Obraz artykułu Wywiad z zespołem Popsysze

Wywiad z zespołem Popsysze

Popsysze to energetyczne trio z Pomorza łączące w sobie szaleństwo lat 70. ze współczesnym, alternatywnym podejściem do muzyki.

Poprzednie dwie płyty - "Popstory" (2012) oraz "Popsute" (2015) - zdefiniowały muzykę zespołu jako swobodny rock'n'roll z tendencjami do "połamanych" i "popsutych" improwizacji. Po dwóch latach wracają z kolejnym albumem - "Kopalino", który pokazuje nowe oblicze grupy - bardziej przestrzenne, mroczne i psychodeliczne. Oficjalna premiera albumu odbędzie się 11 kutego w gdańskim klubie B90. W rozmowie dla Soundrive.pl: Jarek Marciszewski (gitara, wokal), Kuba Świątek (perkusja) i Sławek Draczyński (bas).  

 

Katarzyna Zamojska: Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że nowa płyta Popsysze będzie w swojej nazwie zawierała przedrostek "pop". Mamy jednak "Kopalino" i to był pierwszy sygnał, że ten materiał pokaże wasze inne oblicze…
Sławek Draczyński: Podeszliśmy do nagrywania zupełnie inaczej, zaczęliśmy od czegoś innego. Poprzednie dwie płyty były poprzedzone próbami, na których powstawał materiał, później ten materiał ogrywaliśmy i dopiero rejestrowaliśmy. Wszystko było zorganizowane dużo wcześniej. Przy "Kopalino" graliśmy luźne próby, na których padały różne pomysły i chyba jeden, góra dwa z nich przeszlifowaliśmy sobie wcześniej, powstały jakieś wstępne aranżacje. Co do reszty, stwierdziliśmy, że idziemy na żywioł. Pojechaliśmy do domku letniskowego rodziców Kuby, do Kopalina, zabraliśmy tam całą swoją graciarnię i tak naprawdę zaczęliśmy robić wszystko na miejscu.

 

Jarek Marciszewski: Był fajny pomysł, aby nazwać tę płytę z użyciem słowa "pop" i byłaby to nazwa "Popsesja". To by pasowało, bo rzeczywiście ten wyjazd był sesją, ale uznaliśmy, że Kopalino na tyle odznaczyło się w muzyce i tekstach, że mimo wszystko tak nazwiemy płytę. No i ta muzyka jest na tyle inna od dwóch poprzednich płyt, że nie ma sensu kontynuować ze słowem "pop", bo to jest już zupełnie inna historia. 

 

Długo tam byliście?
JM: Tydzień.

 

Zrobiliście płytę w tydzień?
JM: Tak, poza wokalami, które nagrywaliśmy później u Dziablasa [Jan Galbas] w Highwave Studio. Ale tak, muzycznie cała płyta była zrobiona tam, w Kopalinie.


 

Premiera płyty jest otoczona jakąś taką niepokojącą, mroczną aurą. To celowy zabieg?
Kuba Świątek: Myślę, że to samo z siebie wynika. Nasz wyjazd był na tyle spontaniczny, że pozwalamy, aby wszystko samo się wydarzało - wszystko to, co dzieje się wokół tego nowego materiału. Nie planowaliśmy tego, że będzie trochę mroczniejszy. To po prostu płynęło z nas i przez nas, pewnie dlatego tak jest.

 

SD: Podziałało na nas Kopalino i miejsce, w którym byliśmy - odosobniony domek letniskowy. Jak się wychodziło na ganek, to wieczorami i nocami było widać latarnię morską w Stilo, która oświetla wszystko. A za płotem kurhany z czternastego wieku. To wszystko zrobiło taki klimat. Nie to, żebyśmy się napinali i dorabiali teraz jakąś ideologię do tego materiału, ale to wszystko się nam udzieliło. Na bazie tego mamy wrażenie, że ten klimat właśnie skleja i uspójnia tę płytę. W Kopalinie wydarzyło się dużo magicznych rzeczy, które po prostu wypłynęły. To miejsce zdeterminowało muzykę, muzyka później zdeterminowała teksty, a dopiero jak to wszystko się skleiło, zaczęliśmy jakoś to nazywać i opisywać. Nie wiem czy jest to mroczne, ale na pewno tajemnicze.

Podejrzewam, że nawet jeśli mielibyśmy wrócić do "pop", to byłby to już inny "pop" niż ten z poprzednich płyt.

Jarek Marciszewski

Wasza muzyka zawsze kojarzyła mi się z brudnym, połamanym, popsutym rock'n'rollem, a tu takie zaskoczenie. Moim zdaniem to dobrze, jeśli zespół chociaż na chwilę odchodzi od stylistyki, którą obrał wcześniej. A czy wy macie w ogóle w planach powrócić do tego "pop" z dwóch poprzednich płyt? 
JM: Chyba jeszcze nikt nie wie, co będzie na kolejnej płycie… Ja osobiście tak! [śmiech]. Podejrzewam, że nawet jeśli mielibyśmy wrócić do "pop", to byłby to już inny "pop" niż ten z poprzednich płyt. Trzecia płyta na tyle nas nakręciła na różne psychodeliczne improwizacje, że w tym momencie ciężko jest przewidzieć, jakie będą kolejne rzeczy.

 

SD: Pojechaliśmy do Kopalina sprawdzić, czy to nam wyjdzie. Założenie było takie, żeby nagrać tę płytę i to się udało, ale mieliśmy też gdzieś z tyłu głowy, że może sobie pogramy i nie będzie z tego materiału, który byłby na tyle fajny, żeby chcieć to wydawać. Więc pojechaliśmy tam z dużym luzem. Nie mamy nad sobą żadnego bata czy producenta, który dzwoni spocony co drugi dzień i pyta: "Chłopaki, jak wam idzie?" [śmiech].

 

KŚ: Jedyne co wiemy, to że jest duże prawdopodobieństwo, że kolejną płytę też pojedziemy robić gdzieś za miasto. 

 

JM: Byłoby pięknie. Nie chodzi o samo Kopalino, raczej żeby gdzieś wyjechać, oderwać się. Na nasz wyjazd zrobiliśmy ogromne zakupy - marchewki, soczewica, czosnek… Ja w międzyczasie chyba ze dwa razy wyszedłem z tego domku, poza tym siedziałem w nim cały czas. Kiedy po tygodniu wróciliśmy tutaj i wsiadłem do autobusu, zobaczyłem tych dwudziestu ludzi…Pomyślałem: "Co wy tutaj w ogóle robicie? Co to za tłum?". Generalnie przez cały tydzień widziałem głównie chłopaków z zespołu i to było super. Można było naprawdę skupić się na muzyce, nie rozpraszając się niczym innym.
 
SD: I nawet ci nie zbrzydło?

 

JM: Absolutnie! Nawet zachęciłeś mnie na kolejny wyjazd [śmiech].

 

Bardzo dobrze wpisujecie się w trójmiejski styl. Szczególnie wasza druga płyta. Jest mocno osadzona lokalnie i mimo że jest energiczna, nigdzie się ta muzyka nie śpieszy. Mam nadzieję, że "Kopalino" też takie jest. No właśnie, jakie ono właściwie jest? Co tę płytę najbardziej odróżnia od dwóch poprzednich?
JM: Nie ma nazwy z "pop" [śmiech].

 

SD: Miałem nie kategoryzować, ale o ile dwie poprzednie płyty były stylistycznie podobne, "Kopalino" naprawdę może zaskoczyć. 

 

JM: Poza tym na poprzednich płytach nagrywaliśmy tylko trzy instrumenty, przy tej stwierdziliśmy, że może być ich nawet osiem… Bardzo dużo na niej różnych perkusjonaliów.

Myślę że ta płyta jest rzeczywiście bardzo inna, psychodeliczna i instrumentalna, że mało jest tam rock'n'rolla, bo w sumie prawie w ogóle go tam nie ma.

Jarek Marciszewski

Ale w ogóle nie ma powrotu do "pop"?
SD: Są też takie numery, które gdzieś tam nawiązują do poprzednich płyt. Nawet jeżeli nie w całości, to w jakiejś części utworu słychać "stare dobre Popsysze" [śmiech].

 

JM: Myślę że ta płyta jest rzeczywiście bardzo inna, psychodeliczna i instrumentalna, że mało jest tam rock'n'rolla, bo w sumie prawie w ogóle go tam nie ma. Jest za to dużo alternatywy, cokolwiek to znaczy. Ale kiedy tę płytę usłyszał Dziablas, powiedział: „Słychać, że to jest Popsysze” i to mi się wydaje być bardzo cenną uwagą. Słychać, że to ciągle jesteśmy my. Nawet jeżeli ten stylistyczny sznyt jest już zupełnie inny. 


 

Jesteście już na tyle zgrani, dojrzali i dotarci ze sobą, że chyba macie wspólne cele i podobne rzeczy kręcą was w muzyce, może dlatego tak jest?
JM: I ta płyta na pewno jest najbardziej wspólna ze wszystkich trzech.

 

W sensie, że było najmniej konfliktów?

KŚ: W ogóle nie było konfliktów [śmiech]!

 

SD: Chyba jesteśmy już za starzy, żeby się bić o kwestie muzyczne. Na poziomie grania i dogrywania każdy z nas wyczuwa, że albo jest okej, albo nie. Nie było jeszcze tak, żeby ktoś się upierał przy czymś, co totalnie nie pasuje reszcie. 

JM: Chyba właśnie jesteśmy na tyle dojrzali,  żeby po prostu stwierdzić, że jak żre no to żre, a jak nie żre to jesteśmy w stanie sobie powiedzieć, że nie o to chodzi

 

Oby zawsze żarło! 11 lutego w klubie B90 premiera nowej płyty i wyczekiwany koncert. Będą jakieś niespodzianki?
JM: Jasne, że będą. Między innymi na scenie wystąpi z nami Sławek Porębski, odpowiedzialny za różne perkusjonalia. 

 

KŚ: Będą też prawdopodobnie bardzo piękne wizualizacje.

 

SD: Będziemy mieli bardzo ciekawy support. To był świadomy wybór, nazywają się Technolodzy Procesu. Zespół tworzy dwóch chłopaków - moi sąsiedzi. Bardzo otwarcie podchodzą do muzyki. Będzie dużo przestrzeni i obrazowego grania, które fajnie wprowadzi publiczność w nasz koncert.  

 

JM: Jest jeszcze jeden nowy numer, który nie wszedł na płytę, ale zagramy go na koncercie.

 

KŚ: więcej nie zdradzimy!

Kończąc naszą rozmowę - nie baliście się reakcji na nowy, inny materiał?
JM: Ja byłem podekscytowany, nie bałem się

 

DM: Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia [śmiech].



fot. Dawid Weisbrodt


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce