Obraz artykułu Heima: Tylko niewesołe teksty niosą za sobą sensowny przekaz

Heima: Tylko niewesołe teksty niosą za sobą sensowny przekaz

Łódzka Heima wkrótce wyda długogrający debiut, a ich kojąca mieszanka indie rocka z alternatywnym popem trafia do coraz szerszego grona odbiorców, czego rezultatem są chociażby styczniowe koncerty w towarzystwie L.Stadt. O planach zespołu rozmawiam z wokalistką grupy, Olgą Stolarek.

Łukasz Brzozowski: Wyznajecie w zespole zasadę "less is more"?

Olga Stolarek: Ciężko powiedzieć. Z czasem stwierdzam wręcz, że w niektórych utworach odznacza się aż zbyt bogate instrumentarium, ale zawsze najpierw robimy wszystkiego dużo, a później to minimalizujemy. Sama bardzo lubię surowość w warstwie muzycznej.

 

Czym objawia się ta surowość?

Minimalną ilością środków, ale nie jesteśmy jeszcze w tym najlepsi, nadal mamy tendencję do tego, żeby dodawać czasami zbyt dużo - niepotrzebnie.

Skoro wiecie, że dodajecie do muzyki zbyt wiele niepotrzebnych elementów, dlaczego cały czas to robicie?

Mam na myśli utwory, które przynieśliśmy do studia, gdy nagrywaliśmy płytę. W trakcie nagrywek zdecydowanie uprościliśmy niektóre partie. Użyłam czasu teraźniejszego dlatego, bo po tych nagraniach nie mieliśmy jeszcze okazji tworzyć nowych rzeczy, więc nie wiem, czy już nam przeszło [śmiech]. Ostatnio trochę zmieniliśmy skład, będzie to wszystko odrobinę inaczej brzmiało. Myślę, że lepiej.

 

Zapytałem o "mniej znaczy więcej" dlatego, bo wielu artystów przygotowuje rozbudowane press-packi czy biografie na fanpage'ach, a u was tego nie ma. Muzyka przemawia sama za siebie?

Jestem absolutnie największym przeciwnikiem stwierdzenia, że muzyka przemawia sama za siebie czy tego, że sama się obroni. Press-packi rozsyłamy wszędzie, gdzie się da - większość miejsc koncertowych w Polsce je ma. Nie widzę potrzeby, żeby coś, co jest przeznaczone stricte dla mediów specjalistycznych wstawiać w media społecznościowe. Komunikujemy się z nimi w inny sposób. Zaznaczę jednak, że planujemy postawić własną stronę internetową w najbliższym czasie i tam już na pewno będziemy umieszczać tego typu rzeczy. Z biografią jest taka sprawa, że przez ciągłe zmiany odbywające się na Facebooku ona nam zwyczajnie znika. Kiedyś mieliśmy wszystko ładnie dodane - zdjęcia, osiągnięcia i różne inne sprawy, ale nagle strona zmieniła wygląd i wszystko zniknęło. Niestety dzieje się to ciągle. W każdym razie pliki mamy przygotowane, jakby ktoś potrzebował [śmiech].

Zdjęcie portretowe Heima. Zespół siedzi na pomoście.

Czy strona internetowa zespołu nie jest w dzisiejszych czasach przeżytkiem?

Też tak myślałam. Na początku negowałam sens jej tworzenia, ale dużo osób z branży zdążyło nam powiedzieć, że to jest potrzebne, że nie wszyscy korzystają z mediów społecznościowych, że to jest takie stricte nasze miejsce w internecie. Jednocześnie chciałabym to połączyć ze sklepikiem, bo planujemy wreszcie stworzyć jakiś fajny merch.

 

Lubisz The Smiths?

Jeszcze jak. Może to nie przypadek, że dwóch członków naszego zespołu - w tym mój chłopak - nagminnie porównywanych jest do Morisseya, jeśli chodzi o wygląd.

 

W takim razie dobrze trafiłem, bo chociaż brzmicie inaczej, to połączenie pogodnej warstwy muzycznej z tekstami, które nie wywołują uśmiechu na twarzy jest u was wspólne. Też to zauważyłaś?

Tak, to jest mój ulubiony "styl". Najbardziej lubię słuchać utworów, w których muzyka i słowa właśnie w taki sposób ze sobą kontrastują. Na naszym kolejnym singlu będzie ta tendencja najbardziej podkreślona.

5 płyt: Olga Stolarek (Heima)

 

Musicie uważać, żeby szala nie przechyliła się na jedną stronę? Odrzuciliście kiedyś któryś numer przez zbyt posępną muzykę lub za wesoły tekst?

Raczej tak się nie dzieje, ale istnieje większa szansa na to, że to muzyka byłaby zbyt posępna. Raz odrzuciliśmy utwór właśnie z powodu muzyki i tekstu tworzących do tego stopnia depresyjny klimat, że nie chcieliśmy tego robić słuchaczom. Było tego za dużo jak na nas. Stworzenie zbyt wesołego tekstu raczej nam natomiast nie grozi, wszystko piszę sama, a jestem osobą funkcjonującą z dziwnym przeświadczeniem, że tylko niewesołe teksty niosą za sobą jakiś sensowny przekaz. Chyba nie umiałabym stworzyć niczego radosnego.

 

Dlaczego depresyjna muzyka w zestawieniu z równie niewesołymi tekstami to dla was za dużo? Emocjonalne katharsis zawsze jest w cenie.

Pewnie zależałoby od utworu, ale tamten po prostu do nas nie pasował. Kiedy zagraliśmy go producentowi, sam stwierdził, że radzi nam coś w nim zmienić. Na szczęście za jego radą totalnie zmieniliśmy ten kawałek, a tekst powstał od nowa. Stronę brzmieniową też zmodyfikowaliśmy i tak powstał pierwszy singiel promujący nadchodzący album, czyli "Luna". Nie jesteśmy depresyjni i nie chcę, żeby było inaczej.

 

Skoro nie jesteście depresyjni, to jak najlepiej was opisać?

Może to nie jest ogromna różnica, ale powiedziałabym, że najbliżej prawdy byłoby sklasyfikowanie naszej muzyki jako melancholijnej.

Zdjęcie portretowe Heima.

Jednym z wiodących motywów waszej twórczości jest niepokój i branie winy na siebie. Często funkcjonuję w podobny sposób, więc zapytam - jak z tym walczyć?

Niestety branie winy na siebie to coś, co od zawsze mi towarzyszy. Nadal tego skutecznie nie zwalczyłam i sama chciałabym mieć wiedzę, jak to pokonać. Może właśnie pisanie na ten temat jest dla mnie swego rodzaju terapią. Spróbuj, może zadziała.

 

Ale z czasem udaje ci się rzadziej dźwigać wszelkie problemy świata na własnych barkach czy nie odczuwasz żadnych zmian?

Zdecydowanie czuję. Rzeczywistość sprzed pięciu lat i ta obecna są kompletnie odmienne. Można więc stwierdzić, że odkąd poświęcam się muzyce, tworzeniu i pisaniu tekstów, jest u mnie lepiej. Skupiam się na tym, czego naprawdę w życiu chcę, stawiam wszystko na jedną kartę i dążę uparcie do celu. Przez to mam mniej czasu na często bezsensowne rozmyślania.

Odkąd poświęcam się muzyce, tworzeniu i pisaniu tekstów, jest u mnie lepiej. Skupiam się na tym, czego naprawdę w życiu chcę, stawiam wszystko na jedną kartę i dążę uparcie do celu

Stawiasz wszystko na jedną kartę wyłącznie muzycznie czy życiowo też?

Od zawsze wiem, że chcę być artystką, grać koncerty i nie widzę innej drogi dla siebie. Nie skupiam się na tym, żeby kształcić się w innym kierunku. Całe dnie spędzam na docieraniu z naszą muzyką w świat. Wszystko, co z nią niezwiązane robię powierzchownie. Studiuję, zakładam co chwilę jakieś małe, artystyczne biznesy, ale to są tylko małe dodatki do mojej egzystencji, nie poświęcam im zbyt wiele czasu ani uwagi. Może wiara w zrealizowanie tego celu jest dziecinna, a brak planu B nieodpowiedzialny, ale wierzę, że jak do czegoś uparcie się dąży, to musi udać.

 

Słyszałem gdzieś, że spektakularny muzyczny sukces można odnieść tylko wtedy, gdy nie ma się żadnego planu B.

Nigdy o takiej tezie nie słyszałam, ale fakt, że istnieje bardzo mnie pociesza. Z reguły jeśli masz wiele planów i przygotowujesz się do realizacji wszystkich, to tak naprawdę nie jesteś gotowy wcielić w życie żadnego z nich. A jak skupiasz się na jednej rzeczy, to masz zdecydowanie większą szansę na sukces.

Zdjęcie portretowe Heima. Zespół stoi na pomoście.

Jak wygląda definicja muzycznego sukcesu według Olgi Stolarek?

Muzyczny sukces dla mnie jest wtedy, kiedy jesteś w stanie godnie żyć wyłącznie z około muzycznych rzeczy. To odnalezienie dużej grupy osób, która rozumie i czuje, o czym śpiewam, rezonuje z tym. To jeżdżenie na koncerty w najdziwniejsze zakamarki Polski, gdzie na każdym zadupiu znajdzie się choć kilka osób, które będą chciały przyjść i cię posłuchać.

 

Piosenki Heimy brzmią ultra-atłasowo i delikatnie, ale mają w sobie coś, co nie pozwala kategoryzować ich jako muzykę tła. Jak bronicie się przed tym, żeby nie brzmieć jak twórcy ścieżek dźwiękowych do przejażdżki windą?

Często słyszymy, że nasza muzyka sprawdza się przy wakacyjnych przejażdżkach autem. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle... To trudne pytanie. Ważne jest to, żeby tworzyć, a nie odtwarzać. Zwracać uwagę na to, by tekst miał sens, był o czymś. W dzisiejszych czasach dla wielu osób tekst jest przykrym i koniecznym dodatkiem do muzyki, w ogóle się nad nim nie zastanawiają, a szkoda. Dużo daje też po prostu współpraca z dobrym producentem, który wie, co robić, żeby muzyka nie zabrzmiała jak stworzona do windy.

Jak doszło do waszej współpracy z Patrykiem Pietrzakiem przy utworze "Nie spotkamy się"?

Sama się nad tym zastanawiam. Kiedy miałam piętnaście lat, moim największym marzeniem było zaśpiewanie z nim czegoś - poważnie. Uważam go za najlepszego wokalistę i tekściarza w Polsce. Byłam na piętnastu koncertach Ted Nemeth, a podczas jednego z nich, odbywającego się w Toruniu, podeszłam do chłopaków i powiedziałam: Dajcie mi rok, a wystąpię przed wami, chociaż nie miałam wówczas żadnego zespołu. Tak się faktycznie stało - ledwie rok później Heima już istniała i zagraliśmy koncert przed Ted Nemeth w łódzkim klubie Dom. Wtedy zresztą mieliśmy okazję lepiej się poznać.

 

Kiedy zaczynaliśmy nagrywanie płyty, nie mieliśmy w planie zapraszania żadnego gościa, ale po kilku dniach, przy pacy nad wokalami, pomyślałam: Kurde, może spełnię swoje marzenie i zaproszę któregoś z ulubionych artystów na feat. Pomyślałam, że w sumie to poznaliśmy się już z Patrykiem i nie będzie dziwnym, jeśli to jego właśnie zapytam, czy chciałby ze mną zaśpiewać w tym utworze - ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zgodził się. Spotkaliśmy się raz, żeby ustalić jak to ma wyglądać, jak wszystko dzielimy, a później spotkaliśmy się w studiu. Z tego co wiem, efekt był zadowalający dla obydwu stron. Jestem przeszczęśliwa, że udało się zrealizować to przedsięwzięcie. W mojej opinii nasze głosy bardzo do siebie pasują, przekazują podobne emocje. Jest to po prostu bardzo spójne.

 

Jeszcze kilka lat temu można było nazwać cię metalówą - niekoniecznie ortodoksyjną, ale jednak. Zostały w tobie fascynacje z tamtego okresu?

Tu mnie masz. Niestety znaliśmy się wtedy i dobrze znasz moją metalową odsłonę sprzed lat [śmiech]. Raczej niewiele zostało z tamtej mnie. Odcięłam się od "kucowego" towarzystwa na amen. Zostały mi jedynie płyty na półkach kupowane na metalowych koncertach i mnóstwo mrocznych koszulek, które sukcesywnie sprzedaję. To nie dla mnie, wtedy to był po prostu przejaw jakiegoś buntu. Wracam tylko czasami do Katatonii i tego typu grania, ale też rzadko. Przerzuciłam się totalnie nie dość, że na polską, to jeszcze alternatywną scenę muzyczną.

 

fot. Na początku był negatyw


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce