Jarosław Kowal: Niedawno wróciłaś z trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych, więc zacznę od pytania o świeże doświadczenia - trudniejszy był pierwszy czy ostatni dzień?
Ashnikko: Zazwyczaj pierwszy dzień trasy jest trudniejszy, ale tym razem pod koniec złapałam zapalenie oskrzeli i zapalenie krtani, więc zdecydowanie ostatni dzień był najgorszy [śmiech].
Mijający rok możesz chyba jednak zaliczyć do wyjątkowo udanych. Jakie są negatywne strony coraz większej popularności? Domyślam się, że przy twoim wyrazistym wizerunku trudno zachować anonimowość w tłumie.
Tak, utrata anonimowości jest dość dziwna, ale staram się to wszystko przyjmować takim, jakie jest. Jestem bardzo wdzięczni za ostatnie dwa lata. Oczywiście muszę się mierzyć z trollami i dupkami w internecie, ale tak to już jest, to część tej pracy.
Istnieje duży rozdźwięk pomiędzy twoją sceniczną czy internetową osobowością, a tym, kim jesteś na co dzień?
Moja sceniczna osobowość ma zdecydowanie więcej wigoru niż ja. Jest totalnie naładowana energią przez całą dobę i cały tydzień, co dla normalnego człowieka byłoby trudne do utrzymania. Na co dzień jestem znacznie bardziej wyluzowa [śmiech]. Mam wrażenie, że moją sceniczną personę czasami można sprowadzić do postaci, którą zdarza mi się bywać, a kiedy indziej okazuje się przydatnym narzędziem do przepracowywania problemów. W pewnym sensie pozwala traktować muzykę jak pamiętnik.
Trudno przystosować ten wizualnie bogaty świat, który stworzyłaś w internecie do warunków scenicznych?
Występy na żywo są super ekscytujące, pozwalają bawić się muzyką w bardzo szerokim zakresie. Podczas ostatniej trasy chciałam być otoczona przez macki z gałkami ocznymi, które pasują zresztą do moich paznokci [Ashnikko prezentuje przed kamerą fioletowe paznokcie, na każdym widnieje para niebieskich oczu], miały być umieszczone na całej scenie. Do tego miałąm za sobą ekran, zmieniałam stroje, zmieniałam choreografię - to była nowa, fascynująca okazja, by wyciągnąć te dziwaczne, maleńkie stworzonka z mojej głowy i przenieść je do rzeczywistości. Te ostatnie koncerty okazały się świetną zabawą, która sprawiła mi bardzo dużo przyjemności.
Masz jakiegoś rodzaju "przełącznik", za który musisz pociągnąć przed wejściem na scenę, żeby znaleźć się we właściwym stanie umysłu?
Zanim wyjdę na scenę, zazwyczaj muszę trochę pogadać sama ze sobą. Mówię sobie: Będzie zajebiście, to będzie najlepszy koncert mojego życia... Trzeba jakoś siebie nakręcić, zrobić sobie małe przemówienie motywujące.
Gdybyś miała wszystkie pieniądze świata, jakby wyglądałby twój wymarzony koncert?
O rany, gdybym miała wszystkie pieniądze świata... Cholera... Pewnie wszędzie byłoby pełno hologramów z moją postacią - wielkich hologramów, stłoczonych na całej przestrzeni klubu, dzięki czemu każdy mógłby z bliska obserwować występ na scenie. Co jeszcze... Pewnie skorzystałabym z animatroniki, byłoby jej mnóstwo, macki tańczące jak szalone w każdym zakątku, a do tego wszędzie unosiłaby się woń gumy balonowej. Niewykluczone, że część z tych pomysłów wykorzystam w przyszłości.
Internet często bywa demonizowany jako sztuczne zastępstwo prawdziwego życia i chociaż faktycznie ma wiele wad, może być też ratunkiem, kiedy świat okazuje się koszmarnym miejscem. W jaki sposób postrzegasz jego charakter i jak bardzo twoja obecna perspektywa różni się od tej sprzed dziesięciu lat?
Masz piękne spojrzenie na to, czym jest internet. W moim odczuciu kiedy jest się uwięzionym w jakiejś sytuacji - na przykład w małym miasteczku zamieszkiwanym przez ludzi o dość wąskich horyzontach, a identyfikujesz siebie jako osobę homoseksualną - internet może być nie tyle niesamowitym miejscem, co pomocą w odnalezieniu społeczności, w której dobrze się poczujesz i w zrozumieniu czegoś więcej na własny temat. Dzięki niemu mogłam odkryć, co się dzieje poza moim małym miastem i w tym sensie internet to wspaniała przestrzeń, pozwala nawiązać przyjaźnie, jakich w innej sytuacji w miejscu, w którym się mieszka nie można byłoby zawrzeć. To naprawdę piękne. Okres Tumblra mniej więcej od 2010 do 2015 roku był dla mnie bardzo dobry, ale teraz internet zmienił się - przynajmniej z mojej perspektywy - w demona. Mam wrażenie, że to okropne marnowanie czasu i psychicznie czuję się przez niego niezdrowa. Mam do internetu sentyment, czuję nostalgię do tego, czym kiedyś był - świetnym narzędziem do odkrywania siebie i świata - ale teraz staram się trzymać od niego z daleka.
Myślisz, że to kwestia zmian w funkcjonowaniu samego internetu czy kwestia tego, że stałaś się popularną osobą?
Chyba po trochu obydwa. Zostanie w miarę rozpoznawalną osobą w internecie jest jak umieszczenie tarczy strzeleckiej na własnej piersi. Staram się nie czytać komentarzy, nie angażować w dyskusje z małymi gremlinami z sieci, ale to nie jest kwestia tylko moja. Mam wrażenie, że internet sam w sobie również się zmienił. Stał się czymś dość ponurym, a w rezultacie przemieniamy się w cyborgi. Stoją za tym jakieś plusy i jakieś minusy, ale dla mnie tych drugich jest zbyt wiele.
Jak Ashnikko z 2021 roku potraktowaliby Ashton z 2011 roku? Byłabyś bardziej wzorem do naśladowania czy krytykami?
Oscylowałabym pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Pewnie przytuliłabym dawną siebie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze [śmiech]. Powiedziałabym też, żeby przestała zachowywać się jak skończona idiotka, choć mam świadomość, że bycie idiotą w wieku nastoletnim jest ważnym elementem dorastania. Trzeba być idiotą za młodu, żeby nie być nim w późniejszym wieku. Wydaje mi się, że z biegiem czasu znajduję w sobie coraz więcej dobroci w stosunku do młodszej wersji mnie.
Czy jest możliwe wskazanie dokładnego momentu, kiedy powstała Ashnikko, czy była to raczej powolna ewolucja?
To na pewno był powolny proces. Mówię na siebie Ashnikko mniej więcej od piętnastego roku życia, minęła już dekada, ale muzykę, która naprawdę wyraża to, kim jest Ashnikko tworzę mniej więcej od dwudziestego drugiego, może dwudziestego trzeciego roku życia, więc tak naprawdę od niedawna.
Jesteś krytycznie nastawiona do swoich starszych utworów? Zdarza się, że zmieniasz w myślach coś, co przestało ci się podobać?
Bardzo często. Nie jestem wielką fanką moich starszych nagrań, ale co mogę z tym zrobić... Dorastam, uczę się na błędach. Trzeba napisać kilka złych kawałków, żeby zacząć pisać te dobre.
A z "Demidevil" po dziesięciu miesiącach od premiery nadal jesteś zadowolona?
Są tam kawałki, które chętnie podrasowałabym, ale z bardziej ogólnej perspektywy jestem bardzo zadowolona z rezultatu.
Wzrost twojej popularności przełożył się na zmianę relacji z mężczyznami z branży muzycznej, a przynajmniej z niektórymi z nich? W utworze "Toxic" jasno dałaś do zrozumienia, że nie pozwolisz, by ktoś przypisywał sobie twoje zasługi.
Nie toleruję żadnego wpierdalania się w moje sprawy zawodowe ani w moje życie osobiste i na pewno kilku mężczyzn miało okazję przekonać się o tym. Mieli do czynienia z moją bezkompromisową postawą. Mamy nadzieję, że potraktowali to jako nauczkę [śmiech].
Można znaleźć w internecie komentarze sugerujące, że nienawidzisz mężczyzn, ale wydaje mi się, że w "Clitoris! The Musical" dałaś wielu z nich sporo użytecznych wskazówek. Może to tak naprawdę kwestia kruchej męskiej dumy?
Na pewno to prędzej kwestia urażonej dumy, nie czuję do mężczyzn nienawiści, chcę tylko, żeby byli lepsi. Chcę żyć w troskliwym społeczeństwie, gdzie wszystkie płcie są akceptowane i kochane, mają dostęp do opieki zdrowotnej, czują się pewne siebie w swojej seksualności i nie są z tego powodu demonizowane. Dla mężczyzn chcę tylko tego, żeby stali się lepsi.
Często jesteś porównywana do postaci z anime albo z gry wideo, ale gdybyś faktycznie mogła stworzyć anime albo grę wideo, o czym by opowiadały?
[Po chwili zastanowienia] Czuję, że muszę zachować odpowiedź na to pytanie w głowie, bo w przyszłości naprawdę mogę zająć się tworzeniem anime albo gry wideo.
Na koniec pozwolę sobie na bardzo ogólne pytanie - jak to jest być tobą?
To wyjątkowo obszerne pytanie... Całkiem fajnie. Mogę jeździć w trasy i grać koncerty, mogę jeść deser przed obiadem, mam uroczego psa... Jest naprawdę przyjemnie. Zdarzają się gorsze dni, ale staram się zachować optymizm.