Jarosław Kowal: Słyszałaś nową płytę The Neighbourhood?
Daria Zawiałow: Nową płytę The Neighbourhood? Nie, jeszcze nie miałam okazji.
Pytam, bo ciebie po raz pierwszy usłyszałem właśnie przed ich występem w Gdańsku, na początku 2016 roku. Przed koncertem sprawdzałem fragmenty twojej muzyki i wydawało mi się, że to dość karkołomne połączenie, ale na żywo okazało się, że jednak nie i całkiem dobrze do siebie pasujecie. Mam wrażenie, że przez te cztery lata do perfekcji opanowałaś trudną sztukę balansowania na pograniczu popu i "alternatywy". Ty sama czujesz, że do któregoś z tych światów przynależysz bardziej?
Najpierw odniosę się do The Neighbourhood - szczerze przyznam, że od tamtego czasu nie jestem już ich fanką, występ live bardzo mnie zawiódł. Nie podobał mi się ich koncert, a mam - stety bądź niestety - coś takiego, że kiedy zobaczę na żywo zespół, który bardzo lubię i okaże się totalną klęską, to podświadomie przestaję być mega fanką i nie czekam na nowości z wypiekami na twarzy. Dlatego nie słuchałam nowej płyty i właściwie nawet nie wiedziałam, że wydali coś nowego.
Jeżeli chodzi o twoje pytanie - nigdy nie wchodziłam celowo w żadną z tych szufladek i nigdy nie szłam na żadne kompromisy. Wraz z moim producentem i najlepszym przyjacielem, Michałem Kushem, tworzymy tak, jak czujemy, nawet jeśli oznacza to bunt i płynięcie pod prąd. Nie działamy na takiej zasadzie, że z góry ustalamy, w jakim nastroju zrobić którąś z piosenek. Nie nastawiamy się na to, że koniecznie musi być bardziej alternatywna albo że koniecznie musi być mainstreamowo. To nam wychodził naturalnie, od zawsze nadawaliśmy na tych samych falach - razem się rozwijamy. Uwielbiamy eklektyczne płyty i zapewne dlatego nasze też są bardzo eklektyczne. "A kysz!" otrzymało Fryderyka w kategorii Album Roku - Alternatywa, ale już "Helsinki" w kategorii Pop Alternatywny. Absolutnie nie przeszkadza mi to, jak ktoś będzie klasyfikował naszą muzykę, a nawet staram się tworzyć w taki sposób, żeby zostawić słuchaczowi wolny wybór, zarówno w warstwie lirycznej, jak i w warstwie muzycznej. Jeżeli chociaż jeden utwór z całego albumu kogoś zainteresuje, to już jest super.
O The Neighbourhood zapytałem również dlatego, bo na tegorocznym albumie postanowili wymyślić siebie na nowo - nowe brzmienie, nowy wizerunek - a premierowe utwory na specjalnej edycji "Helsinek" też zdają się grawitować w innym kierunku, da się w nich wyczuć lata 80., ale te polskie, PRL-owskie i chociażby Maanam. Na twoim trzecim albumie będzie takich utworów więcej?
Uważam, że wpływy lat 80. da się wyczuć już na podstawowej edycji "Helsinek". Weźmy chociażby "Szarówkę", "Nie dobiję się do ciebie", "Gdybym miała serce" czy "Punk Fu!" - to są utwory, przy których mocno czerpaliśmy z lat 80. Uwielbiamy tę dekadę, lubimy inspirować się twórcami z tamtych lat, ale robimy to po swojemu, nie kopiujemy, uwspółcześniamy. Lata 80. podążają za nami od dawna, a to, co wydarzyło się na reedycji "Helsinek" jest tego kontynuacją.
Muzyka faktycznie już wcześniej nawiązywała do lat 80., ale skojarzenie z Maanamem pojawiło się dlatego, bo w tamtym okresie w Polsce pisało się teksty na pograniczu poezji i dosadnego protestu, mam wrażenie, że w "Manii" robisz dokładnie to samo. Trochę tak, jakby miarka się przebrała i coś w tobie pękło.
Na pewno tak jest. Obecnie nie jest w naszym kraju kolorowo, dzieje się dużo złego, na wielu płaszczyznach. Jak długo można być apolitycznym, stać z boku i przyglądać się temu wszystkiemu? W pewnym momencie, kiedy dzieje się coraz gorzej i gorzej, czara goryczy przelewa się. Tyle mogę zrobić - odrobinę swoich spostrzeżeń i przemyśleń przekuwam w teksty piosenek.
Każda forma sprzeciwu jest ważna i potrzebna, ale wydaje mi się, że jednak w twoim wykonaniu ma to większą wagę. Może nie używasz tak dosadnych i bezpośrednich środków, jak kapele punk rockowe, ale w ich przypadku problemem jest zwracanie się do publiczności, która już myśli w podobny sposób, to trochę jak "nawracanie nawróconych". Ty masz możliwość docierania do większej liczby osób i do bardziej zróżnicowanego grona, ale czy czujesz taką potrzebę, żeby coraz bardziej angażować się w sprawy społeczne albo polityczne, chociażby na nowym albumie?
Nie chcę jeszcze zbyt wiele zdradzać, jeżeli chodzi o trzecią płytę i warstwę liryczną. Mogę powiedzieć tyle, że będzie to płyta bardziej osobista. Do tej pory lubiłam bawić się słowem, jako wielka fanka fantasy kocham tworzyć własną rzeczywistość, zderzać ze sobą wymyślonych bohaterów, lubię być narratorem i opowiadać historie, które mogły się nigdy nie wydarzyć. Do tej pory nie byłam raczej fanką lirycznego ekshibicjonizmu, ale przy trzeciej płycie coś we mnie pękło. Na pewno będzie dużo Darii, więcej jej osobistych doświadczeń. Wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat.
To jest oczywiście broń obosieczna, bo bywa też tak, że chociaż uwielbiało się czyjąś muzykę, trudniej się jej słucha, kiedy autorem jest osoba o skrajnie odmiennym światopoglądzie. Dla mnie tego rodzaju problematyczną postacią jest Morrissey, masz też kogoś takiego albo może potrafisz oddzielać twórcę od dzieła?
Absolutnie nie mam z tym problemu. Jeżeli ktoś jest utalentowanym człowiekiem i tworzy niesamowite dzieła, to nie potrafię przejść obok tego obojętnie, nawet jeżeli nie zgadzam się ze światopoglądem takiej osoby. Zawsze skupiam się na stronie artystycznej twórcy, choć wiadomo, że są też takie postacie, które chcę poznać bardziej, dowiedzieć się, jakie są. Bardzo często chcemy przecież wiedzieć więcej o naszych idolach, naszych autorytetach, poznać ich życie, wiedzieć jacy są. Mam w głowie kilku takich twórców, chociażby niektórych wybitnych reżyserów, którzy w życiu prywatnym mają mroczniejsze oblicze. Kiedy oglądam ich dzieła, staram się o tym nie myśleć. Nie sądzę, żeby to było właściwe podejście, jeśli rezygnujemy z oglądania jakiegoś filmu, bo jego reżyser zrobił coś złego albo ma poglądy, które do nas nie przemawiają.
Wspomniałaś o autorytetach - ty pewnie też dla niektórych osób pełnisz taką funkcję. Czujesz, że coraz częściej ktoś wkracza w twoją prywatność?
Przyzwyczajam się do tego [śmiech]. Nie jest to dla mnie łatwe. Nagle stajesz się kimś bardzo rozpoznawalnym, idziesz ulicą i ludzie chcą zrobić sobie z tobą zdjęcie, proszą o podpisanie płyty albo po prostu zatrzymują cię, by wyznać, że kochają twoją muzykę. Jako typ osobowości raczej introwertycznej, mam trudności z przywyknięciem do tego, ale na pewno takie spotkania zawsze są bardzo miłe.
W introwertyczny sposób prowadzisz też swoje kanały w mediach społecznościowych, traktujesz je przede wszystkim jak narzędzia pracy i pewnego rodzaju obowiązek czy widzisz w nich coś bardziej wartościowego?
Na pewno dzięki mediom społecznościowym mogę mieć kontakt z moja publicznością, dlatego dbam o te kanały, prowadzę je sama. Nawet jeżeli nie jestem osobą, która codziennie postuje i uzewnętrznia się czy nagrywa wszystko na stories na Instagramie, to działam całkiem intensywnie, ale przede wszystkim, w zgodzie ze sobą.
Stawiasz wyraźną granicę pomiędzy życiem osobistym a Darią Zawiałow, którą może poznać przypadkowa osoba.
Tak, dbam o swoje życie prywatne i chronię je przed światem medialnym. Być na świeczniku to po prostu nie w moim stylu. Mam zresztą ten komfort - i mam nadzieję, że tak już zostanie - że portale plotkarskie nie piszą o mnie i o moich prywatnych przygodach [śmiech]. Jak już, to pojawiam się w takich mediach przy okazji rozdań nagród, chociażby Fryderyków i jestem wymieniona gdzieś tam po przecinku.
A gdyby cały ta popularność spadła na ciebie chociażby cztery lata temu, w okolicach koncertu przed The Neighbourhood, to dzisiaj byłabyś w innym miejscu? Często sukces na wczesnym etapie kariery okazuje się klątwą, a wielu artystów i wiele artystek już zawsze jest kojarzonych z tym jednym albumem albo nawet z tym jednym przebojem.
Wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko, co nas spotyka staje się z czasem czymś dobrym albo czymś złym. Niczego nie żałuję i niczego nie zmieniłabym w swoim życiu. Wszystko działo się po to, żebym teraz znalazła się właśnie w tym miejscu, a to, co dzieje się obecnie być może sprawi, że będę w jeszcze lepszym miejscu, a na pewno innym.
Były momenty sfrustrowania? Przewinęłaś się przez kilka programów talent show i pewnie brak spektakularnych sukcesów odbierał motywację do działania. Zdarzało się, że myślałaś o rzuceniu tego?
Myślałam. Miałam wiele takich momentów - wiele wzlotów i tak samo dużo upadków. Poza talent shows, była jeszcze cała droga, jaką przebyłam w wieku nastoletnim - zamieszkałam sama w Warszawie, kiedy miałam piętnaście lat i przez dziesięć kolejnych walczyłam o siebie, o swoje marzenia i o wydanie debiutanckiego albumu czy o to, aby w ogóle móc go napisać. To była droga do odkrycia, kim właściwie jestem, czy mam coś do powiedzenia i z perspektywy całego tego czasu cieszę się, że tyle to trwało. Wiem, że w wieku siedemnastu czy osiemnastu lat nie wydałabym niczego wyjątkowego. Byłam jeszcze nastolatką, trochę głupiutką, nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, nie wiedziałam jeszcze, czego chcę. Cieszę się, że miałam okazję poznać Michała, przeżyć te wszystkie upadki i zwątpienia, bo być może właśnie dzięki temu jestem dzisiaj normalna, nie odlatuję w kosmos przez popularność. Dobrze się czuję, kiedy przyjaciele mówią mi, że cały czas jestem tą samą "Darką", tą samą kumpelką.
Jeszcze na początku roku wszystko wskazywało na to, że lada moment największe polskie kluby będą dla ciebie za małe i konieczne będzie organizowanie koncertów w halach, później pandemia wszystko wywróciła do góry nogami i chociaż najbliższe koncerty masz zaplanowane na te największe kluby, to tylko przy jednej czwartej dotychczasowej publiczności. Frustruje cię ten przymusowy krok wstecz?
Bardzo. Koncerty są najważniejszym aspektem mojej działalności. Uwielbiam występować i jestem bardzo sfrustrowana, że nie możemy grać, zespół zresztą też mocno to przeżywa. Koncerty, które mamy ogłoszone na jesień wciąż stoją pod znakiem zapytania, ale mamy nadzieję, że sytuacja szybko wróci do normalności - nic innego nie możemy zrobić.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze na bardzo ogólne pytanie - jak to jest być Darią Zawiałow w 2020 roku?
Wydaje mi się, że całkiem normalnie. Jestem zwykłą dziewczyną, która płaci rachunki, wystawia faktury, robi zakupy, spotyka się z przyjaciółmi [śmiech]. A do tego tworzy muzykę dla ludzi, więc myślę, że jest całkiem sympatycznie.
ot. Piotr Porębski