Obraz artykułu Corpse Chamber: Uwielbiam death metal za różnorodność i bezkompromisowość

Corpse Chamber: Uwielbiam death metal za różnorodność i bezkompromisowość

Mimo szerokiej palety możliwości stylistycznych, w death metalu "skoki w bok" zdarzają się rzadko. W swojej siermiężności ma jednak wiele uroku, a jednym z najnowszych, interesujących zespołów jest Corpse Chamber, w składzie którego grają muzycy Traumy, Sinister czy Benediction. O charakterze gatunku, plusach i minusach działania w międzynarodowym zespole oraz planach na przyszłość opowiada wokalista, Artur "Chudy" Chudewniak.

Wojciech Michalak: Póki co do informacji publicznej podaliście jedynie skład zespołu, a od strony muzycznej zaprezentowaliście tylko cover. Kiedy macie zamiar uchylić rąbka tajemnicy dotyczącej autorskiego materiału?

Artur "Chudy" Chudewniak: Pomysł na nagraniem coveru przyszedł całkowicie przypadkowo, wcale tego nie planowaliśmy. Odezwał się do mnie Marek [Krajcer] z Offence i zaproponował nagranie kawałka na trybut "Thermonuclear Warriors of the Fourth Reich - Hail the Carnivores". Marek wiedział tylko, że podobno coś tam pogrywamy i nawet nie znał nazwy zespołu. Jesteśmy fanami Carnivore, więc decyzja o wejściu w to była jednomyślna. Materiał na debiutancki album jest już od dawna gotowy i jesteśmy w trakcie jego nagrywania. Właściwie czekamy w tym momencie tylko na partię bębnów od Giovanniego [Dursta - perkusisty także Benediction] i będziemy finalizować proces produkcji. Niestety decydując się na międzynarodowy skład zespołu, musimy liczyć się z opóźnieniami. Na szczęście czas nas nie goni.

Zbierając muzyków Traumy, Sinister, Benediction i Thornafire, jesteście trochę supergrupą. Tego rodzaju twory w przeszłości często wypadały dość słabo, jak chcecie uniknąć błędów grup typu Voodoocult, które mając mocarne składy, a jednak nagrywały same koszmarki.

Nie zastanawiamy się nad tym, czy jest to supergrupa, czy nie. Po prostu mamy w składzie muzyków, z którymi chcieliśmy grać i wiedzieliśmy, że są dobrymi kolegami. Michał [Grall - były gitarzysta Sinister, obecnie w Unblessed Divine] znał się z Giovannim jeszcze z czasów, gdy grał w Sinister. Kiedy usłyszeliśmy jego partie na ostatnim albumie Benediction, od razu wiedzieliśmy, że chcemy go mieć na pokładzie. Od początku naszym celem było przede wszystkim tworzenie muzyki. Niczego nie kalkulujemy i szczerze mówiąc, nie obchodzi nas, jakie łatki przypną nam media. Myślę, że w naszym przypadku muzyka obroni się sama.

 

A nie boicie się, że będziecie postrzegani przez pryzmat swoich CV, niż tego, co nagraliście i zamierzacie nagracie?

Na pewno nie da się uniknąć presji wynikającej z wcześniejszego dorobku. To ma swoje plusy i minusy. Pomaga nam zdobyte doświadczenie, a z drugiej strony ciężko uniknąć zaszufladkowania. Siłą rzeczy, słuchacze będą porównywać Corpse Chamber do naszych dawnych i obecnych zespołów i jest to całkowicie uzasadnione. Przypominam, że tutaj celem nadrzędnym jest muzyka, a że dodatkowo jest to death metal, to ludzie będą szukać analogii czy to do Sinister, czy do Benediction. Nie mamy jednak zamiaru powielać wcześniejszych schematów, a jedynie tworzyć i mieć radość z grania.

Jeden z członków zespołu "Corpse Chamber".

Victor [Mac-Namara - gitarzysta również Thornafire] mieszka teraz w Polsce, ale część składu rezyduje zagranicą. Jak zapatrujecie się na logistykę koncertową? Planujecie w ogóle grać na żywo?

Na samym początku nie byliśmy przekonani, w którą stronę pójdziemy i czy nie pozostaniemy projektem studyjnym. Byliśmy skupieni jedynie na tworzeniu muzyki, ale jednomyślnie stwierdziliśmy, że chcemy mieć świetne partie żywych bębnów na płycie. Kiedy zaproponowaliśmy Giovanniemu dołączenie do zespołu, od razu padło pytanie, czy byłby chętny również na granie koncertów. Gio ucieszył się na tę możliwość, chociaż mamy świadomość, że jego grafik z Benediction może być napięty. Jesteśmy przygotowani na taką ewentualność, dlatego rozmawiamy już z potencjalnym zastępcą i jak tylko dogramy szczegóły, podamy, kim jest ten szczęśliwiec.

Jak wspomniałeś - Victor przeprowadził się z Santiago do Olsztyna, czyli całkiem niedaleko, więc tutaj problem odległości wydaje się rozwiązany. Bardzo się cieszę, że dołączył do zespołu, bo to bestia sceniczna, świetny muzyk i przede wszystkim bardzo dobry kolega, którego znam już ładnych parę lat. Polecam sprawdzić jego band, Thornafire - to kawał bardzo dobrego ekstremalnego metalu. Sadam [Adam Książek - basista Manslaughter, dawniej Tehace] to z kolei doświadczony, lokalny załogant, więc można właściwie powiedzieć, że Corpse Chamber to zespół z Trójmiasta.

 

Spędziłeś z Michałem szmat czasu w Traumie, z której dopiero co odszedłeś. Czy pomysł na Corpse Chamber był przyczyną dezercji z macierzystej grupy?

Odchodząc z Traumy, nie miałem w planach, że w ogóle będę chciał jeszcze brać udział w jakimkolwiek projekcie muzycznym. Grall zadzwonił do mnie po jakimś czasie z wiadomością, że ma przygotowany materiał z oldschoolowym death metalem i bardzo by mu tam pasował mój wokal. Parę lat wcześniej zaczęliśmy pewien niedokończony projekt i pomyślałem, że jest okazja zamknąć ten temat. Nadajemy z Grallem na tych samych falach, więc materiał powstał w ekspresowym tempie i postanowiliśmy, że chcemy zrobić z tym coś więcej niż tylko dwuosobowy projekt.

Jeden z członków zespołu "Corpse Chamber".

Na co zapatrujesz się w lirycznej warstwie Corpse Chamber?

Tym razem nie jestem autorem tekstów, więc głos oddaję Grallowi.

 

Michał Grall: Motorem napędowym do rozpoczęcia pracy nad lirykami dla Corpse Chamber była książka "Sztywniak" Mary Roach. Dotyczy tego, jakie możliwości dają ludzkie zwłoki między innymi w handlu, testach i tak dalej. Gdy rozpocząłem pisanie pierwszych tekstów, szybko dałem się jednak ponieść trupiej konwencji i pojawiły się również takie tematy, jak kanibalizm, rozkład, robactwo czy kradzieże zwłok albo nawet bractwo zajmujące się ogólnie pojętym tematem śmierci. Teksty na album nie są jakoś szaleńczo wyuzdane, znajdzie się jednak w nich trochę żartobliwych sformułowań, trochę groteski i gdzieniegdzie poważniejsze drugie dno, dla którego śmierć i trupy są tylko elementem przekazu. Bardzo zresztą intensywnego, przynajmniej dla mnie. Czasy mamy takie, że i tak niewiele osób przeczyta teksty, więc ważne były mocne tytuły numerów, które bezbłędnie współgrają z trupim klimatem Corpse Chamber.

 

Jak oceniasz obecny stan sceny metalowej z perspektywy jej weterana?

Nie uważam się za weterana, raczej za maniaka metalu, który okazjonalnie dokłada gdzieś swoje trzy grosze. Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo zwyczajnie nie nadążam za nowymi bandami i innymi nowinkami. W mojej opinii motorem napędowym sceny jest teraz internet, który daje wiele możliwości w postaci promocji i praktycznie nieograniczony dostęp do zasobów. Z drugiej strony codziennie powstaje tyle nowych płyt i projektów, że nie jestem w stanie przetworzyć tej masy treści. Pewne schematy się nie zmieniły i funkcjonują tak jak kiedyś. Mam na myśli głównie czynnik ludzki, czyli polecanie nowości przez kolegów, koncerty i magazyny muzyczne. Wiele wnoszą tematyczne fora internetowe, które dają szanse na wymianę poglądów, ale też przez możliwość pozostania anonimowym często generują falę hejtu. Nośniki fizyczne są powoli wypierane przez platformy streamingowe, chociaż miłym wyjątkiem jest powrót popularności płyt winylowych, których czas oby trwał jak najdłużej. Niestety wysyp kolejnych wydawnictw i łatwy dostęp do treści dewaluuje je i obniża radość z muzyki. Nie chcę sentymentalnie narzekać, że kiedyś to było, ale takie własnoręczne tworzenie naszywek, wyjazd na koncert "podwyższonego ryzyka" czy nawet szybki wypad do kolegi na odsłuch nowozakupionego wydawnictwa dawały więcej radości.

Zespoł "Corpse Chamber".

Death metal - podobnie jak każda muzyka będąca w obiegu od kilku dekad - wytworzył pewne ramy, sprawdzone patenty i mnóstwo zespołów grających na bardzo różnych poziomach. Co zrobić, żeby nie zostać zaledwie jedną z tysięcy niczym niewyróżniających się kapel, które kurczowo trzymają się założeń?

Chyba nie ma na to patentu i to właśnie jest w tym wszystkim fajne. Sukces to wypadkowa talentu, szczęścia, pracy i miliona innych czynników, które sprawiają, że każdy słyszał Behemoth, ale niekoniecznie Vnútromaternicový Kanibalizmus. Nie wiem, czy chcę, żeby Corpse Chamber był awangardą death metalu, bo nie o to tutaj chodzi. Chcę cieszyć się graniem, koncertowaniem i tworzyć w dobrym gronie muzykę, która mi się podoba. Wszystko inne jest wartością dodaną.

 

A dlaczego znowu death metal? Masz bardzo otwartą głowę na różne gatunki, ale jako artysta zawsze zamykasz się w tym jednym stylu.

A dlaczego nie? Kiedy rozmawiamy, mój pokój wypełniają dźwięki Pink Floyd, Thin Lizzy, debiut tureckiego Diabolizer czy fenomenalny album Qrixkuor. Mam bardzo otwarty gust muzyczny, ale death metal to mój konik. Uwielbiam ten gatunek za różnorodność, bezkompromisowość i właściwie mógłbym wymieniać kolejne zalety w nieskończoność. Death metal jest ze mną prawie od dziecka i nie wyobrażam sobie, żeby miał mi się kiedykolwiek znudzić. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał możliwość zmierzyć się również z innym stylem, a póki co skupiam się na tym, co daje mi autentyczną i nieskrępowaną radość.



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce