Obraz artykułu Slipper: Chcemy pozwolić muzyce przemawiać za siebie, choć jest to złudne

Slipper: Chcemy pozwolić muzyce przemawiać za siebie, choć jest to złudne

Nie znajdziecie ich na TikToku, Facebooku ani na Instagramie. Slipper narodziło się z przyjaźni, w której można znaleźć również polski akcent. Rozdzieleni pomiędzy Berlinem a Warszawą, tworzą muzyczne krajobrazy przepełnione charakterystyczną wrażliwością.

Barbara Skrodzka: Slipper jest dość świeżym projektem. Jak narodziła się w was miłość do muzyki i jakie jest wasze pierwsze wspomnienie z nią związane?

Sean Amstrong: Dla mnie był to film "Stop Making Sense" o Talking Heads, który jest zapisem ich koncertu. Pamiętam, że oglądałem go w Rzymie - kiedyś moja rodzina mieszkała we Włoszech. Mieliśmy ten film na jednej z kaset VHS. Kiedy przeprowadziliśmy się do Szkocji, słuchałem kaset Buddy'ego Holly'ego i nagrywałem odgłosy wiewiórek, które później odsłuchiwałem na magnetofonie. Mój sąsiad miał gitarę, ale wtedy traktowałem ją jako jakąś dziwną maszynę.

 

Rachel Taylor: Moje pierwsze skojarzenie muzyczne to prawdopodobnie moment, kiedy rodzice dali mi na Gwiazdkę skrzypce. Miałam wtedy sześć lat i na niczym nie umiałam grać, ale napisałem piosenkę, którą po prostu zagrałam na strunie E. Szarpałam ją bardzo szybko i mówiłam wiersz o nazwie "Down By The Mistletoe". Nagrałam go w pokoju na kasetę. Moje początki były związane ze skrzypcami, kasetami magnetofonowymi, nagrywaniem własnego głosu albo radia.

Co sprawiło, że zdecydowaliście się zostać muzykami i trwale związać życie z tą dziedziną sztuki?

SA: Dla mnie muzyka była czymś, do czego wróciłem po latach. Po porzuceniu studiów przeprowadziłem się do rodziców, a przyjaciel z tamtej okolicy dostał na urodziny zestaw perkusyjny, więc postanowiliśmy założyć zespół. W Glasgow przez jakiś czas nie miałem pracy i wtedy zająłem się muzyką na poważnie. Nie miałem wielkich nadziei związanych z moją przyszłością, nie stać mnie było na zapłacenie czynszu, byłem przerażony światem, ale granie muzyki dawało mi pewnego rodzaju ulgę. Potem stało się to czymś koniecznym, procesem, który pozwolił mi poczuć się szczęśliwym.

 

RT: Kiedy byłam w liceum, naprawdę potrzebowałam sposobu na wyrażenie siebie, ale nie rozważałam niczego co byłoby związane ze sztuką. Dopóki nie poznałam mojej przyjaciółki, Alyssy, która pisała piosenki i grała na gitarze, nie miałam nikogo, kto by mnie zachęcał do skierowania się w nieco bardziej poetycką stronę. Pokazałam jej kilka wierszy i powiedziałam, że tworzę w głowie melodie, ale na niczym nie gram. Alyssa stwierdziła, że nie ma powodu, dla którego nie powinnam pisać piosenek. Nie umiałam grać na gitarze, więc te utwory były naprawdę kiepskie... Kilka lat później wyprowadziłam się z domu i rzuciłam studia. Sean i ja byliśmy w podobnym wieku, kiedy zaczęliśmy pisać piosenki, mieliśmy około dwudziestu lat. Myślę, że był to dla mnie także proces terapeutyczny i dość osobisty. Wcześniej dzieliłam się utworami z przyjaciółmi, ale nie miałam ambicji, żeby zostać muzykiem i grać przed publicznością. Tworzenie muzyki było dla mnie prawie jak pisanie pamiętnika i sprawiało, że czułam się dobrze. Chciałam grać, ale przez długi czas byłam zakłopotana, czułam, że nie jestem wystarczająco dobra, by nazywać siebie muzykiem. Teraz nie przejmuję się tym, po prostu jestem tym, kim chcę być. Nie ma już miejsca na wstyd.

Niewyraźne czarno białe zdjęcie zespołu Slipper.

Wychowywałaś się w Kanadzie, to tam narodził się twój solowy projekt, Rocky Lorelei?

RT: Rozpoczęłam ten projekt w 2010 roku. Od dłuższego czasu pisałam piosenki, ale wtedy mój dobry przyjaciel dał mi w prezencie czterościeżkowy magnetofon kasetowy. To był przełomowy moment, wcześniej nagrywałam wyłącznie za pomocą laptopa i mikrofonu. Piosenki, które wtedy powstały były naprawdę hałaśliwe, ale podobały się wielu osobom. Kiedy zacząłem nagrywać na kasetę, uświadomiłam sobie, że dzięki temu moja muzyka nagrała charakteru. Pomyślałam, że dobrze byłoby jakoś ten projekt nazwać i tak się zaczęło. Nagrałam EP-kę, którą umieściłem w sieci. Pierwotnie chciałam, żeby ukazała się tylko na taśmie, ale potem taśma-matka została nadgryziona, więc uznałam, że nie był to najlepszy pomysł. Musiałam zrobić kolejną taśmę, którą tym razem zdigitalizowałam. Od tamtej pory zabieram Rocky Lorelei wszędzie, gdziekolwiek jadę, ale dopóki nie spotkałam Seana w Glasgow w 2016 roku, nie stał się on projektem scenicznym.

 

Dlaczego przeprowadziłaś się z Kanady do Szkocji?

RT: Dzięki znajomemu poznałam dziewczynę, która była muzykiem i mieszkała w Glasgow, gra w Sacred Paws, w którym jest perkusistką i wokalistką. Powiedziała kiedyś, że powinnam któregoś dnia przyjechać do Glasgow, a że byłam ciekawa tego miasta, postanowiłam ją odwiedzić i od razu zakochałam się w Szkocji. W kolejnym roku przeprowadziłam się na studia magisterskie w okolice Londynu, po ich ukończeniu zdecydowałam się zostać jeszcze jakiś czas w Wielkiej Brytanii. Zaczęłam szukać pokoju do wynajęcia w Glasgow, bo chciałam tam spędzić lato. Pojechałam na dwa miesiące, a zostałam na trzy lata [śmiech].

 

Tam poznałaś Seana?

RT: Poznaliśmy się na imprezie sylwestrowej u wspólnych przyjaciół, ale nasze pierwsze spotkanie trwało dosłownie dwadzieścia sekund. Potem napisałam do naszej przyjaciółki z pytaniem, czy zna kogoś, kto ma pokój do wynajęcia. Dała mi kontakt do Seana i tak naprawdę dopiero wtedy się poznaliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi.

 

I tak zaczęła się wasza muzyczna współpraca.

RT: Sean zaproponował, że będzie grał w moim zespole, a potem poprosił mnie, żebym dołączyła do jego grupy.

Zdjęcie zespołu Slipper. Wszyscy patrzą w górę.

Co staracie się reprezentować jako Slipper?

SA: Na przestrzeni lat idea stojąca za zespołem trochę się zmieniła. Na początku byliśmy tylko we dwoje i po prostu graliśmy swoje utwory. Pierwszy album jest podzielony na piosenki Rachel i piosenki moje, ale drugi ma już inną postać, ponieważ Rachel zaczęła grać na perkusji. Teraz nasza muzyka brzmi bardziej jak dzieło zespołu. Muzyka Slipper ma być zabawna muzyka, w pewnym sensie głupkowata, jakby tworzona przez klaunów.

 

RT: Pierwszy album nagraliśmy w domu na czterościeżkowym sprzęcie. Był to spokojny, nastrojowy projekt, który odzwierciedla to, co robimy solo. Początkowo granie na perkusji traktowałam jako element rozrywki, chciałam odgrywać rytmy, które krążyły w mojej wyobraźni. Pomyślałam, że skoro próbuję grać w tym zespole na perkusji i wydobywam z siebie tę wrażliwość czy nawet absurd, to cały projekt może być po prostu eksperymentem, eksploracją nowej strony pisania piosenek i aranżowania ich. Trudno to wyjaśnić. Myślę, że jest to niepodobne do niczego, co pisałam wcześniej. Piosenki na drugiej płycie są w większości autorstwa Seana, z wyjątkiem jednej, którą napisaliśmy razem. Mój wkład wynosił mniej więcej piętnaście procent, była to intuicja i pomoc w aranżacji. Większości z tych utworów nie rozumiem, są bardzo dziwne, ale kocham je.

 

SA: Po drodze dołączył do nas Jakub [Tyro-Niezgoda], który gra na basie, co było dość przypadkowe. Znaliśmy się od dłuższego czasu i pewnego razu wybraliśmy się do niego do Warszawy. Zaoferował pomoc, gdybyśmy kiedyś potrzebowali muzyka koncertowego i faktycznie jakiś czas później zaprosiliśmy go na występ w Berlinie. Ostatecznie można go usłyszeć również na płycie. Wszystkie partie wysłał z Warszawy, więc album powstał na odległość.

 

Trudno jest grać na perkusji i śpiewać jednocześnie?

RT: Zdecydowanie wpływa to na partie, które piszę, na przykład w niektórych utworach musiałam uprościć pomysły, bo trudno śpiewało się w trakcie ich odgrywania. Na początku utrzymanie rytmu uniemożliwiało mi robienie czegokolwiek innego. Zaczynałam od podstaw, często grałam na kontr-rytmach albo podążałam wokalem za linią gitary. W takich sytuacjach musiałam użyć innej części mózgu, co było niesamowitą nauką.

Jakie są wasze plany związane ze Slipper? Zamierzacie wkrótce wydać coś nowego?

SA: Nasz pierwszy album był bardzo lo-fi'owy i nagrywany w domu, drugi był w większości nagrany cyfrowo i miał dość dziwne brzmienie. Trzeci chciałbym nagrać w studiu, żeby był trochę bardziej dostępny dla odbiorców. Może tym razem spróbujemy wydać go przez wytwórnię,dobrze byłoby mieć większy zasięg.

 

RT: Mimo że w lipcu 2021 roku wydaliśmy drugi album, czuję, że jesteśmy już gotowi na następny. Opracowujemy nowe pomysły, to będzie nasz następny krok. Jeśli chodzi o koncerty, przez lata mieliśmy kilku agentów bookingowych, ale doszliśmy do punktu, w którym stwierdziliśmy, że w niektórych przypadkach może powinniśmy sami zająć się organizacją koncertów. Nasz ostatni agent wydawał się być dość nieobecny. Teraz sami wykonujemy całą pracę, piszemy maile... Nie mamy mediów społecznościowych, więc wielu ludzi zastanawia się, czy w ogóle istniejemy [śmiech].

 

Nie myśleliście o tym, żeby w końcu założyć profile w mediach społecznościowych? To promowanie zespołu.

SA: Jestem rozczarowany tymi wszystkimi interakcjami w sieci i ich brakiem w prawdziwym życiu. Chciałbym, żeby wyglądało to jak rozmowa twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Może to idealistyczne, ale myślę, że byłoby miłe.

 

RT: Zdecydowanie łatwiej jest mieć konto w mediach społecznościowych, ale jeśli możemy tego uniknąć, to chętnie z tego skorzystamy. W niektórych przypadkach rozumiem przydatność Facebooka czy Instagrama, ale w większości wychodzą z ich naprawdę obrzydliwe rzeczy. Chcemy pozwolić muzyce przemawiać za siebie i w ten sposób docierać do ludzi, choć wiem, że jest to złudne i nie sądzę, żeby nasz zespół miał szansę przebić się w taki sposób. Podoba mi się koncepcja grania muzyki oparta na płaceniu co łaska lub darowiznach pozwalających pokryć podstawowe koszta trasy. Nigdy nie miałam ambicji, żeby żyć tylko i wyłącznie z muzyki. Nie chcę wywierać na nią tak dużej presji. Lubię, gdy jest to część mojego życia, która nie ma niczego wspólnego z podstawowymi potrzebami, takimi jak płacenie czynszu za mieszkanie czy robienie zakupów. Jest to bardziej przestrzeń fantazji, co niestety czasami bywa frustrujące.

 

fot. Hilarion Manero


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce