Barbara Skrodzka: Właśnie wydaliście piątą płytę Balthazar. Myślisz, że ten album przenosi zespół na kolejny, wyższy poziom?
Maarten Devoldere: Już na albumie "Fever" trochę udoskonaliliśmy nasze brzmienie, dzięki czemu wydaje się bardziej atrakcyjny. Z "Sand" podążamy w tym kierunku, ale nie wykluczamy, że nasze następne wydawnictwo może okazać się inne. Na tym etapie chcemy jednak tworzyć właśnie taką muzykę.
Tytułowy piasek odnosi się do ziarenek przesypujących się przez klepsydrę i upływającego życia. Prywatnie bierzesz z każdego dnia tak dużo jak możesz, starasz się być jak najbardziej produktywny czy może pozwalasz sobie na leniwe chwile i leżenie w łóżku przez cały dzień?
Kiedyś było mi bardzo trudno cieszyć się wolnymi dniami - cały czas moją głowę zajmowało robienie muzyki, pisanie nowych utworów... Pozostały czas wypełniały z kolei trasy koncertowe. Teraz, z powodu lockdownu, nauczyłem się cieszyć małymi rzeczami.
Pandemia spowodowała, że po raz pierwszy użyliście tylu sampli perkusyjnych. Praca w odizolowaniu od pozostałych członków zespołu była dla ciebie utrudnieniem?
Jesteśmy przyzwyczajeni do samodzielnej pracy, ponieważ kiedy kończymy rzeczy związane z Balthazar, zawsze na horyzoncie pojawia się coś innego. Pracę nad muzyką przeznaczoną dla zespołu zawsze zaczynam ja lub Jinte [Deprez], dzielimy się tym, co napisaliśmy najpierw ze sobą, a dopiero później pokazujemy pozostałym członkom grupy. Zawsze tak pracujemy. Teraz musieliśmy robić wszystko przez internet, co okazało się nieco bardziej skomplikowane, ale tak czy inaczej, na końcu tej drogi wszyscy musieliśmy się spotkać twarzą w twarz. Jest to niezbędne i o wiele bardziej wydajniejsze niż sesja online. Muszę jednak przyznać, że fajnie było używać tych wszystkich elektronicznych instrumentów i syntezatorów, okazało się to dla nas pewnym wyzwaniem.
Rezultat tych prac i kierunek, w jaki poszedł ten album były dla ciebie zaskoczeniem?
Niektóre piosenki w naszych głowach brzmiały inaczej niż ich finalne wersje. Podobało mi się to, jak przypadki decydowały o kształcie tego albumu. "Linger On" dzięki elektronice brzmi o wiele lepiej niż w wersji akustycznej. Dobrze było się o tym przekonać. Także "I Want You" było o wiele bardziej rockową piosenką na początku, a ostatecznie stała się miksem wielu różnych pomysłów.
Z którego utworu jesteś najbardziej dumny?
Kiedy byłem młodszy, zawsze śpiewałem przy użyciu wielu przenośni... Dlatego najbardziej jestem zadowolony z "You Won't Go Around" - to szczery utwór o rozstaniu, w którym znajduje się też coś kruchego.
Za produkcję płyty - podobnie jak poprzedniej - odpowiada Jasper Maekelberg. Jego wpływ na brzmienie waszej muzyki jest znaczący?
Z Jasperem znamy się już bardzo długo i zawsze cieszymy się, kiedy możemy z nim pracować. Podobnie jak George Martin był stałym producentem The Beatles, a Nigel Godrich Radiohead, którzy dokładnie wiedzieli do czego te zespoły dążą, my mamy Jaspera [śmiech]. Kiedy mówimy mu, jaki chcemy uzyskać efekt, nie musimy używać wielu słów, czasem wystarczy jedno, a Jasper dokładnie wie, o co nam chodzi. Pewnie nie byłoby tak łatwo, gdybyśmy pracowali z kimś innym. Razem możemy testować różne pomysły, a nasza współpraca jest bardzo wesoła i odprężająca.
Zajmujesz się muzyką od ponad piętnastu lat temu. Patrząc na minione lata, gdybyś mógł coś zmienić, zrobiłbyś to?
Jestem zadowolony z tego, jak wszystko się potoczyło. Balthazar nigdy nie miało wielkich przebojów, które byłyby grane w radiu. Dojrzewaliśmy jako zespół grający koncerty i w ten sposób powiększaliśmy swoją publiczność. Nasza kariera muzyczna nabierała tempa, dzięki stawianiu małych kroków i nadal rozwijamy się w podobny sposób, czerpiemy z tego radość. Na początku, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat, graliśmy bardzo dużo, czuliśmy, że jesteśmy nie do zatrzymania. Teraz już nie jesteśmy w stanie tyle grać [śmiech].
W zeszłym roku, na festiwalu Eurosonic w wersji online, można było obejrzeć koncert Balthazar z 2011 roku. Przyznam szczerze, że nieco dziwnym uczuciem było widzieć was o dziesięć lat młodszych i grających materiał z pierwszej płyty. Co czujesz, patrząc chociażby na takie archiwalne nagrania czy fotografie sprzed lat?
Nie widziałem tego koncertu, ale pewnie gdybym go zobaczył, byłbym bardzo zażenowany [śmiech]. Nie jestem nostalgiczny, dlatego zarówno w życiu, jak i w muzyce bardziej interesuje mnie patrzenie w przyszłość i w niej pokładam nadzieje.
Jaka jest różnica pomiędzy pisaniem piosenek dla Balthazar a Warhaus?
Najfajniejszą rzeczą w robieniu muzyki solo jest to, że nie czujesz żadnej presji, zawsze możesz usiąść i napisać coś na kolejną płytę. Muzyka, którą piszę dla Warhaus jest bardziej osobista, wtedy bardziej zagłębiam się w swoją podświadomość. Z Balthazar jest trochę inaczej, pracuję z Jinte o dostaję od niego jakiś feedback. Przez ostatnie miesiące zajmowałem się głównie pracą nad nową płytą Balthazar, ale zawsze znajduję czas, by popracować nad swoimi solowymi utworami. W przyszłości na pewno zamierzam coś wydać.
Myślisz, że byłoby możliwe przetransformowanie piosenek Warhaus na Balthazar?
Prawdopodobnie tak. Moja nowa płyta będzie brzmiała inaczej niż stary Warhaus. To, co w danym momencie tworzę jest odbiciem i dokumentacją pewnego etapu w moim życiu, ma więcej wspólnego z tym, kim jestem niż z tym, jakim projektem akurat się zajmuję.
fot. Alexander D'Hiet