Jarosław Kowal: Słowo sentymentalizm bywa używane zamiennie ze słowem melancholia, ale mam wrażenie, że przy twojej EP-ce odpowiada swojemu niemal akademickim znaczeniu, czyli okresowi pomiędzy oświeceniem a romantyzmem, kiedy często i otwarcie pisano o uczuciach, wskazywano na indywidualizm jako jedną z najważniejszych wartości i na życie blisko natury jako kolejną. Czy w tym kontekście uważasz siebie za osobę sentymentalną?
Aleksandra Komsta: Jak najbardziej. Fajnie, że zwróciłeś uwagę na znaczenie tytułu, bo wszystko, o czym wspomniałeś - te odniesienia kulturowe - jest tutaj bardzo obecne. Rozumienie sentymentalizmu wciąż się zmienia, ale na pewno ta EP-ka i część mojej osoby, która jest na niej zawarta otwarcie wpisują się właśnie w taki sposób odczuwania świata.
Innym ważnym elementem EP-ki jest empatia i ona również bywa postrzegana w zakrzywiony sposób - jako słabość. Ty nagrałaś z kolei na jej temat całą EP-kę - chciałaś w ten sposób przypomnieć, że potrzebujemy we współczesnym świecie więcej empatii?
Tak i obserwując w ostatnim czasie ruchy ekologiczne, feministyczne czy wspierające dyskryminowane grupy społeczne, widzę, że aktywują sposób empatycznego spoglądania na drugiego człowieka oraz na całą otaczającą nas rzeczywistość. Bardzo mnie cieszy, że chociaż współczesny świat wciąż jest nieprzyjazny dla ludzi należących do rozmaitych mniejszości czy również dla osób bardzo wrażliwych, to empatia i współczucie "odradzają się" i zyskuje nowe znaczenie. Wrażliwość nie musi z tej perspektywy oznaczać słabości - wiąże się z wielką odwagą i siłą.
Nie chcę demonizować internetu, ale trudno nie odnieść wrażenia, że przyczynił się do osłabienia empatii. Często te najbardziej aktywne, komentujące osoby używają agresywnego języka, co skutecznie zniechęca bardziej wrażliwe jednostki do zabierania głosu, a w rezultacie wirtualny świat wydaje się miejscem bardzo nieprzyjaznym.
Również dostrzegam to, że internet ewoluował w kierunku pola do rozładowania frustracji i gniewu, który można przecież wyrażać także w niekrzywdzący sposób. Zjawiska zachodzące w internecie od kilkunastu lat to niezwykle trudna kwestia. Z przykrością się na to patrzy, ale chociaż internetowy świat często okazuje się okrutny - daje przestrzeń, w której rodzą się i rozwijają najbardziej palące problemy - istnieją w nim też miejsca dla ludzi, którzy mogą wspierać siebie nawzajem, dzielić się doświadczeniami i wiedzą związaną nie tylko z własnymi zajawkami, muzyką, kulturą, sztukami wizualnymi, ale też z podobnymi przeżyciami i problemami. Dzięki nim łatwiej można znaleźć pomoc i wsparcie, nie czuć się samotnym. Ciesze się, że takie miejsca w mediach społecznościowych - czy w ogóle w internecie - istnieją, mimo że czasami niełatwo je dostrzec.
O utworze "Z Ziemi" napisałaś, że gdyby mógł być listem wysłanym w kosmos lub w przyszłość, ukazywałby czułą relację między ludźmi - wspierającymi się wzajemnie w trudnych chwilach, ale także dbającymi o świat natury. Nawet przy ponadprzeciętnym optymizmie trudno byłoby jednak napisać taki list w 2021 roku. Czy to twoja utopijna wizja albo może wyraz nadziei na to, że coś się w końcu zmieni?
Na pewno jest w tym utopijne spojrzenie na świat, ale jakiś czas temu trafiłam na cytat - aż wstyd przyznać, że nie pamiętam, kto jest autorem tych słów - który dobrze oddaje moje spojrzenie: The role of the artist is to make revolution irresistible. Uporczywe dążenie do zmiany świata i nieugiętość czasami wydają się naiwne albo utopijne i nawet jeżeli tak jest, to dobrze zaproponować jakąś wizję zmiany otaczającej nas rzeczywistości. To wyjątkowe pola do działania dla artystów - mimo że jest źle, ich aktywność, spoglądanie na otoczenie z czymś w rodzaju nadziei podtrzymują chęć dbania o to, co znajduje się wokół nas, chęć tworzenia przyszłości i wprowadzania zmian. Mimo utopijnego wydźwięku, w przypadku tej EP-ki podtrzymywanie nadziei jest czymś ważnym.
Pozytywne wizje przyszłości pojawiają się w dzisiejszej muzyce tak rzadko, że za każdym razem zwracają na siebie uwagę, ale czy na EP-ce "Sentimental.wav" zależało ci na pokazaniu uniwersalnej, globalnej perspektywy, na nadaniu komunikatu dla całego świata - choć może brzmieć to górnolotnie - czy na osobistym spojrzeniu i podzieleniu się kawałkiem własnego życia?
Z jednej strony punktem wyjścia są osobiste przemyślenia i mój niewielki fragment rzeczywistości, ale z drugiej kiedy obserwuję inicjatywy społeczne i wszystko to, co dzieje się w tej "dobrej" części internetu, widzę, jak te początkowo drobne działania zaczynają rezonować na szerszą skalę. Czasami wystarczy zacząć od małego wycinka świata, bo przecież każdy z nas jest częścią "wszystkiego". Moja historia jest po prostu częścią historii Ziemi, częścią historii świata. Moje obserwacje i doświadczenia były więc punktem wyjścia, ale nie na nich chciałam się skupić. Ważniejszy był dla mnie szerszy, bardziej uniwersalny przekaz, dotyczący spraw, w które wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu uwikłani.
A myślisz, że muzyka faktycznie może służyć jako terapia, koić nerwy, poprawiać nastrój, może wyciągać z dołka?
Na pewno. Tak czuję z własnej perspektywy, ale uważam też, że muzyka najbardziej ze wszystkich obszarów sztuki oddziałuje na emocje. Dlatego upatruję w niej ogromnego potencjału terapeutycznego. Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy miałam zaszczyt prowadzić drobne warsztaty niedaleko Poznania dla grup dzieci niedowidzących, polegające na wspólnym muzykowaniu. Muzyka była naszym najważniejszym środkiem komunikacji i było to wyjątkowe przeżycie zarówno dla mnie, jak i - z tego co mogłam zaobserwować - dla tych wszystkich osób. Znaleźliśmy przestrzeń, w której wspólne śpiewanie czy improwizowanie pozwalało dać część siebie, ale także niosło ze sobą ukojenie. Muzyka uspokaja, potrafi przekazać wyjątkowy ładunek emocjonalny. Może być wszystkim, co zechcemy z nią uczynić.
Masz własną "apteczkę" ze sprawdzonymi płytami, które zawsze przynoszą ukojenie?
Ostatnio słucham dużo starej muzy. Kiedyś czułam wstyd, że nie śledzę nowości tak bardzo, jak powinnam. Wiele nowych albumów mnie omija. Czasami je przeklikam, przesłucham, wiem, że są fajne i ciekawe, ale nie jestem w stanie zaangażować się emocjonalnie. Jest kilka takich playlist czy płyt, do których wracam - niektóre starsze rzeczy Arcade Fire, Grizzly Bear czy Jefferson Airplane, do tego oczywiście Joni Mitchell... W sposobie słuchania trochę bardziej podążam za duchem czasów, bo częściej słucham playlist niż płyt. Wolę sięgać po różne pozlepiane kawałki, które ze mną podróżują przez życie. Znalazłoby się tam też coś Karen O z soundtracku do "Where the Wild Things Are", pojedyncze kawałki Bowiego, Sharon Van Etten... Mam te playlisty zawsze ze sobą i ufam im, kiedy czuję, że nie jestem w stanie przebić się przez te wszystkie bodźce i nowości.
Ciekawym zjawiskiem jest to, że kiedy czujemy się źle, na ogół nie szukamy przeciwwagi w radosnej muzyce, większym pocieszeniem wydaje się coś, co jest melancholijne i podobnie jest w przypadku twojej EP-ki. Myślisz, że najlepszym sposobem na to, by wygrzebać się ze smutku jest dobrowolne zwiększenie jego ilości?
Nie raz spotykałam się z opinią, że moje numery z jednej strony są smutne, a z drugiej smutno-wesołe. Kiedy obserwuję swoje reakcje i swoje potrzeby w trudniejszych sytuacjach, wydaje mi się, że przeżywanie smutku jest bardzo pomocne. Warto dać sobie czas, żeby "pobyć" z takimi uczuciami, bo to pozwala je zrozumieć i w jakiś sposób odnaleźć się w nich. Dostarczanie sobie wesołej muzy na siłę to czasami oszukiwanie siebie. Spędzając trochę czasu z uczuciami, które nie są łatwe, mamy szansę "nauczyć się" ich. Często słyszę opinie, że bardziej melancholijne czy smutne kawałki okazują się kojące, pomagają przetrwać trudny czas. Traktuję to jak żywy eksperyment i dowód na to, że potrzebujemy takich emocji.
Skoro nowe utwory mają tak bardzo osobisty charakter i są powiązane z osobami z twojego najbliższego otoczenia, to czy ich reakcji obawiałaś się najbardziej? Czy im jako pierwszym pokazałaś te piosenki, czekając poniekąd na przyzwolenie do podzielenia się nimi z resztą świata?
Kiedy pisałam te numery, kierowałam moja słowa do bliskich osób, ale nie bazowałam na ich historiach. Oczywiście pokazywałam im pierwsze szkice czy demówki, testując odbiór poszczególnych kawałków, ale mam wrażenie, że każdy z tych utworów jest listem - podobnie jak w "Z Ziemi" - do osób, które mnie otaczają. Czasami jest to bardziej metaforyczne, czasami mniej, ale na pewno bardziej kieruję te słowa do kogoś, a nie opowiadam o nim. Wydaje mi się, że dzięki temu żadna z bliskim mi osób nie czuje się zbyt mocno wciągnięta czy wręcz obnażona przez moje pisanie. Czasami mam wręcz wrażenie, że nie każdy rozpoznaje nasze wspólne przeżycia w tych tekstach. Może dzięki perspektywie "ku komuś", a nie "o kimś" łatwiej jest pisać szczerze, a moi bliscy nie stają się aż tak widocznym elementem tych opowieści.
A czy proces tworzenia, nagrywania i publikowania tak osobistych utworów w jakiś sposób zmienia ciebie? Czy czujesz, że twoje życia składa się z etapów albo rozdziałów, a nagranie takiego materiału pozwala przejść do kolejnego?
Tak i mam wrażenie, że szczególnie "Sentimental.wav" spełnia tę rolę. Traktuję te kawałki jak klamrę po pierwszych demówkach i dwóch albumach. Mam poczucie, że nowe piosenki przynależą i w warstwie tekstowej, i muzycznej, i emocjonalnej do czasu, który obejmował wszystkie poprzednie wydawnictwa. To dopowiedzenie kilku historii, które chciałam umieścić na poprzednich albumach, ale nie było na to miejsca czy pomysłu. Po wydaniu tego materiału, pewien etap się skończył. Mam już jakieś wizje przyszłości, ale póki co cieszę się tym, że mogę spojrzeć na siebie, na moje doświadczenia i świat z ostatnich kilku lat sentymentalnym okiem. Cieszę się z domknięcia, które udało się się przemycić również na poziomie wizualnym. Na przykład w klipie do "Pastlife" pojawiła się Natalia Sobieska, która zagrała w teledysku do "Growing Young" z pierwszego albumu. Tytuły czy frazy z EP-ki są echem niektórych wątków z poprzednich albumów. Fajnie to przeżyć i obserwować, a potem otworzyć się na przyszłość.
To co wydarzy się w kolejnym rozdziale?
Na razie nie chcę zbyt wiele zdradzać, bo jeszcze sama nie wiem. Mam trochę nowych rzeczy, z którymi czekam na odpowiednią chwilę, ale po raz pierwszy od kilku lat mam poczucie, że zamiast pracować nad kolejnymi wydawnictwami - choć poprzednie nie pojawiały się rok po roku - mogę zmniejszyć intensywność pracy. Chciałabym złapać teraz oddech i może nie tyle zupełnie zniknąć czy robić pauzę, ale pozwolić sobie na moment zatrzymania.
fot. Krystian Daszkowski