Obraz artykułu Baasch: Lubię, kiedy muzyka w pierwszym kontakcie jest trudna, a później fascynuje

Baasch: Lubię, kiedy muzyka w pierwszym kontakcie jest trudna, a później fascynuje

"Noc" to trzeci album Baascha, ale zarazem pierwszy nagrany w całości po polsku i o ile wcześniej stołeczny muzyk postrzegany był jako obiecujący artysta alternatywny, teraz czuć, że zbliża się przełom w jego karierze. Przed Bartkiem Schmidtem otworzyły się drzwi, które wcześniej pozostawały jedynie uchylone, a to, co się za nimi znajduje napawa optymizmem.

Barbara Skrodzka: Po trwającym kilka miesięcy okresie przygotowań do wydania trzeciego albumu, serii koncertów i licznych wywiadach odnoszę wrażenie, że o tej płycie wiemy już niemal wszystko. Są tam jeszcze jakieś tajemnice nieodkryte nawet przed tobą samym?

Bartek Schmidt: Czy znajdują się tam jeszcze jakieś tajemnice... Nie wiem, ale na pewno do czegoś można się jeszcze dogrzebać. Na temat "Nocy" powiedziałem już wiele, ale nawet gdy w wywiadach odpowiadam na te same pytania, za każdym razem rozmawiam z różnymi ludźmi i te spotkania zawsze są inne. Nie nudzę się przy nich. Cieszę się, że ludzie są zainteresowani moją muzyką i chcą dowiedzieć się czegoś więcej.

 

"Noc" była gotowa już w marcu, a na latnich koncertach grałeś nowe piosenki. Oswoiłeś się już z tą muzyką?

Jeszcze nie. Przez to, że teksty napisane są po polsku, potrzebuję nieco więcej czasu. Czuję się trochę inaczej, śpiewając w języku ojczystym.

Język był przeszkodą podczas tworzenia tego albumu?

Język polski był pewnym wyzwaniem. Słucham muzyki głównie po angielsku, rzadko włączam polskie zespoły. Tak naprawdę nie wiedziałem, jakie teksty mi się podobają i jakie chciałbym pisać. W tej kwestii nie miałem autorytetów. Sam musiałem odkryć, jaka forma najbardziej mi odpowiada. Czułem, że pracuję nad swoim brzmieniem i sposobem pisania tekstów. Bardzo chciałem zachować swój styl, a jednocześnie przełożyć go na język polski, który jest inny. Chodzi nie tylko o brzmienie, ale także o konstrukcję zdań. W języku polskim inaczej przekazuje się myśli. Angielski jest bardzo komunikatywny i prosty, opiera się na przekazywaniu tylko i wyłącznie treści. Polski daje możliwość zabawy słownej i pisania bardziej metaforycznie, co mi się bardzo podoba. Z drugiej strony, nie chciałem, żeby teksty brzmiały pretensjonalnie.

 

Słychać, że lubisz bawić się słowem...

Słowa na pewno są dla mnie ważne, tak samo jak muzyka. Teksty do tych piosenek poniekąd napisały się same. Zazwyczaj jest tak, że improwizując do muzyki, wypluwam bez większego zastanowienia jakieś słowa, które przelatują przeze mnie. Z tego buduje się treść, a nawet zabawy słowne, które często wychodzą przypadkiem.

 

"Cienie" są rezultatem takiej zabawy?

To jest jeden z tych przypadków. Po prostu śpiewałem i nagle okazało się, że to, co wychodzi z moich ust jest właściwie tym samym zbitkiem sylab, ale posiadającym inne znaczenie. Nie siedziałem z kartką i długopisem i nie rozpracowywałem tego.

 

Interesujący jest też "Dual", zaczyna się od riffu, który po pierwszym odsłuchu może wydać się nieco irytujący. Co ciekawe to nie żaden instrument, tylko twój głos.

Pracując nad "Dualem", na początku zaśpiewałem sobie ten riff, żeby później pamiętać, co chcę nagrać instrumentem. Potem przepuściłem nagrany wokal przez efekty i stwierdziłem, że to jest to [śmiech].

Bartek Schmidt, czyli Baasch trzyma rękę na twarzy.

Niemal natychmiast wpadł mi w ucho utwór "Woda", czego dotyczy?

W tym kawałku chodzi o to, że ktoś nie do końca jest szczery z drugą osobą, ukrywa prawdę o relacji i leje przysłowiową wodę zamiast dojść do sedna. Ta druga osoba w tej wodzie tonie - topi się w tej relacji...

 

Dostrzegasz w Polsce wyróżniających się tekściarzy?

Od dziecka ceniłem Kasię Nosowską, bardzo lubię też teksty Marysi Peszek i Fisza. Jest też coś ciekawego w młodym pokoleniu hip-hopowym. Podoba mi się to, że te teksty są tak bardzo opisowe, trafiające w punkt i tak blisko życia. Słuchając ich, czujesz się tak, jakbyś siedział przy piwie z człowiekiem, który chce pogadać o życiu.

 

Miałam okazję słuchać "Nocy" na długo przed tym, nim została wydana i jest to jedna z nielicznych polskojęzycznych płyt, które na pewno zostaną ze mną na długo. Tobie też zdarzają się takie płyty, od których nie możesz się uwolnić?

Miewam takie płyty. Nie jestem osobą, która słucha bardzo dużo, ale jak już znajdę coś, co na mnie działa, to chętnie sobie ten bodziec powtarzam. Nie wiem, na czym polega wabik, który powoduje, że zostajesz z płytą na dłużej. Niektórzy twierdzą, że mają na to jakąś receptę, jakieś metody na pisanie przebojów. U mnie działa to bardzo intuicyjnie, nie mam żadnych patentów na konstrukcję piosenki. Nigdy nie próbuję dostosować tego, co robię do jakichś z góry ustalonych szablonów. Są ludzie, którzy w ten sposób podchodzą do muzyki i komponują bardzo skuteczne hity. Ja trochę inaczej myślę o muzyce.

 

Na czym polega twoje myślenie o muzyce?

Po prostu ją robię, dlatego mam wrażenie, że wszystko dzieje się częściowo samo. Nie jestem muzykiem czy producentem, który lubi wysiłek [śmiech]. Nie katuję się. Albo coś mi wychodzi i dokądś zmierza, albo nie i wtedy odpuszczam. W tym, co robię nie ma dużo pracy intelektualnej, znacznie więcej jest zabawy i pozwalania sobie na działanie bez kontroli. Jeśli to powoduje, że ludzie uzależniają się od mojej muzyki, to nie pozostaje mi nic innego, jak się z tego cieszyć.

Czuć ten luz, u innych artystów szukasz czegoś podobnego?

Szukam naturalności. Nawet gdy słucham czegoś bardzo dziwnego, lubię poczuć, że jest to efekt spontanicznych decyzji, a nie jakiś z góry założonych planów czy konceptu. Ważne są dla mnie emocje. Jeśli muzyka nie wywołuje emocji - niezależnie od tego, jak dobrze byłaby wyprodukowana, jak dobrze brzmi i jest zaśpiewana - nie wzbudza we mnie zainteresowania. Lubię kiedy muzyka mną szarpie, przesuwa granice, kiedy w pierwszym kontakcie jest trudna, a później mnie fascynuje. W takich przypadkach wiem, że stoję przed wyzwaniem i jako słuchacz czuję się potraktowany serio - odnoszę wrażenie, że ktoś prowadzi ze mną dialog.

 

Jest różnica między tobą w dzień a tobą w nocy?

Wydaje mi się, że jestem trochę inny w dzień niż w nocy. To na pewno zabrzmi ezoterycznie, ale uważam, że wpływają na mnie księżyc i światło [uśmiech].

 

Nad albumem pracowałeś głównie nocą, co byłoby gdybyś nagrywał w dzień?

Myślę, że byłaby to inna płyta.

 

Myślisz, że mogłaby być "lżejsza"?

Możliwe, tego nigdy nie mogę być pewny. Cały czas słyszę od ludzi, że moja muzyka jest mroczna, a dla mnie taka nie jest... Moja muzyka zmienia się razem ze mną.

Bartek Schmidt, czyli Baasch trzyma stoi.

Jakie zmiany na przestrzeni ostatnich lat w sobie dostrzegasz?

Teraz na pewno więcej rozumiem i lepiej siebie znam, jestem spokojniejszy w relacji ze sobą samym. Pewne rzeczy już mi się uleżały. Mniej mnie zadziwia i zaskakuje, jestem troszkę bardziej pewny tego, gdzie jestem i gdzie jest moje miejsce. Zobaczymy, jakim człowiekiem będę, gdy będę nagrywał kolejną płytę.

 

Noc jest odzwierciedlona także w twoim ubiorze. Zarówno na co dzień, jak i na koncertach widzimy cię głównie w czerni. Nie eksperymentujesz, jeśli chodzi o ubrania.

To prawda, ale wygoda też ma znaczenie. Po tylu latach noszenia tylko czarnych ubrań, jak założę coś w innym kolorze, czuję się jak klaun, ale zdarza mi się eksperymentować z szarym, granatowym... [śmiech]

 

Jak wyglądają twoje plany na pozostałą część roku?

Na pewno skupię się na promocji płyty. Zagramy jeszcze kilka koncertów. Na jesieni odbędzie się koncert premierowy, na którym zaprezentujemy cały materiał z albumu. Wstępnie planuję też wydanie teledysków do "Miasta" i "Duala". Bardzo chciałbym zrobić remiksy nowych piosenek, ale jeszcze nie wiem, w jakiej formie. Planuję wydanie muzyki, którą przygotowałem do spektaklu "Balladyna" w formie albumu. Mam w zanadrzu jeszcze jedno wydawnictwo z artystą z Polski, ale na razie nie będę zdradzał z którym. Wszystko już od dłuższego czasu mamy przygotowane, ale czekamy na odpowiedni moment. Pojawiły się też inne propozycje współpracy. Nawet jeśli koncertów jesienią nie będzie, to na pewno nie będę się nudził.

 

Wydawanie dużej liczby teledysków ma jeszcze sens? Ja już od dłuższego czasu ich nie oglądam. O ile jeden teledysk promujący materiał jest uzasadniony, bo to jakaś forma wizualizacji emocji i uczuć, o tyle na oglądanie wszystkich tych klipów trzeba już specjalnie przeznaczyć czas i zaangażować wszystkie zmysły, nie mówiąc o tym, że wyprodukowanie tych obrazów sporo kosztuje.

Myślę, że dla kogoś, kto jara się muzyką danego artysty teledyski nie są aż tak istotne. Inaczej jest, gdy weźmiemy pod uwagę osoby, które nie znają zespołu i dzięki temu mogą go poznać. Pamiętam, kiedy jako dziecko czekałem na teledyski Björk i Massive Attack oraz uczucia im towarzyszące. Były to czasy MTV, zupełnie inna epoka. Dużo radości sprawiłoby mi, gdyby okazało się, że ktoś tak czeka na mój klip i że mogę dostarczyć podobnych emocji. Interesuję się wizualną stroną różnych rzeczy. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w procesie tworzenia tych obrazów, pracować z różnymi ludźmi, podpatrywać ich. Robienie teledysków nie jest łatwym zadaniem, mam to szczęście, że są ekipy i ludzie, którzy chcą ze mną pracować. Będę starał się zrobić jak najwięcej teledysków, bo uważam, że to dobrze, kiedy jednak istnieją. Szczególnie jeśli są to klipy, które pomagają muzyce.

Okładką płyty jest twój portret, ale połowę twarzy zakrywa maska. Sądziłam, że ta przesłona została zrobiona cyfrowo, okazuje się jednak, że jest to przedmiot, którego jesteś właścicielem.

Ciekawostką jest również to, że przez środek zdjęcia biegnie zielona smuga, która także wygląda jakby była efektem pracy grafika - to krawędź akwarium, które stało przede mną. Na tym zdjęciu nie ma nic z postprodukcji.

 

Ostatnio na Facebooku powstała grupa It's so Baasch, jaki jest jej cel?

Przez tę grupę chciałem się trochę zbliżyć do moich słuchaczy, bo okazało się, że profil na Facebooku nie do końca jest platformą do tego sprzyjającą. Powstał pomysł założenia grupy. Nie jestem zwierzęciem social mediowym, gościem, który non stop siedzi z telefonem i który chętnie dzieli się swoją prywatnością. Wydawało mi się, że taka grupa będzie lepszym rozwiązaniem.

 

Z czego wynika twoja niechęć do mediów społecznościowych?

To kwestia charakteru. Mówi się, że ludzie dzielą się na zwierzęta domowe, jak pies lub krowa albo zwierzęta dzikie - gepard lub sarna. Ja jestem kuną. Takim zwierzakiem, który żyje niby dziko, ale przy aglomeracji miejskiej. Chętnie czasem coś ze śmietnika wygrzebie i tak dalej [śmiech]. Ludzie są super, ale wolę mieć ich w tle. W gruncie rzeczy bardzo lubię być sam i bardzo sobie cenię własne towarzystwo. Widziałaś kiedyś kunę na Instagramie? [śmiech]

 

 

Baasch w podcaście Soundrive Live
Recenzja albumu "Noc"

fot. Yan Wasiuchnik


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce