Wojciech Michalak: Jak bardzo we znaki dało wam się zatrzymania świata - i przede wszystkim koncertów - spowodowane covidem?
Sebastian Rokicki: Na początku była niepewność, co będzie dalej, ale po pierwszym poluzowaniu obostrzeń bardzo szybko wróciliśmy do grania. W tym czasie skoncentrowałem się na tworzeniu nowego materiału i razem z Pawłem [Jaroszewiczem, perkusistą] staraliśmy się spotykać jak najczęściej, by nie przerywać rytmu pracy, bo pomysłów było mnóstwo. Podeszliśmy do tego wszystkiego kreatywnie, zresztą jak zawsze.
Nie bez powodu zacząłem od tak sztampowego pytania - rozmawiałem z kilkoma realizatorami i kilkoma wydawcami na ten temat i jednogłośnie padły opinie, że setki zespołów wykorzystały ten okres na tworzenie i nagrywanie nowych materiałów. Pojawiła się również zapowiedź świeżego wydawnictwa Antigamy - "Antigamology".
Tak, zrobiliśmy dokładnie to samo, tym bardziej, że dość intensywnie pracowaliśmy nad nową płytą już na długo przed ogłoszeniem pandemii. "Antigamology" to kolekcja ważnych i unikatowych dla nas chwil, zamknięcie pewnego okresu działalności Antigamy. Na płycie są utwory wydane do tej pory tylko w wersji winylowej, jest też bootlegowo brzmiący koncert z Nowego Jorku i niepublikowana dotąd kilkunastominutowa improwizacja. Oprócz płyty CD, kompilacja zawiera dodatkowy dysk DVD z klipami, koncertem z Obscene Extreme Festival 2013 i innymi ciekawymi materiałami. To bardzo limitowane wydawnictwo, które powstało głównie dla odbiorców śledzących poczynania zespołu, a ze względu na wartość historyczną i sentymentalną - także dla nas samych.
Na "Antigamology" znajduje się również improwizowana sesja określona jako noisecore session. Jest to o tyle ciekawe, że w pewien sposób wyprzedziliście formę, która spopularyzowała się w czasie pandemii. Lepiej czujecie się improwizując czy z nieograniczonym czasem na dopracowanie i dopieszczenie utworów?
Zazwyczaj mamy dużo czasu na dopracowywanie i dopieszczanie naszych utworów, co zwykle czynimy. Noisecore session to jednak kompletny spontan, emocje i niespożyta energia. Antigama ma wiele twarzy i ta kompozycja jest jedną z nich. Utwór powstał zupełnie przypadkiem podczas miksów do "Depressant". Tak się składa, że mamy próby nad studiem, w którym nagrywamy płyty i w trakcie przerwy nad miksami poszliśmy do naszej sali, złapaliśmy za instrumenty i włączyliśmy nagrywanie.
Skoro już poruszamy temat nagrywania - mijają cztery lata od "Depressant", a "The Insolent" - ostatni pełny album - ukazał się w 2015 roku. Nigdy jeszcze nie mieliście aż tak długiej przerwy pomiędzy pełnymi płytami, więc aż samo ciśnie się pytanie o to, czy macie w najbliższych planach nagranie czegoś nowego?
Muzyka na nową płytę jest już gotowa. W tej chwili jest czas na ostatnie szlify, a w maju wchodzimy do studia. Mam nadzieję, że nowy album ukaże się po wakacjach. Jestem podekscytowany, bo zrobiliśmy bardzo mocny materiał i nie mogę się doczekać podzielenia się nim. Oprócz "Antigamology" i nadchodzącego nowego albumu, w maju ukazuje się nasz split LP z przyjaciółmi z Cognizant dla amerykańskiej GCBT Records. Całkiem niedawno wyszedł również "Meteor" w wersji kasetowej, a w nadchodzącym czasie planowane są reedycje "Meteor" i "The Insolent" na CD. W tym roku będzie więc tego wszystkiego całkiem sporo i prawdopodobnie to nie koniec niespodzianek od nas.
Wyjątkowo długi i wolny "The Land of Monotony" okazał się świetnym zwieńczeniem płyty i jednocześnie skrajnie nieoczywistym utworem dla kapeli grindowej. Co was skłoniło do napisania takiego walca? Świetnie korespondują w nim muzyka i tekst - który z tych elementów powstał pierwszy?
Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie okoliczności powstania tego utworu, ale znając nasze metody pracy, na pewno pojawił się bardzo spontanicznie i niespodziewanie - tak, jak większość kawałków, które tworzymy. Zarzewiem jest zawsze riff lub beat, dopiero potem pojawia się słowo i wszystko dalej toczy się własnym torem.
"First Kill Under A Full Moon" to jedno z najbardziej niezwykłych wydawnictw na scenie. Nie dość, że dzielicie winyl z Anima Morte, to jeszcze na waszej stronie pojawia się cover Alessandro Alessandroniego. W jaki sposób doszło do stworzenia tego wydawnictwa?
Jestem wielkim fanem włoskich kompozytorów, soundtracków i library music. Już kilkanaście lat temu Antigama dała ujście mojej pasji i nagrała cover "Zombi" Goblin. Anima Morte to z kolei nasi przyjaciele ze Szwecji - doskonały zespół, kultywujący najlepsze tradycje włoskiego gatunku. Podczas wymiany korespondencji z Fredrikiem, padł pomysł wydania wspólnego splita, na którym każdy z zespołów zaprezentuje cover włoskiego klasyka i jeden premierowy numer. Jestem bardzo dumny z tego wydawnictwa i właśnie z powodu odmienności jest ono dla mnie bardzo ważne. A dlaczego Alessandroni? No cóż, to absolutny kult i mistrz, który stworzył wiele ważnych arcydzieł i wciąż jest inspiracją dla światowej sceny soundtrack/library music. Ten, kto siedzi w temacie na pewno wie, o czym mówię.
Skoro już rozmawiamy o nietypowych splitach - w 2019 roku wydaliście wspólny materiał ze Schismopathic, na którym znajduje się "Eko-Death" z ich repertuaru w wersjach zarówno waszej, jak i oryginalnej. Niedawno w wywiadzie spytałem o to Jacka ze Schismopathic, który jako głównego pomysłodawcę wskazał Sebastiana Rokickiego. A więc zapytam o źródła - skąd pomysł takiego wydawnictwa?
Schismopathic to moi przyjaciele od ponad trzydziestu lat. Jako zespół pierwszej fali grindcore'a, grali jeszcze w czasach PRL-u. Moim skromnym zdaniem to najlepszy grindcore'owy band, który istniał wtedy w Polsce. Totalna inspiracja. Kilka lat temu wydałem kompletną dyskografię Schismopathic i powtórnie rozpaliłem pochodnię kreatywności w głowach Roberta i Jacka, którzy po zaistnieniu tejże dyskografii zdecydowali się reaktywować zespół. Jestem bardzo szczęśliwy, że chłopaki mają się dobrze i znowu grają. Właśnie za moment wydają nową płytę - pierwszą po trzydziestu latach niebytu na scenie.
Każdy album Antigamy ma wyjątkową wyrazistość - który jest twoim osobistym faworytem?
Po wydaniu płyty nigdy nie wracam do słuchania własnej twórczości, ale jeżeli miałbym wybrać album, który doceniam najbardziej, jest nim chyba "Meteor". Ze względu na mnóstwo związanych z nim wydarzeń na pewno zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu.
Mało jest albumów o tak spójnej zawartości muzyki i szacie graficznej jak "Discomfort". Za tę okładkę odpowiada Łukasz [Myszkowski, wokalista]. Gdzie znaleźliście tę kanapę i czy użycie jej zdjęcia było pierwszym pomysłem?
To bardzo zamierzchłe, wręcz prehistoryczne czasy... Z tego co pamiętam, Łukasz zrobił to zdjęcie w opuszczonej fabryce sąsiadującej z miejscem, w którym graliśmy wtedy próby. Ten obraz od razu zadziałał na naszą wyobraźnię i zdecydowaliśmy się użyć go na okładce, bo doskonale współgrał z tytułem płyty.
Wasz debiut ma wymowny tytuł - "Intellect Made Us Blind". Jak odnosicie się do tego hasła prawie dwadzieścia lat później?
Tak samo, jak dwadzieścia lat temu. Teraz nawet jeszcze bardziej niż wtedy, głównie ze względu na niegasnącą, a wręcz rosnącą aktualność przekazu.
Jeżeli chodzi o grindcore, to z niejednego pieca chleb jedliście i odcisnęliście mocne piętno na gatunku. Myślicie, że w tej muzyce dalej jest duże pole do rozwoju?
Jest tak samo dużo, a może jeszcze więcej do odkrycia i zrobienia niż kiedyś. Przeszkodą jest tylko brak kreatywności i powtarzalność, której staramy się unikać. Od ponad dwudziestu lat idziemy pod prąd i to się już nie zmieni. Robimy swoje i granie w Antigamie wciąż sprawia nam mnóstwo frajdy, jest źródłem wewnętrznej satysfakcji. Jesteśmy przyjaciółmi. To ogromnie ważne, szczególnie w obecnych czasach.