Obraz artykułu Thank: Gramy noise, ale czuć u nas wpływy popu

Thank: Gramy noise, ale czuć u nas wpływy popu

Zainteresowanie Thank nieustannie rośnie. Połamany, dziwny, ale też melodyjny noise rock w wykonaniu brytyjskiego zespołu dociera do coraz szerszego grona odbiorców, a niedawna premiera debiutanckiego albumu ("Thoughtless Cruelty") okazała się idealną okazją do rozmowy z wokalistą, Freddym Vinehillem-Cliffem.

Łukasz Brzozowski: Istnieje coś, za co chciałbyś podziękowałbyś sobie albo komuś innemu poprzez twórczość Thank?

Freddy Vinehill-Cliffe: Nie ma tylko jednej takiej rzeczy, jest ich mnóstwo. Najchętniej podziękowałbym za to, że mogę obracać się w gronie osób, które myślą podobnie jak ja i czują podobnie jak ja - to dzięki nim mogę grać tę dziwaczną muzykę. Dziękuję także losowi za to, że nasz album - choć nie należy do najłatwiej przyswajalnych na świecie - zyskuje całkiem spory rozgłos. Włożyliśmy ogrom pracy w napisanie i wyprodukowanie "Thoughtless Cruelty", dlatego pozytywny odbiór naprawdę podnosi na duchu. Dwa ostatnie koncerty wyprzedaliśmy, bilety na dwa kolejne schodzą w błyskawicznym tempie... Trochę nie chce mi się w to wierzyć, ale radość stuprocentowo przysłania niepewność.

"Thoughtless Cruelty" nie jest albumem łatwym w odbiorze, ale na brak dobrej prasy nie możecie narzekać. O tak dużym zainteresowaniu zadecydowała wyłącznie muzyka czy może też solidna robota promocyjno-marketingowa?

Na pewno staraliśmy się, żeby dotrzeć z tą płytą absolutnie wszędzie, gdzie tylko mogliśmy, ale nie mieliśmy wypracowanej strategii marketingowej albo sztabu PR-owców pobierających od nas grube pieniądze za umieszczenie sponsorowanego posta w mediach społecznościowych. Promocją zajmowaliśmy się sami, choć bardzo mocno pomagał nam nasz obecny wydawca, a nawet poprzedni. Sporo dało również wydanie kompilacji "Thankology" w zeszłym roku, która zawierała nasz wcześniejszy materiał. Już wtedy czuliśmy, że mówi się o nas więcej niż dotąd, więc chcieliśmy wypuścić jakieś przechodnie wydawnictwo, żeby nowi słuchacze mieli na czym zawiesić ucho, ale też po to, żeby spłacić dług, który zaciągnęliśmy na nagranie debiutanckiej płyty [śmiech].

 

Może odmienność "Thoughtless Cruelty" od noise-rockowych standardów też zrobiła swoje? Niedawno znajoma, która ostatnimi czasy nie śledzi gitarowej muzyki, powiedziała mi, że uwielbia tę płytę za jej dziwność.

Podobne głosy docierają do nas coraz częściej i zdecydowanie coś w tym jest. Gramy muzykę dziwaczną, w jakiś sposób niepoważną, ale znacznie bardziej eklektyczną niż coś, co znajdziesz na typowym krążku ze zwichrowanym noise rockiem. Czuć u nas wpływy popu, bo nie żyjemy pod kamieniem, podkradamy innym wszystko, co się nam spodoba i co znalazłoby zastosowanie po przefiltrowaniu przez strumień świadomości Thank. Jeśli dobrze się nad tym zastanowisz i przeanalizujesz "Thoughtless Cruelty" od strony czysto teoretycznej, na pewno przyznasz, że jest to album popowy, ale mocno schizofreniczny, dokonujący dekonstrukcji schematów gatunku na wiele sposobów.

Członkowie zespołu "Thank" stoją.

Połączenie piosenek z tymi wszystkimi dziwactwami wymaga nie lada doświadczenia i obycia.

Na pewno musieliśmy ostro popracować nad tym, żeby połączyć te dwie skrajności. Tworzenie popu wymaga bardzo solidnego rzemiosła, ale mamy takie podejście do muzyki od bardzo dawna. Nawet kiedy zaczynaliśmy, chcieliśmy, żeby ludzie czuli się zakłopotani przez nasze brzmienie, ale żeby też towarzyszyły temu przebojowość, taniec i wpadające w ucho dźwięki. Słuchając "Thoughtless Cruelty" i śledząc opinie na jego temat, odnoszę wrażenie, że daliśmy radę zrealizować ten pomysł. Nie robiliśmy niczego wbrew sobie, nie udawaliśmy kogoś, kim nie jesteśmy, po prostu podkręciliśmy naszą kreatywność jeszcze bardziej niż w przeszłości.

 

Co masz na myśli, mówiąc, że tworzenie muzyki popowej wymaga solidnego rzemiosła?

Wiesz co teraz zrobię? Zostawię cię na sekundę, pójdę po słownik i kiedy wrócę, przeczytam definicję słowa "rzemiosło". Jak myślisz?

 

Gdybym chciał przeczytać słownikową definicję, sam bym ją znalazł. Wolę poznać twój punkt widzenia.

Przede wszystkim wydaje mi się, że jeśli tworzysz popową muzykę, musisz wiedzieć, co możesz w niej zawrzeć, a czego należy unikać. Umiejętność stosowania takiego rozróżniania i pewna wiedza teoretyczna potrafią zdziałać cuda. Mówiąc bardziej praktycznie, czasami chciałbyś przejść z kuchni do pokoju gościnnego, ale nie przenikniesz przez ścianę, która je dzieli, zakładasz, że jest niepotrzebna, więc ją burzysz. Z popem jest tak samo - uczysz się, jak komponować piosenki i co z nich wywalać; uczysz się ostrożnego dodawania poszczególnych elementów, bez niepotrzebnego przepychu.

 

Pierwszy singiel z naszego albumu - "Good Boy" - pasuje do definicji popu, ale jednocześnie nie ma refrenu. Brzmi dziwnie, ale znowu wracamy do tematu uczenia się robienia kawałków i wrzucania tego do twórczości Thank. Cały utwór brzmi mocno przebojowo, dlatego odrzuciliśmy refren, bo sztucznie wstawiony punkt kulminacyjny osłabiłby siłę rażenia reszty piosenki. Zastosowanie takich patentów wymaga szeregu przemyśleń i rozwagi, ale jeśli czujesz się pewnie i masz jakieś umiejętności, to dasz radę. Kiedyś oglądałem wywiad z Tenacious D, gdzie Jack Black oraz rozmawiający z nim dziennikarz omawiali twórczość Aerosmith i doszli do wniosku, że w tych kawałkach nie znajdziesz zwrotek, to kilka nałożonych na siebie refrenów. Za najlepszy przykład może posłużyć "Love in an Elevator".
 

Czyli trzeba być minimalistą i podchodzić do pisania muzyki ascetycznie?

Tak, chyba mniej więcej o to chodzi, ale oczywiście nie mówię za wszystkich muzyków na świecie. U nas ta metoda zdaje egzamin, w przypadku innego zespołu niekoniecznie musi tak być. Niech każdy działa po swojemu.

W warstwie tekstowej "Thoughtless Cruelty" to zapiski z obserwacji okrucieństw, jakie wyrządzają sobie ludzie, ale czy opisujesz je w wymiarze autobiograficznym, czy przelewasz na papier cierpienia innych osób?

Nasze wcześniejsze materiały skupiają się głównie na opowieściach, które są w mniejszym lub większym stopniu odzwierciedleniem mojego życia i sytuacji, jakich doświadczyłem. Lubiłem pisać w ten sposób, ale z czasem doszedłem do wniosku, że muszę przewietrzyć umysł i nakierować spojrzenie gdzie indziej. Można przecież pisać na tak wiele różnych tematów, że skupianie się wyłącznie na sobie to marnowanie bogactwa inspiracji, jakie podsuwa dzisiejszy świat. Dlatego na "Thoughtless Cruelty" znajdują się pewne wątki autobiograficzne, ale znacznie większą część krążka zajmują wnioski wynikające z obserwacji cudzego cierpienia i okrucieństwa. Próbuję ująć pewne tematy od bardziej masowej, społecznej strony, uchwycić różne perspektywy, a nie tylko własną, dlatego obecnie uważam siebie za bardziej otwartego człowieka niż chociażby rok temu. Na przykład w "Good Boy" krytykuję pewne formy aktywizmu prezentowanego przez lewicę, ale jestem w tym konstruktywny, nie bawię się w sędziego, dzielę się swoimi wątpliwościami. Próbuję nakłaniać ludzi, by szli we właściwym kierunku i zachowywali się lepiej w kontekście konkretnych środowisk.

 

Czyżbyś był centrystą?

Nawet jeśli tak zabrzmiałem, to w żadnym wypadku tak nie jest. Wszyscy w Thank mamy lewicowe poglądy. Nie usłyszysz ode mnie banałów o byciu ponad podziałami czy funkcjonowaniu jako osoba apolityczna. Po prostu zwracam uwagę na to, że nawet w obozach reprezentujących moje przekonania dochodzi do rzeczy, które mi nie pasują i mam prawo je krytykować. Daleko mi do pisania zaangażowanych ideologicznie tekstów, ale jeśli poczytasz kilka z nich, szybko poczujesz, że jesteśmy kapelą antyfaszystowską. Centryzm jest marny, to bardzo tchórzliwa postawa, a przede wszystkim bezużyteczna, bo nie wnosi do dyskusji niczego sensownego.

 

W Polsce też cierpimy na wirusy centryzmu i chłopskiego rozumu, niektóre osoby nie dopuszczają do siebie tego, że nie wszędzie da się znaleźć złoty środek, że pewne zagadnienia są czarno-białe. Bez odcieni szarości.

Jak najbardziej zgadzam się z tym, dlatego też jestem po stronie lewicy. Wkurza mnie udawanie, że wszędzie można znaleźć kompromis czy przestrzeń do polemizowania - gówno prawda, właśnie nie wszędzie.

Członkowie zespołu "Thank" siedzą.

Brytyjska scena muzyki rockowej to najbardziej pomysłowe i zaskakujące zespoły na przestrzeni ostatniej dekady, a ich sukces wywodzi się z gniewu wywołanego realiami, w jakich żyją. Nie da się jednak nie zauważyć, że wiele innych europejskich państw daje swoim obywatelom liczne powody do wkurzenia, dlaczego więc akurat u was te negatywne emocje tak dobrze przekładają się na piosenki?

Nie powiedziałbym, że zespoły z Wielkiej Brytanii są bardziej innowacyjne czy świeże od kapel z jakiegokolwiek innego zakamarka Europy. Najzwyczajniej w świecie media muzyczne skupiają się na nas w znacznie większym stopniu niż na innych państwach. Angielski to jeden z najczęściej używanych języków na świecie, zna go prawie każdy, dlatego też tutejsze zespoły mają większe szanse na przebicie się. Każdy może je zrozumieć, każdy może się z nimi utożsamić, a że w dodatku brzmią naprawdę ciekawie i poruszają ważkie społecznie zagadnienia, recepta na sukces pisze się sama. Gdybyś grał we francuskim zespole punkowym z tekstami po francusku, o rozgłos byłoby znacznie trudniej.

 

Może sukces wiąże się też z działaniami promocyjnymi stacji BBC? Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym kraju istnieje rozgłośnia radiowa, która od lat kreuje gusta słuchaczy, a jednocześnie nie grzęźnie w przeszłości i ciągle promuje młodych artystów.

Bardzo ciekawe spojrzenie na sytuację, choć nie wiem, czy sam postrzegam to tak entuzjastycznie. Ostatnimi czasy BBC zbiera spore baty za politykę wewnątrz firmy i zdarzają im się średnio udane akcje, ale jednocześnie muszę przyznać, że dobrze sobie radzą w kwestii promowania artystów. Najlepszą robotę wykonują przede wszystkim pododdziały tej stacji, jak chociażby BBC Introducing skupiający się na podziemnych, dopiero startujących zespołach, a sam poznałem dużo interesującej muzyki dzięki BBC 6. W dodatku nie ma u nich żadnych reklam, co jest bardzo niestandardowe jak na narodową rozgłośnie radiową i bardzo mnie to cieszy. Dużo ambitnych grup odniosło sukces dzięki pomocy z ich strony, a przykładów nie trzeba szukać daleko, bo należą do nich nasi dobrzy znajomi z Yard Act. Ich album z tego roku wylądował na drugim miejscu brytyjskich list sprzedaży.

W muzyce Thank uwagę przyciąga charakterystyczne dla brytyjskich zespołów zblazowanie, ale w naszej rozmowie jesteś bardzo przyjaznym człowiekiem. Czy postawa w zespole to poza?

Fajnie, że uchodzę za przyjaznego człowieka, to dobrze wróży na przyszłość [śmiech]. Wydaje mi się, że w tekstach odgrywam pewną rolę, ale czasem zdarza mi się też być naprawdę niefajnym kolesiem. Kiedyś uchodziłem za cynicznego i nieprzyjemnego skurczybyka, ale zmieniłem się trochę, przy czym zostało we mnie trochę tego kąśliwego charakteru, dlatego muszę go gdzieś kanalizować. Nawet jeśli moje teksty czasami brzmią bardzo krawędziowo, należy pamiętać, że to forma żartu i wbijania kija w mrowisko. Odczuwam z tego powodu frajdę, wbijam szpileczki tu i tam dla zabawy.

 

Wkurzanie innych tylko po to, by uzyskać satysfakcję - chyba nie da się być bardziej brytyjskim.

To prawda [śmiech]. Nie ma to jak solidny, cyniczny humor, który od czasu do czasu może kogoś wkurzyć, ale w gruncie rzeczy prędzej rozweseli niż spowoduje, że obrazisz się do końca życia.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce