Obraz artykułu Feeria: Muzyka z Tony Hawk Pro Skater to dla nas duża inspiracja

Feeria: Muzyka z Tony Hawk Pro Skater to dla nas duża inspiracja

Nowa fala gdańskiego niezalu wyrzuciła na brzeg zespół, który idealnie pasuje do okolicznego klimatu. Feeria daje słuchaczom nie tylko muzykę idealną do żywotnego tupania nogą, ich psychodeliczna aura udziela się przede wszystkim na koncertach. Tam można dać się ponieść surferskiej gitarze, rytmom bębnów i butelek po piwie.

Natalia Ławska: Muzycznie i wizerunkowo czuć od was surferski klimat, ewentualnie moglibyście nagrywać utwory pod soundtrack do "Tony Hawk Pro Skater". Łapiecie fale czy katujecie chodniki?

Dawid Walkusz: Jeździliśmy na desce chyba wszyscy. Jeszcze nie próbowaliśmy surfingu, ale może blisko tego - skimboardu. Tu chyba ciężko złapać porządne fale. W Trójmieście najprędzej deskorolka wchodzi w grę. Jeżdżę jakoś od siódmego roku życia.


Maciej Cimaszkiewicz: Prawda jest taka, że żaden z nas nie potrafi surfować.

Wyglądacie na zgrany zespół - na scenie niczego nie wymuszacie, macie dobrą komunikację. W studiu nagraniowym panuje podobny luz?

DW: W zasadzie to nie nagrywaliśmy w studiu. Rejestrowaliśmy perkusję w salce prób, wszystko robimy sami. Mam nadzieję, że im dalej w las, tym lepiej.


Marcin Kunda: Kiedy gramy na koncertach, to wiadomo, że pojawia się trema. Na próbach, w "bezpiecznym miejscu", zawsze panuje totalny luz.

Nie planujecie poszczególnych części występów na scenie?

Adam Stiller: Cała ta otoczka i atmosfera na koncertach nie jest jakaś wymyślna. Nie siedzimy nad tym wcześniej, czasami możemy po prostu powiedzieć coś głupiego, bez sensu. Nie tworzymy niepotrzebnego napięcia, skracamy dystans z publicznością.


Michał Morawski: Chcemy grać, bawimy się przy tym świetnie, więc nie musimy udawać. Wychodzimy z założenia, że jeśli ktoś tego słucha i ma z tego jakąkolwiek frajdę, to my też.

 

Koncerty gracie albo bez koszulek, albo prawie bez - z czego to wynika?

MM: Podczas gry jestem nieustannie w ruchu, skaczę po scenie, u mnie to ma wymiar praktyczny, jest mi gorąco po prostu.


MC: Większość prób odbywa się u mnie w domu. Kiedy siedzimy w pokoju w takim składzie, jest duszno. Granie topless to już nawyk, trochę żart.


MK: Można to podpiąć pod byczków z "Ekipy z Warszawy" i mega pompę. Wychodzi na scenę zespół bez koszulek, co myśli publiczność? To po części element zwrócenia na siebie uwagi.

Zdjęcie występująego zespołu Feeria.

Czym jest mega pompa? Używacie tego zwrotu bardzo często, na koncertach, w mediach społecznościowych. Jest jeszcze okrzyk łojoj. To wasze inside jokes?

MK: W zasadzie to tak. Łojoj to wypadek przy pracy nad naszym projektem reggae, nagranym zupełnie ironicznie.


DW: Mega pompa to tekst zasłyszany w "Ekipie z Warszawy". Widzieliśmy jak Wojciech Gola używa tego tekstu w intrze programu, przygarnęliśmy zwrot, daliśmy mu drugie życie, w naszym znaczeniu.

 

Rozwińcie wątek reggae - nagrywaliście coś? Ujrzało to światło dzienne?

MK: Nagraliśmy materiał w tym stylu w ramach żartu. Wyszło na światło dzienne, ale na szczęście tylko w gronie naszych znajomych. To był nawet oddzielny projekt, nazwaliśmy go Bad Boys Sopot [śmiech]. Na jednym ze spotkań u Maćka padł pomysł, by stworzyć coś takiego. W podziemiu żyło nawet konto zespołu. Po reggae zostało tylko nasze sceniczne łojoj.


Czy skate culture miała wpływ na waszą muzykę? Gry, filmy, muzyka?

MC: Każdy z nas grał w "Tony Hawk Pro Skater", chcąc nie chcąc osłuchiwał się ze ścieżką dźwiękową.


Która część gry według was jest najlepsza muzycznie?

Wszyscy: "American Wasteland", zdecydowanie.
 

DW: Soundtrack tej części nadal siedzi mi w głowie, stanowi dużą inspirację i część mojego życia muzycznego, jego rozwoju.

W temacie inspiracji - są jacyś nietypowi wykonawcy, których podpatrujecie? Nie gracie stricte w ich gatunku, ale ich styl czy patenty robią na was wrażenie.

DW:  Przy nagrywaniu "Irrumabo" na pewno fascynował mnie klimat rocka gotyckiego. Bauhaus - jako pionierzy gatunku - stanowili inspirację, dzięki której mogliśmy kształtować nasze brzmienie. Próbowaliśmy robić muzykę mroczniejszą, podejmować tematy niezbyt wygodne - przemijanie,  śmierć. Codzienna zagwozdka egzystencjalna.
 

MM: To zależy też od tego, kto czym się zajmuje - Dawid pisze teksty i piosenki. Dla niego ta część "egzystencjalna" to ważny aspekt, dla nas ważna jest też ta mega pompa. Musi być luźno i miło.

 

Kto głównie zajmuje się tekstami? Pisanie po angielsku, zwłaszcza nie tak jednoznacznie, stanowi wyzwanie?

DW: Ja piszę teksty, zazwyczaj przychodzą do mnie same. Na bieżąco wymyślałem konkretne zdania, na końcu tylko poprawki. Z angielskim nie ma problemu, chodziłem do angielskiego przedszkola, uczyłem się praktycznie od urodzenia. Czasami zdarzy mi się szukać odpowiednich fraz, żeby coś wyrazić.


W utworze "Memento Mori" bawicie się kontrastami - luźna melodia i tekst o śmierci. Skąd pomysł na takie połączenie?

DW: Piosenka powstawała w - nazwijmy to - moim mrocznym czasie. Przyszła do mnie przy zwykłej improwizacji na gitarze, w domu. Utwór jest jednocześnie o umieraniu i o życiu, przy ostatnim tchnieniu możesz tylko myśleć o podjętych przez siebie decyzjach.


MK: To też tribute dla mnichów z Kartuz, oni witali się słowami memento mori.

Jak podchodzicie do komponowania utworów?

MK: Nasza muzyka stanowi bardziej performance niż staranne, bezbłędne kompozycyjnie twory.


DW: Nauczyłem się szanować teorię muzyki - kiedy chcesz coś przekazać, musisz znać język. Znajomość zasad jest przydatna. Nie jest to oczywiście niezbędne, uczucia stoją u nas jednak nieco wyżej niż teoria, jeśli chodzi o środki wyrazu.


AS: Odejście od pewnych ram powoduje też luźniejsze podejście do grania na scenie. Skupiając się na bezbłędnej technice, można zatracić naturalność.

 

Graliście z użyciem butelki po piwie zamiast gitarowego slide'a, macie inne tego rodzaju pomysły?

MK: Przy nagrywaniu "Pomeranian Souvenir" też użyłem butelki, to jedyny utwór z elementem slide'a. W "Captain of the Sea" tło stanowi uderzanie piwa o piwo, skrzypienie drewna. Trochę jak w nadmorskiej knajpie albo na statku. Wszystkie dodatkowe dźwięki to nasza robota.


DW: W "Captain..." szumi morze, nie używaliśmy sampla. Maciek autentycznie wybrał się na plażę i przez jakiś czas nagrywał otoczenie.

 

Co stanowi obiekt nostalgii w "Pomeranian Souvenir", najspokojniejszym utworze albumu. Dzieciństwo czy coś innego?

DW: Piosenkę napisałem z myślą o Maćku, naszym perkusiście. To mój przyjaciel od dzieciństwa, przy gorszych chwilach zdałem sobie sprawę, jak ważna jest ta znajomość . Lata będą mijały, puszczę tę piosenkę i pomyślę sobie o fajnych czasach. Zainspirowali mnie Paul McCartney i John Lennon - kiedy pisali piosenki, były tam ukryte "dedykacje" od jednego dla drugiego. Pomyślałem, że napiszę coś podobnego w kontekście naszej przyjaźni.

 

fot. Emilia Przyklęk


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce