Obraz artykułu Gggolddd: Chcę przekazywać surową prawdę bez pudrowania i koloryzowania

Gggolddd: Chcę przekazywać surową prawdę bez pudrowania i koloryzowania

Historia Gggolddd pokazuje, jak piękna może być stopniowa ewolucja i systematyczny postęp. Zespół zaczynał od przyjemnego, ale wnoszącego niewiele nowego do gatunku post-metalu, by z czasem dodać wpływy post-punka, indie rocka czy black metalu oraz teksty obrazujące poczucie dojmującego bólu i bezradności. 1 kwietnia Gggolddd wyda nowy album ("This Shame Should Not Be Mine"), o którym więcej dowiecie się od Mileny Evy i Thomasa Sciarona.

Łukasz Brzozowski: Niedawno ogłoszono was kuratorami tegorocznej edycji festiwalu Roadburn. Denerwujecie się przed tym odpowiedzialnym zadaniem czy bliżej wam do ekscytacji?

Thomas Sciarone: Stresu nie ma, czujemy naprawdę wielką ekscytację. Cała ekipa Roadburn to ludzie, z którymi miło się pracuje, trudno nam na cokolwiek narzekać, wszystko idzie po naszej myśli. Jesteśmy podjarani tym, co z tego wyjdzie, a czuję, że wyjdą same fajne rzeczy. Możliwość pełnienia funkcji kuratora takiego przedsięwzięcia jest porównywalna do puszczenia trzynastolatka wolno w sklepie ze słodyczami.

 

Milena Eva: Najfajniejszą częścią naszej pracy będzie oczywiście obejrzenie koncertów tych wszystkich zespołów, które zapragnęliśmy sprowadzić [śmiech]. Nie ma co się krygować, dobraliśmy naprawdę fajny, dopracowany skład, dzięki czemu wszystkie gusta zostaną zaspokojone - moje, Thomasa oraz bywalców Roadburn.

Jakie zadania stoją przed kuratorem takiego festiwalu? Odpowiadacie wyłącznie za zapraszanie poszczególnych kapel do składu?

ME: Nie do końca, oprócz tego zajmujemy się też bardziej logistyczną stroną całego przedsięwzięcia. Nie zapraszamy losowych kapel, które akurat przyjdą nam do głowy, dopasowujemy je do programu festiwalu, zastanawiamy się, na ile dany zespół spełni swoją rolę na Roadburn. Dochodzi w tej kwestii do wielu zagwozdek, ale mamy przy tym mnóstwo zabawy - to bardzo kreatywne i fajne zajęcie. Najzwyczajniej w świecie stawiamy na dobrą mieszankę artystów, których kochamy i innych, również pasujących do całego przedsięwzięcia.

 

TS: Jednym z ważniejszych zadań kuratora Roadburn jest zaproszenie takich zespołów, by ich zestawienie ze sobą na plakacie nie wyglądało na coś oczywistego. Trzeba nadać składowi smaczek i pokazać nieszablonowe rozwiązania.

 

ME: Wyszło nam całkiem nieźle. Roadburn sam w sobie jest bardzo zróżnicowanym i niekonwencjonalnym festiwalem, więc zrobiliśmy co w naszej mocy, by pokazać różne odcienie muzycznych fascynacji zespołu Gggolddd.

 

Mieliście wiele dylematów przy wyborze zespołów?

TS: Nie mieliśmy zbyt wiele dylematów, bo mamy szeroko otwarte uszy i jesteśmy chętni na wszelkie sugestie, które można było nam podsuwać. Problemem jest to, że chcielibyśmy zaprosić mniej więcej z dwieście zespołów, czego oczywiście nie możemy zrobić, więc musieliśmy prowadzić ostrą i przemyślaną selekcję. Nie chcemy później żałować niezaproszenia kogoś kosztem kogoś innego.

 

ME: Logistyka stanowi jedno z największych wyzwań dookoła całego festiwalu. Kiedy zapraszamy jakiś zespół, musimy znać jego plany koncertowe. W innym przypadku porywalibyśmy się z motyką na słońce, a do tego tracili czas, bo głupio byłoby czekać wiele dni, by później okazało się, że wybrana przez nas kapela ma akurat trasę w innym zakątku świata albo w ogóle nie chce grać koncertów. Fascynacje fascynacjami, ale trzeba być na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się dookoła artystów, by później nie doszło do rozczarowania i na wszelki wypadek mieć solidny plan B.

 

TS: Dużą część planowania zajmuje też pandemia, ale w tym temacie wydajemy się być dziwnie spokojni i pewni swojego. Omikron to raczej lżejszy wariant koronawirusa niż poprzednie, a sytuacja z obostrzeniami wygląda dosyć obiecująco, więc mamy nadzieję, że do kwietnia wszystkie hale koncertowe w Holandii będą otwarte, bo póki co są jeszcze zamknięte.

Kobieta w sukni siedzi.

Gggolddd: Sposób bycia PJ Harvey zwalał mnie z nóg [Q&A]

 

Dwa dni przed tym wywiadem rozmawiałem z innym holenderskim zespołem, Fluisteraars, którego wokalista powiedział mi, że nawet gdy w ich muzyce coś się zmienia, to lokalni odbiorcy nie mają z tym problemu, bo ludzie w waszym kraju są otwarci na sztukę. To prawdziwe stwierdzenie?

TS: To ciekawa perspektywa. Nigdy o niej nie myślałem, bo jednak nasza baza fanów rozciąga się znacznie dalej niż granice Holandii. Nawet w Polsce jesteśmy dużo bardziej popularni niż u siebie, więc sam widzisz, jak to jest [śmiech].

 

Co za tym stoi?

TS: Żeby odpowiedzieć na to pytanie, warto przypomnieć sobie o historii Holandii. Jesteśmy krajem handlowców, więc lubimy sprzedawać. Jeśli chcemy coś sprzedać, musimy mieć pewność, że konkretny produkt został oznaczony stemplem jakości, bo inaczej może być ciężko. Pierwiastek handlarski jest zauważalny również w sztuce, dlatego gdy chcesz oznaczyć jakąś muzykę stemplem jakości, musi się z czymś kojarzyć. Brzmisz jak Queens of the Stone Age albo Kings of Leon? Spoko, holenderski słuchacz jest twój, bo kojarzysz mu się ze znanymi zespołami z zagranicy. W przypadku zespołów grających coś bardziej swojego i poszukujących sytuacja wygląda trochę inaczej, ale nie rozpaczam nad tym. W innych państwach, jak Niemcy czy Polska, odbiorca sprawia wrażenie bardziej otwartego na rozwiązania i grupy przełamujące granice gatunkowe. Niemniej mogę potwierdzić, że słuchacze z Holandii, którzy są z nami od czasów debiutanckiej płyty, faktycznie gorąco nas wspierają i akceptują wszelkie zmiany.

 

Nie frustrowała was świadomość tego, jak trudno może być z przebiciem się w Holandii, kiedy zaczynaliście działalność Gggolddd?

TS: Ani trochę. Poza Gggolddd grałem również w innych zespołach - między innymi w The Devil's Blood, Aux Ras czy Malkovich - i żaden z nich nigdy nie celował w holenderskiego odbiorcę. Po prostu tworzyliśmy muzykę uniwersalną, spojoną z emocjami, które przeżywaliśmy, a nie z gustem odbiorcy. Skupianie się na samej Holandii nie byłoby w żaden sposób satysfakcjonujące, to kraj, w którym trudno się przebić, a do tego naprawdę małe miejsce z dosyć szybko wyczerpującymi się możliwościami rozwoju artystycznego. Fajnie, gdy ludzie lubią nasze płyty i dają do zrozumienia, że dużo dla nich znaczą, ale nie bierzemy tego za wyznacznik czegokolwiek. Tworzymy dla siebie, nie dla kogokolwiek innego, bo byłoby to nieszczere.

W drugiej połowie ubiegłego roku zespół Gold stał się zespołem Gggolddd, bo chcieliście ułatwić publiczności odnajdywanie was w internecie. Mimo tego zapamiętanie obecnej nazwy jest naprawdę trudne. Sam zawsze zapominam, ile liter muszę wpisać, kiedy chcę was posłuchać na Spotify.

ME: Nie wydaje mi się, żeby to było problemem... Thomas, dlaczego tak na mnie patrzysz [śmiech]?

 

Czyli to to od ciebie wyszedł ten pomysł?

TS: Nie, zmiana nazwy to efekt kolektywnego działania i burzy mózgów, wszyscy się pod tym podpisaliśmy. Musieliśmy podjąć taki, a nie inny krok, bo naprawdę blokowało nas to pod wieloma względami. Wiadomo, że niektórzy muszą oswoić się z nowym zapisem nazwy, ale ostatecznie tego typu opcja naprawdę nam pomogła.

 

ME: Dokładnie. Wyraz gold jest na tyle powszechnie używanym w świecie muzyki, że często dochodziło do sytuacji, gdy sami nie mogliśmy znaleźć swojej muzyki na Spotify, co wprawiało nas w stan szczerego zaskoczenia i złości.

 

TS: Mam dla ciebie radę, jeśli nie możesz zapamiętać naszej obecnej nazwy - wpisz na Spotify literę "g" trzy razy z rzędu i od razu pojawi się profil naszego zespołu. To bardzo proste i łatwe do podłapania.

 

Uważacie, że jest jeden konkretny element w waszej muzyce, który z albumu na album zyskuje na sile?

TS: Nigdy o tym nie myślałem, ale w ostateczności stawiam na wokal Mileny. Bądź co bądź jej głos jest jedynym stałym elementem naszej muzyki i łączy nowe odcienie Gggolddd z tymi starszymi, a w dodatku cały czas staje się coraz lepszy. Od strony wokalnej bardzo łatwo można zauważyć nasz progres na przestrzeni lat i bardzo mnie ten fakt cieszy. Oczywiście nie wygląda to tak, że Milena kiedykolwiek śpiewała źle, zawsze świetnie sobie z tym radziła, ale teraz osiągnęła naprawdę bardzo wysoki poziom. Co myślisz?

 

ME: Wielkie dzięki [śmiech].

Kobieta ubrana w zbroję stoi, patrzy w obiektyw.

Zapytałem o to dlatego, bo w mojej ocenie takim elementem są emocje. Z każdą kolejną płytą stają się coraz bardziej bolesne i bezpośrednie. Na przykład "Optimist" uderzał uczuciowym ciężarem, ale "Why Aren't You Laughing?" albo nowy singiel aż przygniatają szczerością i wypluwaniem serca na wierzch.

ME: Uważam, że wszystkie teksty Gggolddd traktują mniej więcej o tym samym, ale za wyzwanie stawiam sobie coraz większą dokładność. Chcę przekazywać myśli wprost, nie kombinować za bardzo, tylko od razu przechodzić do sedna spraw. Przełomowymi momentami, który pomógł mi we wcieleniu tego schematu w życie były dwa numery z "Why Aren't You Laughing?" - tytułowy oraz "Truly, Truly Dissapointed". Nie ma w nich pudrowania rzeczywistości czy koloryzowania, jest wyłącznie surowa prawda. Zresztą te piosenki dosyć trafnie oddają to, co znajdziesz na naszej najnowszej płycie i taki kierunek liryczny bardzo mi odpowiada. Ćwiczę, żeby stać się jeszcze wrażliwszą i czułą na szczegóły, ale to nie takie proste.

 

To wiele mówi o dojrzałości artysty, kiedy przy pisaniu tekstów wyciąga z siebie samą esencję i nie potrzebuje do tego kilkuset metafor.

ME: Tak, choć uważam to za bardzo trudne zadanie. Dopiero przy "This Shame Should Not Be Mine" w pełni zdołałam obrać ten kierunek w tekstach i było to bardzo wymagające, momentami wręcz drenowało mój umysł. Metafory dają coś na wzór ochrony, można w ten sposób więcej przekazać, a gdy decydujesz się na maksymalną oszczędność, musisz ciężej pracować i dysponować większą liczbą wniosków lub przemyśleń, które chcesz zawrzeć w piosenkach.

 

TS: Niektórzy artyści nawet za pomocą wielu metafor potrafią napisać coś naprawdę wartego uwagi, co absolutnie nie popada w grafomanię, wszystko zależy od osoby. Nie ma niczego złego w tekstach dryfujących w kierunku fantazji i wymyślonych rzeczy.

Opublikowaliście okładkę oraz część bookletu do "This Shame Should Not Be Mine" - na zdjęciach znajduje się wyłącznie Milena. Nie macie obaw, że nowi słuchacze będą przez to postrzegali Gggolddd jako coś na wzór solowego projektu, a nie zespołu?

ME: Raczej się tego nie obawiamy, a decyzja o takim wyglądzie okładki czy bookletu zapadła demokratycznie. Album opowiada w stu procentach o traumatycznych przeżyciach, które mnie dotknęły, jest naprawdę osobisty, więc nikogo nie zdziwiło, że ilustruje go akurat moja twarz. Pewnie moglibyśmy zrobić zdjęcie całej naszej szóstki w rycerskich zbrojach, ale coś mi mówi, że wyglądałoby to naprawdę chujowo [śmiech].

 

"This Shame Should Not Be Mine" to album niezwykle osobisty, ale chyba to samo można powiedzieć także o poprzednich materiałach Gggolddd?

ME: Mogę się z tym zgodzić, ale na poprzednich albumach opowiadałam historie, z którymi wiele osób mogło się utożsamiać, a "This Shame Should Not Be Mine" to zupełnie inne podejście. Są na nim ekstremalnie osobiste wyznania i nie zastanawiałam się, czy ktoś inny czuł podobnie, kieruję lupę wyłącznie na siebie. Myślę, że można dopatrywać się w tym zasadniczej różnicy pomiędzy nową płytą a poprzednimi.

 

fot. Mako photography


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce