Łukasz Brzozowski: Czujesz się przynależna do konkretnego odłamu sceny muzycznej?
Ewa Sad: Szczerze mówiąc, daleko mi do tego.
Pytam, bo twoja muzyka ma formę bliską rapowi, ale jednocześnie intrygujesz obojętnością na trendy tej sceny. Tworzysz po swojemu, zachowujesz się tak, jakby nie obchodziło cię, co "wypada" robić, a co nie.
Właściwie sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie. Dodam tylko, że bycie częścią sceny zwyczajnie mnie nie interesuje.
Z jakiego powodu nie jesteś nią zainteresowana? To kwestia konkretnej sytuacji czy nie odpowiada ci sam koncept?
Nie wiem, jaki jest "koncept" sceny w sensie ogólnym, nie ma też jednej sytuacji, która by mnie wobec niej zobojętniała. Trudno mi określić, dlaczego nie jest się czymś zainteresowanym. Czemu nie zbieram znaczków? Nie wiem. Chyba po prostu nie czuję potrzeby dookreślania się.
Czyli po prostu nie chcesz być wrzucana do jednej szufladki z kimś innym.
Na pewno tego nie chcę. Myślę, że to bardzo ogranicza. Dla mnie przynależność do danej sceny ma dosyć irytujące nacechowanie subkulturowe, czego nigdy nie rozumiałam. Do tego dochodzi jeszcze kilka powodów - przez pół życia bardziej "profesjonalnie" zajmowałam się sztuką, a muzyka była od tej sztuki odskocznią. Bardzo długo wzbraniałam się przed myśleniem o niej "na serio" i w poważniejszych kategoriach niż hobby, bo nie chciałam stracić przyjemności z tworzenia, nie chciałam narzucać sobie jakiegokolwiek rodzaju presji w stylu "coś ma brzmieć jak coś i kropka". Słuchałam też bardzo różnych rzeczy, a w swojej twórczości chciałam mieszać te elementy, które mi się podobają bez zważania na gatunek.
Co to znaczy, że bardziej "profesjonalnie" zajmowałaś się sztuką?
Profesjonalnie w sensie wykształcenia - Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu i epizody na innych uczelniach artystycznych - i tego, że jakimś cudem przez kilka lat po studiach udawało mi się bujać na różnego rodzaju grantach i rezydencjach artystycznych. Do tego jeśli łapałam jakieś prace, to też w jakiś sposób związane ze sztuką.
Jak wspominasz ten okres?
To był super okres dopóki mieszkałam za granicą. Zajmowałam się tam trochę ceramiką, trochę muzą, ogólnie sztuką. Po powrocie do Polski - miałam tu zespół, z którym planowaliśmy koncertowanie - stopniowo traciłam rozbieg i coraz bardziej odczuwałam prekarność życia bez umowy i bez pewności niczego, egzystując w niezbyt taniej Warszawie. O wystawy trzeba ciągle zabiegać, trzeba być aktywnym, dobrze jest mieć swoją pracownię, a ja jestem raczej "leniwa" i średnio ambitna w tym temacie. W 2018 roku wróciłam przelotem na drugą magisterkę na ASP i to był gwóźdź do trumny - czułam, że skończyło mi się paliwo do różnego rodzaju "projektów" artystycznych w sensie wizualnym. Następnie wyjechałam na Erasmusa do Paryża, a potem przydarzyła się pandemia.
To bardzo dużo wydarzeń - wpłynęły na twoją muzykę?
Na pewno. Chociażby we Francji miałam szczęście blisko poznać osoby z dość specyficznej, niezależnej "sceny". Nie wiem nawet, jak ją określić, to było coś na styku krautu, neo-folku i elektroniki, mocno artystyczna sprawa. W jej skład wchodziły głównie zespoły z labelu Standard Infi założonego przez mojego znajomego. Chodziłam wtedy na dużo koncertów z moim ówczesnym chłopakiem, który miał projekty związane z tą oficyną - Omerta, Tanz Mein Herz - więc ciągle występował. To było inspirujące, ale nie widzę w tym prostych przełożeń na to, co komponuję sama. Wydaje mi się, że najwięcej dały mi spotkania z ludźmi, przede wszystkim na poziomie myślenia o różnych rzeczach.
O jakich?
To był kilkuletni proces, nie potrafię teraz konkretnie powiedzieć, co mi to "dało". Na pewno jednak poznanie osób z różnych - nawet jeśli związanych ze sztuką i muzyką - krajów i środowisk pokazało mi, jak wiele istnieje modeli robienia pozornie tych samych rzeczy. Niby oczywistość, ale dla mnie było to w tamtym czasie dość wyzwalające. Przykład - była w moim otoczeniu osoba, która też działała jako artystka wizualna, ale dodatkowo zajmowała się muzyką i grą na basie w podobny sposób jak ja, czyli na pół gwizdka. Zaprzyjaźniłyśmy się, chciałyśmy zrobić coś razem i ostatecznie spod naszych rąk wyszła podwójna gitara basowa. Ma dwa gryfy, po jednym na stronę, i oba z nich mają po dwie struny. Mogłyśmy na niej grać razem. Wspominam to jako bardzo kreatywną sprawę, bo gdybym wtedy sama myślała o swojej grze, pewnie doszłabym do wniosku, że wychodzi mi słabo, więc muszę ćwiczyć w pocie czoła, by dorównać uzdolnionym muzykom. Tutaj natomiast wyszedł nam instrument idealnie dopasowany do naszej dwójki i naszych ówczesnych kompetencji. Zresztą mam stronę/bloga z pracami, gdzie częściowo opisuję to, co się ze mną działo po studiach.
W produkowanej przez siebie muzyce stawiasz na coś pomiędzy rozmyciem a niemal popową przebojowością - jak długo zajęło ci wypracowanie tego stylu?
Pięknie opisałeś to, o czym myślałam, że muszę się tym "zająć". "Wypracowanie" tego stylu zajęło mi około piętnastu lat. Zaczęłam zmierzać w kierunku, w którym tworzę obecnie na styku gimnazjum i liceum, kiedy na święta zamiast gitary, dostałam psa, więc nie nauczyłam się na niej grać. W związku z tym zaczęłam robić muzykę na komputerze, bo koledzy działali w podobny sposób. Część z nich z tego wyrosła, mi się jakoś nie udało.
Mam nadzieję, że nigdy nie wyrosnę z muzyki. Właściwie to ciągle muszę pilnować, żeby jej sobie nie zepsuć.
Ale z tym wyrastaniem oczywiście żartujesz, prawda?
Tak, żartuję. Mam nadzieję, że nigdy nie wyrosnę z muzyki. Właściwie to ciągle muszę pilnować, żeby jej sobie nie zepsuć.
W jaki sposób nie zepsuć?
W taki, żeby nie kojarzyła mi się z czymś nieprzyjemnym na etapie jej robienia, grania koncertów albo promocji, którą się praktycznie nie zajmuję właśnie ze względu na to, że kojarzy mi się z czymś nieprzyjemnym [śmiech].
Nie jest tak, że muzyka "kojarząca się z czymś nieprzyjemnym" ma w sobie pierwiastek terapeutyczny?
Muzyka sama w sobie wcale nie musi być dla mnie przyjemna. Myślę, że w sztuce nie funkcjonuje pojęcie uniwersalnej "terapeutyczności", bo każdy ma inny odbiornik i na każdego coś innego działa w ten sposób.
Twój wydawca - Tygrysy Records - to sublabel ART2 Music Management, choć sami właściciele tej oficyny wolą unikać słowa "wytwórnia". Co odróżnia ich od zwyczajnego labelu?
Nie mam doświadczenia z dużymi labelami i z wytwórniami w ogóle - wcześniej współpracowałam jedynie z Thin Man Records. Wydaje mi się jednak, że w przypadku mniejszych oficyn presja wywierana na twórców praktycznie nie istnieje, ale może się to oczywiście przekładać na słabsze zasięgi, zarobki i tego typu sprawy. Niemniej Tygrysy charakteryzuje pewna "zabawowość" i nonszalancja, a nawet - idąc jeszcze dalej - delikatna beka z różnych konwenansów rynku muzycznego. To spoko sprawa, bo trochę się już znamy i lubimy, choć na razie jest tak, że sami musimy sobie zapracować na rozpoznawalność i wymierne sukcesy. Być może wybrukujemy ścieżkę dla przyszłych pokoleń nowych Tygrysów, aczkolwiek patrząc na Chair, którzy dużo rzeczy robią sami, pewnie można do tego doprowadzić szybciej. Ja promocyjnie robię raczej mało.
Jak doszło do twojej współpracy z Polonią Disco? Wiem, że do tworzenia w ramach tego kolektywu podchodzicie bardzo swobodnie, jestem ciekaw, czy ktoś w nim pełni konkretną rolę, czy może stawiacie na pełną spontaniczność?
Trafiłam tam, bo znałam i lubiłam się z inicjatorami projektu. Miałam zespół Sorja Morja z Szymonem Lechowiczem, graliśmy trasę z dziewczynami z Enchanted Hunters - Magdą Gajdzicą i Gosią Penkallą, a nagłaśniał nas Mateusz Danek aka Eurodanek - to była znaczna część tego kolektywu. Polonia to jest zresztą duży temat, nie będę w stanie go dobrze opisać wyłącznie ze swojej perspektywy. Z grubsza mówiąc, założenie było takie, że jest tam pewna struktura, którą się podpieramy przy tworzeniu piosenek, ale bazujemy przede wszystkim na improwizacji i sklejaniu wszystkiego naprędce, co prowadzi do tego, że pełnione w kolektywie role są raczej wymienne. Szymon, który pełnił kiedyś funkcję najbliższą "lidera", w pewnym momencie się wycofał. Do tego sporo osób przewinęło się przez Polonię epizodycznie, a jej "trzon" ulegał pewnym przemeblowaniom przez te wszystkie lata i obecnie mogę nazwać ten twór niezbyt formalnym. Tworzymy numery, gramy koncerty i każdy ma w tym jakieś miejsce dla siebie, które nie jest jednak z góry ustalone. Działamy organicznie i od początku niezmiennie jesteśmy otwarci na nowe osoby.
Ewa Sad wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.
fot. Dominik Nawrocki (1), Monika Trzeciak (2, 3)