Barbara Skrodzka: Kiedyś powiedziałaś, że tworząc "If I Could Make It Go Quiet" próbowałaś dowiedzieć się, jak to jest być człowiekiem. Udało ci się znaleźć odpowiedź na to pytanie?
Marie Ulven: Tak i nie - za każdym razem, kiedy myślałam, że już wszystko wiem, w mojej głowie pojawiały się nowe pytania. Podczas pisania tych piosenek, przechodziłam przez ciężkie chwile. Teraz wszystko się ustabilizowało i od dłuższego czasu w moim życiu nie było poważniejszych zawirowań. Patrząc wstecz i myśląc o rzeczach, z którymi musiałam sobie radzić w zeszłym roku, a które już minęły, czuję, że teraz lepiej rozumiem, co znaczy być człowiekiem.
"If I Could Make It Go Quiet" to szczery album, na którym nie tylko rozpatrujesz różne oblicza miłości, piszesz także o własnych doświadczeniach, uczuciach, przemyśleniach... Szczerość jest znakiem rozpoznawczym Girl In Red?
Zachowanie tego poziomu szczerości jest dla mnie bardzo ważne, bez tego wszystko inne staje się raczej nudne. Słuchając muzyki, od razu wiem, czy dany utwór niesie ze sobą jakąś emocjonalną wartość. Kiedy sama tworzę muzykę, chcę czuć, że przynajmniej dla mnie ma ona jakieś znaczenie, że nie są to piosenki, które niepotrzebnie zajmują przestrzeń. A takich jest dużo. Nie chcę, żeby moja muzyka była jałowa, mam nadzieję, że mogę dzięki niej wypełnić pustkę jakąś treścią.
Dzielenie się troskami, obawami i przeżyciami przychodzi ci z łatwością?
Tworzenie muzyki nie sprawia mi trudności, kocham śpiewać. Chcę dzielić się moją muzyką ze światem, chcę, żeby wszyscy usłyszeli te piosenki. Najcięższym zadaniem jest odtwarzanie tych utworów na żywo.
Na debiutanckim albumie ciężko znaleźć słaby utwór. Którą piosenkę uważasz za najlepszą?
Nie jestem w stanie wybrać jednej, ulubionej piosenki. Każdą z nich kocham na swój sposób i wszystkie traktuję jak moje dzieci. Jakiś czas temu zapytałam mamę, czy tak samo kocha mnie i moją siostrę, Tinę, powiedziała, że oczywiście tak. Czuję to samo do utworów, które znalazły się na "If I Could Make It Go Quiet" - kocham każdy z nich. Jestem bardzo podekscytowana tym albumem. Myślę, że jest naprawdę dobry, a każdy utwór ma mocną konstrukcję.
Nie da się ukryć, że jesteś ważnym głosem dla wielu nastolatków. Jak pewnie wiesz, sytuacja osób LGBT w Polsce jest daleka od idealnej. Sądzisz, że twój album jest w stanie wlać w ich życie odrobinę ciepła?
Mam nadzieję, że ten album może im pomóc i że znajdą w nim jakieś pocieszenie. Muzyka ma tę moc, że dodaje otuchy i sprawia, że czujesz się mniej samotny. Mam nadzieję, że dla osób, które czują się odizolowane albo przestraszone ta płyta będzie jak ciepły uścisk.
Słuchanie jakiej muzyki pomaga ci, gdy czujesz się samotna?
Uwielbiam słuchać Taylor Swift, pisze świetne teksty. Album "Folklore" należy do moich ulubionych, zapętlam go w nieskończoność. Gdy jestem przygnębiona, pomaga mi także tworzenie własnej muzyki.
W 2019 roku widziałam cię na Øya Festival. Urzekła mnie twoja naturalność, spontaniczność i "zwykłość". Co sądzisz o pokoleniu muzyków, w którym przyszło ci żyć?
Współczesne pokolenie młodych muzyków jest naprawdę niesamowite. Cieszę się, widząc moich przyjaciół tworzących muzykę i robiących ciekawe rzeczy. Artyści zachowujący się jak celebryci na wielu osobach robią coraz mniejsze wrażenie, dlatego pojawia się więcej niewyróżniających się, "zwykłych" muzyków, którzy nie muszą budować super-gwiazdorskiej persony, jak to miało miejsce na początku XXI wieku. Glam i efektowny wizerunek nikogo już nie obchodzą. Widzieliśmy całe to gówno. Fajne jest należeć do tej generacji muzyków. Mam nadzieję, że za dziesięć lat, gdy ludzie będą patrzeć na tę scenę, nadal będę zajmowała w tym zestawieniu istotną pozycję [śmiech].
Od wydania "I Wanna Be Your Girlfriend" minęło już pięć lat. Ten okres czasu przyniósł dużo zmian w twoim życiu?
"I Wanna Be Your Girlfriend" napisałam w 2016 roku - od tamtego czasu bardzo się zmieniłam. Przede wszystkim przeprowadziłam się, mam zupełnie nową grupę przyjaciół, jestem o wiele bardziej dojrzała emocjonalnie, zbudowałem dla siebie nowe życie, które pod wieloma względami różni się od tego, jakie prowadziłam wcześniej. Jestem teraz pełnoetatowym muzykiem, czuję się o wiele silniejsza psychicznie, cały czas rozwijam się i zaczynam lubić osobę, w którą zmieniam się. Jestem naprawdę szczęśliwa.
fot. Jonathan Kise