Obraz artykułu King Hannah: Uwielbiamy albumy nagrane z pasją, ale bez produkcji za milion dolarów

King Hannah: Uwielbiamy albumy nagrane z pasją, ale bez produkcji za milion dolarów

King Hannah to duet z Liverpoolu, ale jego brzmienie jest wyjątkowo amerykańskie. Ta frapująca mikstura americany, folku i odrobiny shoegaze'u jest tak samo surowa i szorstka, jak pustynne krajobrazy z "Breaking Bad". Z okazji zbliżającej się premiery debiutanckiego albumu ("I'm Not Sorry, I Was Just Being Me", 25 lutego) rozmawiam z Hanną Merick i Craigiem Whittle.

Łukasz Brzozowski: Niedawno zostaliście twarzami playlisty AlternaRock na Spotify, czego wam gratuluję, ale czym dzisiaj jest alternatywny rock? To bardzo pojemne określenie, często niedokładne, bo trudno wskazać cokolwiek łączącego was na przykład z The Killers.

Craig Whittle: Zgadzam się, ale i ty, i ja wiemy, że "alternatywny rock" to po prostu bardzo odmiennie rozumiane pojęcie, które nie jest nawet konkretnym określeniem gatunkowym, a po prostu sposobem na opisanie wszystkich zespołów rockowych brzmiących ambitniej czy inaczej niż klasyka. Nie ma w tym niczego złego, ale tak to wygląda z mojej perspektywy.

 

Czyli taka łatka raczej do was pasuje?

Hannah Merick: Chyba nie, ale nie zaprzątamy sobie tym myśli. Cieszymy się z tego, że Spotify wyróżniło nas i liczymy na to, że dzięki temu dotrą do naszej muzyki nowi słuchacze i znajdą w niej coś dla siebie. Niemniej przesadne ufanie szufladkom to coś, czego staramy się unikać, bo interpretacji i definicji jest mnóstwo, każdy ma własne.

Wasza muzyka nęci przyjemną atmosferą lekkiej melancholii, ale jej najistotniejszą cechą jest swoista nonszalancja. Brzmicie tak, jakbyście wchodzili do studia na zupełnym luzie i nagrywali bez fiksowania się na detalach.

CW: Zgadza się, nonszalancja to całkiem niezłe określenie tego, co robimy, ale to nie jest tak, że wszystko sobie rozplanowaliśmy. Wychodzi z nas naturalnie, nie musimy niczego na sobie wymuszać. Lubimy szczere podejście do tworzenia, kochamy albumy, które brzmią surowo, są nagrane z pasją, ale bez produkcji za milion dolarów czy innych upiększeń. Sami chcemy tacy być - niech przemawia muzyka, a nie studio nagraniowe. To my musimy udowodnić wartość swoją i naszych utworów, a nie producent za konsoletą.

 

Dochodziło do sytuacji, w których brzmieliście zbyt sterylnie i musieliście nanosić poprawki?

CW: Chyba nie musieliśmy niczego poprawiać, do takich wniosków dochodzi się wraz z upływem czasu. Potrzebujesz dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że przeholowałeś z jakimś nagraniem, że zbyt dziwnie je zmiksowałeś, albo że za bardzo kombinowałeś ze ścieżkami wokali czy instrumentów. Czasami miewaliśmy poczucie, że przesadnie przykładamy się do produkowania któregoś z kawałków, ale nie w kategoriach wstydu czy żenady - po prostu dziś zrobilibyśmy pewne rzeczy w inny sposób. Na przykład uważamy, że EP-ka "Tell Me Your Mind and I'll Tell You Mine" brzmi nieco pretensjonalnie i trochę za ładnie, ale wciąż uznajemy ją za naprawdę fajny materiał.

 

W brzmieniu waszych utworów jest coś na wzór dźwiękowego portretu zachodnich części Stanów Zjednoczonych, zupełnie jakbyście robili te numery w jakimś opustoszałym, podejrzanym barze.

CW: Tak, zgadza się. Lubimy amerykańską kulturę, amerykańskie piosenki i amerykańskie filmy, więc to normalne, że przenikają do naszej twórczości. Nikogo nie kopiujemy, ale daleko nam do strachu przed przemycaniem autorskich inspiracji do muzyki.

Członkowie zespołu "King Hannah" stoją.

W kawałku "Well-Made Woman" co jakiś czas powraca zdanie: Jestem bardzo dzielna. Faktycznie uznajesz siebie za wyjątkowo odważną?

HM: Na pewno jestem odważna, to w żadnym wypadku nie była fikcja czy poza przyjęta na potrzeby pisania tekstu. Moja odwaga to coś, co napawa mnie dumą.

 

Które z twoich zachowań albo postaw ukazują odwagę?

HM: Mogę to wytłumaczyć na przykładzie muzyki. Kiedy robię numer, z którego jestem bardzo zadowolona - od tekstu począwszy, a na ogólnym wydźwięku skończywszy - i śpiewam go na scenie, a ludzie czują podobnie, odczuwam niesamowitą satysfakcję. Wydaje mi się, że trzeba mieć naprawdę wiele pewności siebie i wiary we własne przedsięwzięcia, by wystąpić przed tłumem i nie spękać albo nie wymięknąć, tylko kupić ich samą sobą. Kocham to, widzę w tym stały przypływ adrenaliny oraz formę nagrody za pracę, którą podejmuję nad piosenkami. Zajebiste uczucie.

 

Ale z czasem występowanie przed tłumem powszednieje, staje się częścią muzycznej rutyny.

HM: Masz rację, niektóre osoby przyzwyczajają się do tego. My na pewno przyzwyczailiśmy się [śmiech]. Odwaga jest potrzebna zwłaszcza na początkowych etapach pchania wózka z napisem "zespół muzyczny". Dzięki niej można poczuć autentyczną radość przy nawet najdrobniejszych efektach pracy, jest konieczna w życiu artysty. Bez satysfakcji robienie tego wszystkiego nie ma sensu, kogo ma uszczęśliwiać twórca, jeśli nie siebie samego?

 

CW: Muszę też dodać, że cały czas potrzebujemy odwagi, jesteśmy relatywnie nowi w przemyśle muzycznym i póki co nie zagraliśmy wielu koncertów. Obecnie tkwimy w przyjemnej fazie przyzwyczajania się do nowych okoliczności, co łączy się z ekscytacją i ciągłym odkrywaniem przeróżnych rzeczy związanych z występowaniem.

W którym miejscu zaciera się granica pomiędzy dumą i odwagą a zwyczajną pychą?

HM: Trudno powiedzieć, na pewno nie nazwałabym siebie osobą arogancką czy zapatrzoną we własne lustrzane odbicie. Znam swoją wartość, ale nie uciekam w świat fantazji i nie myślę o sobie jak o wielkiej estradowej gwieździe, którą wszyscy znają i kochają. Przejmowanie się tym, czy moja samoocena ma w sobie coś z zachwiania albo koloryzowania faktów to ostatnia rzecz, o jaką mogłabym się martwić. Wystarczy twardo stąpać po ziemi i uciekać od idealizowania samego siebie.

 

CW: Duma nie oznacza arogancji, bycia niemiłym czy zakochanym w sobie. To po prostu realne spojrzenie na świat, więc jeśli robisz coś godnego uwagi, to dlaczego masz się tym nie podzielić z innymi? Gdybyśmy wszyscy byli przesadnie skromni i unikali mówienia o sobie, ta planeta byłaby dużo uboższym miejscem. Trzeba momentami skierować reflektor na własną twarz i umieć przyznać, że dokonało się czegoś naprawdę dobrego.

 

HM: Jestem bardzo nerwową osobą, występy wysysają ze mnie masę energii, bo oglądam ze sceny wyłącznie obcych ludzi. Daję jednak radę, przeskakuję pewne ograniczenia stawiane przez umysł i cieszę się, że rezygnowanie czy wywieszanie białej flagi nie jest w moim stylu.

 

Craig, kiedy założyłeś King Hannah, Hannah nie miała o tym bladego pojęcia. Dlaczego nie umieściłeś w nazwie swojego imienia, nazwiska albo pseudonimu? Chcesz, aby cała uwaga skupiała się na twojej zespołowej partnerce?

CW: Tak i nie widzę w tym żadnego problemu, w końcu jest naszą frontwoman. Większość kawałków King Hannah rodzi się z pomysłów podrzucanych przez nią - czy to zwykłego rytmu, na którym można zbudować cały numer, czy fragmentu tekstu, czy wyśpiewanej melodii. Jej rola jest niesamowicie istotna, znaczna część tworzonej przez nas muzyki to w mniejszym lub większym stopniu bazowanie na pomysłach Hanny. Poza tym wrzucenie słowa "king" przed kobiece imię brzmi całkiem fajnie i z pewnością zachęca słuchacza do zaznajomienia się z nami.

Członkowie zespołu "King Hannah" stoją.

Co sądzicie o określeniu "female-fronted band", za pomocą którego od lat uogólnia się wiele zespołów z kobietami na wokalu?

CW: Określenie female-fronted band nie daje żadnej wskazówki odnośnie tego, co dany zespół może grać. To nieistotne, czy na wokalu jest kobieta, czy mężczyzna, liczy się muzyka. Mamy świadomość, że ludzie mogą nas tak określać z racji roli Hanny, ale dla nas to zbędne i niedokładne określenie. Muszę jednak przyznać, że w młodym wieku bardzo intrygował mnie sam obraz śpiewającej kobiety i czasami badałem różne zespoły, bo za mikrofonem stała wokalistka, a nie wokalista. Teraz mam zupełnie inne podejście [śmiech].

 

W materiałach promocyjnych wspomnieliście, że nie wiecie, gdzie byście się dzisiaj znajdowali, gdybyście nie trafili na siebie. Potraficie określić, jakby to z wami było bez drugiej połowy zespołu?

HM: Wydaje mi się, że dalej tworzylibyśmy muzykę i udzielali w różnych zespołach, ale nie razem, a osobno. Ja grałabym na gitarze, śpiewałabym w mniej lub bardziej zobowiązujących projektach, ale na pewno cały czas pisałabym piosenki i czerpała z tego faktu dużo przyjemności.

 

CW: Różne muzyczne fascynacje krążą nam po głowach, więc pewnie wcielalibyśmy je w życie z lepszym lub gorszym skutkiem.

 

HM: Oprócz podobnego gustu, my się po prostu cudownie ze sobą dogadujemy i czytamy w swoich myślach. Chemia pomiędzy mną a Craigiem bardzo pomaga w tworzeniu piosenek i we wzajemnym uzupełnianiu się coraz to nowszymi pomysłami. Łączą nas charaktery, humor, podejście do różnych spraw, dlatego również na niwie kompozytorskiej nie mamy z niczym problemu. Gdybym działała z innym muzycznym partnerem, mogłoby być z tym trochę trudniej.

Jakie muzyczne elementy, dzięki którym wspólna praca jest przyjemnością i obfituje w dobre piosenki łączące was?

HM: Mamy po prostu dobry gust muzyczny [śmiech]!

 

CW: Przyciągają nas podobne rzeczy i na ich bazie możemy tworzyć muzykę idealnie pasującą do naszego konceptu komponowania. Możemy mieć odmienne pomysły, ale potrafimy się porozumieć i czytać sobie w myślach, co pozwala tworzyć coraz lepsze utwory.

 

Co to znaczy mieć dobry gust muzyczny? Łatwo popłynąć z takim stwierdzeniem w kierunku elitaryzmu.

HM: Zgadza się, ale wiesz, jak to jest - każdy myśli sobie, że ma dobry gust.

 

CW: Naprawdę tak myślicie?

 

Dlatego później dochodzi do wielu dyskusji w stylu "ja słucham płyty X i jestem fajny, a ty słuchasz płyty Y, więc nie masz pojęcia o muzyce".

CW: Wydaje mi się, że w naszym rozumieniu określenie "dobry gust muzyczny" oznacza po prostu bycie otwartym i chłonięcie wszystkiego jak gąbka. Mamy pełno pomysłów, nie tkwimy w kręgu garstki gatunków, czerpiemy z bardzo różnych źródeł. Szukamy nowych rzeczy, by nie dopuścić do zasiedzenia się w jednym miejscu.

 

fot. Katie Silvester


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce