Obraz artykułu King No-One: Jesteśmy przeciwnikami kapitalizmu i nierówności

King No-One: Jesteśmy przeciwnikami kapitalizmu i nierówności

Pochodzące z Yorkshire King No-One po zaledwie jednym występie zyskało w Polsce grono oddanych fanów. Dynamiczne indiepopowe trio, w którego skład wchodzą Zach Lount, Joe Martin oraz James Basile z jednej strony gwarantuje dobrą zabawę, z drugiej dzieli się ważnym przesłaniem - nikt nie jest królem, każdy rodzi się równy, niezależnie od koloru skóry, płci, orientacji seksualnej czy statusu finansowego.

Barbara Skrodzka: We wrześniu po raz pierwszy wystąpiliście w Polsce [w ramach Off Sceny], z jakim nastawieniem przyjechaliście do Krakowa?

Zach Lount: Polska jest absolutnie pięknym krajem. Dla mnie i naszego gitarzysty Joe była to druga wizyta w Krakowie. Siedem lat temu przyjechaliśmy tutaj na wycieczkę. Powiedziałem wtedy, że niesamowicie byłoby zagrać w tym mieście i w końcu udało się. To był jeden z naszych pierwszych koncertów po pandemii, a przy okazji spełniliśmy jedno z małych marzeń.

Ja z kolei widziałam was po raz pierwszy na Bushstock Festival w Londynie w 2018 roku. Przez ten czas staliście się o wiele bardziej rozpoznawalni w Wielkiej Brytanii.

Od tamtego występu minęły już trzy lata, bardzo się rozwinęliśmy, nie jesteśmy już wschodzącym, młodym zespołem, którego nikt nie zna. W Wielkiej Brytanii, właściwie wszędzie gramy duże koncerty. Nieustannie szlifujemy nasze umiejętności, staramy się iść naprzód, choć lockdown nieco nas zatrzymał... Jesteśmy perfekcjonistami i dlatego chcemy, żeby każdy nasz występ był wyjątkowy. Przed pandemią znajdowaliśmy się w wyjątkowo dobrym momencie naszej kariery, a późnie przez prawie dwa lata nie widzieliśmy się z publicznością. Pierwszy koncert zagraliśmy w sierpniu tego roku. Na szczęście szybko wróciliśmy do formy.

 

Wydaliście dwie EP-ki i sporo singli, właściwie w każdym wywiadzie pada pytanie o debiutancki album, ale konkretnej odpowiedzi wciąż brak... Możecie coś na jego temat zdradzić?

Album zaplanowaliśmy jako nasz kolejny krok, ale to, kiedy się w końcu ukaże pozostaje niepewne. Przed jego wydaniem powstrzymuje nas przede wszystkim polityka wytwórni i finanse. Jesteśmy niezależnym zespołem, wszystko robimy sami, dlatego nagranie płyty będzie kosztowało sporo pieniędzy. Album na pewno się pojawi, ale w tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć kiedy. Zdradzę tylko, że pracujemy nad nim, więc miejcie oczy i uszy szeroko otwarte [śmiech].

Zdjęcie portretowe King No-One.

Nie wolelibyście w takim razie założyć własnego wydawnictwa?

Podczas pandemii wszystkie single wydawaliśmy sami, szukaliśmy wytwórni tylko dla ostatnich dwóch utworów. Żeby założyć własną wytwórnię, trzeba mieć zaplecze finansowe, a niestety żaden z nas nie ma takiego zabezpieczenia... Gramy koncerty, żeby zapłacić za kolejne nagrania, a wydawanie nowych utworów pomaga nam organizować następne koncerty. Nie zostaje z tego wiele pieniędzy... Potrzebujemy dużego inwestora, na przykład jakiegoś piłkarza, który dałby nam pieniądze, by założyć własne wydawnictwo [śmiech].

 

Grono waszych fanów wciąż rośnie i nie są to osoby, dla których liczyłaby się jedynie dobra zabawa. Jakie wartości stanowią trzon zespołu?

Świat nieustannie się rozwija, a wraz z nim zmieniają się problemy, z jakimi borykają się ludzie. Coś, co było ważne dziesięć lat temu, dzisiaj może być mało istotne, ale dla nas od zawsze kluczowym zagadnieniem jest wspieranie tych, którzy znajdują się na samym dole drabiny społecznej. Ważne są dla nas problemy związane zarówno z ludźmi, jak i środowiskiem naturalnym. Jesteśmy zadeklarowanymi przeciwnikami kapitalizmu i wszelkich nierówności, bliżej nam do socjalistycznych poglądów, bo chcemy po prostu żyć w lepszym świecie, a muzyka jest naszym środkiem wyrazu oraz promykiem nadziei. Świat powinien być odpowiednio zrównoważony, jako muzycy mamy odpowiedzialność i prawo do tego, by pomagać w przechylaniu szali na właściwą stronę - stronę lepszej codzienności. Na nasze koncerty, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, przychodzą pokaźne tłumy i nie robią tego tylko po to, by się pobawić - czują więź z tym, o czym śpiewam. Cieszę się, że tak wiele osób dostrzega nasze przesłanie i wynosi z naszych koncertów coś więcej.

Brakowało ci twojej scenicznej persony w okresie, kiedy nie graliście koncertów?

Kiedy wychodzę na scenę, zawsze do pewnego stopnia jestem aktorem. Połowę życia spędziłem jako wokalista King No-One, więc podczas pandemii było mi dość ciężko, przez prawie dwa lata musiałem mierzyć się z byciem po prostu Zachiem Lountem. Moja prywatna tożsamość różni się od tej scenicznej, a kiedy tak długo musiałem być "zwykłym" Zachiem, czułem, jak moja osobowość zatraca się. Teraz, kiedy znowu gramy koncerty, moja druga persona wróciła. Można to porównać do rozdwojenia jaźni [śmiech].

 

Na czym polega różnica pomiędzy tobą na scenie a tobą poza nią?

Ja i ten drugi ja zgadzamy się ze sobą w kwestii zasad moralnych, ale wewnętrzny ja jestem zaskakująco niepewny siebie i introwertyczny. Większość ludzi o tym nie wie, bo na scenie jestem zupełnym przeciwieństwem. Wiele razy zdarzało się, że spotykałem kogoś, kto znał mnie ze sceny i mówił: Zawsze myślałem, że jesteś narkomanem, myliłem się. To nie jest najmilsza rzecz jaką możesz usłyszeć od fanów [śmiech]. Jestem naprawdę miłym i dobrym człowiekiem. Jeśli jesteś w zespole, występujesz i znajdujesz się w centrum uwagi, musisz wykazać się charyzmą, a wtedy inni wyobrażają sobie, że jesteś narkomanem albo idiotą, co bardzo często jest błędnym osądem.

Zdjęcie portretowe King No-One.

Starasz się w jakiś sposób walczyć z tym, jak postrzegają cię inni?

Czasami kiedy dowiaduję się, że ktoś, kogo w ogóle nie znam myśli, że jestem dupkiem, naprawdę martwi mnie to i zasmuca. Boli mocniej niż możesz sobie wyobrazić. Innym razem w ogóle nie przejmuję się tym, co inni o mnie myślą, mam to gdzieś, bo wiem, że jestem dobrym człowiekiem i mam wokół siebie ludzi, którzy troszczą się o mnie, a ja troszczę się o nich. Chronię swoją prywatność, nie chcę być postrzegany przez jej pryzmat. Wolę, żeby ludzie spoza grona najbliższych znali mnie za sprawą muzyki. W niej znajdują się wszystkie moje emocje, za jej pośrednictwem można zajrzeć w głąb mojego wnętrza, a to, jak oraz z kim spędzam dzień jest zarezerwowane tylko dla mnie.

 

Twój brat, Luke gra w zespole Polo, ale czasami dołącza do was jako gitarzysta koncertowy. Nie chcieliście być na stałe w jednym zespole?

Kiedy masz rodzeństwo, które także zajmuje się muzyką, zawsze pojawia się myśl o zrobieniu czegoś razem. Nieodłączny elementem jest też współzawodnictwo, które pomaga w rozwijaniu się. Obydwaj gramy w zespołach, kibicujemy sobie nawzajem, cieszymy się ze swoich sukcesów i motywujemy mówiąc: Zrobiłeś to dobrze, teraz moja kolej. Lubię kiedy Luke gra z nami, uwielbiam go - to mój brat i najlepszy przyjaciel. Zawsze chciałem coś z nim zrobić, problem polega na tym, że nie wiem, jak dużo czasu mógłbym poświęcić i kreatywnie zaangażować się w nowy projekt. Cały czas piszę piosenki, ale zawsze toczę wewnętrzną walkę o to, czy zatrzymać je dla King No-One, czy może nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.

 

To Luke sprawił, że zainteresowałeś się muzyką?

Luke jest ode mnie starszy o dwa lata, ale mamy jeszcze jednego brata i to właśnie dzięki niemu obydwaj zaczęliśmy zajmować się muzyką. Nasz najstarszy brat grał na gitarze i pisał piosenki, kiedy był nastolatkiem, powiedziałem wtedy, że podoba mi się to, co robi, ale zrobię to jeszcze lepiej. Byłem najmłodszy, naprawdę ambitny i lubiłem współzawodnictwo. Pewnego dnia nasza trójka zagra razem.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce