Obraz artykułu Ten Typ Mes: Przywykliśmy do polaryzacji, ludzie nakręcają się i tkwią w swoich bańkach

Ten Typ Mes: Przywykliśmy do polaryzacji, ludzie nakręcają się i tkwią w swoich bańkach

Nowy album Mesa to dokumentacja okresu ciąży jego partnerki i swoisty pamiętnik dedykowany pierwszemu dziecku, gdzie bez koloryzowania ukazane są realia współczesnej Polski. Więcej o stojących za nim inspiracjach, refleksjach i obawach dowiecie się z naszej rozmowy.

Jarosław Kowal: Nie trzeba nawet niczego czytać na temat twojego nowego albumu, wystarczy popatrzeć na tytuł i okładkę, żeby stało się jasne, że tym razem inspiracja nie wypłynęła z twojego wnętrza, tylko spłynęła na ciebie z zewnątrz. Praca nad "Hello Baby" w dużym stopniu różniła się od pracy nad poprzednimi ośmioma albumami?

Ten Typ Mes: Inspiracją był przede wszystkim proces wytwarzania nowego życia, który już się zakończył, a rezultatem jest Ryszard. Założenie tego konceptu na samym początku procesu tworzenia trochę zmieniło sposób pracy. Z jednej strony to miała być pamiątka z okresu robienia człowieka, z drugiej kiedy miałem ochotę napisać piosenkę zupełnie "niedziecioróbną", okazywało się, że może być bez problemu wpisana w ten patent, bo pokazuje, na jaki świat powołujemy nowe życie. "Foliage", "Idealny raper", "Kręci się", "Joga" czy "Only in Warsaw" to numery bez "dzieciowych" treści, które mogły trafić na album właśnie dzięki tej furtce. Mam nadzieję, że dają płycie trochę oddechu.

Opowiadanie o własnym rodzicielstwie bez popadania w egzaltację to trudna sztuka, dla rodzica jego dziecko zawsze jest tym najważniejszym i najbardziej wyjątkowym. Zdarzało ci się wpadać w takie pułapki?

Przez okres tworzenia płyty dziecka jeszcze z nami nie było, a trudno zachwycać się obrazem widzianym na USG. Na tamtym etapie nie wiedzieliśmy nawet, co z tego ostatecznie wyjdzie. Zagraliśmy va banque - założyłem, że jeżeli wszystko dobrze się skończy, to album zostanie wydany, a gdyby pojawiły się jakieś komplikacje, to prace nad nim zostałyby wstrzymane. Najważniejsze było dla mnie to, jaki potencjał dajemy Ryszardowi, bo z tym będzie wchodził w świat. Mam na myśli potencjał naszych genów, naszych strachów, naszych lęków, ale też atutów. To na pewno nie jest album typu "patrzcie, jaki mój bąbelek jest piękny", bo Ryszarda w trakcie jego powstawania jeszcze po prostu nie było. Pojawił się dopiero na okładce, kończenie płyty mniej więcej pokryło się z porodem.

 

Gdybyś zaczął pracować nad tym albumem dzisiaj, rezultat znacznie by się różnił? W okresie wyczekiwania na dziecko w myślach pojawiają się obrazy spacerków z wózkiem albo pierwszych wspólnych zabaw, a później okazuje się, że więcej jest w tym wstawania w środku nocy i zmieniania pieluch.

Zdecydowanie tak właśnie jest. Na "Hello Baby" znajduje się szereg różnych zagadnień egzystencjalnych, zastanawiam się, czy świat, na który sprowadzamy dziecko nie jest zbyt przerażający albo czy z takich genów, z ludzi bardzo temperamentnych nie wyjdzie mały szatan. Mieliśmy wiele teoretycznych rozkmin i myślę, że wiele wrażliwych osób, które świadomie podchodzą do kwestii rodzicielstwa ma podobnie. Natomiast teraz, kiedy żyję z tym malcem na co dzień, kiedy do naszego domu wprowadził się "szef", który dyktuje wszystkim, co i kiedy mają robić, moje egzystencjalne rozkminy dobiegły końca. Nie mam już żadnych egzystencjalnych przemyśleń, chcę tylko trochę snu i zdrowia dla naszej rodziny [śmiech]. Wyleczenie z tego przyszło ultra szybko i to w dość radykalnej formie.

Muzyk Ten Typ Mes stoi w płaszczu.

A czy utwór "Akuku" nie powstał już po narodzinach Ryszarda? Mam wrażenie, że dotyczy właśnie konfrontacji romantyzowanego rodzicielstwa z rzeczywistością.
Nie, Ryszard - jak pada w ostatnich wersach - wtedy pływał jeszcze pod wodą. Rzutem na taśmę udało się wsamplować jego płacz, ale reszta piosenki powstała mniej więcej na trzy miesiące przed porodem.

Umieszczenie "Z boku na bok" obok "Akuku" pokazuje, że pełne albumy nadal mają sens, bo chociaż każdy z tych kawałków broni się samodzielnie, to mam wrażenie, że dodatkowo zyskują na sile, kiedy pojawia się kontrast tekstowy i kontrast nastrojowy - od najbardziej radosnego na płycie do najbardziej melancholijnego, od takiego, gdzie jest mnóstwo radości do obaw.

Obawy towarzyszyły mi przez cały czas i to obawy różnego rodzaju, na przykład związane z tym, jak bardzo ciąża wpłynie na sytuację całego gospodarstwa domowego. Z jednej strony jest oczywiście współczucie dla partnerki, która mierzy się z wieloma problemami psycho-fizycznymi, a z drugiej odbiera to możliwość jakiegokolwiek "zawalczenia o swoje". Czasami nie da się nawet utrzymać dyskusji w granicach zdrowego rozsądku, bo hormony potrafią zrobić naprawdę poważny rozpierdol w głowie. Z szacunku do tak zwanego "błogosławionego stanu", nie można z tym zrobić nic więcej, poza powiedzeniem: Tak, jasne, masz rację. Właśnie te trudy ciąży i przeżywanie ich przez przyszłych rodziców są motywem przewodnim "Akuku". Myślę, że podobne emocje towarzyszą wszystkim osobom, które zdecydowały się na rozmnażanie się i wzięcie za to odpowiedzialności.

Muzyk Ten Typ Mes na łódce.

Mam też wrażenie, że gdyby ktoś usłyszał "Akuku", a nie znałby reszty albumu czy reszty twojej twórczości w ogóle, to raczej w żaden sposób nie powiązałby cię z rapem. Pewnie prędzej zostałbyś sparowany z Kortezem.
Biorę to za super komplement!

Kiedy zdarza ci się tak daleko odchodzić od rapu, jest to wynikiem odgórnego założenia, że chcesz mieć na albumie kawałek w innej konwencji czy nie stoją za tym żadne założenia?
Przemieszczam się po stylach sinusoidalnie dlatego, bo od czasu do czasu każdym z nich jestem trochę zmęczony. Kiedy jestem usatysfakcjonowany na przykład ze zrobienia bojowego rapowego numeru, to nie czuję potrzeby napisania podobnego tydzień później. W naturalny sposób skręcam chociażby w kierunku ballad, bo czuje potrzebę zrobienia czegoś kompletnie odwrotnego. Nagram ze dwie-trzy piosenki z dużą ilością śpiewu i wtedy znowu przychodzi do mnie myśl: No dobra, ile można tak smęcić? Czas przypierdolić mocnym, elektronicznym bitem. Dlatego moje płyty są tak bardzo sinusoidalne, przepełnione odmiennymi intencjami, bo przecież otaczają mnie różne emocje. Raz jestem przytulasem przyklejonym do syna i partnerki, kiedy indziej czuję potrzebę wyskoczenia do baru i pogadania z ludźmi.

W informacji prasowej opisałeś ten album jako koncepcyjny, ale sam wspomniałeś, że niektóre utwory dość daleko od tej koncepcji odbiegają, na przykład "Foliage", gdzie razem z Kozą rozprawiasz się przede wszystkim z "foliarstwem", ale również z cancel culture, kulturą unieważniania. To kwestie, na temat których koniecznie chciałeś zabrać głos, nawet jeżeli oznaczało to chwilowe odstępstwo od pomysłu na cały album?

Tak, bo właśnie na taki świat sprowadziliśmy nowe życie. Album jest dedykowany Rysiowi i mam nadzieję, że będzie żywo zainteresowany spojrzeniem jego ojca na świat, w którym powoływał go do życia. Ja byłbym zainteresowany pamiętnikiem moich rodziców z 1982 roku, kiedy w czasie paskudnego, mroźnego, niebezpiecznego stanu wojennego zdecydowali się sprowadzić na Ziemię Piotrusia. Chciałbym wiedzieć, co myśleli o tamtym świecie. Oczywiście byli zaangażowani w swoje lekarskie kariery, leczyli ludzi, nie patrząc na to, czy byli z Solidarności, do której sami należeli, czy z milicji - dbali o zdrowie każdego, ale myślę, że przeczytanie ich wspomnień z tamtych czasów byłoby czymś ultra ciekawym. Dostęp do mniej znanych faktów rodzinnych - coś takiego chciałem dać Rysiowi. Choćby w numerze "Bye, bye".

 

"Foliage" pokazuje czasy arcyspolaryzowanego internetu, arcyspolaryzowanych tradycyjnych mediów, czasy, w których istnieje kilka równoległych rzeczywistości w tym samym momencie. Żyjemy w tym samym mieście czy państwie, ale tkwimy sztywno w swoich zamkniętych bańkach, a internetowe algorytmy wzmacniają te ruchy, kierują w głąb skrajności, niezależnie od tego, czy reprezentuje się lewą, czy prawą stronę. Algorytm raczej nie skieruje mojego ziomka, który głosował na Konfederację do lewackiej grupki na Facebooku i na odwrót - moja koleżanka zaangażowana w ochronę zdrowia kobiet, jaką jest prawo do aborcji, raczej nie wkręci się w rozkminki dotyczące II wojny światowej prowadzone przez moich kolegów z prawej strony.

Muzyk Ten Typ Mes stoi z innym mężczyzną.

Przewrotnie właśnie ten kawałek spowodował, że posypały się w twoim kierunku krytyczne komentarze, a w dodatku z powodu wersu, którego nawet nie wypowiedziałeś. Koza w którymś momencie rzuca: Na luzie się dogadamy, jak jesteś za komunizmem, co jest nawiązaniem raczej do utopijnej ideologii, a nie do potocznej nazwy ustroju państwa, którego widmo jest w Polsce nadal obecne. Myślisz, że dzisiaj teksty pisze się znacznie trudniej niż dziesięć-piętnaście lat temu? Oczywiście trzeba być odpowiedzialnym za wypowiedziane słowa, ale pociąganie kogoś do odpowiedzialności za własną interpretację albo za skojarzenia to dość radykalne rozwiązanie.

Na pewno tak jest, ale nie przejmuję się tym, co dzieje się w komentarzach. Tym bardziej, że akurat w tym przypadku spodziewałem się gównoburzy. Najciekawszy komentarz do wersu Kozy, jaki usłyszałem padł ze strony moich dwóch serdecznych kumpli, którzy niestety bardzo zboczyli na prawą stronę. Kiedy usłyszeli ten kawałek, zapytali: Co tam jest w ogóle? Czy my dobrze słyszymy? Już myślałem, że dojdzie do ostrej dyskusji na temat prawo-lewo-lewo-prawo, więc odpowiedziałem, że to opinia małolata, któremu utopijne wizje nadal wydają się możliwe do zrealizowania, ja się z nimi kompletnie nie utożsamiam, co pokazuję zresztą w klipie - wykonuję gest negacji w tym momencie - ale miałem go ocenzurować? I okazało się, że dla tych dwóch arcyprawych kumpli kwestia cenzury jest znacznie bardziej obrzydliwa niż tekst Kozy. Ostatecznie pogratulowali mi, że postanowiłem "nie cenzurować poety" i dałem mu wolną rękę do wyrażania siebie, skoro zaprosiłem go do napisania zwrotki.

 

Przed chwilą miałem myśl, że fajnie tak różnić się poglądami, a jednak nadal ze sobą rozmawiać, ale zaraz później przyszła kolejna myśl, że to w ogóle nie powinno mnie cieszyć, powinno być czymś normalnym.

No właśnie - poprzeczka w debacie publicznej jest zawieszona bardzo nisko [śmiech]. Cieszymy się, że jest dwóch gości, którzy nie we wszystkim zgadzają się ze sobą, ale nagrali razem piosenkę. Niestety przywykliśmy do ogromnej polaryzacji, ludzie niesamowicie się nakręcają i tkwią w tych swoich banieczkach. Były kiedyś takie badania, z których wynikało, że wystarczy pół roku, by kogoś zradykalizować. Pół roku przeglądania internetu.

Muzyk Ten Typ Mes pije.

A czy ty nadal czujesz silną więź ze środowiskiem hiphopowym? Z jednej strony równie oddanych fanów i równie oddane fanki można spotkać chyba jeszcze tylko w metalu, z drugiej zaangażowanie szybko może się przemienić w rozgniewanie i poczucie zdrady. W twoim kontekście pojawiają się takie głosy, że przemieniłeś się z człowieka ulicyinsta-tatusia, trochę tak, jakbyś musiał pytać o zgodę, czy możesz stać się innym człowiekiem?
Na pewno nigdy nie byłem człowiekiem ulicy i nie chciałbym być za takiego uważany. Pochodzę z tak zwanej inteligenckiej rodziny, a kilka moich "ulicznych" doświadczeń nie czyni mnie żadnym kryminalistą. Muszę zachować pełną szczerość wobec moich kumpli, którzy kryminalistami są lub byli, bo gdybym w jakimś wywiadzie określił siebie jako człowieka ulicy, to wybuchliby śmiechem i zapytaliby, pod jakie paragrafy podpadłem [śmiech]. Insta-tatuś to dla mnie z kolei ktoś, kto chce zarabiać na wizerunku swoich dzieci, ja nie pokazuję twarzy Ryszarda. Po prostu dzielę się z moimi odbiorcami bardzo radykalną zmianą w życiu. Gdybym się tym nie podzielił i udawał, że nie wprowadził się do mnie mały człowiek, byłoby to nieszczere.

 

Fundamentalną wartością w hip-hopie nie jest dla mnie to, że musi obowiązywać podział na cztery elementy i każdy musi znać ksywy b-boyów z lat 80., jest nią autentyczność. Może to być nawet jakieś alter ego, ale chciałbym wtedy wiedzieć, dlaczego jakaś osoba po taką wykreowaną postać sięgnęła. U mnie alter ego nie ma, jestem tylko ja i wydawało mi się to naturalne, że dzielę się z własną publicznością informacją o zostaniu ojcem. Uważam to za tak zwyczajne posunięcie, że ktoś, kogo to zaskoczyło chyba tak naprawdę nie jest moim fanem. Może być fanem wizji zawartej w hip-hopie albo fanem wizji swojej młodości, która wiąże się z jakimiś ulubionymi płytami, ale nie moim. Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie, żeby tych dawnych płyt słuchał nadal, ale ja na pewno nie będę w kółko nagrywał tego samego.

 

W "Masz jedno nowe zaproszenie" twierdzisz, że zawsze masz plan na to, co będzie za dekadę - jaki masz plan na 2031 rok?
Ojej, to faktycznie będą już lata 30... Mam taki plan, żeby mieć więcej dzieci. Ani ja, ani moja partnerka nie jesteśmy jedynakami i koncept jedynaka nie wydaje się nam właściwy w naszym projekcie rodziny. Chciałbym też pomieszkać w kilku ciekawych miejscach, ale niezbyt wielu i na pewno w Polsce. Chciałbym zapewnić dzieciom jak najszerszy pakiet kompetencji i możliwości. Muzycznie czy literacko po prostu chcę wydawać kolejne rzeczy... I to chyba tyle - żadnych rewolucji nie planuję.

 

fot. Ignacy Śmigielski (1, 3, 5), Aleksandra Zborowska (2), Tomek Karwiński (4)


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce