Zuza Grońska: Miałam przyjemność przesłuchać wasz debiutancki album i absolutnie mi się spodobał, zaskoczył mnie jednak brak na nim niektórych z waszych starszych singli - "Falling In" czy "Ice Cream Sundae".
Elijah Hewson: Tak, było wiele dyskusji na ten temat w studiu. Rob czuje się bardzo mocno związany z "Falling In". Bardzo wrażliwy temat.
To tak jak ja!
Robert Keating: Ty i ja, ale to nie zawsze idzie tak, jak powinno, prawda? Mimo że kocham tę piosenkę i nadal będę jej bronić, miała już swój czas, ludzie jej nie pokochali, więc chcieliśmy zwrócić większą uwagę na takie piosenki jak "When It Breaks" i kilka nowszych utworów, które naszym zdaniem bardziej pasują do narracji albumu i tego, jak czuliśmy się w tamtym czasie. Czujemy się teraz o wiele inaczej, niż kiedy nagrywaliśmy "Falling In", nasze teksty bardzo się zmieniły. Album wychodzi teraz i mimo że niektóre z piosenek są już stare, ludzie będą myśleć o tym, jak się czują w chwili, kiedy słuchają płyty.
EH: To też nie jest tak, jak w 1972 roku, są serwisy streamingowe, dostęp do muzyki jest bardzo ułatwiony. Ta piosenka nie będzie przecież gdzieś ukryta. Po prostu nie pasowała do historii albumu, istnieje teraz w swoim własnym świecie.
Czy album jest jedną zwięzłą historią, czy powinniśmy traktować każdy utwór osobno?
EH: Myślę, że jest to coś pośrodku. To zbiór różnych piosenek, ale ma też wątek przewodni. Wszystkie z tych piosenek napisaliśmy w czasie dorastania i bardzo się zmieniliśmy w trakcie tworzenia tego albumu. Zmieniliśmy się jako ludzie.
RK: Zawsze mówiliśmy, że to projekt pięcioletni. "It Won't Always Be Like This" to jedna z naszych pierwszych piosenek. Myślę, że mieliśmy jakieś szesnaście lat, kiedy zaczęliśmy ją grać po raz pierwszy. Trzymanie się tych starych piosenek i utrzymywanie ich w tym samym świecie, co piosenki, które napisaliśmy kilka miesięcy temu - tuż przed ukończeniem albumu - to trudna sprawa. Stąd ten podział - są piosenki, które mamy od dawna, i są też te nowe.
Ryan McMahon: To dla nas ważne, żeby trzymać się piosenek, które sprawiły, że granie w zespole stało się dla nas tak ważne. "My Honest Face" i "It Won't Always Be Like This" to dwie najstarsze piosenki na płycie, dzięki nim ludzie odkryli nas po raz pierwszy, więc pomyśleliśmy, że to będzie idealny sposób na otwarcie debiutanckiego albumu. Jesteśmy zespołem gitarowym i mamy dwie rockowe piosenki, które nadają albumowi tempo. To właśnie dzięki tym dwóm utworom się wybiliśmy. Postanowiliśmy, że to ważne, żeby zostały.
Gracie razem odkąd byliście młodymi nastolatkami i wiele z waszych piosenek poruszało temat presji, przez którą przechodzą dzieciaki w tym wieku. Teraz jesteście już po dwudziestce...
RK: Ciągle o tym zapominam.
EH: Nie może się przyzwyczaić do tego, że ma dwadzieścia lat. Ciągle wydaje mu się, że ma dwanaście.
To jest niezły przeskok! Jakie zmiany zaszły w waszym życiu w tym okresie?
RK: Zapuściłem brodę [śmiech].
RM: Wszyscy zapuściliśmy brody.
RK: Myślę, że po prostu jesteśmy bardziej świadomi, wszyscy mamy mocno ugruntowane opinie na temat świata. Wyrośliśmy na prawdziwych ludzi. Mam wrażenie, że kiedy byliśmy młodsi, w dużym stopniu wpływaliśmy na siebie nawzajem, byliśmy podobni, a to utrudniało prowadzenie prawdziwych dyskusji. Proces pisania również był inny. Teraz wygląda to bardziej tak - chcę wypróbować pomysł i nawet jeśli reszcie się nie podoba, i tak to zrobię, a to zawsze może prowadzić do wspaniałych rzeczy. Ostatnie kilka lat to był nieustanny proces. Wszyscy znamy się od tak dawna, że nie zauważyliśmy, kiedy dorośliśmy. Zawsze jesteśmy razem, ale ludzie zdecydowanie mówili nam, że się zmieniliśmy.
RM: Zmieniliśmy się również w naszych głowach. Naszą pracą jest dosłownie spotykanie się i granie muzyki przez cały dzień, a przy okazji możemy podróżować po świecie. Wewnętrznie nigdy nie musieliśmy dorosnąć, ale przez ostatnie półtora roku - odkąd to wszystko zostało nam odebrane - nawet spotkanie się nie było możliwe. Mam wrażenie, że podczas pandemii wszyscy zbiorowo zestarzeliśmy się o dziesięć lat, na świecie wydarzyło się tak wiele... To był burzliwy, przerażający i dziwny okres. Czuję, że w ciągu ostatniego roku wszyscy staliśmy się bardziej dojrzali jako ludzie, niż w ciągu wcześniejszych pięciu lat działalności zespołu.
RK: Tak, świat stał się burzliwym miejscem i nie wiem, co to znaczy. Tylko Ryan tak gada [śmiech].
EH: Bo czyta książki.
RM: Raz przeczytałem całą książkę.
Jedną całą książkę!
RM: Jedną całą książkę, tak!
EH: "Dziennik cwaniaczka" [śmiech]
RK: "Molly i książę"!
RM: Brałem udział w burzliwym szkolnym przedstawieniu.
EH: Ale tak, myślę, że masz rację co do tego. Ostatni rok trochę przyspieszył nasz rozwój.
W jednym z artykułów opisano wasze brzmienie jako vintage'ową muzykę gitarową w erze TikToka. Wśród inspiracji wymieniacie takie zespoły, jak The Stone Roses, Joy Division czy Echo & The Bunnymen, co rzeczywiście jest zauważalne w waszej twórczości. Słuchacie też bardziej współczesnej muzyki?
RM: Jesteśmy wielkimi fanami Tame Impala.
RK: Tak, Tame Impala...
RM: DMA's.
RK: The Strokes.
Josh Jenkinson: MGMT.
EH: LCD Soundsystem.
RK: Arcade Fire.
EH: Jest tego mnóstwo. Wcale nie jesteśmy snobami muzycznymi. Słuchamy każdego gatunku. Kiedy byliśmy dziećmi, słuchaliśmy tylko tego rodzaju muzyki, którą być może przedstawili nam nasi rodzice. Przypuszczaliśmy, że dużo się dzieje, ale teraz, kiedy sami jesteśmy na scenie muzycznej, naprawdę to czujemy. Słuchamy o wiele więcej naszych rówieśników. Innych zespołów wokół nas. To trochę bardziej otwiera umysł.
Wygląda na to, że ostatnio post-punk jest w Irlandii coraz bardziej popularny, dzięki takim zespołom jak Fontaines D.C. czy The Murder Capital. Co sądzicie o irlandzkiej scenie muzycznej?
EH: Na pewno jest coś w tej wodzie! Teraz powstaje coraz więcej dobrych zespołów, te dwa są świetne. Całkiem miło jest być tego częścią. Nasza muzyka jest odmienna, ale istnieje poczucie koleżeństwa, kiedy wpadamy na irlandzki zespół w trasie. Siedzimy w tym razem, pochodzimy z tego samego miejsca, gramy w tych samych lokalach. To bardzo miłe uczucie, jestem naprawdę dumny z Dublina. Takie zespoły jak Fontaines, to świetna sprawa. Oni są głosem pokolenia.
Wydacie "It Won't Always Be Like This" 9 lipca, tydzień wcześniej niż pierwotnie planowaliście. Jesteście bardziej zdenerwowani czy podekscytowani?
RK: Myślę, że podekscytowani.
RM: Po trochu jedno i drugie.
EH: Najbardziej stresujemy się tym, co pomyślą fani. To naprawdę jedyne, co się dla nas liczy.
RM: To właśnie na nich zależy nam najbardziej.
EH: Zdecydowanie jest to stresujące, kiedy wypuszczasz coś takiego w świat. Zwłaszcza jeśli jest to twój debiutancki album. Można to zrobić tylko jeden raz. Powiedziałbym, że jesteśmy równie podekscytowani, co zdenerwowani.
Niesamowicie trudno było mi wybrać moją jedną ulubioną piosenkę z albumu. Macie swoich faworytów?
JJ: Moim ulubionym utworem jest "Slide Out The Window".
RK: "My King Will Be Kind" to dobra piosenka.
EH: Myślę, że wszystkie są świetne, ale ta, która brzmi najbardziej "po mojemu" to prawdopodobnie "Slide Out The Window". Mam wrażenie, że sięga do miejsca, w które jeszcze nie dotarliśmy. Nie mogę się doczekać, żeby zagrać ją na żywo.
RM: Mój ulubiony utwór zmienia się cały czas. W tej chwili jest to "In My Sleep" - tylko dlatego, że mam słabość do monumentalnych zakończeń albumów, a to jest potężne podsumowanie.
Miałam włączony album w tle i ten moment mnie zaskoczył.
RM: Tak! Uwielbiam te dwie ostatnie piosenki na albumie. "What A Strange Time To Be Alive" przechodzące w "In My Sleep" to chyba moja ulubiona część płyty.
Jakiś czas temu graliście koncert przed Noelem Gallagherem w Heaton Park. Jak byście się czuli dzieląc scenę z Liamem?
EH: Absolutnie dobrze!
RM: Widziałem Liama Gallaghera, kiedy grał ostatnim razem w Dublinie i świetnie się bawiłem. Obydwaj grają cały czas piosenki Oasis.
EH: Czy Liam Gallagher jest k-popowy?
RM: On ciągle ma te swoje twitterowe histerie.
Jego Twitter jest najlepszym źródłem komedii.
RM: Wiem, wiem! Powiem tak - nie bylibyśmy niezadowoleni, gdybyśmy mieli dzielić scenę z którymkolwiek z nich.
EH: W tym momencie chętnie dzielilibyśmy scenę z kimkolwiek.
RK: Między tymi braćmi jest już za dużo udręki.
RM: Nie wtykajmy rąk w to gniazdo szerszeni.
A gdybyście moglibyście wybrać kogokolwiek, to z kim chcielibyście pojechać w trasę?
RM: To jest strasznie trudne! Nie wiem, z kim chciałbym pojechać w trasę, wiem, na jaki koncert chciałbym pójść najbardziej.
RK: Ona o to nie pytała!
RM: Zmieniam pytanie!
RK: Ja odpowiem na pytanie - Motörhead. Wiem, że zawiódłbym każdego fana Motörhead, ale po prostu chciałbym zobaczyć, jak to jest być w pobliżu Lemmy'ego.
RM: Dobra, powiedzmy, że Motörhead.
EH: Zobaczenie geniuszu Lemmy'ego byłoby fantastyczne. Powiedzmy, że Motörhead.
Wystąpiliście w Polsce dwa razy - w telewizji śniadaniowej i podczas rozdania nagród, ale nie daliście jeszcze porządnego, solowego koncertu. Skoro świat powoli wraca do normy, czy możecie zdradzić coś na temat ewentualnej europejskiej trasy koncertowej po wydaniu albumu?
RM: Zdecydowanie staramy się ją zaplanować. Niczego tak bardzo nie chcemy, jak pojechać w trasę. Granie w Polsce w tym programie telewizyjnym dla bandy ludzi, którzy nawet nie wiedzą, kim jesteśmy... Doceniamy to, że mogliśmy się pokazać, ale wolelibyśmy zagrać mały, intymny koncert dla ludzi, którzy naprawdę nas docenią.
EH: Mieliśmy zamiar zagrać na festiwalu w Polsce, zanim uderzyła pandemia.
Open'er, prawda?
RM: Tak, a potem został odwołany.
EH: To miała być nasza przepustka do Polski, ale zdecydowanie musimy kiedyś wrócić i zagrać porządny koncert.
RK: Z pięć razy planowaliśmy trasę, ale za każdym razem coś się zmienia. Po prostu ciągle. Wiem, że wszyscy mają już tego dość i pewnie mają też dość tego, że to powtarzamy. Ale cały czas planujemy koncerty.