Łukasz Brzozowski: Jak często odczuwasz presję?
Kamil Hordyniec: Muszę przyznać, że zacząłeś od naprawdę trudnego pytania. Jak się nad tym zastanowić, to odczuwam presję właściwie cały czas. Świat, w jakim żyjemy wywiera na nas presję nawet w pełni nieuświadomionym rozumieniu. Paradoksalnie najmniej presji odczuwam, tworząc muzykę. Choć... może najpierw wypadałoby uściślić, w jakim konkretnie kontekście o presję pytasz.
W kontekście muzycznym.
Jakby to ująć... Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś nazbyt buńczucznie, ale naprawdę w ostatnim czasie nie czuję żadnej presji. Tworzę - tak przynajmniej mi się zdaje - kawał zajebistej muzyki z ludźmi, z którymi się przyjaźnię. Widocznie nie jest to jeszcze ten moment w "życiu zespołu", żeby ją odczuwać.
Ale przyznasz, że zainteresowanie Różą jest spore, jak na zespół, który wydał zaledwie jeden singiel.
Szczerze mówiąc, nie potrafię ocenić poziomu zainteresowania naszym zespołem. Wszystko przez brak koncertów. Uważam, że to właśnie frekwencja na występach jest dobrym wyznacznikiem "zainteresowania" w przypadku takich zespołów jak nasz. A o powodzie braku koncertów oczywiście mówić nie muszę [śmiech]. Zapewne to, że zdobyliśmy główną nagrodę w konkursie songwriterskim Czekamy, czekamy imienia Roberta Brylewskiego tą właśnie piosenką też nie pozostaje bez znaczenia w kontekście obecności naszego zespołu na radarze słuchaczy.
Dodatkowo ta sama piosenka zagościła na liście przebojów Radia Afera. Całkiem sporo, a oczekiwania odnośnie ewentualnego projektu pewnie rosną?
Atmosfera, jaka ostatnio panuje wśród nas to raczej lekka ekscytacja. W końcu po czasie żmudnego pisania i nagrywania piosenek możemy zacząć się tymi owocami pracy - jak to się mówi w żargonie wypowiedzi publicznych - podzielić ze światem. Już niebawem wypuszczamy nowy singiel ze wspaniałym teledyskiem ponownie autorstwa Jakuba Dylewskiego. Jesteśmy w trakcie kończenia pierwszej płyty, która być może ukaże się już latem. Wspaniały czas [śmiech]. Jeżeli faktycznie ktoś względem nas czuje jakieś oczekiwania, to mam nadzieję, że im sprostamy [śmiech].
Żmudnego pisania? Ile trwało?
Nie powiem niczego oryginalnego w tym temacie. Czasami piosenka powstaje w tydzień, a czasami bywa tak, że pół roku po zaaranżowaniu ktoś z nas lub wszyscy kolektywnie stwierdzamy: Nie, to nie jest to! musimy wszystko wywrócić do góry nogami i utwór, który był dreampopowym kawałkiem zamienia się w gotycką balladę. Ale najbardziej w naszym zespole cenię sobie podejście Szymona [Lechowicza] i Małgorzaty [Penkalli] do pisania tekstów. To jest naprawdę niesamowite, jak po długim czasie ktoś z nich zamienia jedno słowo w piosence i nagle wiesz, że to jest to, czego brakowało i że teraz wszystko gra tak, jak grać powinno. Tak naprawdę najbardziej żmudny był proces nagrywania płyty. Rozłożony w czasie, tworzony partiami. To trochę przedłużyło prace nad całością.
"Oczy" dały wam dużo pozytywnego rozgłosu. Reszta płyty również będzie utrzymana w konwencji tego numeru?
No i tutaj muszę zaznaczyć, że moim zdaniem "Oczy" to niezła zmyła dla słuchacza [śmiech]. Rozrzut stylistyczny będzie spory. Niemniej ludzie, którzy mieli okazję usłyszeć ten materiał mówili, że całość brzmi spójnie. Dla mnie to od zawsze była jedna z najistotniejszych rzeczy w graniu - tworzyć muzykę różnorodną, zachowując własny język wypowiedzi.
Co masz na myśli przez własny język wypowiedzi? Wypracowanie indywidualnego stylu?
To jest stara jak świat refleksja czy spostrzeżenie, że w muzyce autorskiej, którą piszesz, komponujesz i sam wykonujesz, zawsze słychać "ciebie". Nieistotne jest w tym momencie, jaką stylistyką się posługujesz. Oczywiście nie biorąc pod uwagę skrajnych przykładów - jak dla przykładu ambient czy muzyka poważna - podchodzę do tego materiału, jak do zbioru kilku opowieści. Nazwałbym to małymi "dziełkami", a nie czymś w stylu koncept-albumu. Na takowy przyjdzie czas może na następnej płycie.
A do czego te opowieści prowadzą? O czym opowiadacie?
To jest jedno z najtrudniejszych pytań. Nie chcę rzucać górnolotnych słów, jeżeli chodzi o treść niemuzyczną. Jestem w tym temacie z naszego zespołu najmniej kompetentną osobą. Jak wspominałem wcześniej, do tej pory postrzegam utwory z tej płyty jako trochę oddzielne byty. To, co je może łączyć, to na pewno skupienie się mniej na sytuacji "mówię o sobie" na rzecz "mówię o nas". Jest to w jakiś sposób rodzaj zabicia ego.
Kiedyś grałeś w zespole Wilga, który świetnie prosperował, ale ostatecznie jego gwiazda zgasła zanim na dobre rozbłysła. Boisz się takiego scenariusza w przypadku Róży?
Wilga przestała działać - moim zdaniem - z powodu wyczerpania się energii między nami w tamtym czasie. Dalej jesteśmy ziomalami i kto wie, może jeszcze niejeden wspólny projekt przed nami. Ale w przypadku Róży nie boję się podobnego rozwoju spraw. Myślę, że to już inny rodzaj "projektu", choć jednocześnie czuję, jak dziwnie brzmi to słowo w odniesieniu do zespołu działającego na normalnych zasadach [śmiech]. Wszyscy mamy za sobą doświadczenie w innych składach czy rzeczach solowych. Jesteśmy starsi, w sumie lepiej wiemy, czego chcemy, a czego nie. Odnoszę wrażenie, że nasz potencjał jest jeszcze mocno niewykorzystany.
fot. Ewa Szatybełko