Obraz artykułu Dispyt. Dwie twarze Mathiasa Lillmånsa

Dispyt. Dwie twarze Mathiasa Lillmånsa

Jedną z ciekawszych cech artysty jest ten specyficzny rodzaj elastyczności, która umożliwia odnajdywanie się w innych zespołach i innych projektach przy jednoczesnym zachowaniu swojego stylu. Mathias Lillmåns - wokalista Finntroll, ...And Oceans i dziesiątek innych projektów - bez wątpienia wpisuje się w ten profil, ale to crustowy Dispyt jest projektem, który najbardziej przykuwa moją uwagę.

Wojciech Michalak: Od prawie dwóch lat pandemia covid paraliżuje wszystko, na czele ze sceną muzyczną. Jak przetrwałeś ten okres?

Mathias Lillmåns: Było koszmarnie [śmiech]. Przez ostatnie czternaście lat przed covid żyłem tylko z muzyki. Moje drugie źródło dorobku to praca akustyka, więc wszystko wysypało się naraz. Dorabiam jeszcze od lat jako nauczyciel śpiewu, ale restrykcje w Finlandii zabroniły nawet śpiewania w miejscach publicznych, więc i to źródło dochodu odpadło. Wróciłem do szkoły i zabrałem się za nadrabianie edukacji, chciałem znaleźć nowe źródło utrzymania. Wszystko co dotąd robiłem było związane z muzyką i boleśnie odczułem skutki stawiania na jedną kartę. Straciłem tak naprawdę trzy prace naraz. Koszmarny okres. Na szczęście wszystko wraca do normy, ja też staję na nogi. Mieliśmy w Finlandii okienko, kiedy można było grać festiwale. Małe, ale wciąż. Z drugiej strony, wczoraj odwołaliśmy trasę po Finlandii [śmiech]. Wszystko rozumiem, ale obostrzenia są u nas na chwilę obecną koszmarne - bardzo godzą w branżę muzyczno-kulturową.

Wiem, jak to jest, mój zespół ma zabookowane koncert na koniec listopada i też nie wierzymy, że uda się je zagrać.

Tak to wygląda. Ja na chwilę obecną mam zabookowanych jeszcze trzydzieści pięć koncertów i wątpię w to, czy większość z nich dojdzie do skutku. W ten weekend lecimy zagrać do Danii. Łatwiej jest polecieć na koncert do jednego kraju, trudniej jest z całą tą papierologią przy przekraczaniu granicy kilka razy z rzędu podczas jednego wyjazdu. Ale cieszę się nieludzko na ten wyjazd - po tym wszystkim zagranie w innym kraju to jak odkrycie innego świata.

 

Zacząłem od covid, bo ciekawi mnie jedna rzecz - wszystkie koncerty odwołane, cały świat stanął na głowie, sam mówiłeś, jak duży wpływ miało to wszystko na ciebie, a jednak nagraliście w tym trudnym okresie album koncertowy.

[śmiech] To prawda. Mamy z Dispyt świetną sytuację, bo nasza sala prób jest w profesjonalnym studiu, gdzie nagrywa się sporo zespołów z całego świata. Co za tym idzie, cały konieczny sprzęt mamy na miejscu. W Finlandii organizowany jest festiwal Helsinki Deathfest, który skupia się głównie na starej szkole death metalu, a jak wiadomo, fani tej muzyki są w stanie znieść czasami d-beat, więc zaproszono nas na tę imprezę. Oczywiście obostrzenia sprawiły, że cały festiwal miał formę streamowych gigów, nagraliśmy więc tego streama, ale byliśmy pod dużym wrażeniem tego, jak to wszystko zabrzmiało. No i stanęło na zrobieniu koncertówki.

 

Mogę być w błędzie, ale ten materiał chyba nie został wydany fizycznie? To tylko album online?

Tak, nasz belgijski wydawca opublikował to online. My zrobiliśmy minimalny nakład kaset - wszystko na taśmach, które gdzieś zalegały i zostały użyte trochę w ramach recyklingu. Zużyliśmy na to wszystkie leżące gdzieś po kątach resztki kaset, zrobiliśmy może trzydzieści sztuk, przy czym już połowa została wyprzedana.

Nie jestem specem od tekstów Dispyt - przede wszystkim dlatego, bo są napisane w języku szwedzkim - ale po przetłumaczeniu kilka tytułów wątpię, żeby były to radosne utwory o miłych rzeczach. W punku warstwa tekstowa od zawsze była kluczowa, jak wy to widzicie?

Teksty zawsze były dla mnie ważne, ale jestem cholernie wybiórczy. Jest masa zespołów, które lubię, ale z premedytacją nie czytam ich tekstów, bo obawiam się, że mogą być koszmarne, a to mi niszczy przyjemność ze słuchania muzyki. W przeszłości popełniłem ten błąd kilka razy i teraz trudno mi wrócić do niektórych rzeczy, które lubiłem. Dla mnie tekst to połowa jakości utworu. W Dispyt też są dla mnie ważne. Dbam o to, żeby wszystkie moje projekty miały teksty, z których jestem zadowolony.

 

Teraz muszę zapytać - tekstów jakich zespołów z premedytacją unikasz?

[śmiech] Nie podam nazw, ale są to głównie szwedzkie zespoły death i blackmetalowe, mają skłonność do koszmarnych tekstów. Wiele zespołów wpada też w pułapkę pisania pustych tekstów, gdzie w kółko wałkuje się to, o czym wypada śpiewać w danej stylistyce. Zobacz chociażby całe to wałkowanie szatana w black metalu - myślę, że niewiele osób traktuje to tak dosłownie, jak zarzeka się w tekstach.

 

Wasz ostatni album - "Under Tiden Jag Sålde Min Själ Till Satan" - wyszedł rok temu, co dalej?

Jesteśmy w trakcie pisania kolejnego materiału, mamy kilka numerów. Idzie to powoli, bo w międzyczasie pracowałem jeszcze nad nowymi wydawnictwami Finntroll i ...And Oceans. Teraz największy nacisk kładę na Dispyt i mamy rozgrzebane prawie dwadzieścia numerów. Ale to wczesne szkice, jeszcze sporo pracy przed nami. Zobaczmy, co z tego wszystkiego wyjdzie.

 

Jak w ogóle znalazłeś się w punkowej kapeli? Patrząc na twoje muzyczne CV, nie wydaje się to aż tak oczywistym rozwiązaniem.

Zawsze dziwiło mnie takie postrzeganie. Ludzie często niesłusznie definiują cię przez pryzmat twórczości. Pamiętam, jak kilka lat temu Terrorizer Magazine poprosił mnie o przygotowanie playlisty z tym, czego słucham i później byli niezadowoleni, bo brakowało skocznych, folkowych zespołów. Ludzie zakładają, że skoro jestem w Finntroll lub w ...And Oceans, to muszę zamykać się w folk metalu lub w black metalu. Dla mnie muzyka to zarówno styl życia, jak i praca, więc słucham wielu różnych rzeczy. Metalem zainteresowałem się później, zaczynałem od punka. Najpierw skate punk, potem crust i dopiero finalnie death i black metal. Za swoje korzenie uważam scenę punkową.

Właśnie, jak to jest z tą sceną punkową w Finlandii? Większość kojarzonych rzeczy, kapele typu Rattus, to starocie. Jak to wygląda obecnie?

Jest sporo kapel, ale fińska scena nigdy aż tak mnie nie ciekawiła. Jest trochę fajnych rzeczy, na przykład Kürøishi, ale to bardziej zmetalowiony d-beat. Scena się rozwija, nie ma wielkich nazw, póki co i większość grup gra w Finlandii. Zawsze wolałem szwedzką scenę, ale uważam, że obecnie nie dzieje się u nas źle. Problemem jest tylko to, że mało zespołów gra trasy poza Finlandią.

 

Z Kürøishi dzielicie splita i nie jest to wasze jedyny split, wiem, że w drodze jest kolejny z zespołem z Polski. Zawsze ciekawiła mnie forma splita - jest popularna w punku, metalu, czasami w rapie. Myślisz, że możemy określić splity jako synonim podziemia w muzyce?

Zdecydowanie tak, nigdy nie spotkałem się ze splitami w przypadku bardziej popularnych zespołów czy gatunków. Dla mnie splity to świetna metoda na odkrywanie nowej muzyki. Czasy się zmieniły, dziś muzyki są tony i łatwo do niej dotrzeć, ale kiedyś często kupowało się split dla jednego z zespołów, a kończyło sprawdzając i szukając tego drugiego. Do dziś kocham tę formę, mam nadzieję, że wydam ich jak najwięcej. Czasami splity są pomijane z uwagi na długość - to często tylko dwa kawałki - ale traktuję to jako bonus.

 

Zwróciłeś uwagę na to, że czasy się zmieniły i sami wydaliście ostatni album online (nie licząc kilku kaset) - czy fizyczne nośniki w 2021 mają jakąkolwiek rację bytu?

2020 i 2021 rok były koszmarne, jeśli chodzi o wypuszczanie fizycznych nośników. Na scenie popowej ludzie nie skupiają się na albumach, bo wydają singla co miesiąc. Sceny punkowa i metalowa działają inaczej. Mój ostatni koncert to występ Dispyt w Finlandii, sprzedaliśmy jedną trzecią kaset, które mieliśmy i większość CD. Zawsze dobrze wychodzimy na fizycznych nośnikach. Kiedy graliśmy w Polsce kilka lat temu, wyprzedaliśmy wszystko już na samym początku trasy. Fizyczne nośniki są ważne, ludzie często odkrywają na koncercie mniejsze kapele i idąc za ciosem, kupują album na stoisku z merchem. Obserwuję to od piętnastu lat, ale jednocześnie widzę, że cyfrowe nośniki tracą na popularności - ilość sprzedawanych CD idzie mocno w dół. Widzę to zwłaszcza u Finntroll - ostatni album na CD sprzedał się znacznie słabiej niż nasze płyty około 2010 roku. Sprzedaliśmy jedną trzecią tego, co sprzedawaliśmy dekadę wstecz. Jednocześnie, bardzo wzrosła nam ilość sprzedawanych winyli - prawie trzykrotnie.

Kariera Mathiasa Lillmånsa ma dwie twarze - z jednej strony frontman Finntroll grający duże trasy i duże festiwale, a z drugiej granie w crustowej kapeli w zapyziałych piwnicach i squatach. Którą z tych dwóch dróg kariery preferujesz?

Nigdy nie miałem tak, że zarabiałem jakieś niesamowite kwoty, ale dla mnie ten aspekt to zawsze było coś mniej ważnego. Kocham małe trasy - cały ten klimat, atmosferę i to, jak bardzo równoważą duże trasy z Finntroll, cały ten czas poświęcony na planowanie i tak dalej. W Finntroll mamy obecnie dwóch technicznych, zawsze latamy w dziewięciu, więc jest mnóstwo planowania i roboty. Wskoczenie do osobówki perkusisty Dispyt z częścią backline'u i przejechanie gdzieś na koncert sprawia, że czujesz się wolny. Nie lubię dużych festiwali. Zawsze jest tam kupa znajomych, ale koncerty są totalnie bezosobowe. Lubię grać blisko ludzi, czuć oddech publiki na plecach. Totalnie wolę małe trasy i punkowe gigi. Z innymi zespołami też graliśmy masę tras, gdzie jeździliśmy camperem z jednego małego koncertu na drugi. Całe te podejście DIY zawsze było gdzieś głęboko we mnie.

 

Nie będę lać wody - ...And Oceans to nie moja bajka, ale wiem, ze to zespół, który ma renomę i bazę fanów. Jak tam trafiłeś?

Chłopaki są z tej samej części Finlandii co ja, znamy się od lat 90. Śledzę ich prawię od początku i zawsze byłem fanem. Byli też pierwszym zespołem z naszej okolicy, który dostał większy kontrakt płytowy i zaczął grać za granicą, dla mnie zawsze byli dużym zespołem. Nie byłem zaskoczony, kiedy mnie zaprosili, znamy się od ponad dwudziestu lat i często żartowaliśmy, że jak będą jakieś roszady personalne, to niech dzwonią do mnie i wskoczę na pokład. Kilka razy nasze drogi też przecięły się w różnych pobocznych projektach.

Który z zespołów jest dla ciebie najważniejszy?

[śmiech] To ciężkie pytanie. Póki co mam tylko cztery zespoły, od piętnastu lat nie było ich tak mało. Gdyby nie Finntroll, nie byłbym w sytuacji życiowej, w której obecnie jestem, to zmieniło moją karierę i moje życie. Finntroll wyrwał mnie z małych fińskich pubów i rzucił na granie na dużej scenie Wacken. Część mnie chce wybrać Dispyt, bo grając tę muzykę, czujemy się najbardziej wolni i wyzwoleni.. Możemy robić co chcemy, to jest niesamowite. ...And Oceans to zespół, który jest ważny dla mnie pod kątem nostalgii, bo słuchałem ich w liceum i byli ważnym zespołem, który kształtował mój gust.

 

Czyli wracamy troszkę do dwóch twarzy Mathiasa Lillmansa.

Tak, ale to określenie w ogóle zaskakująco trafnie mnie oddaje. Lubię na koncertach być z ludźmi, ale czasami odcinam się od wszystkich i zamykam w domu z psem. Jestem pełen sprzeczności, ale to w pewien sposób też staje się normalne dla ludzi, którzy spędzają życie w trasie.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce