Łukasz Brzozowski: Naprawdę uważasz, że wszystkim, czego w życiu potrzeba jest ktoś, kogo możesz kochać i rodzina?
Serf: To konkretne pytanie jak na sam początek wywiadu, wow! No cóż, wydaje mi się, że tytuł płyty tak właśnie stawia tę kwestię. Czy faktycznie to wszystko, czego potrzebuje człowiek? Jeśli chodzi o mnie, mogę udzielić odpowiedzi twierdzącej. Gdyby nie to, nie tworzyłbym muzyki w takiej formie, w jakiej obecnie ją słyszysz, funkcjonowałbym w totalnym dole.
A nie uważasz, że ten koncept jest jednak trochę zbyt prosty?
Jeśli spojrzysz na niego powierzchownie, to tak, może się taki wydawać. Jest w tym coś do bólu naiwnego, może nawet prostackiego, ale jednak ma to dla mnie ogromne znaczenie. Autentycznie wierzę, że w życiu nie osiągnąłbyś niczego bez związków, miłości i relacji z drugim człowiekiem. Te składowe stanowią spoiwo wszystkiego, co robisz i jestem żywym przykładem na słuszność tej tezy. Często zastanawiam się, czy w sytuacji, w której byłbym jedynym ocalałym po katastrofie nuklearnej, grałbym w ogóle muzykę. Kto by jej słuchał, poddawał jakiejkolwiek ocenie? Drzewa? Zombie? Tak do tego podchodzę. W każdym razie jest coś zabawnego w tym, że mówimy o naiwności i swego rodzaju radości w odniesieniu do dosyć mrocznej płyty nagranej w sypialni.
Jaki kształt w takim razie przybrałaby twoja muzyka, gdybyś nie miał nikogo bliskiego u boku?
Żyję w głębokim przeświadczeniu, że muzyka, którą tworzę jest dokładnie taka, jaką chcę, by była. Ale wiadomo, zawsze po drodze do tej układanki dochodzi masa rzeczy zupełnie znikąd. Wydaje mi się, że poruszałbym się po dosyć podobnej palecie melodii, ale poeksperymentowałbym z jeszcze mroczniejszymi pomysłami. Szalałbym z efektami gitarowymi, pewnie pobawiłbym się sygnaturami czasowymi. Całość odznaczałaby się większymi wpływami ambientu. Albo po prostu byłaby dziwaczna [śmiech].
Muszę przyznać, że dla mnie, słuchacza, najistotniejszym elementem twojej muzyki jest dosyć wyraźne uczucie tęsknoty.
Kurde, to ciekawe, nie spotkałem się jeszcze z tego typu opinią. O jaki rodzaj tęsknoty chodzi? Za czym konkretnie?
Ty mi powiedz! W mojej opinii chodzi o swoistą nostalgię, nawrót wspomnień i chwil, które nie wrócą.
OK, widzę, co próbujesz przekazać. Z zewnątrz to faktycznie wydaje się całkiem uzasadnione, bo dużą rolę w tym, co robię odgrywa synth z lat 80. i specyficznie nagłośniony werbel, które cofają mnie do czasów dzieciństwa. Ale tęsknota w ogólnym tego słowa znaczeniu? Nigdy nie planowałem zawarcia tego rodzaju emocji w muzyce, ale jest szansa, że podświadomie, w stylu iście freudowskim, przedarły się one do moich kompozycji samoistnie. Tęsknota za przeszłością, za pewnymi czasami, za czymś, czego już dawno nie ma - sam tego doświadczyłem i znam temat aż za dobrze.
Muzyka Serf idealnie sprawdziłaby się podczas posiadówki na plaży. Wyobraź to sobie - zachodzące słońce, fikuśne drinki i "All You Need in Life Is Someone to Love and Your Family".
Byłbym niesamowicie uradowany, gdyby Serf zagościł na twojej plażowej playliście. A nawet jeśli nie na twojej, to tak naprawdę na czyjejkolwiek, totalnie jara mnie takie rozwiązanie. Dobry Aperol, bananowy szejk i zachód słońca gdzieś w okolicach Morza Czarnego. Tego właśnie pragnę.
O istnieniu Serf dowiedziałem się dzięki splitowi z coraz popularniejszym Love Glove. Jak doszło do tej współpracy?
Współpraca z chłopakami z Love Glove była cudownym doświadczeniem, którego nigdy nie zapomnę. Ich bębniarz - też o imieniu Łukasz - był na jednym z moich pierwszych koncertów, podczas gdy spędzał wakacje ze swoją partnerką w Melbourne. Nie poznaliśmy się na żywo, ale napisał on do mnie na Instagramie, a parę lat później wyszedł z propozycją wspomnianego splitu. Podesłał mi kilka kawałków i bez zastanowienia odpowiedziałem, że wchodzę w to. Ich muzyka przypomina mi nastoletnie lata, gdy na potęgę katowałem Toola czy Deftones, więc ten oniryczny alternatywny rock z miejsca do mnie przemówił. Jeśli zestawisz moją twórczość z nimi, dostajemy dosyć specyficzny miks gatunków, ale to dobrze. W najbliższej przyszłości planujemy nagrać razem coś jeszcze, ale nie mogę pisnąć ani słówka więcej [śmiech].
Nie zgodziłbym się z tym specyficznym miksem gatunków, o którym mówisz. Serf i Love Glove mają ze sobą wiele wspólnego, choćby od strony atmosfery.
Tu się zgodzę, mamy podobne podejście do komponowania, zwłaszcza jeśli wsłuchać się w ekspozycję partii basowych czy zastosowanie progresji akordów. Dodatkowo i oni, i ja jesteśmy bardzo podjarani shoegazem. Chłopaki z Love Glove mają jednak w sobie ten ładunek oszałamiającej energii, która przebija się przez rozmarzoną warstwę ich muzyki. Bardzo utalentowane ziomki.
Shoegaze - ciekawa sprawa. Nie uważasz, że jest to dosyć wtórny gatunek?
Dla naiwnego słuchacza z pewnością. Większość gatunków muzycznych może brzmieć naiwnie, a nawet głupio, jeśli ich nie czujesz i nie rozumiesz. Sam jestem gitarzystą i mam obsesję na punkcie kostek, efektów i innych takich, a shoegaze zaspokaja moje potrzeby w tym zakresie. Jedną z moich płyt życia jest "Souvlaki" Slowdive i to chyba w zasadzie wyczerpuje temat.
Nie zrozum mnie źle, mam tak samo - też kocham "Souvlaki", ale nowsze shoegaze'owe projekty w dużej mierze nie robią nic ponad kopiowanie Slowdive albo My Bloody Valentine.
Teraz rozumiem, o co ci chodzi. Uważam, że przy tworzeniu shoegaze'u niezwykle ważne jest dodanie do niego czegoś własnego. Z podstawy, czyli ściany gitar i innych takich, musisz uczynić bazę wyjściową i na jej fundamencie budować rzeczy oryginalne, w jakiś sposób unikatowe. DIIV zrobili to naprawdę dobrze na swojej najnowszej płycie. Świetnym przykładem jest też umieszczanie shoegaze'owych smaczków w ramach kompletnie odmiennych gatunków, jak robią to chociażby Love Glove. Co tu dużo mówić - mam słabość do delaya, reverbów i całej masy innych upiększaczy brzmienia gitar.
Czujesz, że budujesz w ramach swojej twórczości coś unikatowego?
Wydaje mi się, że tak. Pożyczam nastrój od klasyków shoegaze'u, wieśniackość popu z lat 80., a do tego mrok post-punka. Po zsumowaniu tych elementów dostajesz coś nietypowego, powiedziałbym nawet, że niespodziewanego. Nie chcę być niestandardowy na siłę, ale zwyczajnie piszę takie kawałki, jakich sam chciałbym słuchać. Proste jak drut.
W jednej z odpowiedzi wspominałeś Tool - co sądzisz o ich ostatniej płycie?
To jest bardzo dobre pytanie na koniec rozmowy. Sprawa wygląda tak, że to był mój ulubiony zespół, gdy zaczynałem tworzyć muzykę. Kupiłem Les Paula, żeby być jak Adam Jones, a nawet grałem w coverbandzie Tool, kiedy miałem szesnaście lat. Nauczenie się "Schism" zajęło nam dobre trzy miesiące [śmiech]. Teraz, trzynaście lat później, moja fascynacja minęła raczej bezpowrotnie. Brakuje mi u nich wyrazistych melodii, hooków, które mogę chwycić. Ale Tool raczej nie będzie tą opinią zasmucony [śmiech].