegaze'u i nowoczesnego popu, ale to wszystko razem świetnie ze sobą współgra. Od początku mieliście tak dużą swobodę w łączeniu ze sobą pomysłów?

Wydaje mi się, że swoboda zagościła u nas w momencie, w którym doszło do stabilizacji składu. W Alone at Home dochodziło do dosyć wielu zmian personalnych, w obecnej konfiguracji gramy dopiero od trzech miesięcy, ale wszystko wskazuje na to, że teraz w tym zespole znaleźli się właściwi ludzie na właściwym miejscu.

 

Skąd tak duży przemiał u tak młodej kapeli?

W niedalekiej przeszłości trochę za dużo sobie wyobrażałam i żyłam w przekonaniu, że ten pierwszy skład na pewno będzie w porządku, wszystko kliknie jak należy i nie pojawią się na horyzoncie żadne problemy. Niestety byłam naiwna, myśląc, że wszystko od razu pójdzie gładko. Na początku w Alone at Home pojawiały się osoby, które nie pasowały do nas pod kątem gustu muzycznego i nie czuły naszego konceptu. Wszystko nabrało większego sensu, kiedy zaczęliśmy uczęszczać na Sówkę [sala prób w Gdańsku], poznaliśmy tam naprawdę ciekawe osoby, zaczęliśmy razem grać i po jakimś czasie w końcu się pięknie dobraliśmy.

Członkowie zespołu "Alone At Home".

Wiele trójmiejskich zespołów niezależnych podkreśla przywiązanie do tutejszej sceny alternatywnej, ale wy jesteście w tym nadmorskim indie-światku jak grupa z zupełnie innego rejonu. Chcecie być trochę ponad tym?

Z całą pewnością celujemy w to, żeby stać się światowym zespołem. Mimo że przy zakładaniu Alone at Home nie wiedziałam, jak dokładnie chcę brzmieć, to i tak z tyłu głowy krążyła mi myśl, by stawiać na uniwersalność naszego podejścia.

 

Problemem wielu zespołów indierockowych w naszym kraju jest przaśna polskość i emanowanie nią na wiele sposobów.

Dokładnie tak. Niemniej nie obawiałam się nawet przez moment, że dotknie nas to w jakikolwiek sposób, jest we mnie ten amerykański mental, który stopniowo niwelował parcie w stronę polskości. Takie podejście z pewnością bardzo pomaga przy pisaniu muzyki i tekstów.

 

Wiem, że mieszkałaś w Stanach Zjednoczonych, ale jak rozumieć "amerykański mental" w przełożeniu na muzykę?

Nie trzymamy się jednego gatunku, przeskakujemy pomiędzy różnymi brzmieniami i obserwujemy, co z tego wychodzi. Ostatnio wszyscy doszliśmy do wniosku, że pojawiają się u nas nawet wątki w stylu country. Bardziej amerykańsko chyba już nie można [śmiech]. Ponadto teksty w Alone At Home są pisane tylko i wyłącznie w języku angielskim, czego na pewno nie zmienię. Daleko mi do pisania w dwóch językach na raz, w tym temacie wolę być spójna i konsekwentna.

 

Jednym z ważniejszych elementów brzmienia Alone at Home jest wokal pozbawiony polingliszowej maniery. Zawdzięczasz to kilkuletniemu pobytowi w Stanach w dzieciństwie, ale czy myślisz, że oprócz opanowania języka angielskiego, wyniosłaś z tego okresu jeszcze inne kształtujące doświadczenia?

Myślę, że sposób bycia - zupełnie inny niż ten polski, luźniejszy, bardziej radosny i przede wszystkim sympatyczny. Gdy wróciłam do Polski, a konkretniej do Białegostoku, bardzo szybko zderzyłam się ze ścianą. Trochę zasmuciły mnie tak wielkie różnice i brak otwartości ludzi na nowe rzeczy, dlatego też cieszę się, że Trójmiasto wypada znacznie lepiej pod tym względem.

W końcu żyjemy w kraju pełnym utrudnień, dającemu niewiele dobrego młodym ludziom. Nie miałaś pokusy, żeby rzucić wszystko i spróbować swoich sił w Stanach? W tamtych stronach wasz indie rock sprawdziłby się równie dobrze.

Jasne, że były pokusy, wciąż czasami o tym myślę, ale to nie miałoby chyba racji bytu w tym momencie. Nie byłam w Stanach od powrotu do Polski, w moim życiu doszło do wielu przetasowań, więc wcielenie tego planu w życie byłoby naprawdę trudne. Kiedy mieszkałam w Białymstoku, cały czas powtarzałam sobie, że na pewno tam wrócę, ale przeprowadzka do Trójmiasta pozwoliła mi ochłonąć i dała nowe perspektywy, więc wizja opuszczenia kraju na stałe na razie zeszła na dalszy plan.

 

Malujesz, śpiewasz, grasz na perkusji i wszystko to łączysz z codzienną pracą. Miewasz momenty, kiedy w twoim życiu muzyczno-prywatnym dochodzi do przeładowania bodźców?

Sporo się u mnie dzieje, ale chyba nie potrafię inaczej. Lubię zabierać się za wiele rzeczy jednocześnie, skupiać umysł na różnych wątkach i nieustannie mieć ręce pełne roboty. W pewnym momencie nie robiłam praktycznie nic, uznałam, że mam zbyt dużo zajawek i szczerze przytłoczyło mnie to, ale po pewnym czasie znowu wróciłam do takiego trybu życia. Stwierdziłam, że jednak po coś mam te wszystkie zainteresowania, więc byłoby bez sensu nie wykorzystywać drzemiącego w tym potencjału. Gram, maluję, śpiewam, rozwijam się na tych polach - dobrze mi z tym.

 

Domyślam się, że przy malowaniu korzystasz z wiedzy teoretycznej - w końcu skończyłaś liceum plastyczne - ale czy z muzyką jest tak samo, czy w tym przypadku stawiasz na instynkt?

Podchodzę do muzyki czysto emocjonalnie, instynktownie i intuicyjnie - nie mam żadnej teoretycznej wiedzy muzycznej. Muszę jednak zaznaczyć, że nie ukończyłam liceum plastycznego, zawaliłam ostatni rok przez garowanie, ale jakiś czas później poszłam na ASP, którą udało się sfinalizować, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Nie boisz się, że grając w Alone at Home, śpiewając, pisząc teksty i w dodatku robiąc okładkę do EP-ki, w jakiś sposób przesadzasz i zamykasz się na złapanie innego punktu widzenia, takiego, który może mieć osoba z zewnątrz?

Nie do końca. Tekstowo i muzycznie nasza EP-ka zawiera bardzo osobisty koncept, więc chciałam równie osobiście podejść do okładki. Z biegiem czasu na pewno będziemy bardziej otwarci na współpracę z innymi, ale na obecną chwilę odpowiada nam klimat DIY, nawet jeśli nasza wizja może wydawać się lekko zawężona.

 

Co rozumiesz przez "zawężoną wizję"? Chodzi o muzykę i teksty?

Chodzi o to, że na płytę przygotowaliśmy bardzo konkretne piosenki utrzymane w bardzo konkretnym spektrum tematycznym, co ma za zadanie w pewnym sensie zamknąć pewien etap mojego życia. Chciałam go zakończyć przy jak najbardziej spersonalizowanej i estetycznej dla mnie otoczce.

 

Czyli pełna płyta ma być otwarciem nowego etapu?

Właściwie to pełna płyta byłaby w tym przypadku zamknięciem starego etapu, a EP-ka dopiero zapowiedzią tego wszystkiego. Szczerze mówiąc, to już wkroczyłam na swojego rodzaju nową drogę. Większość tekstów do piosenek powstało kilka lat temu i wiele się u mnie pozmieniało przez ten czas. Niemniej pewne rzeczy z przeszłości zawsze wracają, choćby we wspomnieniach i chcę to zaakcentować.

 

W twoim drugim projekcie, Deep Fried Dollar, dominuje kwaśna, klubowa elektronika. Do którego z muzycznych światów jest ci bliżej jako kompozytorce?

Chyba jednak swobodniej czuję się w Deep Fried Dollar. Tam nie gram na żadnym instrumencie, to pierwszy projekt, w którym realizuję się tylko i wyłącznie jako wokalistka. Z kolei w Alone at Home bliższe są mi emocje, do jakich się odwołujemy, więc wybór nie jest prosty.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce