Obraz artykułu L.Stadt: Od dziecka urzekało mnie to, ile emocji można zawrzeć w prostej piosence

L.Stadt: Od dziecka urzekało mnie to, ile emocji można zawrzeć w prostej piosence

Łódzki L.Stadt to zespół-kameleon - nigdy nie stoi w miejscu, zmiany stylistyczne i poszukiwania są immanentną cechą ich twórczości. Ze względu na powrót grupy do koncertowania i pracę nad nowym albumem rozmawiam z wokalistą, Łukaszem Lachem.

Łukasz Brzozowski: Rozmawiamy dosłownie kilka godzin przed zakończeniem 2021 roku, masz jakieś specjalne życzenia na 2022?

Łukasz Lach: Życzeń jest wiele, ale najważniejszym z nich pozostaje to, by nasz zespół działał prężnie i wszystko dookoła niego funkcjonowało. Chcemy też skończyć nowy album - może nie w sensie wydania go, ale przynajmniej skomponowania i dopięcia wszelkich rzeczy z tym związanych. Ponadto pod koniec 2021 roku podjęliśmy decyzję o powrocie do koncertowania, chcemy grać, spotykać się z fanami i przenosić muzykę na scenę - to właśnie tam czujemy się wspaniale.

Zaplanowaliście już trochę koncertów na 2022 roku, ale czy nie wiąże się to ze stresem? Przerwę od grania zrobiliście sobie w końcu jeszcze zanim wybuchła pandemia.

Nie zamierzam nikomu mydlić oczu i poddawać w wątpliwość obecność drobnego stresu, ale spotykamy się z chłopakami na bieżąco i wiem, że cały czas istnieje grupa fanów mocno czekających na kolejne wieści z obozu L.Stadt. Sam powrót na scenę jest dla nas bardzo ekscytujący, czujemy się tak świeżo jak debiutanci. W podstawowym składzie - czyli bas, gitara, a do tego dwie perkusje - chcemy odwiedzić mniejsze kluby, co stanowi dla nas fajną rozgrzewkę i daje kopniaka na rozpęd przed przystąpieniem do działań i projektów zakrojonych na szerszą skalę. W 2021 nie koncertowaliśmy wiele, ale nawet te nieliczne występy dały nam masę frajdy, wniosły sporo dobrej energii do zespołu, a publice spodobały się nasze wykonania, co oczywiście niesamowicie nas cieszy.

 

Co rozumiesz przez działania i projekty zakrojone na szerszą skalę?

Nie ma co się krygować - chodzi przede wszystkim o wydanie nowej płyty. Jak już do tego dojdzie, mamy nadzieję pójdzie za tym trochę pozytywnych efektów pracy nad materiałem. Rozumiem przez to oczywiście koncerty na festiwalach i zwiększenie zapotrzebowania na muzykę L.Stadt. Dlatego też zabookowaliśmy trochę występów klubowych - dzięki nim odpowiednio się naoliwimy, a później możemy liczyć na większe przedsięwzięcia w Polsce, może nawet i za granicą.

Czarno białe zdjęcie występującego L.Stadt.

Jak to jest zabierać się za pisanie nowego materiału po prawie pięciu latach od wydania poprzedniego? Nie rodzą się wątpliwości związane z powrotem do żywych po zastoju?

Nie przesadzałbym z tym powrotem do żywych, nie jest tak, że przez ten czas siedzieliśmy i patrzyliśmy w sufit. Na początku pandemii komponowałem utwory z myślą o kolejnym wydawnictwie L.Stadt, co wiązało się z propozycją łódzkiego Centrum Dialogu, które miało pomysł stworzenia muzyki do wierszy Jeszajaha Szpigla i zaprezentowania jej na żywo. Co ciekawe, doszło to do skutku - zrobiliśmy muzykę, a nawet zagraliśmy koncert w Centrum Dialogu i już pod koniec sierpnia 2020 roku byliśmy gotowi zarejestrować te numery w studiu jako naszą premierową płytę. Niestety plan został zablokowany przez problemy z prawami autorskimi do twórczości Szpigla, więc nic z tego nie wyszło. Niemniej sprawa jest rozwojowa i mam wielką nadzieję, że jeszcze uda się nam to opublikować, jesteśmy naprawdę dumni z efektów tego projektu. W ramach tamtego występu sprawdzaliśmy się na nowym dla nas terytorium. Dokonywaliśmy wielu zamian na instrumentach, co skutkowało chociażby perkusistą wskakującym za klawisze i basistą przesiadającym się na partie fortepianowe. Całe przedsięwzięcie było dość skomplikowane od strony logistycznej, ale podołaliśmy i liczę na możliwość podzielenia się tym ze światem w bliższej lub dalszej przyszłości.

 

Prawa autorskie dotyczą wierszy Szpigla, ale nie muzyki, którą skomponowaliście, więc może wystarczy do tych samych utworów dopisać własne teksty i problem zniknie?

Z tyłu głowy kołacze nam taki pomysł, ale na chwilę obecną nie znaleźliśmy osoby gotowej stworzyć równie emocjonalne teksty. Nie ukrywam, że propozycja skomponowanie ścieżki dźwiękowej pod twórczość tego poety przyszła do mnie bardzo nieoczekiwanie. Bałem się presji stworzenia czegoś obarczonego ciężarem II wojny światowej, o której pisał, bo musimy pamiętać, że jego teksty powstawały w łódzkim getcie i opowiadały o traumatycznych przeżyciach, ale ostatecznie się tego podjąłem. Dlaczego? Po zaznajomieniu się z dziełami Szpigla uderzyło mnie, jak wiele w nich jest tej jasnej strony i wręcz afirmacji życia, co było bardzo pozytywnie zaskakującym doświadczeniem. W związku z tym czekamy, by pojawił się ktoś, kto napisałby teksty porównywalne do poezji Szpigla, na ten moment zrobiona przeze mnie warstwa muzyczna jest nierozerwalna z tą tekstową.

Zdjęcie z koncertu L.Stadt.

Na ostatniej płycie - "L.Story" - warstwą liryczną również nie zajęliście się sami, powierzyliście to Konradowi Dworakowskiemu. Dobrze jest wyśpiewywać słowa osoby niezwiązanej z zespołem? Nie czujesz się tak, jakby ktoś wkładał ci do ust cudze refleksje i spojrzenie na świat?

Dostałem w życiu bardzo wiele propozycji pisania muzyki do tekstów cudzego autorstwa, ale jeśli nie znalazłem w tym chociażby jednego pierwiastka, z którym mógłbym się utożsamić, porzucałem projekt. Jeśli dana treść tekstowa nie współgra z moimi emocjami i spojrzeniem na świat, czuję się tak, jakby włożono mi do głowy cudzy mózg - można to porównać z wkładaniem do ust cudzych refleksji, jak sam to ująłeś. Słowa Szpigla i Dworakowskiego trafiły do L.Stadt w idealnych momentach, obcując z nimi, wiedzieliśmy, że świetnie zespolą się z naszą estetyką oraz poczuciem wrażliwości. W tych tekstach zawierała się masa moich prywatnych uczuć, których sam nie potrafiłem wyrazić, więc było to niemalże duchowe doświadczenie. Mogę więc stwierdzić, że takie projekty z całą pewnością znajdują nas nieprzypadkowo.

 

Zaciekawił mnie opis koncertu w Centrum Dialogu, do którego szykowaliście się z dużą precyzją, a jednocześnie pozwalaliście sobie na zamiany instrumentów i inne eksperymenty. Ile było w tym skrupulatnego planowania, a ile improwizacji?

Może nie zabrzmi to najbardziej zjawiskowo, ale w gruncie rzeczy nie pozwalaliśmy sobie na zbyt wiele z improwizacji. Jedyne jej zalążki pojawiały się w czysto instrumentalnych partiach, do czego w dużej mierze przyczynił się występujący z nami gościnnie klarnecista, Paweł Szamburski. Kiedy muzyka była w fazie tworzenia, podsyłałem mu na bieżąco wszelkie materiały, ale do spotkania twarzą w twarz na próbie doszło dopiero dwa dni przed koncertem i na niej pozwoliliśmy sobie, by w pewnych momentach dać się ponieść wyobraźni. Zaznaczę jednocześnie, że nawet bez rozbudowanych partii improwizowanych ta muzyka i tak była dosyć złożona, ponieważ teksty Szpigla to biała poezja, więc na prosty schemat w typie zwrotka-refren nie było miejsca.

Myślisz, że muzyka L.Stadt mogłaby zostać ścieżką dźwiękową do filmu? Na przykład do dramatu psychologicznego? Często rozkładacie akcenty utworów w nieoczywisty sposób, stawiacie na budowanie dramaturgii i zmianę atmosfery. Ma to potencjał kinematograficzny.

Coś w tym jest. Muzyka, którą ułożyłem pod Szpigla spokojnie mogłaby zostać elementem jakiegoś spektaklu albo mocno poetyckiego i subtelnego filmu, bez problemu mogę sobie to zwizualizować. "L.Story" również jest bardzo filmową płytą, co zauważyliśmy już w trakcie jej komponowania. Nawet okładka miała sprawiać wrażenie bliższe plakatowi niż typowemu obrazkowi firmującemu album muzyczny. Wracając jednak do twojego pytania, chętnie podjąłbym się takiego wyzwania, bo zupełnie inaczej tworzy się warstwę dźwiękową pod gotowy obraz i fabułę, czyli elementy wzbudzające konkretne emocje. Miałem z tym do czynienia kilkukrotnie, nawet ostatnio tworzyłem ścieżkę dźwiękową do pewnego obrazu.

 

Kiedy komponujesz ścieżkę dźwiękową do filmu, masz pełną swobodę pracy czy musisz trzymać się ustalonych wytycznych?

Takie działania stoją pod znakiem szeregu kompromisów, a przede wszystkim ścisłej współpracy z reżyserem. To nie jest moje solowe przedsięwzięcie, a jeden z elementów dopełniających całą produkcję i jej koncept. Składowe układa w głowie kompozytora właśnie reżyser, więc musimy nadawać na wspólnych falach, aby jego wizja została odwzorowana możliwie jak najbardziej pieczołowicie. Na szczęście ludzie zatrudniający mnie do tworzenia muzyki na potrzeby filmów czy reklam - bo i taką zdarza mi się robić - ufają mi i nie dochodzi między nami do żadnych nieprzyjemnych sytuacji.

 

Pisanie muzyki na potrzeby filmu, zespołu oraz reklamy w jakimś stopniu łączy się ze sobą?

Myślę, że te trzy dziedziny spajam w jedno miłością do piosenkowej formy. Tworzę różne rodzaje melodii i prześlizguję się po odmiennych gatunkach, ale ten jeden element przyświeca mi nad wszystkimi przedsięwzięciami, za które się zabieram jako kompozytor. Od dziecka urzekało mnie to, ile emocji można zawrzeć w prostej piosence, więc przekułem tę fascynację na własne pomysły.

Czarno białe zdjęcie artysty. L.Stadt gra na gitarze.

Widziałbyś L.Stadt jako zespół działający podobnie do Ulvera, który raz robi muzykę do filmu, a raz wydaje studyjny album, często utrzymany w zupełnie innej stylistyce niż poprzedni?

Wydaje mi się, że nie jest to wykluczone. Jesteśmy otwarci na zmiany, cały czas poszukujemy, eksperymentujemy i staramy się nie stać w miejscu. Funkcjonowanie na wzór Ulvera byłoby dla nas w jakiś sposób wymagające i zmusiłoby do pracy na dwóch różnych torach, ale byłoby to fajne wyzwanie. Przeszliśmy parę metamorfoz i zaprezentowaliśmy słuchaczom kilka oblicz, pokazaliśmy, że nie boimy się zmian. Potrzebowalibyśmy po prostu wtłoczenie swego rodzaju dyscypliny i systematyczności w ramach działalności zespołu - jeśli to by się udało, to kto wie?

 

Pochodzisz z muzykalnego domu, ale czy to oznacza, że przy rodzinnych spotkaniach muzyka stanowi oś wszystkich dyskusji, czy jest też przestrzeń na small talk?

To prawda, pochodzę z muzykalnego domu, a wszystko zaczęło się za sprawą moich rodziców, którzy muzyki wprawdzie nie tworzą, ale zawsze byli nią bardzo zafascynowani. Przelali swoją pasję na mnie oraz moje dwie siostry. Młodsza wciąż tworzy solowo, a swego czasu była związana z basistą L.Stadt, więc był taki moment, gdy bez przerwy obracałem się właściwie w tym samym gronie ludzi. Niemniej wszystko z umiarem, mamy także inne tematy rozmów, o to możesz być spokojny.

 

fot. Wojtek Bryndel


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce