Obraz artykułu Glątwa: Melancholia w naszej muzyce nie ciągnie w dół, pojawia się w chwilach radosnych

Glątwa: Melancholia w naszej muzyce nie ciągnie w dół, pojawia się w chwilach radosnych

W muzyce Glątwy znajdziecie wszystko - od przyjemnych struktur w duchu popowej elektroniki po elementy jazz-folkowe. Z okazji niedawnej premiery pełnoprawnego debiutu grupy ("Babie lato") rozmawiam z Maciejem Łbikiem oraz Pawłem Przyborowskim.

Łukasz Brzozowski: Na co najbardziej zwracacie uwagę przy tworzeniu?

MŁ: Wpierw pojawia się koncepcja na płytę, potem powstają beaty, a następnie reszta instrumentów i wokale. Najważniejsza jest spójność materiału. W dalszej kolejności układamy utwory tak, aby harmonijnie ze sobą współgrały. "Babie lato" odnosi się do okresu między latem a jesienią i w ten sposób ułożone są na nim numery - od najbardziej letnich do jesiennych.

 

PP: Zawsze staram się precyzyjnie dopasować do pomysłów Maćka, być jego prawą ręką przy produkcji i głównym instrumentalistą. Reszta dzieje się sama, wstępne szkice wyraźnie wskazują, w jakim kierunku zmierzają utwory.

To nie jest dla ciebie ograniczające, kiedy musisz dopasowywać się do cudzych koncepcji przy układaniu melodii?

PP: Nie, mam oddzielne projekty - Byty czy Kwiaty - w których realizuję się jako autor. Glątwa jest dla mnie miejscem do odkrywania siebie w nowych rewirach i pomysłach. Gdyby współpraca z Maćkiem nie była dla mnie inspirująca i ciekawa, nie byłbym w tym projekcie. Rzecz w tym, że układa się wzorowo.

 

Jakich odkryć dokonałeś dzięki Glątwie?

PP: Odkryłem inny system pracy, wymagający jak najlepszego zrozumienia zamysłu całości niewymyślonej przeze mnie. Nowością są też bogate inspiracje Maćka, często zahaczające o ciężką muzykę elektroniczną czy jazz. Miło jest się w tym gubić i odkrywać na nowo.

 

W waszej muzyce czai się ta specyficzna polska alternatywa, ale obok niej wyrasta jazz i przede wszystkim folk - to celowe działanie? Metoda, by pokazać, że nie jesteście jednowymiarowym zespołem?

MŁ: Pierwsza EP-ka - "Polipy" - nie miała w sobie nic folkowego i ta zmiana była bardzo pobudzająca. Ponadto w "Babim lecie" sięgnęliśmy po bardziej piosenkowe formy, ale wszystko po to, żeby pasowało do pomysłu na płytę. Nie staramy się celowo zmieniać brzmienia, ale równocześnie nie trzymamy się żadnego konkretnego gatunku. To są narzędzia, które pasują lepiej lub gorzej w zależności od tego, co staramy się przekazać.

 

Co obecnie staracie się przekazać?

PP: Glątwa wydaje muzykę w ramach danego projektu i zmienia się jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Nasze nowe wydawnictwo to muzyka końca lata i towarzyszących temu emocji. Jest tam miejsce na odrobinę zabawy, ale całość przepełnia poczucie, że coś dobiega końca.

 

MŁ: "Babie lato" miało być płytą ładną, melodyjną i smutną. Ładnie smutną. Jest w niej trochę melancholii, ale nie takiej, która ciągnie w dół, tylko takiej, która pojawia się w chwilach radosnych, gdy uświadamiamy sobie, że wkrótce się skończą. Jak ciepłe, letnie dni.

Członkowie zespołu "Glątwa" robią sobie zdjęcie.

Ale nie ma chyba niczego przyjemnego w tym, kiedy kończą się radosne chwile.

MŁ: Jeżeli przeżywasz w życiu wspaniałą przygodę, która potrwa jeszcze tylko kilka dni, to możesz się smucić lub chwytać to, co jeszcze zostało. Te ostatnie dni mają wówczas taki skłodko-gorzki posmak.

 

PP: Tylko na pierwszy rzut oka. Jest w tym więcej nostalgii niż smutku.

 

Co dalej, kiedy te piękne chwile już się zakończą? Rozczarowanie?

MŁ: Czasami pewnie tak, innym razem - piękne wspomnienie.

 

PP: "Przetarcie" to utwór, którym kończymy płytę i nie śpieszy się nam, żeby brnąć dalej.

 

MŁ: Jest taki odcinek serialu o profesorze Tutce zatytułowany "Wykład profesora Tutki w Wyższej Szkole Handlowej", który doskonale opowiada o nadchodzącej chwili utraty i odpowiada na pytanie o to, co można z tym później zrobić. Polecam wszystkim.

 

Wasze piosenki są trochę jak rozmyty obraz - nawet jeśli numerem rządzi przebojowy patent, dobudowujecie do niego całą masę detali. Nie mieliście obaw, że zniekształcacie podstawę swoich utworów aż za bardzo?

MŁ: Myślę, że to poniekąd słuszna uwaga. Nowy materiał, nad którym obecnie pracujemy, z pewnością jest bardziej skrystalizowany i lepiej skomponowany, ale wciąż daleko nam do minimalizmu. Glątwa to projekt bardzo towarzyski - zapraszamy do współpracy wielu muzyków i to na pewno nie zmieni się przy okazji kolejnych wydawnictw.

 

PP: Cały skład Glątwy - "Babie lato" tworzą również wokalistka Kasia Siepka i wiolonczelistka Joanna Olczyk - lubi minimalistyczną muzykę, ale tym razem postawiliśmy na dość rozbudowane kompozycje. Klimat, który staraliśmy się uchwycić sprzyja gościnnym występom i warstwom dźwięków.

Czyli waszą dewizą jest maksymalna swoboda w komponowaniu oraz brak oporów stylistycznych?

MŁ: Tak, z pewnością. Styl musi się wykształcić organicznie podczas prób szukania najlepszego wyrazu dla emocji, którą ma nieść utwór.

 

Nad "Babim latem" pracowaliście dwa lata, z czego wynika, że Glątwa nie funkcjonuje spontanicznie i impulsywnie?

PP: Zdarza się nam być zaprzeczeniem impulsywności, ale niektóre tematy powstały bardzo szybko i bez dłuższych historii. Po drodze wydarzyło się wiele muzycznych rzeczy, start pracy nad kolejnym wydawnictwem i lockdown, który nie współgrał dobrze z próbami i sesjami nagraniowymi. Ostatnie dwa lata trwały dłużej niż poprzednie.

 

MŁ: Materiał na płytę był gotowy trochę wcześniej, ale szereg czynników wpłynął na to, że wydaliśmy go z poślizgiem. Po pierwsze pandemia, która uniemożliwiała promocję płyty na koncertach. Drugą kwestią były przeprowadzki części naszego zespołu. Otrzymany w ten sposób czas wykorzystaliśmy między innymi na porządny miks i mastering w wykonaniu Michała Kupicza i jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. Na dzień dzisiejszy staramy się spotykać regularnie, więc kolejne wydawnictwa i koncerty powinny pojawiać się w mniejszym odstępie czasu.

 

"Babie lato" wyszło kilka tygodni temu, ale na Spotify żaden z waszych numerów nie przekroczył granicy tysiąca odtworzeń, a facebookowy fanpage Glątwy obserwuje ledwie kilkaset osób - nie jest to trochę frustrujące w kontekście zespołu, który ma na koncie dwa materiały i spore doświadczenie?

MŁ: W dzisiejszych czasach ważne jest promowanie siebie w mediach społecznościowych i chyba za późno się za to zabraliśmy, ale promocja płyty jeszcze nie dobiegła końca. Do końca roku planujemy wydać dwa, a może nawet trzy kolejne wideoklipy, więc liczymy na dotarcie do większej liczby słuchaczy.

 

PP: Dzień premiery to tylko umowny start promocji albumu. Przed nami wiele dobrego i na pewno dotrzemy do naszej grupy odbiorców. Glątwa sprzyja stawianiu na swoje pomysły bez żadnych kompromisów, więc skupiamy się na tworzeniu.

Członkowie zespołu "Glątwa".

W promocji nie pomaga pewnie fakt, że dosyć trudno jednoznacznie sklasyfikować waszą estetykę?

MŁ: Mam nadzieję, że nie, bo w innym wypadku jesteśmy straceni.

 

PP: Gdyby było łatwiej, to byśmy nie dawali rady.

 

Jak wyglądają najbliższe plany Glątwy na zmierzający ku końcowi 2021 rok?

MŁ: Mamy w planach kilka koncertów, premiery wideoklipów i nowe single na przełomie zimy/wiosny. "Babie lato" zainaugurowaliśmy EP-ką "Brzask", a teraz będziemy niejako domykać ten folkowy "tryptyk". Poza tym w czasie pandemii rozpoczęliśmy prace nad kolejną płytą, która będzie zupełnie nową historią/koncepcją.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce