Obraz artykułu Free Games For May: Muzyka potrafi kumulować doświadczenia sprzeczne i paradoksalne

Free Games For May: Muzyka potrafi kumulować doświadczenia sprzeczne i paradoksalne

Free Games For May nie zwalnia tempa. W zeszłym roku zespół wydał mini-album "Leave a Bruise", a tym razem wypuścił EP-kę "Cuts and Bruises" - dopełnienie wątków z poprzednika. Z gitarzystą i wokalistą, Pascalem Bułą, rozmawiam między innymi o dawkowaniu emocji w muzyce, sposobach na jej tworzenie i o tym, czy Mark Kozelek faktycznie przesadza w swoich tekstach.

Łukasz Brzozowski: "Cuts and Bruises" to uzupełnienie zeszłorocznej "Leave a Bruise", co oznacza, że zamieściliście tutaj odrzuty, które nie pasowały do poprzedniczki, ale moim zdaniem brzmią jak jej integralna część. Dlaczego postanowiliście rozdzielić te piosenki? Nie lepiej było połączyć je i zrobić z tego pełen album?

Pascal Buła: Muszę przyznać, że te kompozycje zmieniły się od czasu, gdy tworzyliśmy "Leave a Bruise" - w tamtym momencie brzmiały nieco inaczej, były mniej rozwinięte. Potrzebowaliśmy odłożyć je na chwilę, nauczyć się nowych rzeczy i znaleźć ostateczny kształt tych utworów. Obecnie też mam poczucie, że stanowią pełnoprawną część tego projektu. Zresztą szykujemy wersję fizyczną "Leave a Bruise", która zostanie uzupełniona o materiał z "Cuts and Bruises".

Z czasem doszedłeś też do wniosku, że piosenki z "Leave a Bruise" również mogłyby zostać rozwinięte?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Są momenty, kiedy nachodzą mnie myśli o alternatywnych rozwiązaniach, ale jednocześnie wiem, że w czasie robienia tych utworów dawaliśmy z siebie wszystko, więc pomysł na "Leave a Bruise" wciąż wydaje mi się spójny i interesujący.

 

Wasze nowe wydawnictwo ma wiele punktów stycznych z poprzednim, a najważniejszym z nich jest przebijające się przez te utwory zblazowanie, które stanowi waszą cechę charakterystyczną.

Szczerze mówiąc, nie myślałem o nas w takim kontekście. Może coś w tym jest - od razu przyszło mi do głowy, że ważną inspirację stanowią dla nas Low czy Red House Painters albo Sun Kil Moon, więc istnieje możliwość, że przejmujemy od nich podobny nastrój. To chyba też kwestia życia zakorzenionego w klimacie doomerskiej kultury. Może w naszej muzyce jakoś się to kanalizuje.

 

Ale w doomerach kanalizuje się masa negatywnych uczuć, u was tego nie wyczuwam.

Rzeczywiście staramy się czerpać z szerokiego spektrum emocji. Kiedy piszę utwory, nie chcę, żeby były wyłącznie autoterapią, choć różnie to wychodzi.

Członkowie zespołu "Free Games For May" stoją.

Czym są oprócz niej?

Lubię myśleć o muzyce jak o tworzonym w intuicyjny sposób wehikule energii, gdzie do kompozycji może wślizgnąć się doświadczenie, które wymyka się językowi pojęciowemu. Wspomniałeś w swoim artykule na temat shoegaze'u, że ten gatunek może wywoływać zarówno przerażenie, jak i ukojenie i w pełni się z tym zgadzam. Muzyka kumuluje w sobie nawet doświadczenia pozornie sprzeczne i paradoksalne. Od razu przypomniała mi się płyta "Soundtracks for the Blind" Swans - cała jej zawartość dobrze oddaje to, o czym mówię.

 

Dzisiaj wiele zespołów z okolic rocka alternatywnego czy indie stawia na nieuporządkowaną mieszankę transu i chaosu, a u was te elementy są na drugim planie, najbardziej liczą się po prostu piosenki.

To prawda, chociaż jestem zdania, że warto budować napięcie pomiędzy chaosem a strukturą. Taki po części był nasz cel w "John Cazale Was a Dancer" - chcieliśmy zrobić numer, który się rozpada, a potem wraca do formy. Sonic Youth byli świetni w balansowaniu na granicy piosenki i eksperymentu, zdaje mi się, że między innymi dlatego wciąż dobrze się ich słucha.

 

Całą twórczość chcecie opierać na tej równowadze, czy "John Cazale Was a Dancer" był jednorazowym wyjątkiem?

Myślę, że to nie był wyjątek, będziemy ten obszar eksploatować w przyszłości i w dalszym ciągu szukać tego typu rozwiązań. Nie mogę jednak powiedzieć, że uczynimy z takiej zabawy "metodę" na całą twórczość, pomysły mamy różne i nie odkryliśmy jeszcze wszystkich kart.

Wcześniej wspomniałeś o Red House Painters i Sun Kil Moon dowodzonych przez Marka Kozelka - nie irytuje cię to jego stylizowanie tekstów na dziennik, które upodobał sobie po "Benji"? Jednego dnia zjadłem ziemniaki, a drugiego poszedłem na spacer - trudno to przyswoić w dłuższej formie.

Kozelek jest sprytny, bo opakował swój słowotok w bardzo silną, wyraźną formę muzyczną. W Red House Painters dominuje delikatny slowcore, a w jego solowych rzeczach czuć przede wszystkim mroczny, głęboki folk - to mu pozwoliło przebić się ze swoim osobistym dziennikiem do szerokiej publiki. Przyznam jednak, że gdybym zobaczył niektóre jego teksty na papierze, bez muzyki, to nie wiem, czy zareagowałbym pozytywnie. Sam zresztą praktykuję bardziej oszczędny styl, czasami bardzo długo wyciskam z siebie jedną linijkę.

 

Wolisz nie popełniać błędów Kozelka czy może bywasz zażenowany, gdy wypluwasz z siebie blok tekstu i większość jego zawartości nie satysfakcjonuje cię?

Nie ufam zbytniemu "zagadywaniu" rzeczywistości, problemów, sytuacji. Zależy mi na tym, żeby przekazywać myśli w sposób syntetyczny, a jednocześnie sugestywny. Jeśli nie zrobię dokładnej selekcji materiału, to czuję, że mijam się z sednem. Lubię podpatrywać teksty Leonarda Cohena. Czuję u niego tę ostrożność i precyzję w dobieraniu słów, szczególnie na "Songs of Love and Hate".

 

Odkąd pamiętam nie pozwalacie sobie na przesadną emfazę, od początku przyświecał wam cel, by szastanie emocjami nie przysłoniło treści muzyki?

To chyba akurat bierze się z naszych temperamentów. Może po prostu jesteśmy spokojniejsi i przez to nie uzbrajamy się w bardzo ekspresyjne gesty.

Członkowie zespołu "Free Games For May" stoją.

Czyli mieszanka nonszalancji i rozleniwienia w waszych numerach nie jest czymś wyuczonym bądź wyreżyserowanym?

Nie sądzę. Taka energia powstaje w nas dość spontanicznie, nie jest wyuczona. Nie myślałem o nas w tym kontekście wcześniej. Powiem nawet więcej - nie sposób jest być świadomym wszystkich elementów, które przekazuje się w czasie wykonywania utworów, w występowaniu zawsze pojawiają się siły lub nastroje trzymane pod kontrolą i te dosyć trudne do poskromienia.

 

Free Games For May to zespół złożony z ludzi urodzonych w dobie internetu, a jednak mimo dwóch premierowych wydawnictw zaprezentowanych na przestrzeni roku, nie zalewacie swoją obecnością mediów społecznościowych. Unikanie powszechnego dziś shitpostingu jest zamierzonym działaniem?

Tak, bo czasami czuję, że warto zrobić krok w tył i nie zginąć w gąszczu treści. Death Grips są wzorem tego, jak nie poddać się takiej dewaluacji treści w internecie - zapowiedź ich ostatniego albumu to po prostu post z tekstem: Death Grips is online. Takie rozwiązanie podziałało, było efektem konsekwentnego działania. Z drugiej strony, prywatnie bardzo chętnie uczestniczę w internetowej kulturze i uważam, że w shitpostingu tkwi wspaniały, absurdalny humor, a wielka w tym zasługa facebookowych fanpage'y oraz tiktokowych twórców.

 

Też lubię shitposting wśród swoich znajomych, ale nie jestem fanem robienia z tablicy danego zespołu pseudo-zabawnego fanpage'u z obrazkami, bo szukam tam informacji na temat muzyki, a nie post-ironii.

W rzeczy samej. Też myślę, że warto to oddzielić, a nie każdemu udaje się złapać tę równowagę.

Oprócz Free Games For May działasz również w zespole Pastry, który stawia na surowiznę bliską grunge'owi, ale pod pewnymi względami jest podobny do tego, co robisz w macierzystej grupie. Miewasz problemy z podziałem pomysłów na obydwa projekty? Musisz dokonywać trudnych wyborów w tym zakresie?

Wybory raczej nie są trudne, dosyć szybko udaje mi się oddzielić pomysły przygotowywane na potrzeby obydwu zespołów, bo mają inny charakter. Zdradzę, że w nowych, nadchodzących utworach staramy się też poszerzyć konteksty, z których korzystamy. Surowizna była metodą na "Band Apart", ale teraz robimy krok naprzód.

 

Co masz na myśli, mówiąc o poszerzeniu kontekstów?

Sięgniemy zarówno po dreampopowy, jak i post-punkowy arsenał. Wierzę też, że uda się nam rozbudować brzmienie, nie tracąc energii, którą już zdołaliśmy zademonstrować.

 

Free Games For May i Pastry mają dosyć podobny poziom rozpoznawalności, ale co gdyby popularność jednej z nich nagle wystrzeliła? Porzuciłbyś drugą albo poświęcał jej znacznie mniej czasu?

Nie, w żadnym wypadku. To, że jest wielu ludzi, z którymi mogę realizować pomysły jest absolutnie świetne. Potrzebuję ich i wiele się od nich uczę. Tak samo mogę powiedzieć o składzie The Ferrules, do których dołączyłem w tym roku - w tym przypadku chodzi w ogóle o inne i nowe doświadczenie, bo pierwszy raz wystąpiłem w roli wyłącznie gitarzysty.

 

W okolicach premiery "Leave a Bruise" wspomniałeś, że dużo inspiracji dostarczają ci między innymi książki Alberta Camusa. Gdybyś musiał, wybrałbyś życie w świecie z "Obcego" czy w świecie z "Dżumy"?

Uważam, że zarówno "Dżuma", jak i "Obcy" mówią o pewnych aspektach rzeczywistości, w której obecnie żyjemy. Pierwsza z nich sygnalizuje absurdalność i masowość zła, druga nieprzejrzystość oraz tajemniczość rzeczywistości. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim świata z "Dżumy", bo można znaleźć na nim tak równych gości jak Bernard Rieux.

 

Zespół Pastry wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.

 

fot. Maria Jaszczurowska


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce