Obraz artykułu Dominik Kisiel: Będę niczym szaman kwantowy skanujący jak rentgenem

Dominik Kisiel: Będę niczym szaman kwantowy skanujący jak rentgenem

Do szerszej świadomości jazzowych słuchaczy przebił się pięć lat temu, gdy założył Dominik Kisiel Exploration Quartet. Teraz postawił na ścieżkę indywidualną, a jego solowy debiut - "Stop" - łączy najróżniejsze nastroje.

Łukasz Brzozowski: Nazwałbyś siebie osobą o zmiennych nastrojach?

Dominik Kisiel: Powiem tak - kiedyś byłem bardziej zmienny albo może bardziej dawałem się ponieść emocjom, na przykład wpadałem w melancholię. Dzięki muzyce to się zmieniło - po latach ćwiczenia na instrumencie zrozumiałem, że ćwiczyć w domu trzeba tak, jak się gra na koncerty, czyli w pełnym skupieniu i bez zbędnych dźwięków. To pozwoliło mi wchodzić w stan swoistej medytacji podczas grania w każdej sytuacji - czy w domu, czy na scenie, czy na próbie z innymi muzykami.

 

Dzięki takiemu medytacyjnemu podejściu, emocje, które odczuwam - te chwilowe i te dłuższe - po prostu przeze mnie przepływają, nie daję się im ponieść. To też wpływa na moje życie ogólnie, ludzie często mi mówią, że jestem bardzo spokojny i dziwią się, jak w różnych sytuacjach ten spokój zachowuję. Wracając do pytania, nie należę do takich osób, staram się utrzymywać stabilność, natomiast w muzyce przekazuję emocje, a dzięki nim ona płynie.

Zapytałem o to dlatego, ponieważ gdy słucham twoich utworów, uderzają mnie te wszystkie gwałtowne zmiany nastrojów - od grozy czy wspomnianej przez ciebie melancholii przez radość, a nawet skonfundowanie. To celowy zabieg?

Zabieg jest o tyle celowy, że wypływa ze mnie naturalnie. Pozwalam dźwiękom płynąć i gram to, co czuję. Może być tak, że emocje wtedy ze mnie wychodzą i jestem w stanie je poskromić. Moja muzyka jest improwizowana, stąd duża swoboda w prowadzeniu myśli, opieram się głównie na kreatywności, a mówiąc dokładniej, stosuję tak zwany comprovising, czyli komponowanie podczas wykonywania i to daje mi ogromne pole na zawarcie tych uczuć. Oczywiście musiałem też poświęcić kupę czasu na to, żeby nauczyć się je kontrolować, prowadzić tam, gdzie bym chciał.

 

Mówisz, że twoje emocje są naturalne, ale nie jest też tak, że podporządkowujesz je muzyce? Albo na odwrót?

Właśnie bardziej na odwrót. Muzyka jest nieodłączna od tych emocji, nawet wyobrażam sobie ją jako większy zbiór, rzekę, do której wchodzę i czerpię z niej tyle, ile się da. Stąd powstaje moja improwizacja, więc w sumie to działa w dwie strony - łapię jakąś myśl i tworzę, ale jednocześnie kompozycje prowadzą mnie w różne zakątki i tam znajduję inne rzeczy. Mam jednak jeden główny przekaz, jest nim - ogólnie mówiąc - terapią muzyką, czyli duchowe leczenie ludzi. Na chwilę obecną tkwi to w fazie eksperymentu. Z tego, co do tej pory zdążyłem zaobserwować u ludzi podczas słuchania różnego rodzaju artystów, najważniejszy punkt stanowi przemiana duchowa. Często gdy to się dzieje, odbiorcy są jakby w hipnozie, mają świeczki w oczach - to takie powierzchowne oznaki głębokiego przeżycia, którego często nie są do końca świadomi. Chciałbym to okiełznać i mieć kiedyś możliwość pełnej świadomości takiego doświadczenia po dwóch stronach - i wykonawcy, i słuchacza.

Muzyk Dominik Kisiel przy fortepianie.

A jakie to jest przeżycie dla ciebie, jako wykonawcy? Osiągnąłeś w nim pełną świadomość?

