Łukasz Brzozowski: Pozwól, że zacznę nieco nietypowo. Nasz wywiad musiał zostać przełożony, ponieważ - jak to ująłeś - wyskoczyła ci lekcja. Jaka lekcja? Czyżbyś był nauczycielem?
Bones: Zgadza się, Panie Ciekawski [śmiech]. Jestem nauczycielem i to najlepsza praca, jaką mogłem sobie wyobrazić - uczę dzieciaki gry na gitarze w wielkiej szkole znajdującej się w Brukseli.
Jak to jest? Twoi podopieczni wiedzą, jaką grasz muzykę? Puszczasz im któreś ze swoich numerów?
Stary, jest zajebiście! Uczę dzieci i nastolatków, przedział jest szeroki, bo od ósmego aż do siedemnastego roku życia. Pamiętaj też, że każda z tych osób prezentuje inny poziom, inne umiejętności, mają inne zajawki. Trzeba to umiejętnie łączyć, ale uwielbiam tych ludzi. Talent niektórych z nich jest dla mnie wręcz przytłaczająco olśniewający. A co do następnej części pytania, tak, wiedzą. Początkowo nie wyglądało to tak, że każdy z nich tylko na mnie spojrzał i stwierdził, że ma do czynienia z członkiem paru kapel, ale szybko złapali, o co chodzi. Wiesz co mnie w tym najbardziej cieszy? Płacą mi za grę na gitarze. Czy można bardziej wygrać życie?
Cieszę się twoim szczęściem. Zdarzyło się, by któryś z twoich uczniów kiedykolwiek do ciebie podszedł i stwierdził, że piosenka X twojego autorstwa ma jakieś braki i zasugerował poprawki?
Teraz narobiłeś mi stracha, bo jeszcze się to nie wydarzyło, ale mam obawy, że w najbliższej przyszłości może dojść do czegoś takiego [śmiech]. Z ciekawostek, mogę powiedzieć, że niektórzy odpalali moje występy na żywo i podpytywali, czy mógłbym ich nauczyć scenicznej prezencji. Miłe, nawet bardzo, ale pokładałem się ze śmiechu, gdy to usłyszałem, bo moja prezencja sceniczna jest na poziomie podstawówki.
Istnieją jakieś punkty styczne pomiędzy uczeniem dzieci gry na gitarze, a grą w takim zespole, jak Dread Sovereign?
No pewnie, że istnieją.
Na przykład?
Chciałbym coś uściślić. Nie postrzegam siebie jako nauczyciela tych urwisów, ale raczej przewodnika po świecie muzyki. Cokolwiek chcieliby zagrać, cokolwiek poprawić od strony warsztatowej i wzbogacić się o jakieś porady, jestem dla nich w stu procentach otwarty. Będę pomagać, ale jednocześnie bez niepotrzebnej spinki, wszystko na luzie. Coś nie wyjdzie? Trudno, spróbujemy jeszcze raz. Oni mają się tym interesować, a nie odbębnić godzinę lekcyjną. W Dread Sovereign też sobie pomagamy, w pewnym sensie nawet prowadzimy za rękę i wskazujemy pewne rzeczy. Jedyna różnica jest taka, że w szkole kiedy gram, nie mogę pić browarów, ale to chyba dosyć oczywista sprawa. Tak mi się przynajmniej wydaje [śmiech].
Jak zdefiniowałbyś idealny od A do Z album doommetalowy?
Prawdopodobnie to taki materiał, którego posłuchałbym od deski do deski, nie nudząc się przy tym. A to nie takie oczywiste w tym nurcie [śmiech]. Skąd pytanie?
Ano stąd, że mój dobry znajomy zdefiniował "Alchemical Warfare" jako najczystszy destylat doom metalu. Pozbawiony zbędnego patosu, kiczu i teatralności, tylko czysta zagłada.
Pozdrów swojego kumpla, bardzo miło mi to słyszeć, ale to chyba po prostu kwestia preferencji. Wiesz jak mówią - jeden lubi pomarańcze, a drugi gdy mu nogi śmierdzą. Niektórzy recenzenci twierdzili, że mimo bardzo dobrych pomysłów, nasze numery są po prostu za długie, czasami trochę nużące i spoko - masz prawo do własnej opinii, recenzencie. Na "Alchemical Warfare" dokonaliśmy pewnych korekt w stosunku do poprzednich albumów, jeśli mowa o tempie piosenek i rozkładaniu poszczególnych akcentów. Chcieliśmy wpuścić trochę powietrza do naszej formuły i spróbować równowagi przy operowaniu różnymi elementami, z których jesteśmy znani. Zawsze podobał mi się koncept dynamiki w muzyce, a jeśli jeszcze masz w zespole takiego wokalistę jak Nemtheanga, to spokojnie możesz zapuszczać się w różne rejony poszukiwań.
Trudno zachować równowagę w zmianach tempa w doom metalu czy to stereotyp?
To zależy. Nie mogę odpowiedzieć tak lub nie, bo wszystko jest kwestią twojej własnej percepcji i otwartości na muzykę. Niektórym pewne rzeczy wydają się niemożliwe do połączenia, podczas gdy inni robią to na każdej płycie. Na przykład taki Darkthrone ma sporo wolniejszych numerów, ale czy nazwałbyś ich zespołem doommetalowym? Zakładam, że nie. Podobnie sprawa ma się z Pentagram - w ich dyskografii łatwo o żwawsze kawałki, ale to wciąż zbyt dalekie od sklasyfikowania jako klasyczne heavy. Wspominam o tym dlatego, ponieważ te dwa zespoły są świetnymi przykładami równowagi, którą mam na myśli. Nie trzymają się ścisłych wytycznych, grają to, co grać chcą. My zresztą też. Niezależnie od tego, co by wyszło z naszych kompozycji, póki nam się podoba, i tak to, kurwa, wydamy.
Czyli przy pisaniu piosenek nie przykładacie specjalnej wagi do trzymania się wytycznych konkretnego gatunku?
Nie chcę mówić za innych, ale ja nie przykładam do tego naprawdę żadnej wagi. Po prostu wychodzę z jakimś riffem albo pomysłem na melodię, a potem na bieżąco obserwuję, gdzie ów pomysł może mnie zaprowadzić. Oznacza to tyle, że jeśli wpadnę na jakiś klasycznie rockowy patent albo nawet death/doomowy strzał i brzmi fajnie, po prostu go eksploruję. Przede wszystkim o to chodzi w muzyce - o zabawę. Warto czasami zajrzeć pod powierzchnię i zobaczyć, co jest w środku, a nie porzucać jakiś koncept tylko dlatego, że nie jest się go pewnym. Tak przynajmniej ja to postrzegam.
Każdy z was w Dread Sovereign cechuje się podobną otwartością?
Jesteśmy trzyosobową ekipą raczej doświadczonych muzyków, więc każdy ma odmienne, zindywidualizowane podejście - czysta oczywistość. Mimo tego, bas zawsze będzie u nas grzmiał jak pioruny, bębny zniszczą wszystko na swojej drodze, a ja dorzucę od siebie parę groszy. Wystarczy trzymać wszystko w ryzach, a jak to się uda, wszystko kliknie jak należy.
Masz ulubiony numer na tej płycie? Pytam, bo z takiego materiału, jak "Alchemical Warfare", czyli przepełnionym hitami, pewnie nie tak łatwo wybrać jedną piosenkę.
Teraz to zabiłeś mi ćwieka. Nie wiem, czy potrafię wybrać ulubiony numer z płyty, co oznacza, że teza, którą właśnie postawiłeś, jest jak najbardziej zgodna z prawdą. Ale pomyślmy... Może "Devil's Bane"? Riff przewodni w tym kawałku niszczy.
Kto z was wpadł na pomysł nagrania coveru "You Don't Move Me (I Don't Give a Fuck)" z repertuary Bathory? To dosyć oczywisty wybór jak na doommetalową formację. Myśleliście kiedykolwiek, by poddać własnej interpretacji coś z zupełnie innej szufladki w przyszłości?
Jeśli dobrze pamiętam, to pomysł wyszedł od Alana. Gadaliśmy o tym od jakiegoś czasu, ale gdy tylko przyszło do nagrywania płyty, ten numer zarejestrowaliśmy właściwie w pierwszej kolejności. Wszyscy go kochamy, bo to taki strzał, że nie mam pytań. A co do coverów w przyszłości... Jestem pewien, że jakieś zrobimy. Do tej pory siłowaliśmy się z Venom, Minor Threat, Black Sabbath, Motörhead i Bathory właśnie. Ostatnio myśleliśmy, że warto by spróbować "A Spoonful of Sugar" Mary Poppins i to może okazać się niezłym wyzwaniem. Nie mogę się doczekać.