Obraz artykułu Margaret: Pokazuję wady i niedociągnięcia, bo wszyscy tacy jesteśmy

Margaret: Pokazuję wady i niedociągnięcia, bo wszyscy tacy jesteśmy

Ku zaskoczeniu wielu osób, Margaret postanowiła obrać nowy kierunek, ale czy faktycznie włączenie rapu do jej muzyki powinno być aż tak zaskakujące? Z perspektywą autorki niedawno wydanego "Maggie Vision" możecie zapoznać się poniżej, a przy okazji rozmawiamy o przenikaniu się popu i hip-hopu, o roli idolki i wtargnięciu polityki do codzienności każdego z nas.

Jarosław Kowal: Masz już dosyć opowiadania o tym, dlaczego na nowym albumie brzmisz inaczej i o towarzyszącej temu przemianie?
Margaret: Faktycznie trochę wywiadów już było, a jak padają podobne pytania, to zaczynam się zapętlać i czasami kiedy odpowiadam, myślę sobie: Czy ja to już mówiłam? [śmiech].

 

Dopytuję o to nie tylko dlatego, bo najprawdopodobniej będziemy na ten temat za chwilę rozmawiać, ale również dlatego, bo po premierze albumu można już powiedzieć, że rodzimy show-business pokazał umiejętność dostosowywania się do każdej sytuacji niczym karaluch i chyba nikt się na ciebie nie obraził. Zastanawiam się tylko czy ty sama nie czujesz z tego powodu rozczarowania? Czy to nie było tak, że chciałaś się zbuntować, a okazało się, że większość nadal jest po twojej stronie?
Chciałam się zbuntować i zrobiłam to poprzez muzykę, ale nie chcę odcinać się od niczego i nie chcę nikogo rozliczać. To nie jest tak, że jestem na kogoś zła. Pokonuję teraz pewną drogę i opisałam wynikającą z niej ewolucję na płycie. To, czy moja publiczność przyjmie taką zmianę, czy będzie to dla niej za dużo pozostawało przez długi czas niewiadomą i podobnie było z nową publiką - nie wiedziałam, czy będzie otwarta na taką muzykę. Przy płycie i przy poszczególnych singlach borykaliśmy się jednak nie z tym, że komuś może się nie podobać jak brzmię, a raczej ze stereotypami i uprzedzeniami na mój temat, ale udało się to przełamać.

Zdjęcie Margaret trzymajacej srebrną kule nad głową.

Kilka dni temu natrafiłem na news zatytułowany: Zaskakujące wieści o Margaret. Szczerze opowiedziała o swoim życiu. To oczywiście dość niefortunna konstrukcja nagłówka, ale może faktycznie szczerość gwiazdy pop jest czymś zaskakującym?
Jak tak patrzę na tego rodzaju media i nagłówki, to myślę sobie, że jest w tym ogromna hipokryzja i to na wielu płaszczyznach. Mówi się na przykład o tym, że alkohol jest spoko, a narkotyki nie są spoko - wydaje mi się, że jedno i drugie jest równie szkodliwe, co przyjemne. Wiem, że takie nagłówki dobrze się klikają, ale nie koniecznie mają dużo wspólnego z prawdą.

 

A czy to faktycznie jest tak, że przeszłaś w ostatnim czasie wielką przemianę i sama o sobie dowiedziałaś się czegoś nowego, czy raczej w końcu pozwoliłaś sobie na pełną szczerość, a pod tą medialną fasadą zawsze taka byłaś?
Na pewno przeszłam jakąś przemianę, ale to się nie wydarzyło w kilka dni czy w rok. Transformację z dziewczyny w kobietę przechodzą od kilku lat i od jakiegoś czasu coraz śmielej o tym mówię. Faktycznie natomiast wychodzenie z szufladki było dosyć ciężkie, cały czas czułam, że ktoś ciągnie mnie do tyłu, dyktuje, jak mam nie mówić, czego nie wypada i tak dalej. Na nowej płycie ta przemiana mocno wybrzmiała, ale gdzieś we mnie byłam taka od zawsze. Zawsze czułam się niepokorna. Na pewno natomiast nie byłam tak bardzo świadoma siebie, jak jestem teraz. Coś tam o sobie wiedziałam, ale to wciąż było błądzenie.

Ta moja "zmiana" nie jest dla mnie niczym nowym, zawsze starałam się działać na własnych warunkach, trochę pod włos i wychodzić z szufladek.

Stylistycznie wyszłaś z popu - a przynajmniej jedną nogą z niego wyszłaś - ale jeżeli traktować to określenie po prostu jako muzykę popularną, to dzisiaj hip-hop również jest popem. Nie wydaje ci się natomiast, że przez bardzo długi okres czasu nasz rodzimy pop tkwił w odległej przeszłości i w odróżnieniu od swojego odpowiednika z innych zakątków świata, wzbraniał się przed przyswojeniem środków wyrazu zapożyczonych z innych gatunków muzycznych?
Wydaje mi się, że w ścisłym mainstreamie nadal to żyje, ale taka jest specyfika Polski. Lubimy pop-rockowe rzeczy, ładne balladki, zapalniczkę uniesiona do góry i wspólne bujanie się. Takim jesteśmy narodem i spoko. Ja natomiast zawsze starałam się wychodzić poza schematy. Rzeczy, które nagrywałam jeszcze po angielsku też były na wysokim poziomie, jeżeli chodzi o bardzo mainstreamowy pop. Ta moja "zmiana" nie jest dla mnie niczym nowym, zawsze starałam się działać na własnych warunkach, trochę pod włos i wychodzić z szufladek.

Nie obawiasz się, że zaraz po wyjściu z jednej szufladki, trafisz do kolejnej i za chwilę będziesz musiała zmagać się z tymi samymi oczekiwaniami, ograniczeniami czy wymaganiami?
Tak i dlatego od razu mówię, że nie chcę być raperką. Nie chcę startować w tym wyścigu. Kilka razy w nagłówkach niepotrzebnie pojawiały się takie określenia. Sama mówię o "Maggie Vision", że jest albumem urban popowym - łączę na nim wiele elementów, jest dużo rapowej nawijki, ale nadal są to popowe melodie. W innej odsłonie, ale jednak są. Nie chcę być zamykana w kategorii "rap", bo ona też jest dla mnie za wąska. Nie chciałabym zostać zamknięta w żadnej szufladce i wydaje mi się, że mamy takie czasy, kiedy niemal wszystko już odkryto, więc miksowanie tych wszystkich inspiracji uważam za zupełnie naturalne.

Zdarzyła ci się konfrontacja ze strażnikami "prawdziwego hip-hopu"? Duża część tego środowiska wciąż pilnuje gatunkowej czystości i lubi decydować o tym, kto jest "autentyczny", a kto nie.
Paluch jeszcze mi nie powiedział, że nie mogę tego robić, więc uznaję tę ciszę za akceptację [śmiech].

 

Jest w tym coś ironicznego, że przez ponad trzy dekady rapowano o trudach życia na ulicy, o tym, że chce się lepszego losu dla swoich rodzin i dzieci, a kiedy zaczęło się to spełniać i coraz częściej to właśnie osoby o "lepszym" - bo bez biedy, dilerki i noża za pasem - dzieciństwie zaczynają rapować, zarzuca się im, że są niegodne hip-hopu. Trafiłem nawet na taki komentarz, że nie jesteś raperką, tylko osobą rapującą, co wydaje się tak drobiazgowe, że aż śmieszne.
No tak i w tym kontekście cały ten komunikat rapowy: Dzieciaku, fajnie jest mieć dobre życie w ogóle nie trzyma się kupy. Na pewno jest jakaś grupa osób, które pilnują, co jest rapem, co jest hip-hopem, kto może się tym zajmować, a kto nie, ale z drugiej strony nowe pokolenie ma na to wysrane. Jest na przykład Mata, który pochodzi z dobrego domu, jest tak naprawdę bananowym dzieciakiem i mówi o tym z dumą. Środkiem wyrazu pozostaje rap, ale Mata opowiada za jego pomocą własną historię. Ja też mam swoją i tyle.

Zdjęcie Margaret.

Czujesz w związku z tym, że jesteś na misji i chciałabyś zmieniać to, jak hip-hop jest postrzegany? Bo to przecież nie tylko kwestia tej romantyzowanej "autentyczności", ale również wyjątkowo archaicznego, na taką skalę niespotykanego w dzisiejszej muzyce, postrzegania kobiety.
Świetnie to wyczułeś, bo faktycznie dużo jest na "Maggie Vision" o kobietach i o siostrzeństwie, a wchodzę w gatunek muzyczny, w którym wiadomo, jaki jest wizerunek kobiety. Staram się patrzeć na to też z innej strony - coraz częściej widzę kobiety pokazane w lepszym świetle i na tym chcę się skupiać. Nadal często można usłyszeć o tym, że jest jakaś "suka" i ja jej dam pieniądze, a ona będzie będzie tańczyć i chciałabym to odczarować, pokazywać kobietę jako postać dumną, silną, jako postać piękną i seksowną, ale zarazem partnerkę w rozmowie, a nie jakąś tam "dupę".

 

Taki też stoi pomysł za wytwórnią, którą założyłaś?
W momencie, w którym odzyskałam kontrolę nad swoją karierą i nie musiałam już walczyć z całym światem, nagle znalazłam ogromną chęć na pomaganiem dzieciakom. Jest to przy okazji super inspirujące - spotykam się z kimś, kto zajmuje się muzyką na przykład od roku i ma swoje patenty, które w moim świecie odbierane są jako coś, czego nie powinno się robić. Taka osoba łamie schematy i wychodzi jej z tego coś świetnego, a to pomaga także mi zejść z utartych ścieżek, którymi każdy w końcu zaczyna podążać, kiedy robi coś przez dłuższy czas. Z drugiej strony chciałabym moją wiedzę i moje doświadczenie przekazywać dalej, pomóc tym dzieciakom rozwijać się i osiągać sukcesy. Dzięki wytwórni mam na to miejsce i bardzo się tym zajarałam.

Pamiętam doniesienia o tym, jak zrozpaczeni byli ludzie z zawodowego i rodzinnego otoczenia Taylor Swift, kiedy ta postanowiła wyrazić wsparcie dla społeczności LGBT, bo było to działanie wbrew dotychczasowemu, apolitycznemu, biznesowemu podejściu. W twoim otoczeniu też były zrozpaczone osoby, które za wszelką cenę chciały powstrzymać cię przed tak znaczącymi zmianami?
Były takie osoby, bardzo bliscy współpracownicy, ale ich wymieniłam... Brzmi to okrutnie, ale wydaje mi się, że jak chce się coś robić z pasją i widzi się w tym przyszłość, to potrzebne jest wsparcie ludzi, którzy też w to wierzą. Musiałam do tego projektu dobrać osoby, którym się to podoba, które to czują i które mają wiarę w to, że się nam uda. Było to oczywiście dosyć ciężkie. Potrzebowałam tych zmian, ale odczuwałam też wiele wątpliwości, podsycano we mnie obawy typu: Po co? To bez sensu. Wszystko niszczysz. Nowa myśl muzyczna była jednak na tyle mocna i tak bardzo chciałam się jej oddać, że w końcu rozwaliłam wszystko, co było przed nią [śmiech].

 

Mam wrażenie, że sygnał na zewnątrz, jaki wyszedł wraz z premierą tego albumu był taki, że zrzucasz z siebie ciężar, ale może to nie do końca tak było i miałaś jednak wahania, czy iść w tym kierunku?
Na pewno zrzuciłam ciężar, ale patrzę na to bardziej pod kątem drogi i ewolucji, bo kiedy miałam dwadzieścia lat i wchodziłam w show-business, byłam totalnie nieświadoma, totalnie bez doświadczenia i bez wiedzy. Cieszę się, że w tamtym momencie miałam przy sobie ludzi, którzy wiedzieli, jak się to wszystko robi, bo gdybym sama miała podejmować decyzje, to prawdopodobnie podjęłaby bardzo złe. Z czasem zaczynałam zdobywać pewność siebie, a to wiązało się z odkrycie, że kierunek, w którym chcę iść jest troszeczkę inny. Nie da się jednak zmienić tego z dnia na dzień. Kontrakty muszą dobiec końca, żeby mogło wydarzyć się coś nowego i był taki moment, kiedy w głowie byłam już gdzie indziej, ale niektóre sprawy musiałam dokończyć. To był moment, kiedy faktycznie czułam, że coś mnie uwiera, ale to narastało stopniowo, było konsekwencją wielu decyzji i wydarzeń.

 

Ale nie wstydzisz się niczego, co w przeszłości nagrałaś?
Jest kilka takich rzeczy [śmiech]. Może nie wstydzę się ich, ale jak je słyszę, to od razu myślę: O boże, wyłączcie to. Często były to efekty czegoś, co nie wynikało z mojej chęci, ale staram się je oddemonizować. Rozumiem cały ten proces, rozumiem ludzi, z którymi wtedy współpracowałam i wiem, że na wszystko jest czas i miejsce. Na szczęście teraz mam taki czas, że mogę już robić wyłącznie to, co chcę naprawdę chcę robić i w zasadzie jestem za to wszystko, co dotąd się wydarzyło wdzięczna.

Zdjęcie Margaret.

Zauważalne jest też to, że w twoich tekstach pojawiły się społeczno-polityczne zaangażowane treści, chociażby w utworze "No Future", ale czy jest to kwestia wyboru, czy właśnie braku wyboru?
I tak, i tak. Wydaje mi się, że nie zabieram głosu w kwestiach politycznych, to polityka weszła w sprawy społeczne i dlatego konieczne było zareagowanie. Nie znam się na polityce, jedyne, co w związku z nią robię, to regularne uczestniczenie w wyborach. Kiedy natomiast polityka wchodzi z butami do naszych domów i próbuje decydować o nas i o naszych ciałach, to wtedy jest właściwy moment na odezwanie się. Wcześniej nie poruszałam takich tematów, bo nigdy nie było tak źle, jak jest teraz. Nie do końca uważam jednak, że jest to kwestia polityczna. Poszanowanie praw człowieka nie jest polityką.

 

Kiedy miarka się przebrała?
Działo się to stopniowo, przez kilka ostatnich lat. Przypominało przysłowiowe podgrzewanie żaby - jak wrzucisz ją do gorącej wody, to wyskoczy, a jak powoli podnosisz temperaturę, to przystosowuje się. Mam wrażenie, że od czterech lat jesteśmy właśnie w takiej sytuacji. Mocno mnie to porusza, bo nie dotyczy jakiejś odległej polityki, tylko nas, prawdziwych ludzi, naszych ciał i praw... Przesrane.

Wspomniałeś, że mogę być dla kogoś idolką czy przykładem, a takie postacie jawią mi się jako osoby perfekcyjne i wydaje mi się, że ktoś taki nie istnieje, więc bycie idolem to dla mnie pokazywanie właśnie tego, że nie jestem idealna.

Na pewno masz świadomość, że dla niektórych osób znaczysz więcej niż muzyka, że jesteś też idolką stawianą za wzór, ale czy jest to jednocześnie brzemię albo nawet zobowiązanie do przekazania poprzez swoją popularność czegoś wartościowego? Wydaje mi się, że w Polsce wielu nastolatków i wiele nastolatek prędzej usłyszy o dbaniu o zdrowie psychiczne, edukacji seksualnej albo po prostu wzajemnym szacunku od ciebie niż na przykład w szkole.
Tak i cieszę się z tego, bo wiele tego rodzaju tematów jest zamiatanych pod dywan. Kiedyś też o tym nie mówiłam, bo nie mogłam, bo nie wypadało, bo nie mieszaj się, a teraz dorosłam i mam wyraziste poglądy na wiele tematów. Nikt mnie już nie może ograniczać.

 

Czy mogłabyś w takim razie na zakończenie uformować bezpośredni przekaz, jaki chciałabyś, żeby słuchaczki i słuchacze wynieśli z twojej muzyki albo w ogóle z twojej postawy?
Wspomniałeś, że mogę być dla kogoś idolką czy przykładem, a takie postacie jawią mi się jako osoby perfekcyjne i wydaje mi się, że ktoś taki nie istnieje, więc bycie idolem to dla mnie pokazywanie właśnie tego, że nie jestem idealna. Pokazuję wady i niedociągnięcia, mówię, że nie ma w tym niczego złego, bo wszyscy tacy jesteśmy. Czasy, w których żyjemy, te wszystkie filtry na Instagramie, to wszystko musi być takie piękne i wygładzone, a przecież rzeczywistość taka nie jest i dobrze jest przypominać sobie o tym, żeby nie zwariować.

 

fot. Łukasz Jasiukowicz


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce