W 1981 roku trzech nastolatków założyło zespół, który - jak większość początkujących, garażowych kapel - nie zachwycał technicznymi umiejętnościami, lecz szybko dał się poznać jako przedsięwzięcie wykorzystujące rockowe inspiracje w wyjątkowo odważny, poruszający sposób. Dzisiaj Pancerne Rowery są już legendą, choć niestety dla wielu legendą zapomnianą, ściśle powiązaną z dawnym trójmiejskim światem muzycznym, gdzie ważnymi punktami były takie miejsca, jak klub studencki Trops czy Dom Kultury Kolejarz. Tak się złożyło, że w pierwszym składzie Pancernych Rowerów znalazły się dwie silne osobowości, a odnalezienie wspólnego języka w tego typu sytuacjach nigdy nie należy do łatwych. Ostatecznie Jędrzej „Kodym” Kodymowski założył własny projekt - Apteka, a liderem Rowerów pozostał Roman "Asfalt" Sebastyański, którego udało nam się przepytać zarówno o "stare, dobre czasy", jak i zeszłoroczną, wydawniczą reaktywację zespołu.
Arkadiusz Hronowski: Trójmiejska Scena Alternatywna, powiem szczerze, że mam już dość ciągłego powracania do tego, kto ją tworzył w latach 80. Wszyscy zainteresowani to doskonale wiedzą, a dziś przecież jest mnóstwo nowych zespołów i o nich zaczyna być głośno, nie tylko w Trójmieście, ale w całym świecie szerokim.
Roman Sebastyański: Światowy rozgłos nie jest dla mnie kryterium wartości zespołu i jego muzyki. W zasadzie to nawet wprost przeciwnie... Lubię pójść do małego klubu i posłuchać fajnej kapeli. Tak naprawdę nie interesuje mnie nawet ich nazwa. Cenię sobie ludzi, którzy kochają to, co robią i kocham tych, którzy fajnie się tym dzielą z innymi. Jak mam okazję, to chętnie sobie później z nimi rozmawiam przy barze. Trudno osiągnąć coś takiego z zespołem popularnym na całym świecie...
Wydałeś po latach płytę Pancernych Rowerów bardziej dla upamiętnienia tamtego okresu. Wydawnictwo bardzo ładne, z książką. Nie jest to przecież próba powrotu na scenę, doskonale wiesz jakie są jej prawidła i kto na niej dziś rządzić powinien.
Nie znam prawideł sceny - cokolwiek to oznacza - i nie mam pojęcia, kto na niej dziś rządzić powinien. Zresztą, dla mnie nie ma jednej "sceny" - są ich tysiące i każdy może znaleźć w każdej chwili coś właściwego dla siebie. Ja nie wydałem archiwalnej muzy Pancernych Rowerów (z okresu 1981-86), żeby ponownie zaistnieć. Wprost przeciwnie - zadziwiało mnie i wciąż zadziwia, że pomimo upływu trzydziestu lat i niepozostawienia po sobie żadnego wydawnictwa, o tym zespole wciąż się mówiło, że nie został zapomniany. Dlatego też, nie chodziło mi o jego przypomnienie, lecz raczej wypełnienie tej "dźwiękowej próżni" i danie szansy młodym ludziom skonfrontowania swoistego mitu z archiwalną prawdą zawartą na tych dwóch krążkach.
Wielu młodych artystów oraz fanów nie zna zespołów z tamtego okresu Trójmiejskiej Sceny Alternatywnej. Mnie to nie dziwi, ale wielu naszych rówieśników jest oburzonych tą niewiedzą.
Mnie to również nie dziwi i nie oburza mnie ta niewiedza. Muza jest do słuchania, a nie do tworzenia jakiś meta-historycznych narracji. Poza tym jest jej obecnie tak dużo i jest tak łatwo dostępna, że każdy musi świadomie w tym wszystkim wybierać, żeby nie zwariować. Jeśli kogoś będzie interesowała polska muzyka alternatywna pierwszej połowy lat 80., to pewnie nas znajdzie (zwłaszcza teraz, po jej wydaniu). Gdy posłucha tej muzy, to nas trochę pozna i wyrobi sobie o nas swoje własne zdanie. Na tym - przede wszystkim - polega właśnie niezależność. A meta-historyczne narracje zostawmy politykom i ich biurokratycznym kuratorom sztuki - niech sobie szufladkują do woli.
Uważnie obserwujesz to co się dzieje w polskiej muzyce niezależnej. Czujesz radość?
Nie wiem, co dokładnie oznacza dziś w Polsce niezależność w muzyce. Ja żeby wydać Pancerne Rowery, nie wziąłem żadnych pieniędzy sponsorskich i nikt nie musiał paskudzić mi okładki swoim logiem (zwłaszcza biurokratycznym). To jest moje rozumienie niezależności i radość z bycia niezależnym. Osobiście czuję też wielką radość, że mogłem wreszcie fajnie wydać Pancerne Rowery w małej, niezależnej wytwórni - Requiem Records. Zawsze o tym wtedy marzyliśmy. Dlatego, gdy teraz mnie pytają, dlaczego dopiero po trzydziestu latach, odpowiadam - bo dopiero teraz są takie fajne czasy, o których kiedyś marzyliśmy. Fajne w tym sensie, że tak łatwo jest dziś wydać coś niezależnie i podzielić się tym z innymi.
Muzyczna martyrologia czy idziemy do przodu?
Do przodu. Zawsze!