To jest trochę jak z wynalazkami - mam pewną ideę, w którą wierzę i przeprowadzam eksperymenty w laboratorium, jakimi jest muzyczna improwizacja. Szukam potwierdzenia dla swoich przekonań, a że jest to jak na razie niemierzalne - bo duchowe, niematerialne - to wciąż mówimy tylko o sferze odczuć oraz obserwacji swojego wnętrza. Dla mnie takie przeżycie to ciężka rzecz, ponieważ wymaga niesamowitej kontroli nad muzyką, nad emocjami, nad tym, co przedstawia moja twórczość. Jakbym był w tym świecie ślepcem i dotykał wszystkiego dookoła rękami. Wykorzystuję to raczej intuicyjnie, dlatego jestem w stanie stwierdzić po reakcjach słuchaczy, czy to, co zagrałem dotknęło ich, czy czują coś więcej niż sam przepływ dźwięków.

 

Mimo tego, z całą swoją skromnością jestem w stanie stwierdzić, że udaje mi się wzbudzić w ludziach coś więcej, dlatego moje marzenie stoi pod znakiem dojścia do takiego pułapu, w którym będę w stanie leczyć ludzi duchowo, za sprawą muzyki. Nie mogę nazwać jej moją, bo wchodzę do innego świata, stamtąd czerpię garściami i przelewam na fortepian wszelkie znaleziska, więc to przeżycie równa się dla mnie przejściu w inny stan świadomości, ale nie jakoś skrajnie, że nagle tracę wszystkie siły, a raczej delikatnie, podświadomie nawet. Wchodzę w tryb medytacyjny, gdzie poznaję zupełnie nowy świat, miejsce pierwotne, gdzie słychać wszechświat.

 

Chciałbyś, żeby leczenie muzyką przynosiło konkretne efekty? Coś oprócz zapewnionego artystycznego przeżycia?

Tak, dokładnie. Może to się ocierać o jakieś szalone pomysły, ale wierzę w to, że muzyka improwizowana z intencją połączenia duchowego ze słuchaczem zadziała jak skan i odczyta jego stan duchowy. Będę takim lekarzem, co naprawi te różne sprawy niczym szaman - szaman kwantowy skanujący jak rentgenem - i widzący, czy coś jest nie w porządku. W takim przyziemnym znaczeniu słuchacz będzie czuł się po prostu lepiej psychicznie, lepiej sam ze sobą i nabierze pozytywnego nastawienia do życia. Można coś takiego nazwać terapią dźwiękową. Tak jak mamy psychologów i fizjoterapeutów, tak wyobrażam sobie też muzycznych lekarzy - świadoma możliwość leczenia dźwiękiem

Muzyk Dominik Kisiel przy fortepianie.

Interesujesz się tematami terapii czy psychologii od strony teoretycznej? Wiesz, jakie dźwięki konkretnie zagrać, żeby twoje leczenie przyniosło pożądane efekty?

Wiem, że są takie tematy, jak częstotliwości leczące, misy tybetańskie, które bardziej równoważą całego człowieka i inne tego typu, natomiast moja koncepcja wyrosła z czystej improwizacji. Nie interesowałem się jeszcze takimi rzeczami, gdy zaczynałem. To przyszło w trakcie, kiedy zrozumiałem, że tak się może dziać i zacząłem zgłębiać ten temat. W tym momencie szukam nowego sposobu na to, gdzie improwizacja sama w sobie nie będzie leczyła, raczej miałaby funkcjonować jako bodziec do naturalnej zmiany w człowieku. Albo jak fala, która wywoła pewnego rodzaju szok.

 

Trochę tu mowa o fizyce kwantowej, gdzie kwanty mogą obrać każdą drogę, ale wybierają jakąś określoną z tych wszystkich dostępnych i ja takie drogi chciałbym nastawiać. Nie stosuję konkretnych technik, nie używam dźwięków z szablonu, ponieważ moim zdaniem każdy człowiek to inne częstotliwości. Wszyscy inaczej reagujemy na świat, dlatego gram wszystko i nic. Tworzę muzykę wszechświata, odnosząc się do jednostkowych emocji. Tym niemniej żeby nie popaść w jakieś proroctwa ani megalomanię, nie stawiam się w żadnym świetle, po prostu czuję, że to, w jaki sposób układam te wszystkie rzeczy, może kiedyś być metodą do wejścia głębiej w człowieka i jego kwantowe funkcjonowanie.

Muzyk Dominik Kisiel przy fortepianie.

Odnosisz się do jednostkowych emocji, czyli jakich dokładnie?

Tak naprawdę nie jestem w stanie tego stwierdzić, bo robię całość na ślepo, według tego jak to sam rozumiem. Dostrzegam obraz całego człowieka i tak mu gram na uczuciach, żeby się w jakiś sposób zmieniły. Muzyka, którą robię przynosi efekty nie tylko artystyczne i chciałbym to zbadać naukowo w przyszłości. Chciałbym zakręcić w stronę klasycznych pojęć zdrowotnego działania poszczególnych dźwięków tylko jako fali kwantowej, czymkolwiek ona jest. Może to być bardziej science-fiction niż rzeczywistość, aczkolwiek tak te wszystkie rzeczy widzę.

 

Ale może właśnie to science-fiction może być clou muzycznej terapii? Pomoc poprzez wycieczkę do innego świata.

Totalnie, tym bardziej, że istnieją teorie o równoległych wszechświatach. Nawet ostatnio czytałem o tym, że gdzieś daleko funkcjonuje wszechświat działający w drugą stronę, idący do tyłu w czasie. Każda cząsteczka zdaje się mieć swoją antycząsteczkę i połączenia kwantowe. Może taka wycieczka to właśnie podróż w czasie albo zmiana konkretnych cząsteczek. Na pewno istnieje w tym coś, co pozwala nam odkrywać coraz głębiej cały kosmos i podobnie, jak kiedyś ludzie byli w szoku, że materia jest zbudowana z atomów, tak teraz badamy coraz mniejsze cząstki i dalej nie wiemy, co je spaja. Wobec tego możliwą dla mnie jest sytuacja, kiedy dzięki podświadomości podróżujemy kwantowo-muzycznie - albo może dzięki nadświadomości - i prostować ścieżki kwantów, tak by nam się dobrze żyło [śmiech]. Zresztą czas to też wymyślone zjawisko, w którym żyjemy.

Zdolności improwizacyjne pomagają ci w układaniu zaplanowanych, przemyślanych kompozycji czy raczej na odwrót?

Myślę, że to też jest nierozerwalne, u mnie przynajmniej. Na początku moim założeniem było zagrać dłużej niż piętnaście minut dla sprawdzenia, czy ja i słuchacz wytrzymamy. Z biegiem czasu rozrosło się to do około trzydziestu-czterdziestu minut, a następnie doszła koncepcja formy, ale bardziej jako świadome budowanie w trakcie tworzenia niż jako wcześniej ułożona całość. Klasyczny schemat sonatowy to trzy części o kontrastowym charakterze. Na przestrzeni lat była zmieniana przez wielu kompozytorów, wyrosły z niej wielkie symfonie czy nawet koncerty instrumentalne. Mam w głowie to, żeby w improwizacji zawrzeć wyraźny temat główny i wyraźne zmiany części - czasem nagłe, czasem z zaakcentowanym dobitnie zakończeniem, ale jak i ile zagram wychodzi już w podczas całego procesu.

 

Solową płytę nagrałem jednym ciągiem, a później podzieliłem i nazwałem konkretne części po włosku, nawiązując właśnie do muzyki klasycznej. Całymi wiekami kompozytorzy pisali "na chwałę Boga" coraz większe kompozycje i tak dotarliśmy do naszych czasów, gdzie chyba trochę zapominamy do czego ta muzyka właściwie służy. Bo w tym rzecz, że moim zdaniem jest to modlitwa wypowiadana do wszechświata z konkretnymi intencjami zawartymi świadomie i podświadomie. Chciałbym o tym przypomnieć słuchaczom, ale nie dosłownie, raczej pośrednio. Tytuł albumu, czyli "Stop", oznacza zatrzymanie, pauzę - znak pauzy znajduje się na okładce, a okrąg oznacza torus, czyli jedną z koncepcji na kształt wszechświata. Dlaczego? Bo tak się składa, że mam na celu zatrzymać ludzi, zatrzymać ich świat na trzydzieści cztery minuty. Wszystko po to, żeby poczuli się bardziej sobą i odnaleźli połączenie z wszechświatem, a do tego odkryli cały swój potencjał. Tak więc oprócz artystycznej warstwy muzycznej, chciałbym, aby ten krążek pomógł ludziom zajrzeć w głąb siebie.

fot. Monika Kutkowska


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce