Jarosław Kowal: Czujesz ulgę po wydaniu debiutanckiego albumu czy jest ci trochę przykro, że proces twórczy już się skończył, a w dodatku nie ma perspektyw na koncerty i właściwie niewiele można z tą muzyką zrobić, poza oddaniem jej innym osobom do przesłuchania?
Natalia Ptak: Ciekawe pytanie, bo dopiero teraz po raz pierwszy zaczęłam się nad tym zastanawiać, czy rzeczywiście może być mi przykro po zakończeniu procesu twórczego... Może w jakimś stopniu jest to przykre, ale chyba dzięki temu, że cały czas utrzymuję kontakt z Markiem Dziedzicem, producentem albumu, i z Jackiem Szymkiewiczem, z którym pracowałam nad tekstami, nie odczuwam tego aż tak mocno. Na pewno jest to pewnego rodzaju ulga, bo przez kilka lat nosiłam w sobie te wszystkie inspiracje i refleksje, które umieściłam na płycie, ale z ulgą wiąże się też wewnętrzna mobilizacja do dalszych działań, więc jest to miszmasz emocjonalny.
To, że płyta powstawała przez tak długi czas oznacza, że masz perfekcjonistyczne podejście do swojej muzyki czy potrafisz znaleźć urok w niedoskonałościach i zdarza ci się zostawiać je z premedytacją?
Mam w sobie dużo perfekcjonizmu, ale oduczałam się go podczas pracy z Markiem, bo zależało mi na tym, żeby uchwycić na płycie naturalność. Pracowałam nad tym, a Marek nauczył mnie, że niekoniecznie zawsze potrzebne są auto-tune i poprawki, czasami lepiej wyrzucić z siebie całą swoją naturalność i odsłonić się, nie pokazywać w sposób idealny. Wydaje mi się jednak, że długo czekaliśmy na tę płytę nie tylko z powodu perfekcjonizmu, ale ze względu na moje wewnętrzne poszukiwania. Długo to trwało i na pewno słuchacze też zauważyli, że wcześniejsze single niekoniecznie są spójne z tym, co trafiło na album, ale nie traktuję tego w kategorii błędów młodości czy błędów w poszukiwaniach. Po prostu musiałam siebie odnaleźć. Przełomowym momentem był utwór "Kastaniety", czyli pierwszy zrobiony razem z Markiem Dziedzicem.
Były takie momenty, że już tak długo nosiłaś w sobie te piosenki i tak długo nad nimi pracowałaś, że przejadły ci się i musiałaś na jakiś czas porzucić je, odpocząć?
Zdecydowanie tak. Najpierw założyliśmy, że proces twórczy potrwa około pół roku i tak naprawdę materiał mieliśmy gotowy już na początku 2020 roku, ale premiera odbyła się dopiero niedawno. To był czas na poprawki - czy to muzyczne, czy tekstowe - miks i mastering. Kiedy nosi się na barkach te wszystkie utwory i świadomość czy wewnętrzną presję, że powinny już wyjść, z jednej strony nie można się doczekać, z drugiej pojawia się zmęczenie. Odpoczynek - czy to w trakcie pracy, czy już po jej ukończeniu - bardzo dobrze działa.
W pierwszym zdaniu informacji prasowej pada: Kto powiedział, że na wydanie pierwszej płyty tuż przed trzydziestką może być za późno? I od razu zacząłem się zastanawiać, czy ktoś faktycznie tak powiedział? Trochę poszperałem i okazuje się, że Debbie Harry wydała pierwszy album z Blondie w wieku trzydziestu jeden lat, Leonard Cohen miał z kolei trzydzieści trzy lata, a James Murphy trzydzieści pięć, kiedy ukazał się pierwszy album LCD Soundsystem. Może to raczej kwestia kultu młodości, który dzisiaj jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej?
Myślę, że tak i fajnie, że o tym wspominasz, bo faktycznie mamy taki trend, że płyty wydaje się w wieku nawet szesnastu lat albo jeszcze wcześniej, patrząc na różne festiwale dla młodzieży... Wow, jak powiedziałam "dla młodzieży", to aż przeszył mnie dreszcz, że jestem już daleko po tym etapie [śmiech], ale nie mam z tym żadnego problemu. Trzydziestka choć brzmi bardzo groźnie, to nie jest wcale taka straszna. Zresztą jestem w zaszczytnym gronie artystów, o których wspominałeś i myślę, że wiek nie stanowi żadnego problemu. Warto poświęcić dłuższą chwilę, żeby przygotować materiał i zastanowić się, czy na pewno w taki sposób chce się zadebiutować. Czasami pojawia się takie przekonanie, że po trzydziestce człowiek jest już stary, ale życie to proces, wkracza się po prostu w kolejny jego etap.
A kiedy słyszysz, że Billie Eilish w wieku osiemnastu lat odbiera pięć nagród Grammy, myślisz, że to jeszcze za wcześnie czy raczej, że w końcu pojawiła się świeża krew?
Nie mam z tym żadnego problemu i nawet cieszę się, bo sama słucham Billie Eilish i jestem jej fanką. Jeżeli czuła swój moment w tak wczesnym wieku, to super, że udało jej się tak daleko z tym zajść. Każdy z nas ma coś innego do powiedzenia, dobrze, że można posłuchać, o czym śpiewa nastolatka i o czym śpiewa ktoś w wieku trzydziestu lat. Zderzają się wtedy różne emocje i doświadczenia życiowe. Na pewno w dużym stopniu jest to też kwestia tego, jak ktoś prowadzi swoją karierę i jak jest prowadzony przez osoby, z którymi współpracuje.
Myślisz, że gdybyś ty zaczęła publikować muzykę już w wieku osiemnastu lat, to dzisiaj byłabyś z niej zadowolona?
Wielokrotnie się nad tym zastanawiałam, ale nie wierzę w przypadki, myślę, że wszystko w życiu ma swoje miejsce i ta płyta musiała wyjść właśnie teraz, a nie kilka lat wcześniej. Wydaje mi się, że mogłam wtedy nie być gotowa psychicznie. Z natury jestem bardzo wrażliwa i emocjonalna, co może mnie wprowadzić w różnego rodzaju doły, a gdybym w młodym wieku wydała album, mogłabym sobie nie poradzić z tym ciężarem. To chyba nie był mój moment. Dopiero teraz mam wystarczającą samoświadomość.
Tuż przed premierą albumu ukazał się singiel z twoim udziałem, gdzie obierasz zupełnie inny kierunek i zamiast śpiewać o osobistych przeżyciach czy doświadczeniach, śpiewasz o politykach, którzy rozjebali nasz kraj i w ostatnim zdaniu nakazujesz im wypierdalać. Nie pomyślałbym, że możesz coś takiego nagrać.
Bardzo mnie to cieszy, bo jesteś kolejna osobą, którą zaskoczyło to, że razem z Jackiem Szymkiewiczem, Ukryte do Wiadomości i zespołem Chango nagraliśmy taki utwór. Wszyscy kojarzą mnie z łagodniejsza, emocjonalną muzyką, a tutaj wyskoczyłam z groźnie brzmiącym wypierdalać skierowanym do naszego rządu i aktualnej sytuacji politycznej. Wcześniej pewnie czegoś takiego bym nie zaśpiewała, ale mam teraz w sobie większa odwagę do tego, żeby sprzeciwiać się temu, co mnie irytuje i wkurza.
Na albumie tego rodzaju utworów nie ma, czy to znaczy, że masz na Ptakovą ściśle określona wizję i niektórych tematów pod tym szyldem nie chcesz poruszać?
Nie lubię zamykać siebie w szufladkach, bo to do pewnych rzeczy zobowiązuje i tworzy wewnętrzną presję, przez którą trudno później z takiej szufladki wyjść. Super jest próbować nowych rzeczy. "Ukochany Kraj 2020" powstało dosłownie na kilka dni przed premierą płyty, więc było to dość odważne posunięcie, bo wrzuciłam do sieci coś, co było kompletnie inne od muzyki, którą później wydałam. Te wszystkie wulgaryzmy to wyrzut emocjonalny i moje twarde stanowisko wobec tego, co dzieje się w polityce, czego wiele osób mogło się po mnie nie spodziewać. To było super doświadczenie i nie zamykam się na podobne działania w przyszłości. Nie wiem, jak będzie brzmieć kolejny album - choć już tworzę sobie jego obraz w głowie - ale ten utwór udowodnił mi, że fajnie jest mieć odwagę do pokazywania swojej drugiej strony.
Wielu artystów i wiele artystek unika jednoznacznych deklaracji politycznych ze względu na obawy przed utratą fanów i fanek, którzy myślą inaczej. Spotkałaś się już z niechęcią wywołaną przez ten utwór?
Ta płyta nauczyła mnie spokoju i pewności siebie. Nie zwracam nawet na to szczególnej uwagi. Zgadzam się z tym, że wielu artystów boi się podejmowania odważnych kroków i zajmowania stanowiska, bo mogą stracić odbiorców o zupełnie innym zdaniu. Jest to ryzykowne, ale myślę, że warto iść za głosem swojego serca i przede wszystkim być w takich działaniach naturalnym. Nie mam w tym żadnych oporów, uważam, że walka o wolność i walka o własne przekonania i prawa jest bardzo ważna. Myślę, że coraz więcej artystów będzie szło tą drogą, bo coraz bardziej będą ich irytować pewne zjawiska. Może być też tak, że im więcej takich osób wyrazi swoje zdanie, tym łatwiej będzie innym dołączyć. Brakuje nam solidarności, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
O "Sumie wszystkich dźwięków" mówisz, że jest poniekąd pamiętnikiem i bardzo jestem ciekaw, jaka w tym kontekście była rola Budynia, czyli Jacka Szymkiewicza, bo pomagał przy pisaniu tekstów, a przecież pamiętniki zawierają bardzo intymne treści.
Otworzenie się nie było dla mnie łatwe, a zwłaszcza dlatego, bo jestem kobietą i pracowałam nad tymi tekstami z mężczyzną. Dystans może nie był duży, dotąd zazwyczaj pracowałam nad muzyką z mężczyznami, ale i tak otwieranie się i pokazywanie prawdziwych emocji nie należało do łatwych. To są osobiste historie i chociaż owinięte w metafory, to jednak nadal pozostają prywatnymi doświadczeniami. Musiałam odsłonić się przed Jackiem i pokazać, o co mi tak naprawdę chodzi. Czasami kobieta i mężczyzna myślą inaczej, maja inne przekonania na wiele tematów. Jacek okazał się bardzo wyrozumiałym człowiekiem i ma niezwykle otwartą głowę, co było dla mnie ważne, bo kiedyś często słuchałam Pogodno i zawsze imponowała mi ich twórczość, więc możliwość współpracy nad tą płytą była dla mnie wielkim wyróżnieniem. Nazywaliśmy to zresztą warsztatami, bo przyszłam do Jacka z gotowymi tekstami, a później nad tym pracowaliśmy, nadawaliśmy wyrazistości i wyciągaliśmy esencję.
A jest taki tekst, który uznajesz za szczególnie osobisty?
Na pewno najbliższym utworem jest dla mnie "Wiór", jestem z nim mocno związana emocjonalnie. Wspominałam o mojej nadwrażliwości i emocjonalności, a to wszystko się w nim zawiera. To na pewno był jeden z trudniejszych momentów pracy nad tym albumem, ale też "Telebimy kłamstw" są mi bardzo bliskie, choć to już znacznie bardziej polityczny kawałek i pewnego rodzaju obserwacja społeczeństwa. Pisałam go wcześniej, w innym kontekście, ale nadal jest aktualny.
Skoro "Suma wszystkich dźwięków" to efekt podsumowania przeżyć i emocji, które gromadziłaś przez kilka lat, to czy na drugi album można liczyć dopiero za kilka kolejnych?
[śmiech] Mam nadzieję, że nie. Już zaczynam zbierać materiały i kolejne przemyślenia, zapisuję je w notatniku i w dyktafonie w telefonie. Rozmyślam nad kompozycjami, ale też nad samym kierunkiem. Przy pierwszej płycie zostawiłam życiu do zadecydowania, jaka ma być i dlatego jest naturalna, odzwierciedla mnie, a słuchacze mogą dobrze poznać, kim jestem. Sama jestem ciekawa, co pokaże kolejny album. Ciągnie mnie w okolice soulu, nie wykluczam elektroniki, ale akustyczne brzmienia tez nieustannie mnie interesują. Nie wiem, jaki będzie to ostatecznie kierunek, ale mam nadzieję, że znalezienie go nie potrwa kilka kolejnych lat.
fot. Wiktor Franko